Reklama

Zarząd Górnika: Bez pieniędzy z transferów klubu by już nie było [WYWIAD]

Jakub Białek

02 sierpnia 2025, 09:44 • 16 min czytania 16 komentarzy

– Górnik cechowała niefrasobliwość w podejściu do realizacji zobowiązań, ambiwalentny stosunek do płacenia – żartuje zarząd Górnika Zabrze, Bartłomiej Gabryś i Michał Siara, który próbuje uzdrowić 14-krotnego mistrza Polski po trudnych czasach, gdy rządziła nim miejska polityka. Po lekturze tego wywiadu dowiecie się, jak wiele zmieniło się w Zabrzu w ostatnich miesiącach. W jakiej kondycji finansowej jest Górnik? Jakie ma zobowiązania? Jakie trupy wypadły z szafy po czasach miejskiej gehenny? Czego potrzebuje, żeby się rozwijać? Co zmieni oddanie czwartej trybuny? Czy Lukas Podolski śpi? Czy obroniło się zwolnienie Jana Urbana i dlaczego Piotr Gierczak był… planem A?

Zarząd Górnika: Bez pieniędzy z transferów klubu by już nie było [WYWIAD]

Zapraszamy na wywiad z osobami, które rządzą Górnikiem Zabrze.

Reklama

W przeszłości często porównywano Górnika do pacjenta, zdarzało się, że ten pacjent bywał w stanie krytycznym. A w jakim jest teraz?

Bartłomiej Gabryś: – Finanse jasno obrazują, że ten stan z bardzo trudnego uległ pewnej poprawie. Natomiast nie jest tak, że rozwiązane są wszystkie historyczne problemy. One będą towarzyszyć Górnikowi jeszcze przez przynajmniej parę lat. Na klubie ciąży strata z lat ubiegłych, która oscyluje wokół 150 milionów, ale sam 2024 rok po raz pierwszy od sezonu 17/18 zamknęliśmy na czteromilionowym plusie. Rok wcześniej było to ponad osiem milionów na minusie. Sukcesywnie zmniejszamy dług.

– Terminowość wypłat, płatności do ZUS czy faktur partnerów – to wszystko zostało usystematyzowane. Górnik zmierza do normalności. Mamy zabezpieczony finansowo cały sezon. Niebagatelną zmianą jest to, że Komisja Licencyjna przyznała nam pierwszy raz od wielu lat licencję bez nadzoru finansowego. To nie dzieje się przez przypadek. Wyczyściliśmy znaczą część kwestii finansowych. Traktujemy w sposób transparentny to, co się dzieje w klubie. Planowanie finansowe odbywa się ze sporą dozą ostrożności, a przede wszystkim oparte jest o realia. To nie jest tak, że nagle dopiszemy sobie środki za sukces sportowy.

Michał Siara: – Słowo, którego Bartek użył, czyli normalność, mocno oddaje rzeczywistość. Oczywiście, że pod kątem płynności finansowej zdarza nam się jeszcze podróżować na falach, natomiast wygląda to optymistycznie. Klub zaczyna zmierzać w dobrym kierunku.

BG: – Robimy wszystko, aby zwiększać dynamikę aktywności po stronie przychodowej. I zarządzać zobowiązaniami, które mają charakter krótkoterminowy, rozkładając je na raty czy zmniejszając koszty z nimi związane. Jak na razie, idziemy w dobrym kierunku, spłaciliśmy już dużą część. Na koniec 2024 roku mieliśmy ich o blisko 9 milionów złotych mniej niż na koniec 2023.

Jak duże są one dzisiaj?

BG: – W ostatnim sprawozdaniu finansowym nasze zobowiązania krótkoterminowe wynosiły 27,4 miliona złotych.

Bartłomiej Gabryś i Michał Siara – rozmowa o sytuacji Górnika Zabrze

Komu zalegacie dziś najwięcej?

