Jeśli ktoś jest koneserem tak zwanej „walki o drugą piłkę”, w trakcie oglądania tego meczu mógł poczuć się jak w siódmym niebie. Rywalizacji Legii z Arką nie upiększały rajdy Chodyny (xD), dryblingi Alfareli czy kreatywność Morishity. Wymowny jest fakt, że kibice na Łazienkowskiej mieli dziś wieczór imienia Artura Jędrzejczyka.

I to nie tak, że doświadczony obrońca legionistów staje się przez to obiektem czepialstwa. Trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie, czyli przyznać, że na początku sezonu imponuje formą. Ważna interwencja głową tu, kluczowy wślizg tam, a czasami nawet kilka rzeczy na raz, w kilka sekund. Niejednemu stoperowi zakręciłoby się w głowie, gdyby musiał tak urobić się po łokcie, jak w kilku fragmentach rywalizacji z Arką Jędrzejczyk.
Legia Warszawa – Arka Gdynia 0:0. Atak Legii WEAK, defensywa Arki STRONG
Sęk w tym, że o ile jego dyspozycja sama w sobie jest rzeczą wartą pochwały, o tyle pojawia się pewien problem, gdy piłkarz z linii obrony, zwłaszcza ze środka, przyćmiewa dyspozycją kolegów z ataku. Szkurina męczyć nie będziemy, bo jest, jaki jest. Sami widzicie. Ale ogółem trochę nie wypada, żeby ofensywa Legii na tle beniaminka Ekstraklasy potrafiła w pierwszej połowie tylko:
- stworzyć jedną świetną okazję, którą zmarnował Szkurin (ba, to była patelnia w polu bramkowym i nie wiemy, czemu Białorusin chciał to kończyć akurat głową)
- sprawdzić Węglarza centro-strzałem Chodyny
Z kolei Arka raz obiła poprzeczkę, Abramowiczowi zabrakło kilku centymetrów. Później na brak szczęścia mógł narzekać jeszcze Percan, bo uderzenie też „zeszło” mu na aluminium. Ale raz, że to była już druga połowa, dwa – w międzyczasie Węglarz mógł zapomnieć, kto właściwie chce atakować jego bramkę. Mijały kolejne minuty, minęła godzina, mecz zbliżał się do końca, a człowiek trochę nie dowierzał, że jedynym celnym strzałem do 82. minuty (ale pełnoprawnym, tej wrzutki nie liczymy) była główka Szkurina na wstępie spotkania.
Nie to, żebyśmy spodziewali się fajerwerków przy Arce, która gra zamknięty, kompaktowy futbol. Rozumiemy też, że to trochę jak z pancernym sejfem, który naprawdę trudno sforsować, choć pierwsze minuty zapowiadały, że będzie zupełnie odwrotnie. Ale żeby zagrać taką padlinę w ataku? Jeden celny strzał przez ponad 80 minut? Beniaminka da się jakoś obronić, tu wymagania przecież są znacznie niższe, ale taki występ ekipy Iordanescu nie powinien mieć miejsca.
Defensywę Arki trudno było sforsować, ale to żadne wytłumaczenie
Delikatnie tę żenującą statystykę podreperowali Biczachczjan i Wszołek po wejściu z ławki, ale wciąż: tylko delikatnie. Ba, gdyby ktoś zapytał bramkarza Arki, gdzie w Ekstraklasie zaliczy najcięższy wyjazd, na pewno jednym z jego pierwszych typów byłaby Warszawa. A tu proszę – nie dość, że udało się wywieźć remis, to jeszcze skończyć z czystym kontem, które było poważnie zagrożone właściwie tylko dwa razy. Znamienne, że na początku i w samej końcówce meczu (jak przy strzale Wszołka), kiedy Legia najpierw złapała Arkę na tym, że nie zdążyła ustawić szyków, a potem zdążyła podkręcić tempo, gdy rywal bronił się w polu karnym. Choć nie na tyle, żeby wcisnąć gola. Trwało to po prostu za krótko.
Zaskakująca wpadka Legii, trzeba to sobie powiedzieć wprost. Mimo to, daleko bylibyśmy od stwierdzenia, że stało się coś strasznego. Idziemy wręcz o zakład, oczywiście mądrzejsi po fakcie, że gdyby na miejscu Szkurina stał dziś Nsame, byłoby pozamiatane po pierwszych dziesięciu minutach. 1:0, spokojna gra do ostatniego gwizdka, do widzenia. Bo Arka, choć bardzo dobrze biega bez piłki i ogranicza atuty rywala na własnej połowie, ma ten problem, że brakuje jej jakości po drugiej stronie boiska. Dziś jednak to wystarczyło, żeby zapunktować.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- W Radomiu faworyci padają jak muchy. Radomiak rozbił Raków!
- Kahveh Zahiroleslam – przez Cracovię na mistrzostwa świata 2026?
- Zarząd Górnika: Bez pieniędzy z transferów klubu by już nie było [WYWIAD]
- Ekstraklasa silna i słaba. Ranking swoje, rynek swoje – naszych gwiazd nikt nie chce
- Grzesik: Reprezentacja? To się na 99 procent nie wydarzy [WYWIAD]
Fot. Newspix