Lech Poznań przespał pierwszą połowę, ale już w drugiej pokazał swojemu rywalowi miejsce w szeregu. Górnik miał momenty, na których może budować pozytywną narrację, lecz tak ogólnie pokazał, że jeszcze wiele brakuje mu do miana rewelacja ligi. Jak się bawiliśmy spędzając sobotni wieczór z widowiskiem przy Bułgarskiej? Całkiem nieźle. Jakie są nasze nastroje przed starciami z Crveną Zvezdą? Umiarkowane.

Michal Gasparik jak mało kto wie, jak pogrążyć Lecha Poznań. Jest autorem jednej z największych klęsk „Kolejorza” ostatnich lat, bo to on prowadził Spartaka Trnawę, gdy ten wyrzucał Ishaka i spółkę z eliminacji do Ligi Konferencji. Ostatnio trener Górnika wspominał tamten dwumecz w rozmowie z Weszło.
– Wiedziałem, że muszę coś zmienić i na ten jeden mecz zmieniłem cały system. Zawsze graliśmy czwórką z tyłu, tylko na ten jeden mecz zdecydowałem się grać na trójkę. Szukaliśmy rozwiązania, które będzie najlepsze przeciwko temu systemowi, w którym gra Lech. Przez trzy dni nie rozmawiałem z nikim, nie wychodziłem z domu, próbowałem coś zmienić. Gdy strzeliliśmy pierwszą bramkę, to chłopcy uwierzyli w ten pomysł.
Tym razem niczego aż tak spektakularnego nie przygotował, a w porównaniu z ostatnim meczem dokonał dwóch roszad – Podolskiego i Tsirigotisa zastąpili wybiegany Ambros i mało widoczny Massimo, dla którego był to pierwszy mecz w wyjściowej jedenastce Górnika.
Lech – Górnik 2:1. Mistrz Polski nie pozostawił złudzeń
U niektórych lechitów chyba odżyły wspomnienia, gdy zobaczyli elegancko ubranego Gasparika przy ławce rezerwowych, bo podeszli do jego drużyny ze zbyt dużym respektem. Mamy problem z oceną pierwszej połowy, bo oglądało się ją dobrze aż do momentu, gdy piłkarze… zbliżali się do pola karnego. Tylko weszli w szesnastkę i już się gubili, a wcześniej dryblingi, klepki, przyspieszenia…
Przeważał Górnik, co mogło trochę dziwić, bo przecież mecz odbywał się przy Bułgarskiej. Częściej miał piłkę, szybko ją przechwytywał, próbował uruchamiać Lukoszka i Ismaheela. Gospodarze oddali swój pierwszy strzał dopiero w 27. minucie (Ishak w boczną siatkę), kiedy goście mieli na koncie już sześć takich prób. Jedyną ciekawą akcją było siłowe uderzenie Jagiełło z siedemnastu metrów po indywidualnej akcji, które wypiąstkował Łubik.
Górnik, choć pozostawił po sobie znacznie lepsze wrażenie, nie potrafił stworzyć niczego konkretnego. Gdy przedostawał się pod bramkę, brakowało mu ostatniego podania. Jak na dłoni widać to było chociażby w sytuacji Janży, który mógł znaleźć Massimo na długim słupku jak Shehu Bergiera, ale założył na oczy klapki i podawał do innego kolegi, wokół którego roiło się od defensorów.
Frederiksen zareagował
Nie dziwimy się, że Niels Frederiksen już w przerwie sięgnął po dwie zmiany i wpuścił na boisko Palmę oraz Gholizadeha. Obaj, choć nie zagrali wielkich meczów, rozruszali ofensywę. Przy obu bramkach Lecha główną rolę odegrał Marcel Łubik, który zjawiskowo gra nogami (naprawdę!), ale dziś nie popisał się walorami czysto bramkarskimi.
Pierwsze trafienie? Bramkarz Górnika zbyt wysoko wyszedł, dzięki czemu Bengtsson zdołał go okiwać i włożyć piłkę do pustaka. Warto dodać, że ciasteczko w tej akcji zaliczył Pereira.
𝐏𝐄𝐑𝐄𝐈𝐑𝐀 ➡️ 𝐁𝐄𝐍𝐆𝐓𝐒𝐒𝐎𝐍 ➡️ 𝐆𝐎𝐋! ⚽
Lech prowadzi z Górnikiem Zabrze!
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT3 i serwisie CANAL+: https://t.co/54KRMEj7C2 pic.twitter.com/B3D0dLWvMY
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 2, 2025
Druga bramka? Łubik odbił przed siebie strzał Palmy prosto pod nogi Ishaka. Mniejszy błąd, bo uderzenie skrzydłowego było potężne, ale jednak mamy wrażenie, że dało się skierować piłkę bardziej do boku.
Mikael Ishak 👑 trafia do siatki i Lech prowadzi z Górnikiem 2️⃣:0️⃣!
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT3 i serwisie CANAL+: https://t.co/54KRMEj7C2 pic.twitter.com/GQutucUwMW
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 2, 2025
Z perspektywy Lecha to duży pozytyw, że nowi piłkarze zaczynają odgrywać coraz większą rolę. Palma ma udział przy golu, Bengtsson trafił na listę strzelców, a dziś obejrzeliśmy także debiut Pablo Rodrigueza. I on także mógł pokusić się o trafienie w samej końcówce meczu, lecz zamiast strzelać na siłę szukał podania. Fajnie, że chce się wkupić w łaski kolegów, ale tym razem przesadził z altruizmem. Zupełnie inną postawę przejawiał Ousmane Sow, który po indywidualnej akcji strzelił pięknego gola na otarcie łez.
Lechowi nie szło w tym meczu, ale potrafił zareagować i wygrać w miarę pewnie i przekonująco. Za to plus. Podobnie jednak jak po rewanżu na Islandii – trudno po takim spotkaniu wyrobić sobie przekonanie, że „Kolejorz” jest już gotowy na ogranie Crvenej Zvezdy. Na Serbów taka postawa zdecydowanie nie wystarczy. Wysłannicy klubu z Belgradu zapewne uśmiechali się dziś pod nosem, że w trzeciej rundzie czeka ich łatwa przeprawa.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Zarząd Górnika: Bez pieniędzy z transferów klubu by już nie było [WYWIAD]
- Ekstraklasa silna i słaba. Ranking swoje, rynek swoje – naszych gwiazd nikt nie chce
- Jedni mają Shehu, a drudzy Rosołka. Widzew miażdży GKS!
Fot. newspix.pl