BG: – Spółce Stadion za wynajem obiektu. Łączy nas z nią porozumienie, spłacamy zaległości terminowo, ale to jeszcze potrwa. Drugi element to obligacje, które muszą być spłacone raz w roku. Te dwie grupy zobowiązań są największym obciążeniem.

Obligacje spłaca miasto.

BG: – Tak, do tej pory rzeczywiście szły na nie środki miejskie, które trafiały do Górnika poprzez dokapitalizowanie.

Ze stadionem z kolei Górnika wiązała specyficzna relacja. Kiedy klub mógł nie płacić za wynajem stadionu, to…

MS: – …po prostu nie płacił. Nie ma na to wytłumaczenia. Była umowa, wystawiane faktury, a potem ktoś po prostu tego nie płacił. Nie chcę wnikać, czy działo się to za przyzwoleniem, czy nie było w klubie pieniędzy. Po prostu faktury nie były płacone i narosło spore zobowiązanie. I teraz klub musi co miesiąc spłacać zaległości.

Co się wydarzyło? Spółka po zmianie władzy w Zabrzu zaczęła się domagać pieniędzy?

MS: – Porozumienie było podpisane już wcześniej. Wydaje nam się, że dług po prostu narósł już do tego stopnia, że trzeba było coś z nim zrobić. Ile on wynosił w momencie podpisania porozumienia? Koło dziesięciu milionów, prawda?

BG: – Ciut mniej, ale w tych okolicach. Został rozłożony na raty. Płacimy je co miesiąc w terminie.

Które trupy, jakie wypadły z szafy, najbardziej was zaskoczyły?

BG: – Myślę, że było kilka kwestii, nazwijmy to, osobowych. Mieliśmy pytania dotyczące kontroli zarządczej czy wydatkowania środków na taki czy inny cel. Powiedziałbym tak – największym trupem w mojej ocenie, była niefrasobliwość w podejściu do realizacji zobowiązań.

MS: – Ambiwalentny stosunek do płacenia. Tak też możemy to nazwać.

Przyznam, całkiem ładnie nazywacie niewypłacalność.

MS: – Dzisiaj Górnik realizuje swoje zobowiązania zgodnie z harmonogramem.

A propos znaków zapytania dotyczących kontroli zarządczej – czy to normalna praktyka w biznesie, że biegły rewident ma 90 lat? W Górniku tak właśnie było.

MS: – Zawsze mówię, że wiek to tylko liczba.

Niewątpliwie.

BG: – Schemat postępowania jest następujący – rada nadzorcza raz na dwa lata dokonuje wyboru biegłego rewidenta. Pojawiają się oferenci, proponują cenę, rada nadzorcza dokonuje wyboru. Nie sądzę, żeby w ofertach było napisane, w jakiej kondycji psychofizycznej znajduje się rewident.

MS: – Bo prawda jest taka, że jak wszystko byłoby dobrze zrobione, to nie miałoby znaczenia, czy rewident ma 25 lat czy 90. Merytoryka jest zawsze najistotniejsza. A ona pozostawiała tutaj wątpliwości. Ten etap jest już za nami. Tych osób nie ma już w klubie. Nie chcemy wracać do przeszłości i bić piany o to, co było przed nami, a raczej zająć się tym, żeby wygrać najbliższy mecz i by wszyscy dostali pensje na czas.

BG: – Jestem przekonany, że trupów w szafie, takich które mogą nas dramatycznie zaskoczyć, jest coraz mniej.

Bartłomiej Gabryś

Bartłomiej Gabryś

Gdzie dzisiaj byłby Górnik, gdyby nie sprzedawał piłkarzy na taką skalę? Według kwot na Transfermarkt, w ostatnich siedmiu okienkach sprzedaliście zawodników za sześćdziesiąt milionów złotych. Więcej zarobiły tylko Legia, Lech i Raków.

BG: – Rozumiem, że medialne wybrzmiewają duże kwoty, ale realnie do klubu wpływa znacznie mniej. Pamiętajmy, że po drodze jest sporo opłat – znaczna część idzie na agentów, poprzednie kluby, śląski ZPN czy PZPN. To powoduje, że z medialnej kwoty ubywa w niektórych transakcjach do 30%.

MS: – Sprzedajemy systematycznie, co jest podszyte pewną koniecznością. Bez tych pieniędzy Górnika by nie było.

Aż tak?

MS: – Tak, zakładam, że bez tych pieniędzy klubu mogłoby nie być. Na pewno nie grałby w Ekstraklasie. Te środki szły na pensje zawodników, pomagały w funkcjonowaniu klubu i spowodowały, że właściciel nie musiał dokładać wielkich kwot. Ja nie wiem, czy by dołożył. Wiem, że ty piętnujesz co do zasady funkcjonowanie miejskich klubów. W stu procentach się z tym zgadzam, że kluby powinny być, jak w innych krajach, prywatne. Nie można zapominać, jaką rolę przy transferach ma Lukas Podolski. Prawda jest taka, że mocno maczał palce w każdy z tych dużych ruchów.

To musi robić wrażenie na piłkarzach, że najpierw dzwoni dyrektor sportowy, a chwilę po nim Lukas Podolski. 

MS: – Robi to robotę. Górnik jest uczciwym klubem. Dotrzymuje słowa, buduje sobie historię sprzedażową zawodników. Piłkarz widzi – OK, pogram rok, dwa, jak się rozwinę, to mam szansę grać za chwilę w Bundeslidze, w MLS albo Kopenhadze. Magia Lukasa w tym pomaga. On buduje zawodników. Oddaje im rzuty karne. Jego numer ma wielu agentów.

Co się zmieni w klubie, gdy Lukas Podolski zostanie już właścicielem?

MS: – Nie siedzimy w jego głowie.

Podejrzewam, że już przegadujecie wiele tematów.

MS: – Oczywiście, że rozmawiamy na wiele tematów w zakresie funkcjonowania klubu. Lukas jest dziś też doradcą zarządu. Pomaga nam w różnych aspektach. Przy pozyskiwaniu partnerów, rozmowach, koncepcyjnie, przy sklepie, jest zaangażowany bardzo mocno w życie Górnika. Ale to nie jest tak, że wskazuje ile osób zatrudnimy i jaki będziemy mieć budżet. Zastanawia się, jak podejść do danej sprawy i czy coś wypali. Nie wizualizuje sobie, że w 2026 roku zabrzmi tu finał Ligi Mistrzów. Zwykle powtarza: langsam, langsam. Powoli, powoli. Co nas czeka? Mamy nadzieję, że Lukas jest na tyle z nas zadowolony, że nie za dużo się pozmienia. Potrzebni są nam dziś ludzie. Moglibyśmy się szybciej rozwijać, gdybyśmy zatrudnili w strukturach więcej osób.

BG: – To dotyczy wielu działów. Na początku musieliśmy bardzo przypilnować strony kosztowej, która naprawdę wymagała uporządkowania. Ograniczyliśmy koszty tam, gdzie było to możliwe. Teraz jesteśmy na etapie, że udaje nam się zdynamizować stronę przychodową. A skoro mamy większe przychody, to też więcej partnerów, ludzi i więcej aktywności, o które trzeba odpowiednio zadbać.

Jak wy tłumaczycie sobie tę niepojętą miłość Podolskiego do Górnika Zabrze?

MS: – Miłość do klubu to jedno. Bywał tutaj od dziecka, jest tu mocno zakorzeniony rodzinnie. Do tego wartości klubu – ciężka praca, oddanie, zaangażowanie – są też jego wartościami. On po prostu – ja tak go odbieram – nie potrafi robić czegoś po łebkach. Jak idzie, to na maksa. Czasem na boisku przesadzi, ale on po prostu taki jest. Nie powie ci: dobra, to dzisiaj ten trening to luźniej. Dzisiaj to jest Górnik, ale on jest tak zaangażowany w każdy projekt, w którym uczestniczy.

