Od 2019 roku reprezentacja Polski siatkarzy niezmiennie zdobywa medal Ligi Narodów. Dziś, w meczu z Brazylią, Polacy mogli zagwarantować sobie przedłużenie tej fantastycznej serii. I choć rywale pokonali nas w fazie zasadniczej, to w półfinałowym starciu byli zespołem gorszym. Podopieczni Nikoli Grbicia pokonali ich w trzech setach. W efekcie zapewnili sobie kolejny medal, który może być nawet złotem. Ale by je wywalczyć, trzeba będzie pokonać najmocniejszych możliwych rywali – reprezentację Włoch.

Liga Narodów. Polacy lepsi od Brazylii. Jesteśmy w finale!
Jeszcze z Vitalem Heynenem na ławce zgarnęliśmy brąz (2019) i srebro (2021), a przerwa w 2020 roku wynikała nie z naszej złej dyspozycji, a z pandemii, która zatrzymała sportowe rozgrywki – w tym i Ligę Narodów. Po przyjściu do kadry Polski Nikoli Grbicia tempa Polacy nie zwolnili. W 2022 roku zgarnęli brązowy medal, podobnie w 2024. Za to w 2023 osiągnęli historyczny sukces, wygrywając Ligę Narodów po raz pierwszy w historii (drugi, jeśli liczyć złoto Ligi Światowej z 2012 roku).
A więc pięć ostatnich edycji – pięć medali dla Polski. W chińskim Ningbo Polacy chcieli podtrzymać tę serię. A przeszkodzić im planowała Brazylia.
W fazie zasadniczej – porażka
W Chicago, w nocy z 29 na 30 czerwca polskiego czasu – wtedy zagraliśmy poprzednie spotkanie z Brazylią. To był czwarty i ostatni mecz tamtego turnieju, a Polacy walczyli w nim o to, by pozostać liderami Ligi Narodów. Nie udało się. Brazylijczycy w dwóch pierwszych setach szybko nam odskakiwali – świetnie grał przede wszystkim Darlan – a my nie potrafiliśmy odrobić strat i obie partie przegraliśmy do 21. W trzeciej partii udało się przełamać ten schemat, nie dać uciec rywalom i efekt przyszedł szybko – Biało-Czerwoni wygrali do 21.
A czwarta partia? Szalona. Brazylijczycy na początku stracili kilka punktów, ale powoli straty odrabiali, a potem przyspieszyli i zaliczyli pięć punktów z rzędu, wychodząc na prowadzenie 16:14. Ostatecznie jednak sytuacja się wyrównała. Doszło do gry na przewagi, Polacy mieli nawet piłki setowe, ale ich nie wykorzystali. Brazylijczycy za to tak, bo to Biało-Czerwoni pomylili się przy ich meczbolu.
W efekcie spadli z pozycji liderów Ligi Narodów. A kto tam wszedł? Właśnie Brazylia.
I Canarinhos nie oddali tego miejsca aż do końca. W całej fazie zasadniczej podopieczni Bernardo Rezende przegrali tylko jeden mecz – z Kubą, 2:3. Poza tym byli bezbłędni. W ćwierćfinale też się nie pomylili, choć ich mecz z Chinami – gospodarzami turnieju – był bardziej zacięty, niż można było tego oczekiwać i zakończył się w czterech setach. Niewiele to jednak mówiło o formie Brazylii, dopiero mecz z Polską miał finalnie pokazać, w jakiej dyspozycji przyjechali Brazylijczycy do Ningbo.
Po meczu wiemy już, że nie była to forma najwyższa. Ale to też zasługa Polaków.
Genialny Sasak, kiepski Leon
Zaczęło się od konkursu na najszybszą zagrywkę i obie ekipy chciały swoją moc w tym elemencie pokazać. Ba, obu się to udawało. Brazylijczycy nieźle funkcjonowali też w bloku, ale i my mieliśmy swoje mocne elementy – przede wszystkim genialnego przez całą Ligę Narodów Kewina Sasaka. Ten znowu – podobnie było zresztą w ćwierćfinale z Japonią – właściwie co dostał, to skończył. Marcin Komenda mógł grać do niego w ciemno, bo Sasak po prostu się nie mylił. A że potrafił swoje dołożyć i serwisem, i w bloku, to momentami wydawał się siatkarzem kompletnym.
