18 dni. Tyle minęło od finału Igi Świątek na Wimbledonie. Niewiele, biorąc pod uwagę zobowiązania medialne, sponsorskie, odpoczynek, przelot do Kanady i przygotowania do turnieju w Montrealu. Ale wygląda na to, że polskiej tenisistce to nie zaszkodziło. W swoim pierwszym meczu w Montrealu pewnie ograła Chinkę Hanyu Guo.

Iga Świątek wróciła na kort. Pierwszy mecz od Wimbledonu
Na Wimbledonie im dalej w turniej, tym lepiej grała Iga Świątek. Dość napisać, że w półfinale i finale straciła zaledwie… dwa gemy! Jednak zmiana kontynentu, nawierzchni i zmęczenie potrafią zaszkodzić nawet najlepszym zawodniczkom. Dlatego dobrze się stało, że Polce „wylosowała” się stosunkowo łatwa rywalka, czyli Chinka Hanyu Guo, 259. zawodniczka rankingu WTA. Za to niezła deblistka, aktualnie 33. na świecie.
Swoje więc Chinka potrafi, ale jednak – to wciąż tenisistka z nizin rankingowych, przynajmniej jak na turniej rangi WTA 1000. Żeby w ogóle do niego wejść, przebijała się przez kwalifikacje, do których dostała się po wycofaniu jednej z tenisistek, a więc w ostatniej chwili – a potem niespodziewanie pokonała Julię Putincewą w I rundzie głównej drabinki. I tak doszła do meczu z Igą Świątek, czyli największego wyzwania w jej karierze – nigdy wcześniej nie grała bowiem nawet z zawodniczką z TOP 20 rankingu WTA.
Guo nie miała być dla Igi wielkim wyzwaniem, ale też – ze względu na czynniki, o których już pisaliśmy i fakt, że Chinka nie miała na korcie nic do stracenia – ciekawi byliśmy, jak będzie wyglądać ten mecz.
I cóż, było trudniej, niż można było zakładać. Świątek problemy miała zwłaszcza w pierwszym secie, w którym wygrała co prawda pierwsze cztery gemy, ale potem straciła podanie i gra się nieco wyrównała. Guo momentami imponowała, potrafiła utrzymać się w wymianach z Igą, zdarzało się, że odgrywała zaskakująco dobre piłki, czym tylko potwierdzała opinię o tym, że poziom w tenisowym świecie jest na tyle duży, że różnice między zawodniczkami z TOP 50, a TOP 300 są naprawdę niewielkie.
Sealed the first set ✅@iga_swiatek takes the opener 6-3 against Guo.#OBN25 pic.twitter.com/6skdxDghhB
— wta (@WTA) July 30, 2025
Sęk w tym, że Iga to (obecnie) zawodniczka z TOP 3, a na Wimbledonie pokazała, że śmiało może znów aspirować do tego by być „jedynką”. Dlatego ostatecznie dość spokojnie tego pierwszego seta wygrała.
A drugiego zaczęła od przełamania rywalki, po czym… sama straciła serwis. Ale to była tylko chwilowa wpadka, krótkie rozluźnienie. Wiemy to, bo Świątek od stanu 1:1 nie straciła już ani jednego gema, jeszcze trzykrotnie wygrywając gemy przeciwniczki, przy czym dwa ostatnie do zera, bo wchodzić w kort zaczął jej return. Przy czym w czasie meczu nie ustrzegła się błędów, widać było, że to pierwszy mecz po – krótkiej, ale jednak – przerwie, a do tego Polka wyczuć musi inną nawierzchnię i korty.
Strong start for Swiatek 💪@iga_swiatek wins her opening match in Montreal 6-3, 6-1 against Guo!#OBN25 pic.twitter.com/GgQ8RlBda6
— wta (@WTA) July 30, 2025
Innymi słowy: to był mecz na zrzucenie rdzy. Polka go wygrała i to najważniejsze. W kolejnej rundzie zmierzy się za to albo z Anastasiją Pawluczenkową, albo z Evą Lys.
Iga Świątek – Hanyu Guo 6:3, 6:1
Fot. Newspix