BG: – On ma wpisane w swoje DNA, że musi pracować, działać i nie uznaje wolnego. Patrzę na to trochę z boku, również jako wykładowca akademicki, wydaje mi się, że on ma wiele cech, które wyróżniają liderów. Idzie do przodu, nie czeka, nie zastanawia się, co było, jest proaktywny.

Jest coś, czym wam zaimponował, jeśli chodzi o podejście do zarządzania klubem?

MS: – Jest jedna rzecz – on nie śpi. Ja osobiście mało śpię, ale on jest absolutnym cyborgiem. Czasami ma jakieś zobowiązania w Niemczech, wraca tu w nocy i rano jest na treningu. I nie widać po nim zmęczenia. U niego jest non stop młyn, ogień, praca. Bardzo dużo rzeczy rozumie, szczególnie z działki marketingowej, negocjacyjnej.

BG: – On ma w sobie jakiś pozytywny gen. Jasne, że jak każdy ma czasem lepszy czy gorszy dzień. Powiedziałbym o sobie, że nieco bardziej introwertyczny, a on jest zawsze pozytywny, uśmiechnięty, bardzo często potrafi podzielić się radością, co pozytywnie wpływa na innych. On po prostu taki jest.

Michał Siara: „Bez pieniędzy z transferów na pewno Górnik nie grałby w Ekstraklasie”

Ile on realnie czasu poświęca na pomoc w zarządzaniu?

MS: – Podam jego przykładowe aktywności. Ma spotkanie online’owe z potencjalnym partnerem technicznym. Jedzie z nami do sponsora rozmawiać na temat kontraktu. Pisze do Roberto Massimo na Instagramie i namawia go na transfer. Szef skautów przychodzi do niego: „słuchaj, mamy takiego chłopaka, może z nim pogadasz?”. No i on gada. Przychodzi rano przed zbiórką do sklepu kibica i przegląda próbki, pomagając podjąć decyzję, jaki kolor powinna mieć nowa podłoga. Pisze do Turcji w zakresie maskotek Jorgusia, które będą zaraz w sprzedaży. Nie wiem, ile to zabiera mu czasowo. Wczoraj o 20:33 napisał mi: „nie było telefonu, kończymy temat”, bo czekaliśmy aż ktoś się odezwie. Do tego jeszcze treningi, gra.

Jak czwarta trybuna pomoże biznesowo Górnikowi? Została już oficjalnie oddana do użytku, ale jeszcze czekacie na zrobienie strefy VIP.

MS: – Poza strefą VIP jesteśmy w stanie generować 850 tysięcy złotych na meczu. Za samą strefę VIP z lożami możemy generować co najmniej drugie tyle. Wszystko zależy od popytu i od tego, jakie będzie otoczenie biznesowe. Czy GieKSa będzie grała w Ekstraklasie, jak będzie ze stadionem dla Ruchu – na ludzi z biznesu ma to wpływ. Niemniej – samą strefą VIP jesteś w stanie podwoić budżet z dnia meczowego.

BG: – Do tego przychody z lóż mają znacznie bardziej przewidywalny charakter, co ułatwia nam planowanie. To, czy „zwykły” kibic przyjdzie na mecz, jest uzależnione również od wyniku sportowego.

Co udało wam się zrobić dla uatrakcyjnienia dnia meczowego?

MS: – Jest dziś tyle różnych dostępnych rozrywek, że walka o kibica jest coraz bardziej skomplikowana. Staramy się wydłużać dzień meczowy. To dla nas większy zarobek z cateringu. Wcześniej klub w ogóle na nim nie zarabiał, caterer miał podpisaną na wyłączność umowę ze stadionem. Udało nam się pozyskać od niego środki z innego tytułu. Mamy umowę z browarem Racibórz i własne piwo. Mamy kapitalną promenadę stadionową. Nie możemy stanąć na niej cięższym sprzętem, bo pod spodem jest parking, ale ona żyje, jest tam pełno ludzi. Większość naszych partnerów z czymś się tam wystawia. Małgorzata Sutowicz odpowiedzialna za tę strefę oddycha rękawami, bo pracuje od rana do nocy, żeby tam się działo. Myślimy, czy nie postawić namiotu na zimę. Jak klub będzie stabilniejszy finansowo, będziemy się zastanawiać. Sama oprawa meczowa, dzieciaki z flagami na murawie – to nie jest wielka innowacja, ale zawsze stanowi jakieś urozmaicenie.

BG: – Tak, ale wcześniej w Zabrzu to nie istniało.

MS: – Bo nie było niczego, posługując się białostocką terminologią. Zawsze przed meczem jest muzyka na żywo na murawie. Zmieniliśmy też oprawę na telebimie. Dzięki Arenie Zabrze pojawiło się oświetlenie, które może mrugać. Nie mieliśmy jeszcze wielu meczów wieczorem, czekamy na zimę, żeby móc w pełni wykorzystywać ten element. Staramy się uatrakcyjniać strefę przedmeczową, ale jeszcze nas nie stać, by wydawać na nią takie pieniądze jak inne kluby. To ewolucja.

Zarządzacie tak dużą grupą kibiców, że ciężko będzie na niej, mówiąc brzydko, nie zarabiać.

MS: – Wcześniej ta grupa ludzi była podobna, ale jakoś na niej nie zarabiano.

Jeszcze trzeba wiedzieć, jak to się robi.

BG: – Powiedziałbym inaczej. Tu nie chodzi o zarabianie, a o budowanie relacji. Nasz dział nie nazywa się działem marketingu, a działem relacji z otoczeniem. Uważam, że to ważny element. To budowanie relacji z zaangażowanym kibicem, który przekazuje tradycję przychodzenia na mecze z pokolenia na pokolenie. I który czuje się współodpowiedzialny za przyszłość klubu.

Chodzi o wytworzenie poczucia, że kiedy kibic płaci za kiełbasę czy karnet, to współtworzy klub?

BG: – Tak właśnie jest. Te środki zostają w klubie. Są dalej inwestowane w przyszłość klubu.

MS: – Pod kątem budowania długotrwałej relacji nie ma lepszej metody pozyskiwania klientów niż emocje, które generuje sport. Nieważne, czy zabrał cię na mecz tata, czy poszedłeś z kolegami – coś przeżyłeś. Nawet jak twój klub przegrywa, jest ci smutno, są to emocje, które zapamiętujesz na dłuższy czas. Budowanie przywiązania na tych emocjach jest kapitalne. Oczywiście, że chcielibyśmy, by każdy kibic Górnika miał w swojej świadomości, że płacąc złotówkę wspiera klub.

BG: – Ale to proces rozłożony w czasie. Ten rok pokazał kibicom, że jeśli nam zaufają, to my do nich wychodzimy z atrakcyjną ofertą.

Michał Siara

Czy obroniło się zwolnienie Jana Urbana w taki sposób i w takim momencie?

MS: – W jakim sensie „w taki sposób”?

Mamy legendę klubu, która oczywiście przegrywa trzy mecze, ale całościowo radzi sobie w Górniku bardzo dobrze. Zwalnia się go kilka tygodni przed końcem kontraktu i nie zatrudnia się nikogo w jego miejsce. Zrozumiałbym zwolnienie, gdyby wszedł nowy trener i wykorzystał końcówkę sezonu, żeby zacząć układać zespół po swojemu. A co Górnikowi dało to, że sezon dokończył asystent?

MS: – Prawda jest taka, że chcieliśmy sprawdzić, czy Piotr Gierczak da radę.

BG: – Jeden z planów zakładał, że trener Gierczak będzie prowadzić drużynę.

Na stałe?

MS: – Liczyliśmy, że tymi meczami utwierdzi nas w tym przekonaniu, że to dobre rozwiązanie. Ale tak na tamten moment nie było. Popełniliśmy komunikacyjne błędy. Piotrek w jednym z pierwszych wywiadów powiedział, że on nie będzie wiele zmieniał, mimo że wielokrotnie dyskutowaliśmy o tym, co by zmienił. Ja nie ukrywam, że to mnie najbardziej zaskoczyło. Jak rozumiem, nie chciał podważać pracy poprzedniego sztabu, którego był częścią. Wiemy, co zmienił, choć być może nie dało to spodziewanego efektu.

Bartłomiej Gabryś o zwolnieniu Jana Urbana: „Jeden z planów zakładał, że Piotr Gierczak będzie prowadził drużynę”

– Czy to się obroniło? Klub sprawdził swoje zasoby. Dostał odpowiedzi na nurtujące pytania, które się pojawiały. I to spowodowało, że nowy sezon rozpoczęliśmy z innym trenerem. Co by się wydarzyło, gdybyśmy zaczekali, aż Janowi Urbanowi skończy się kontrakt? Zaczęlibyśmy sezon nie wiedząc, czy Piotr Gierczak da sobie radę. Chcieliśmy to sprawdzić. Zrobiliśmy test w momencie, kiedy mogliśmy sobie na niego pozwolić. Wiedzieliśmy, że ani nie wygramy mistrzostwa, ani nie spadniemy. Oczywiście, naszym celem było wygranie pozostałych meczów i zajęcie możliwie najwyższego miejsca. Ale to też nie tak, że kończąc na niższym miejscu w tabeli straciliśmy pieniądze. Jak spojrzy się na szerszy obrazek, czyli premie zawodników i sztabu, to klub wcale nie stracił na dziewiątym miejscu. Paradoksalnie wręcz zyskał, patrząc oczywiście wyłącznie na aspekt finansowy. Tylko nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, że specjalnie skończyliśmy na dziewiątym miejscu albo że takie miejsce nas zadowala. Mówimy tylko o bilansie pieniędzy, które dostalibyśmy za wyższą lokatę w stosunku do sumy premii, jakie zobowiązani bylibyśmy wypłacić.

No właśnie, bo w takim razie może jeszcze lepiej byłoby skończyć na dwunastym?

BG: – Przeskoczenie pomiędzy jednym miejscem, z dziewiątego na ósme, dawało nam po stronie przychodów 300 tysięcy. Po stronie kosztów kwota była większa niż te 300 tysięcy. Natomiast niech nie wybrzmi, że my dążyliśmy do tego, żeby skończyć na dziewiątym miejscu. Broń Panie Boże. Robiliśmy wszystko, by wynik sportowy był jak najlepszy z możliwych. Był moment, gdy zastanawialiśmy się, co mogliśmy zrobić inaczej. Czy zejście na dół do trenera było najwłaściwszym rozwiązaniem, czy gdybyśmy zaprosili trenera na górę, to nie zostałoby to odebrane tak, że został wezwany na dywanik.

Urban mówił po zwolnieniu: „Forma była bardzo słaba i przykra. Miałem wrażenie, że panowie chcą pokazać swoją siłę”.

MS: – Co to znaczy, że chcieliśmy pokazać siłę? Że weszliśmy z kopa?

BG: – Zeszliśmy na dół, zapukaliśmy do jego gabinetu i usiedliśmy przy stole. Rozmawialiśmy. To nie była łatwa rozmowa dla nas wszystkich. Rolą zarządu jest też podejmowanie niepopularnych decyzji, również w stosunku do osób, które mają wielką historię, były i zawsze będą bardzo ważne dla Górnika. Czy nasz pomysł się obronił? Zwolenników Jana Urbana pewnie nie da się przekonać. Ale są też tacy, którzy rozumieli naszą argumentację. Do tego dochodzi kwestia niepodpisania kontraktu, która została potwierdzona w serialu (w produkcji „Górnik. Chłopcy z Zabrza” Jan Urban przyznaje, że nawet nie spojrzał na propozycję nowego kontraktu, bo nie był nim zainteresowany – red.). Czy termin był najlepszy? Ktoś powie, że trzeba było poczekać. Wszyscy post factum jesteśmy mądrzy. Ale ktoś w pewnym momencie musi podjąć decyzję, a nasza była taka, że sprawdzamy Piotra Gierczaka na stanowisku pierwszego trenera.

Po tych latach, które Urban spędził na ławce Górnika, nie zasłużył tak po ludzku, żeby po prostu dokończyć swoją misję? Nie chciał przedłużyć kontraktu, to jasne, ale chciał wypełnić kontrakt i rozstać się w zgodzie. 

MS: – Trzeba szanować dokonania Jana Urbana, jest legendą tego klubu. Dał kibicom Górnika mnóstwo radości jako piłkarz, utrzymał Ekstraklasę w trudnym momencie jako trener. Nikt tego nie neguje. Jednak podczas podejmowania decyzji musieliśmy kierować się tym, co będzie najlepsze dla przyszłości Górnika.

Na ile realną opcją było to, że trener Gierczak zostanie na stałe? Mówiąc szczerze, trudno mi potraktować taki scenariusz za realny.

MS: – Jakbyśmy w to nie wierzyli, to w ogóle nie byłoby tej zmiany.

Ale podejrzewam, że nie była to wasza opcja A.

BG: – W momencie podjęcia decyzji był to plan A.

MS: – Sprawdzaliśmy oczywiście innych trenerów, nawet gdy jeszcze pracował Jan Urban.

BG: – Robiliśmy to, bo klub musi zabezpieczać swoją przyszłość. Musieliśmy być przygotowani na scenariusz, w którym umowa z trenerem Urbanem zostałaby przedłużona, ale też na ten drugi. Ale nasze przekonanie do trenera Gierczaka było jednym z najważniejszych argumentów.

MS: – Wierzyliśmy, że Piotrek podoła. W Jagiellonii też pewnie bili się z myślami stawiając na Adriana Siemieńca.

Tam Adrian Siemieniec był projektem. Wszyscy w klubie wiedzieli, że prędzej czy później przyjdzie moment, gdy obejmie pierwszy zespół.

MS: – O Piotrku można powiedzieć to samo. Jest związany z Górnikiem od kilkunastu lat. Był w rezerwach, trzy lata temu dołączył do sztabu pierwszego zespołu. Mieliśmy pozytywne opinie na jego temat.

Trudno mówić o dużej wierze w ten projekt, skoro dostał od was tylko sześć meczów. Adrian Siemieniec też w pierwszych meczach nie odmienił Jagiellonii.

MS: – Nie jesteś w stanie pójść dwoma równoległymi scenariuszami. Nie wiesz, czy z Michalem Gasparikiem Górnik zajmie wyższe miejsce niż zająłby z Piotrem Gierczakiem. Znów – na bazie zebranych informacji musieliśmy podjąć jakąś decyzję. Postawiliśmy na Michala Gasparika, natomiast Piotrek odgrywa ważną rolę w sztabie jako trener.

Jaki cel postawiliście Górnikowi na ten sezon?

MS: – Nie chcemy szerzej mówić o celach, wolimy nie pompować balonika. Wyznaczamy je w różnych wymiarach, ale na użytek wewnętrzny. Jesteśmy po dwóch kolejkach. Z sześcioma punktami spada się z ligi. Spokojnie. Chcemy oddawać równe skoki jak Adam Małysz.

Czyli przed wami jeszcze trzydzieści dwa równe skoki.

BG: – To ciekawa puenta. Tak, przed nami jeszcze trzydzieści dwa równe i mam nadzieje dobre skoki.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

CZYTAJ WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:

Fot. newspix.pl

16 komentarzy

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama