Yannick Agnero to najdroższy piłkarz w historii Lecha Poznań. Mistrz Polski zapłacił za niego ponad dwa miliony euro i zamknął ciągnący się od wielu miesięcy serial związany z poszukiwaniem napastnika, rywala dla Mikaela Ishaka. Mimo że mówimy o rekordzie transferowym, cena za nową dziewiątkę była wręcz promocyjna — jego klub do niedawna chciał dwukrotnie większych pieniędzy. Co sprawiło, że Agnero ostatecznie trafił do Ekstraklasy?
![Lech Poznań czekał na niego całe lato. To dlatego postawił na tego napastnika [KULISY]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/09/yannick-agnero-lech-poznan.jpg)
Kilkanaście nazwisk i kilka tygodni oczekiwania. Saga transferowa związana z transferem nowego napastnika do Lecha Poznań męczyła, irytowała, ale wreszcie dobiegła końca. Mistrz Polski trzykrotnie był już blisko sprowadzenia nowej dziewiątki, jednak i tak musiał na nią czekać do ostatnich dni okna transferowego. Parę razy zmieniło się też nazwisko na szczycie listy życzeń Kolejorza.
Ostatnie z nich to Yannick Agnero. Lech Poznań monitorował go od bardzo dawna, ale dopiero teraz był w stanie sprostać wymaganiom Halmstads BK. Polskiemu klubowi pomogło to, że Szwedom wysypała się sprzedaż swojej największej perełki.
Jak Yannick Agnero trafił do Lecha Poznań? Kulisy transferu nowego napastnika mistrza Polski
Halmdstads BK miał prosty plan na letnie okno transferowe — sprzedać osiemnastoletniego Bleona Kurtulusa lub cztery lata starszego Yannicka Agnero. Ten pierwszy to świnka-skarbonka czekająca na rozbicie. Halmdstads może zarobić na nim naprawdę dobre pieniądze, bo chłopak ma większy potencjał niż jego brat, który ma już za sobą debiut w reprezentacji Szwecji. Agnero też jednak był wyceniany na kwotę, która przerasta polskie kluby.
— Poprzedniej jesieni strzelił bramkę, która dała Halmstads utrzymanie. Wtedy nastąpił pierwszy kontakt z naszej strony, ale nie było tematu jego transferu do Polski. Kręciły się przy nim dużo większe marki, trzeba było to zrozumieć. Został w klubie, więc w kwietniu czy maju znów zapytaliśmy o to, jakie są szanse na transfer. Odpowiedź od razu brzmiała „nie”. On zresztą wtedy miał serię kilku meczów z rzędu z golem, więc wyglądało, że gra zbyt dobrze, żeby trafić do Ekstraklasy. W lipcu aktualizowaliśmy sprawę, oczekiwano pięciu milionów euro. Potem, w sierpniu, już czterech. Teraz mieliśmy sygnał, że klub ma deficyt w budżecie, nie sprzedał Kurtulusa i mamy szansę — słyszymy w Lechu Poznań.
Ponownie potwierdza się, że warto mieć skautów działających na konkretnych rynkach. Lech ma człowieka odpowiedzialnego za północ Europy, w tym w dużej mierze za Szwecję. To pozwoliło klubowi dokładnie śledzić karierę Agnero, łącznie ze wszystkimi aktualizacjami dotyczącymi jego dostępności na rynku. Typowym działaniem skautingu jest przejrzenie piłkarzy, którzy trafili do ligi i mogą w przyszłości zainteresować twój klub. W ten sposób klub z Poznania zidentyfikował Yannicka zaraz po tym, jak trafił do Szwecji z FC Nordsjaelland.
Marka akademii, która wypuściła go w świat, robiła wrażenie. FC Nordsjaelland to klub z historią sprzedażową, której Polska może mu zazdrościć, wyspecjalizowany w ściąganiu talentów z Afryki, które wyłapuje poprzez szkółkę Right to Dream z Ghany. Z Nordsjaelland w świat wypłynęli Mohammed Kudus, Ernest Nuamah, Ibrahim Osman, Kamaldeen Sulemana czy Simon Adingra. Większa część z nich kosztowała więcej niż najdrożej sprzedany piłkarz Ekstraklasy. Wypadało więc zwrócić uwagę nawet na „odrzut” z tego klubu. Zwłaszcza że Agnero pokazał smykałkę do strzelania goli.

Piotr Rutkowski, Yannick Agnero, Tomasz Rząsa
Iworyjczyk bardzo szybko został też określony jako idealny profil pod Lecha Poznań. Jeśli jakiegoś piłkarza wyróżnia intensywność i szybkość, trafia on na listę Kolejorza. Wtedy pozostaje tylko czekać na okazję. Yannick Agnero to zdecydowanie intensywny oraz szybki zawodnik. Klub dokładnie sprawdził jego dane motoryczne i porównał je z danymi innych napastników z Ekstraklasy. Agnero nie biega tak intensywnie jak Tomas Bobcek (ponad tysiąc metrów przebiegniętych z prędkością minimum 20 km/h — najwięcej w lidze), lecz jego liczby i tak są bardzo dobre. Biega średnio:
- 708 metrów/90 minut z prędkością minimum 20 km/h,
- 237 metrów/90 minut w sprincie (więcej niż średnia ligi, czołówka wyników napastników w tym sezonie).
Filip Stojilković – szybkość i siła. Jak trafił do Cracovii?
Pod względem eksplozywności (zdolność do osiągnięcia prędkości 19,8 km/h oraz ponad 25 km/h) w tym sezonie wyprzedzają go tylko Filip Stojilković oraz Tomas Bobcek. Natomiast gdy spojrzymy na szybkość osiąganą na dystansie, Agnero wypada nawet lepiej niż Stojilković, który przed przyjściem do Cracovii został sklasyfikowany jako napastnik miażdżący ligową konkurencję w tym aspekcie. Bardzo dobra średnia prędkość, świetny moment przyśpieszenia zdolność do utrzymania wysokiej prędkości oraz duża powtarzalność — nawet jeśli wydaje się, że piszemy teraz o sportowym samochodzie, to wszystko po prostu kolejne atuty Agnero.
Nowy rywal Mikaela Ishaka oczywiście dystansuje także jego, lecz to nie dziwi, bo Ishak nigdy nie był dominatorem danych motorycznych. Iworyjczyk ma też bardzo dobry wynik gdy mierzymy czas, którego potrzebuje do osiągnięcia „prędkości sprintowej”. Potrzebuje do tego zaledwie sekundy i osiemnastu setnych, co oznacza rezultat zdecydowanie lepszy niż średnia ligowa i ponowne zwycięstwo ze Stojilkoviciem.
Można więc powiedzieć, że Lech Poznań ma swojego Filipa Stojilkovicia. Patrząc na to, jak Serb wszedł w ligę, jest to naprawdę duży komplement.
Szybki i nieskuteczny? Yannick Agnero miał problemy z wykańczaniem akcji
Przypadek serbskiego napastnika Cracovii jest o tyle podobny, że i za Yannickiem Agnero ciągnie się łatka nieskuteczności, niewykorzystywania dobrych sytuacji. To samo było problemem Stojilkovicia w poprzednich klubach. Halmdstads BK to klub o niezbyt dużym budżecie i możliwościach, co sprawia, że tak w poprzednim, jak i w obecnym sezonie iworyjski napastnik nie ładował na bramkę z częstotliwością karabinu maszynowego, nie był też jednym z najbardziej aktywnych dziewiątek ligi w polu karnym rywala. Bardziej martwi jednak liczba zmarnowanych dogodnych szans, czyli strzałów o wartości xG minimum 0,3 według Hudl WyScout:
- 0,83 – gol,
- 0,77 – pudło,
- 0,47 – pudło,
- 0,41 – pudło,
- 0,36 – pudło,
- 0,35 – zablokowany,
- 0,31 – pudło.
Wszystko to sprawia, że obecny sezon Yannicka Agnero to mniej strzelonych goli niż wskazywałaby statystyka expected goals. Inna sprawa, że w poprzednim roku było odwrotnie — Agnero wykorzystał więcej szans, niż sugerowałyby zaawansowane dane. Druga strona medalu jest jednak taka, że tylko trzech napastników w Allsvenskan ma w tym sezonie wyższe xG niż nowy nabytek Lecha Poznań. Iworyjczyk dochodzi więc do sytuacji, poza tym nie boi się dryblować (szóste miejsce w lidze), często walczy o piłkę w powietrzu.
To istotne atuty, bo gdyby Yannick Agnero wszystko to robił na topowym poziomie, Halmstads BK nie musiałoby spuszczać z ceny — po prostu ktoś kupiłby go za pięć milionów euro, byłoby pozamiatane. W ostatnim czasie przecież w Szwecji łowi się młodych, ofensywnych zawodników. Bazoumana Toure kosztował dziesięć baniek, Momodou Lamin Sonko ponad siedem, przymierzany do Lecha Poznań na wypożyczenie Jeremy Agbonifo ponad sześć. Sebastian Tounekti, Zeidane Inoussa, Beni Traore, Deniz Gul, Yousef Salech, Laurs Skjellerup — wszyscy kosztowali od pięciu do trzech i pół miliona euro, wszyscy odeszli z Allsvenskan w ostatnim czasie.
Naprawdę nie tak łatwo wyciągnąć dziś młodego, strzelającego bramki napastnika ze Szwecji za nieco ponad dwa miliony euro. Świadczy o tym także lista klubów, które interesowały się Yannickiem Agnero. Gdy Lech Poznań słyszał „nie”, trwały rozmowy z Royal Antwerpia, Charleroi, Sunderlandem i Troyes — tu bardziej w imieniu City Football Group niż samego klubu. Agnero sam nakręcał się na transfer do Belgii, która stała się trampoliną do Premier League.
Kiedy stało się jasne, że może zagrać w Polsce, wykonano kilka telefonów. Lech usłyszał, że to piłkarz, którego cena rynkowa przerasta tę, którą trzeba za niego wyłożyć. Niels Frederiksen mocno się ucieszył, bo wie, jak wykorzysta tego napastnika. — Umiejętność wyjścia za linię obrony jest bardzo ważna. Przy szybkości Agnero jest to jego mocną bronią. W szybkich przejściach z obrony do ofensywy ważne będzie, żeby z tego korzystać — usłyszeliśmy w Poznaniu.
Kownacki, Gudjohnsen, Pululu, Bibout. Dlaczego Lech Poznań szukał napastnika przez całe lato?
Najważniejsze było jednak to, że transfer napastnika w końcu udało się doprowadzić do szczęśliwego finału. Lech Poznań przeżył sinusoidę nastrojów. W maju, tuż po fecie mistrzowskiej, do Polski przyleciał potencjalny nowy nabytek klubu. Dziewiątka, której pokazano miasto, najlepsze restauracje, najpiękniejsze miejsca. Królewskie przywitanie nie pomogło — piłkarz był na tak, ale wrócił do domu i okazało się, że jednak jest na nie. Mindaugas Nikolicius z Widzewa Łódź mówił nam, że wielu napastników po prostu nie chce grać w Polsce. To właśnie ten przypadek.
Mindaugas Nikolicius: Wielu napastników nie chciało grać w Polsce
Wygląda na to, że nazwisko tego piłkarza pozostanie tajemnicą. Nikt w Lechu nie chce zdradzić, kim był człowiek, który mógł rozwiązać temat, zanim przerodził się on w długą, męczącą sagę. Słyszymy tylko, że piłkarz ten ostatecznie nie zmienił klubu. Został tam, gdzie gra i nadal strzela bramki.
— Możesz wierzyć, że była naprawdę masa ciekawych opcji. To byli zawodnicy, w przypadku których wierzyliśmy, że jeśli poczekamy i odpadną im lepsze opcje, spojrzą na nas przychylnie. Tydzień czy dwa tygodnie temu też mieliśmy kilku ciekawych zawodników, ale nie udało się z nimi dogadać. Nie zależało to od pieniędzy, bo kwota, którą wydaliśmy na Agnero, dowodzi, że pieniądze były. Chodziło tylko i wyłącznie o brak chęci do gry w Ekstraklasie. Wtedy nie możesz już nic zrobić — tłumaczą nam w Lechu Poznań.

Andri Gudhjonsen był przymierzany do Lecha Poznań, wylądował w Championship
Pamiętamy kilka nazwisk z tej sagi. Choćby kwestię Dawida Kownackiego, któremu Lech Poznań był gotowy zaoferować rekordowy kontrakt. On sam wolał jednak zostać w Niemczech, wybrał Herthę Berlin. Afimico Pululu podobno nie był chętny na zmianę klubu wewnątrz ligi. Nawet przy znaczącej podwyżce. Andri Gudjohnsen myślał o Polsce, ale tylko w przypadku fiaska przeprowadzki do wymarzonej Anglii. Nie wyszło, Islandczyk został sprzedany z Gent do Blackburn za dwie bańki.
Skoro już o Belgii, to przecież był i Aaron Bibout. Łowcy talentów z Genk byli szybsi, ciekawsi. Pokazali, jak często piłkarze ich klubu trafiają do Premier League i dwudziestolatek z drugiej ligi szwedzkiej wybrał Belgię za kwotę zbliżoną do tej, którą Lech wyłożył za Agnero. Alejandro Marques z Portugalii to była tylko opcja awaryjna, ale takie honorable mention mu się należy.
Pozostaje więc tylko mieć nadzieję, że skoro w końcu ktoś z listy „na nich warto czekać” podpisał umowę z Lechem Poznań, to faktycznie udowodni, że gra była warta świeczki. Dostaliśmy rzadką okazję, żeby przekonać się o tym, że ściąganie ofensywnych zawodników w wieku sprzedażowym może napędzić transferową karuzelę na kolejne lata. Ciekawie będzie też śledzić korespondencyjny pojedynek najszybszych snajperów ligi – Yannicka Agnero, Antonina i Filipa Stojilkovicia.
Kto wygra rywalizację w takiej stawce, ten jest prawdziwym kozakiem.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ NA WESZŁO:
- Być jak Sigurdsson. Gisli Thordarson, dziecko złotej ery islandzkiego futbolu [REPORTAŻ]
- Wątły, ale charakterek ma. Pablo Rodriguez stanie się liderem Lecha Poznań?
- Luis Palma – od gwiazdy do rozczarowania. “Nie pasuje do europejskich schematów”
- Jak Leo Bengtsson trafił do Lecha Poznań? „Promocja” i rywalizacja z Velde
SZYMON JANCZYK
fot. Lech Poznań, Newspix