Do połowy seta było jednak równo, nikt nie mógł uciec rywalowi.
W końcu udało się to Polakom – w czym zasługa znakomitego bloku Tomasza Fornala na Alanie, a do tego nieskuteczności naszych rywali, którzy popełnili kilka błędów. Ale przy 22:18 coś w naszej grze się zacięło – straciliśmy cztery punkty z rzędu. Pomógł ostatecznie… Fernando, który po kilku znakomitych zagrywkach trafił w siatkę. Od tego momentu zaczęła się jednak gra punkt za punkt. Przy 23:23 przełamał się wreszcie Wilfredo Leon, który trafił atakiem. Przy 26:25 Polacy wygrali akcję, ale skuteczny okazał się challenge rywali, który pokazał, że piłka przy obronie Kuby Popiwczaka dotknęła boiska.
❗️🇵🇱 KEWIN SASAK 🆚️
REPREZENTACJA BRAZYLII 🇧🇷▪️ 1️⃣9️⃣ PKT
▪️ +17
▪️ 81% w ataku (17/21) (❗️)
▪️ 76% eff. w ataku (❗️)
▪️ 1 as serwisowy
▪️ 1 punktowy blok
▪️ 3 zanotowane obronyKEWIN SASAK, KEWIN SASAK, KEWIN SASAK, KEWIN SASAK. ❤️
Foto: Volleyball World #gangłysego pic.twitter.com/gkwo7WUiYW
— Jakub Balcerzak (@Jakub110Jakub) August 2, 2025
Nasz libero grał jednak genialnie. I w dużej mierze to jego zasługa, że seta wygraliśmy – w akcji, która skończyła się naszą wygraną, świetnie bronił, a seta ostatecznie skończył nakręcony Leon. Polacy prowadzili 1:0.
Mimo wszystko mieliśmy jednak świadomość, że nie był to set najlepszy. Ba, nie był to nawet set niezły. Polacy grali poprawnie, mając kilka istotnych elementów, które finalnie pozwoliły nam wygrać. W dużej mierze pomogli nam jednak rywale, którzy popełniali błędy w kluczowych momentach. Żeby na pewno wygrać ten mecz – trzeba było podnieść poziom swojej gry.
Strach o Fornala
Drugi set był dla Polaków lepszy. Niekoniecznie jeśli chodzi o ich grę – Wilfredo Leon dalej był piekielnie nieskuteczny, rozegranie takie sobie, świetnie za to funkcjonowało przyjęcie (znakomity był Popiwczak) – bo ta momentami wciąż kulała, jednak Brazylia ewidentnie podłamała się tym, jak zakończył się pierwszy set. Ich pogoń okazała się w końcu nieskuteczna, mimo że mało brakowało, by wyrwali nam całą partię, mimo przewagi polskiej reprezentacji.
W drugim secie nasza gra początkowo też falowała. Kilkukrotnie zyskiwaliśmy przewagę, by zaraz ją stracić.
Jednak od stanu 9:8 z naszej perspektywy, zaczęła się wielka polska ucieczka. Biało-Czerwoni najpierw uciekli na 12:8, a potem poprawili i zrobili z tego 16:10. Czy utrzymali tę przewagę do końca seta? Nie no, to nie ten mecz. Brazylijczycy chwilę później zdobyli cztery punkty i nagle zaczęli nam zagrażać. Na szczęście tylko na tyle było ich stać – gdy zrobiło się 18:16, to pięć oczek z rzędu zdobyli podopieczni Nikoli Grbicia. I wtedy było już jasne, kto wygra seta.
Istotniejsze było to, co działo z Tomkiem Fornalem.
Fornal 🥺🥺 #gangłysego pic.twitter.com/9uDoYRbPCh
— ᖴOᖇᗴᐯᗴᖇ 🫧💭˚ෆ 🌷 (@minminttttttttt) August 2, 2025
Ten bowiem przy jednej z akcji wylądował na stopie rywala i ewidentnie podkręcił kostkę. Czy poważnie – to oceniał nasz sztab medyczny. Początkowo wyszło, że najpewniej nie. Fornal bowiem – korzystając z długiego challenge’u – został szybko zbadany i opatrzony, po czym wrócił na parkiet. Grał nawet przez jakiś czas, wydawało się, że czuje się dobrze. Kilka razy zaatakował, skakał do bloku, pracował w przyjęciu. Innymi słowy – robił wszystko to, co robi normalnie.
Ale w trzeciej partii zasygnalizował, że nie da rady grać dalej. I usiadł na ławce. Oczywiście, przyjmujących mamy mnóstwo, wszystkich na świetnym poziomie. Ale Fornal to jeden z liderów tej ekipy, również charakterologicznie. Dobrze byłoby go mieć zdrowego, tym bardziej biorąc pod uwagę, że wszelkie kontuzje mogą też okazać się zakłóceniem w przygotowaniach do mistrzostw świata, które we wrześniu.
Robota skończona
Szczegółów o stanie zdrowia Fornala dopiero się dowiemy, tymczasem jego koledzy mieli jedno proste zadanie – zakończyć sprawę w trzech setach, by się nie przemęczać. Tym bardziej, że gdy oni grali, Włosi oglądali to spotkanie zapewne ze swoich pokoi hotelowych lub łóżek do masażu. Ważne było, by zużyć jak najmniej sił, a do tego zejść z boiska szybko i dać sobie szansę na odpoczynek przed jutrzejszym finałem, który o 13 polskiego czasu.
I Polakom się to udało.
Owszem, Brazylijczycy grali momentami lepiej niż w drugim secie. Owszem, Tomasz Fornal zszedł z urazem (wszedł za niego Wilfredo Leon, którego wcześniej zmienił Kamil Semeniuk). Owszem, długo było równo, set nie szedł ani w jedną, ani w drugą stronę. Ale od stanu 20:20 Brazylijczycy po raz kolejny dziś pokazali, że nie trzymają ciśnienia. Kilka dobrych zagrywek Leona, znakomity blok Kuby Kochanowskiego (też rozegrał dziś świetne zawody) oraz Kamila Semeniuka, no i błędy rywali – to wszystko sprawiło, że Polacy odskoczyli na cztery punkty.
Ostatnia akcja z półfinału i radość Polaków z awansu! 🥰#vnl #polskasiatkówka pic.twitter.com/loxJ8NHhkG
— Polsat Sport (@polsatsport) August 2, 2025
A tym samym mieli cztery piłki meczowe. Pierwszej nie wykorzystali. Drugą jednak podarowali im sami Brazylijczycy błędem z zagrywki. Nie trzeba więc było nawet piłki przyjmować, można było przejść od razu do cieszenia się z wyniku.
Hit w finale
A jest się z czego cieszyć – przecież jeszcze w Gdańsku, nie tak dawno temu – Polacy wyglądali kiepsko. Zapowiadali jednak, że w finale będzie lepiej i, jak się okazało, nie kłamali. W Ningbo na razie nie stracili nawet seta i… nie obrazilibyśmy się, gdy zostało tak do końca rozgrywek. Choć będzie trudno, bo Włosi to najlepsza ekipa ostatnich kilku lat, wciąż aktualni mistrzowie świata. Ale jeśli ktoś im się przeciwstawiał, to właśnie Polacy. Przegrali co prawda finał wspomnianych mistrzostw, ale rok później triumfowali w europejskim czempionacie.
Teraz obie te ekipy znów zagrają o złoto. Tym razem Ligi Narodów.
Polska – Brazylia 3:0 (28:26, 25:19, 25:21)
Fot. Newspix