Reklama

Mamy brąz! Polskie siatkarki znów trzecie w Lidze Narodów

Sebastian Warzecha

27 lipca 2025, 18:08 • 9 min czytania 3 komentarze

W poprzednich dwóch edycjach Ligi Narodów polskie siatkarki gładko przegrywały półfinał, by potem – po szalonych, pięciosetowych spotkaniach – zdobywać brąz. Dziś wiedzieliśmy jedno: nie obrazilibyśmy się za powtórkę. Biało-Czerwone znów bowiem nie poradziły sobie w półfinałowym starciu, ale zapowiadały, że chcą zdobyć medal, również dla zgromadzonych w łódzkiej Atlas Arenie kibiców. I na chęciach się nie skończyło. Po czterech setach Biało-Czerwone mogły bowiem świętować. Znów zdobyły medal. W dodatku u siebie, a to cieszyło podwójnie.

Mamy brąz! Polskie siatkarki znów trzecie w Lidze Narodów

Liga Narodów. Polskie siatkarki zdobyły brąz!

Reklama

Z Japonkami łatwo nie ma

Trudno wskazać drugą reprezentację w świecie kobiecej siatkówki, która broniłaby tak dobrze, jak Japonki. Szukając ich atutów, ten jest pierwszym. Zdarzają się – i to dość regularnie – akcje, w których zawodniczki z Kraju Kwitnącej Wiśni wyglądają na parkiecie tak, jakby pokrywały go w całości. Gdzie się bowiem nie zaatakuje, kiwnie czy nawet zablokuje – tam wyrasta któraś z nich i podbija piłkę. Znakomite czytanie gry, współpraca na linii blok-obrona, a do tego też orientacja oraz szybkość i, nierzadko, gibkość. To wszystko im pomaga.

Dlatego kluczowym słowem na dziś miała być dla Polek cierpliwość.

Czyli dokładnie to samo, co i z Chinkami, które w defensywie są w pewnym sensie „Japonią na niższym poziomie”. Ale tylko nieco niższym, bo to ogółem azjatycka siatkówka tak właśnie wygląda, to dla tamtejszych zespołów cecha wspólna. Tyle że Japonki momentami tę obronę doprowadzają do perfekcji. A potem potrafią poszaleć też przy siatce. Szybkie rozegranie, ataki z obiegu, przesunięte krótkie, kiwki – jest tu, mimo, zdawałoby się, braku centymetrów – pełen arsenał.

W zeszłym roku ten arsenał doprowadził Japonię do srebra Ligi Narodów. Wtedy zawodniczki z kraju Kwitnącej Wiśni wygrały z Brazylią w półfinale po pięciu setach rywalizacji. W tym roku sytuacja się odwróciła – znów była Brazylia, znów pięć setów, ale to rywalki okazały się lepsze i awansowały do meczu o złoto, z kolei Japonii została walka o brąz. Z Polkami. Te o tym, że nie będzie łatwo, oczywiście wiedziały z góry. W końcu Japonki ograły ich już w tegorocznej Lidze Narodów – w ostatnim turniej fazy zasadniczej, na własnym terenie, wygrały 3:1.

Ale Malwina Smarzek twierdziła, że Japonki tak dobrego meczu jak tamten już raczej nie zagrają. A Magda Stysiak zapowiadała, że Polki zdołają się pozbierać i powalczyć o brąz:

– A co mamy zrobić? (śmiech) Mamy 24 godziny, byłyśmy już w takich sytuacjach. Albo będzie medal, albo nic. Rok temu było podobnie i pomogło nam skupienie na sobie, wiara, że potrafimy. Jeszcze na pewno plusem jest dla nas gra przed własną publicznością. Jestem dobrej myśli. Nawet po tym dzisiejszym meczu – mówiła atakująca polskiej kadry. A nam – podobnie jak fanom zgromadzonym w Atlas Arenie – pozostało wierzyć, że ma rację.

Zaczęło się znakomicie

Polki zaczęły ten mecz tak dobrze, że już po kilku punktach mieliśmy przerwę na żądanie trenera rywalek. Ale ta niewiele zmieniła. Od początku bowiem to nasze zawodniczki dominowały. Przez jakiś czas nie wyciągaliśmy z tego zbyt dalece idących wniosków, bo tak samo było też w meczach z Chinami i Włoszkami, a w obu tych przypadkach pierwszego seta Biało-Czerwone ostatecznie przegrywały. I to za każdym razem wysoko, bo do 17 i 18.

Jednak gdy przewaga Biało-Czerwonych wzrosła do sześciu, a potem siedmiu punktów, to zaczęliśmy podejrzewać, że tego seta Polki już raczej nie oddadzą.

Tym bardziej, że tym razem nie było śladu po problemach, które trapiły nasze reprezentantki w poprzednich spotkaniach. Świetnie funkcjonowało przyjęcie, japoński serwis na ogół nie robił nam wielkich problemów. Rozegranie też od razu śmigało lepiej – czy to na skrzydła, czy krótka, czy druga linia. W dodatku świetnie atakowały i Magda Stysiak, i Martyna Łukasik, i inne nasze zawodniczki. Rozkład punktów był bowiem w pierwszym secie tego starcia naprawdę ciekawy – nie było u Polek jednej liderki, cała ekipa grała na poziomie.

I w końcu wyszedł z tego set właściwie perfekcyjny. Bo nawet gdy przytrafił się naszym zawodniczkom jakiś błąd, szybko o nim zapominały i szły do przodu. Finalnie wygrały do 15, a to w meczu o brąz Ligi Narodów rezultat fenomenalny.

Choć można było podejrzewać, że całe spotkanie wyglądać będzie jednak nieco inaczej.

Japonki kontratakują

Druga partia to problemy Polek na starcie. Podopiecznie Stefano Lavariniego szybko straciły bowiem kilka punktów, rywalki uciekły. Trochę obawialiśmy się tu falowania, jak w starciu z Chinkami, w którym niektóre sety nasze zawodniczki grały znakomicie, a o innych wolelibyśmy zapomnieć. Jasne – tam ostatecznie skończyło się wygraną i dziś też nie pogardzilibyśmy takim rezultatem, nawet po pięciu trudnych setach. Bo w końcu był to mecz o medal.

Ale szybkie 3:0 satysfakcjonowałby nas jeszcze bardziej.

Japonki jednak ewidentnie poprawił swoją grę. O ile już w pierwszym secie świetnie broniły, o tyle nie potrafiły wykorzystać wielu ataków z kontry. W drugiej partii się to zmieniło. Rywalki coraz częściej dobijały się do parkietu, w tym po długich, trudnych akcjach, a przegrywanie takich potrafi być demotywujące. Polki w dodatku zaczęły popełniać więcej błędów, nie utrzymały poziomu z pierwszego seta. Przytrafiały się niecelne ataki, zdarzało nie dograć dokładnie na rozegraniu, a do tego „siadł” nasz serwis, którym Biało-Czerwone wielokrotnie nie trafiały w boisko.

Jednak im bliżej końca seta, tym lepiej grały Polki. I straty ostatecznie odrobiły, a końcówka miała być grana na przewagi. I w sumie była, tyle że… najkrócej jak się da. Bo od stanu 24:24 dwie kolejne piłki wygrały Japonki i trzeba im oddać, że zrobiły to w znakomitym stylu. Najpierw cudowną kiwką tuż za blok skończyły długą akcję, a potem skrót z serwisu wpadł w parkiet. Nadgarstek popracował w obu tych sytuacjach i cóż, Polkom można było nieco zarzucić w obronie, ale trudno było nie oddać zasług samym Japonkom.

Te bowiem zagrały znakomitego seta, pokazując swoje możliwości. Ale w kolejnym nie zdołały tego zrobić.

W stronę wygranej

Trzeci set to bowiem na powrót znakomita gra Polek. Znów wydawało się, że nic naszym reprezentantkom nie jest w stanie zagrozić, z kolei Japonki często nie potrafiły przebić się przez nasz blok. Owszem, były momenty lekkich nerwów – jak wtedy gdy Magda Stysiak kłóciła się z sędzią o to, że piłka wylądowała na aucie, pokazując ślad na podłodze (sędziowie dostają automatyczne komunikaty z systemu challenge) – ale z każdą kolejną minutą Polki rywalkom odjeżdżały.

Kluczowy był tu środek seta – Japonki wpadły wtedy w serię błędów, z których nasze zawodniczki się oczywiście cieszyły, ale które – dodajmy – w dużej mierze same wypracowały.

Same natomiast te liczby pomyłek ograniczyły i znów grały na poziomie, jaki prezentowały w pierwszym secie. Poziom dodatkowo podniosła publika, bo po kilkunastu próbach w trakcie tego turnieju, wreszcie udała się na trybunach meksykańska fala – wcześniej zawsze „szła” w dwie strony i spotykała się naprzeciwko. Teraz – finalnie – okrążyła halę. I było to okrążenie triumfalne, bo Polki niedługo potem wygrały w całym secie. Znów pewnie – jak w pierwszej partii – bo do 16.

Hat-trick! Polki z trzecim brązem z rzedu

Czwarty set zaczął się jak pierwszy – od świetnej gry Biało-Czerwonych. Szybko jednak przekonaliśmy się, że nie będzie to taka sama partia. Japonki bowiem zaczęły odrabiać punkty i dopadły nasze siatkarki już przy stanie 7:7, a Stefano Lavarini poprosił o pierwszą od dawna przerwę na żądanie. Ta pomogła, bo zatrzymała serię rywalek, ale Polki nie potrafiły im na powrót odskoczyć. Gra toczyła się więc w systemie punkt za punkt, bo obie strony po prostu prezentowały się w tym momencie na parkiecie naprawdę dobrze, zwłaszcza w ataku.

W końcu pomógł nasz blok, kapitalnie zatrzymując jedną z rywalek. Ale był to tylko chwilowy „odskok”, bo niedługo potem błąd dotknięcia siatki dał Japonkom punkt na remis, po 12.

Niedługo potem to reprezentantki Kraju Kwitnącej Wiśni wyszły na prowadzenie dwoma punktami – 16:14. I trzeba przyznać, że pomogły im w tym Polki, bo w ich grze pojawiło się trochę niedokładności, głównie na rozegraniu. Był to po prostu okres spadku koncentracji, który przeciwniczki umiejętnie wykorzystały. Tyle że Polki szybko się pozbierały, a as serwisowy Martyny Łukasik niedługo potem dał nam remis 16:16. Na tym etapie seta pewne było jedno – że walka potrwa do samego końca.

Pytaniem pozostawało czy tylko tego seta, czy też obejrzymy jeszcze tie-break. Wiadomo, którą wersję preferowali polscy kibice.

Japonki jednak wolały tę drugą – a i ich fanów zebrałoby się w tej hali może nawet kilkudziesięciu – i zaciekle walczyły o to, by doprowadzić do tie-breaka. Docenić trzeba to tym bardziej, że grały już w tym turnieju dwa takie. A przecież przed półfinałem miały o dzień przerwy mniej od Polek (te ćwierćfinał grały w środę, Japonki w czwartek), z kolei przed dzisiejszym meczem – dobrych pięć godzin mniej odpoczynku. Taki wysiłek potrafi się odłożyć w organizmie, natomiast po reprezentacji Japonii nie było go widać.

Te biegały i bronił jak szalone, choćby przy okazji długiej i wygranej – nieco szczęśliwie – przez nie akcji, gdy Polska prowadziła 19:18. To mógł być kluczowy punkt meczu, bo nasze zawodniczki mogły odskoczyć na dwa punkty, jednak rywalki w fantastyczny sposób się wyratowały. U nas szalała jednak w tym okresie Agnieszka Korneluk, która zdobywała punkty i nakręcała koleżanki do lepszej gry. I to skutecznie – bo Polki odskoczył na dwa punkty po znakomitej kiwce w wykonaniu Magdy Stysiak, która zauważyła, że nie ma rywalek na końcowych metrach parkietu i tam wycelowała piłkę.

Było 21:19. Wystarczyło zdobyć cztery punkty, by mieć trzeci z rzędu brąz.

Sprawa mogła się skomplikować już dwie wymiany później. Ale się nie skomplikowała, bo Agnieszka Korneluk i Magda Stysiak zamknęły Japonkom drogę na skrzydle i świetnym blokiem wywalczyły 22. punkt. A nasz blok nie planował na tym skończyć – tym razem po drugiej stronie siatki lepsze od atakującej okazały się Martyna Łukasik i Magda Jurczyk. Było 23:20, Atlas Arena dopingowała już na stojąco… ale trochę przygasła, gdy dwa kolejne punkty wpadły na konto Japonek.

Kolejny o mało też nie powędrował na tę stronę siatki, ale Polki najpierw cudem wybroniły się po dobrym serwisie rywalek, potem obroniły atak, a na końcu Martyna Łukasik wpakowała piłkę pomiędzy blok a siatkę. Polki miał dwie piłki meczowe. Pierwszej nie udało im się wykorzystać, mimo że miały kontrę.

Ale drugą już tak! Mecz atakiem z drugiej linii zamknęła Magda Stysiak. Podopieczne Stefano Lavariniego po raz trzeci z rzędu zdobyły więc brąz Ligi Narodów, ale ten był tym cenniejszy, że wywalczony we własnej hali, przed polską publicznością. No i dlatego, że potwierdził to, co już wiemy – że Polki to drużyna ze światowej czołówki.

Oby kolejne potwierdzenie przyszło na mistrzostwach świata, które już za kilka tygodni.

Polska – Japonia 3:1 (25:15, 24:26, 25:16, 25:23)

Z ŁODZI
SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o innych sportach na Weszło:

3 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama