Reklama

„Najlepszy mecz w historii”. Jak polscy koszykarze pokonali Słowenię w ćwierćfinale EuroBasketu

Sebastian Warzecha

09 września 2025, 09:11 • 9 min czytania 3 komentarze

To była sensacja. Obrońcy tytułu, z genialnym Luką Donciciem w składzie, a naprzeciwko nich reprezentacja bez choćby jednego zawodnika grającego na Euroligowym poziomie, o NBA nie wspominając. Faworyt był – bo musiał być – oczywisty. A jednak to Słoweńcy schodzili z parkietu pokonani. Z kolei Polacy świętowali. Bo mieli doskonały powód. Właśnie znaleźli się – po raz pierwszy od 1971 roku – w najlepszej czwórce turnieju. Ale jak doszło do tego triumfu?

„Najlepszy mecz w historii”. Jak polscy koszykarze pokonali Słowenię w ćwierćfinale EuroBasketu

EuroBasket przez moment był nasz. Polska vs Słowenia 2022

Reklama

Ponitka był wielki

To był mecz Mateusza Ponitki. Lider naszej kadry jeszcze kilka miesięcy wcześniej był przez wielu kibiców krytykowany, gdy nie rozwiązał od razu po rosyjskiej agresji na Ukrainę kontraktu z Zenitem, w którym występował. Ba, na moment wrócił nawet do Rosji, zagrał nawet w meczu. Dopiero potem udało się umowę zakończyć. Ale mleko się rozlało, a Ponitka – może i po części słusznie – nie miał w Polsce łatwo.

Gdy jednak zaczął się EuroBasket, to grał świetnie. Ale możliwe, że nigdy nie rozegrał takiego meczu, jak ze Słowenią. Zaliczył wtedy ledwie czwarte triple-double w historii EuroBasketu – 26 punktów, 16 (!) zbiórek i 10 asyst. Genialne zawody.

Bez Ponitki nie osiągnęlibyśmy niczego – mówił potem Aleksander Balcerowski, a trener Igor Milicić podkreślał, że to pewnie najlepszy występ indywidualny reprezentanta Polski w dziejach. Zresztą cała drużyna zagrała wtedy wspaniale.

W efekcie nasz EuroBasket trwał dłużej, niż zakładano. Zresztą, jak wspominał w rozmowie ze sport.pl sam Ponitka, reprezentanci mieli to w planie.

W berlińskim hotelu widzieliśmy drużyny, które na co dzień grają o medale mistrzostw Europy, świata, olimpijskie złoto. I koszykarze tych ekip przyglądali się nam, Polakom, na korytarzach, i się pewnie zastanawiali: co my tu robimy? Takie odnieśliśmy wrażenie. Pamiętam rozmowę z Aaronem [Celem]. Siedzieliśmy akurat na stołówce przy posiłku i myśleliśmy: kurczę, a jakby zostać do samego końca? Przecież ci goście chyba by oszaleli, skąd Polacy wzięli się tak wysoko.

Oszaleć rywale może nie oszaleli. Ale my faktycznie zostaliśmy do końca. I choć bez medalu, to tamten EuroBasket przeszedł do historii. A szczególnie ten mecz ze Słowenią.

Droga do ćwierćfinału

Polacy nie mieli przed tamtymi mistrzostwami przesadnie dobrej prasy. W 2021 roku w fatalnym stylu przerżnęli – naprawdę, nie da się tego nazwać inaczej – kwalifikacje do mistrzostw świata. Po części w rezultacie tego z posadą pożegnał się Mike Taylor, trener, który wprowadził Biało-Czerwonych na poprzednie MŚ i doszedł tam z nimi do ćwierćfinału. W jego miejsce wszedł Igor Milicić, doskonale znany i z grania, i z prowadzenia klubów w polskiej lidze.

To on miał za zadanie najpierw wprowadzić – choć do tego potrzebował tylko jednego wygranego meczu – a potem przygotować tę kadrę do EuroBasketu. Sparingi wypadały jednak średnio, choć im bliżej turnieju, tym wydawało się, że zawodnicy lepiej rozumieją koncepcję trenera.

Tak naprawdę jednak celem było wyjście z grupy. Nic mniej, nic więcej. Polakom się to udało – z trzeciego miejsca, za Serbią i Finlandią, które boleśnie nas obiły. Biało-Czerwoni wygrali mecze z Czechami, Izraelem i Holandią. Wszystkie w miarę pewnie. Ale już w 1/8 finału czekała na nas Ukraina, zespół „wyceniany” wyżej, faworyzowany przez bukmacherów. Nic dziwnego, w grupie Ukraińcy wyprzedzili przecież Chorwatów i Włochów.

Inna sprawa, że mimo wszystko było to całkiem niezłe – jak na fazę pucharową – zestawienie. Polacy czuli, że mają szansę i chcieli z niej skorzystać. Udało się. Biało-Czerwoni wygrali trzy kwarty, słabiej zagrali tylko w drugiej, przegranej sześcioma punktami. Trzecia i czwarta były jednak znakomite i dały nam pewny awans. Brylował wtedy A.J. Slaughter (24 punkty), Mateusz Ponitka też dorzucił swoje i był świetny w pozostałych elementach (22 punkty, 9 zbiórek i 6 asyst), ponad 10 punktów rzucili też Aleksander Balcerowski i Michał Sokołowski, a punktowali również w ogóle Jakub Garbacz, Aleksander Dziewa (świetny na tablicach), Aaron Cel, Michał Michalak (znakomity w rozegraniu) i Jakub Schenk.

Polacy, owszem, mieli swoich liderów, ale to był sukces całej drużyny. Mimo wszystko – spodziewano się, że to nasza ostatnia wygrana na tamtym EuroBaskecie.

Wielkie granie i wielki kryzys

Pierwsze dwie kwarty meczu ze Słowenią? Perfekt. PERFEKT. Jeśli nie pamiętacie, obejrzyjcie je sobie. Możliwe, że nigdy nie zobaczymy już reprezentacji grającej na tym poziomie – bo nawet, gdy w tym roku Polacy pokonywali Słoweńców, to nie było to. Wtedy rywali zmiażdżyli. Zdemolowali. Roznieśli. Nazywajcie to, jak chcecie. Najważniejsze, żeby oddawało to, co w 20 minut zrobili Biało-Czerwoni.

Po pierwszej połowie meczu prowadzili bowiem 19 punktami. Słownie: dziewiętnastoma. Z obrońcami tytułu. Z Luką Donciciem.

Polacy mówili potem, że od początku byli rozluźnieni, że czuli się bardzo dobrze na parkiecie. Inaczej niż Słoweńcy, którzy mieli być spięci. Biało-Czerwoni to dostrzegli, a ten fakt tylko bardziej ich napędził. Zdenerwowanie rywali stało się dla nich paliwem. Wykorzystywali je doskonale. Czuli się tak pewnie, że nierzadko cieszyli się z punktów, jeszcze zanim piłka wpadła do kosza. I słusznie, bo zawsze faktycznie tam wlatywała.

Pamiętam, że w przerwie meczu wysłałem SMS-a do mojej żony. Przyjechała specjalnie na ten mecz i bardzo nie chciałem, żeby po kilkunastu godzinach podróży musiała wracać znów do domu. Napisałem jej wtedy: „Jeszcze 20 minut, aby dać z siebie wszystko, i zostajemy. Nie chcę jeszcze wracać do domu”. No i potem rzeczywiście te 20 minut na boisku było mieszanką emocji: od euforii, przez smutek, zaniepokojenie, po kolejną euforię. A na koniec strach przed tym, czy ewentualny faul nie odbierze nam zwycięstwa. A potem sama radość. Po prostu rollercoaster – wspominał potem Ponitka na sport.pl

O emocjach mówi nie bez powodu. Polacy bowiem w trzeciej kwarcie… roztrwonili właściwie całą przewagę, jaką wcześniej zbudowali. W dziesięć minut rzucili ledwie sześć (!) punktów. Słoweńcy za to – 24. Wydawało się, że to koniec, że trzeba obudzić się z pięknego snu. Tym bardziej, że w czwartej części gry rywale nie zwolnili. Na siedem minut przed końcem Biało-Czerwoni przegrywali pięcioma punktami, a z boiska wyleciał Aleksander Balcerowski, który sfaulował rywali po raz piąty.

W wielu innych meczach Polacy mogliby się poddać. Ale nie wtedy. Tamtego dnia mieli świadomość, że nadal mogą wygrać, nawet z tą Słowenią.

Na EuroBaskecie do końca

Kluczowy okazał się w tym… Luka Doncić. Lider Słoweńców, który w poprzednich trzech spotkaniach EuroBasketu rzucił łącznie ponad 100 punktów, z Polakami miał niesamowicie trudne zadanie. Podwajali go Ponitka z Sokołowskim, nie dawali ani chwili na oddech. O Sokole fani mówili potem, że to „gość, który zatrzymał Doncicia”. Ale to Ponitka sprawił, że Luka wyleciał z boiska. I to w dodatku w momencie, gdy wydawało się, że odzyskał rytm, że doprowadzi swoją kadrę do wygranej.

Doncić jednak był w dużej mierze sam sobie winny. Wcześniej zebrał faul techniczny za pretensje wygłaszane do arbitrów. Jego licznik fauli pokazywał wówczas cztery. I wiedział, że na więcej przewinień nie może sobie pozwolić. Ale Ponitka na niego polował i w końcu przechytrzył. Poszedł w jego lewą stronę, potem zasugerował, że chce wyskoczyć w górę. Nie chciał. Został na ziemi. A Doncić się nabrał, sam wyskoczył i wtedy Polak poszedł w niego ciałem. Donciciowi odgwizdano przewinienie.

Słoweńcy zostali bez lidera. I było to widać.

Polacy w tej sytuacji odzyskali rezon, zresztą już chwilę wcześniej – za sprawą trójki, a jakże, Ponitki – wyrównali. A teraz jeszcze rywale musieli grać bez swojej gwiazdy. I w sumie to nie wiedzieli, co w tej sytuacji zrobić. Pogubili się, a Biało-Czerwoni z miejsca z tego skorzystali i im odskoczyli. Na 75 sekund przed końcem Ponitka znów trafił za trzy. Zrobiło się 87, a potem nawet 89:80, a i tak… było nerwowo do samego końca. Zanotowaliśmy bowiem później kilka strat, rywale się zbliżyli. I mieli nawet rzut na remis.

Rzucał, z połowy, Klemen Prepelić. Zaatakował go Michał Sokołowski. Gdyby sfaulował – rywal, świetnie rzucający osobiste, miałby trzy wolne. Ba, fatalny scenariusz zakładał, że Prepelić by trafił, a do tego dostał osobisty i wyprowadził Słowenię na prowadzenie. Ale Sokół – choć fanom na moment stanęły serca – faulu się nie dopuścił. Ponitka mówił potem, że było to spore ryzyko, że sam by na ten rzut po prostu pozwolił, bo z tej odległości szansa trafienia była mała. Ale zachowanie Michała pokazywało, jak Polacy byli naładowani.

A brak faulu, że czasem mieli nieco szczęścia. Bo nie było ani osobistych, ani trafienia Prepelicia. Mecz się skończył. Polacy wygrali 90:87, a w kuluarach zaczęto mówić, że Doncić i spółka w noc poprzedzającą mecz zabalowali w Berlinie. Czy tak było? Nie wiadomo. Ale dla naszych zawodników nie miało to żadnego znaczenia – oni się cieszyli. Problemy Słoweńców – jeśli prawdziwe – nie były ich problemami.

Oni zrobili to, co planowali. Tym zwycięstwem sprawili, że pozostali na EuroBaskecie do ostatniego dnia.

„Najlepszy mecz w historii”

I zawodnicy, i trener mówili potem wiele o charakterze. O tym, że cały czas wierzyli w wygraną. Czasem wspominali coś o szczęściu, ale znacznie częściej – po prostu o umiejętnościach. Wszystkich, którzy byli na parkiecie. Bo owszem, Ponitka był genialny. A.J. Slaughter też. Sokołowski nieoceniony, szczególnie w obronie. Ale bohaterów było więcej. Niespodziewanie 14 punktów rzucił wtedy Jarosław Zyskowski. Aleksander Dziewa zaliczył znakomitą zmianę, wymuszoną faulami Balcerowskiego.

Każdy się dołożył, po prostu. Razem zagrali najlepszy mecz w historii tej kadry. Przynajmniej tak nazywa go trener Milicić.

– Myślę, że to już jest uznawane za najlepszy mecz polskiej kadry w całej jej historii. Ja mam na komputerze takie „przypominajki”, gdzie wyskakują mi wspomnienia z różnych momentów życia. I co chwilę pojawia się też obraz z meczu ze Słowenią. To zdjęcie moich dwóch synów, którzy byli na tym spotkaniu. Jeden jest w koszulce Olka Balcerowskiego, a drugi w takiej z numerem „10”. Na zdjęciu skaczą z radości i właśnie ta radość jest tak czysta i pełna, że ten obraz zachowałem. Bo to piękna chwila. I mam go po to, żeby pamiętać, uczcić je i cieszyć się z takich właśnie chwil. W sporcie często jest tak, że z wygranej cieszysz się jeden dzień, a po przegranej jesteś zły dużo dłużej – mówił nam, gdy rozmawialiśmy przed turniejem.

Michał Sokołowski był w swojej opinii znacznie bardziej powściągliwy, ale też wspominał, że to mecz, który na pewno ma miejsce wśród najlepszych – zarówno jeśli chodzi o jego indywidualny występ, jak i o to, jak zagrała drużyna. – Wiem, że to była jedna z najlepszych chwil w moim życiu, przynajmniej w tamtym momencie. I wiem też, że wszyscy też ten mecz chwalą. Więc może faktycznie jest to jedno z najlepszych spotkań w historii kadry. O ile nie najlepsze – stwierdził.

Ba, nawet Jordan Loyd wspomniał, że pamięta, jak oglądał ten mecz i dobrze go zapamiętał. A to, że został mu we wspomnieniach na długo przed tym, jak Jordan stał się obywatelem Polski, też o czymś świadczy.

Więc może faktycznie – najlepszy w historii?

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. YouTube/FIBA

EuroBasket ma wiele historii. Czytaj o nich na Weszło:

3 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Koszykówka

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama