Reklama

Nsame bohaterem! Legia Warszawa wywozi remis z Ostrawy

Wojciech Piela

24 lipca 2025, 21:41 • 5 min czytania 50 komentarzy

Mimo że mieliśmy do czynienia ze wczesną rundą i lipcowym wieczorem, w Ostrawie obejrzeliśmy mecz godny co najmniej fazy ligowej europejskich pucharów. Było dużo zwrotów akcji, całkiem niezła intensywność, ale również błędów dodających dramaturgii. Z polskiego punktu widzenia najważniejsze, że z oddechem ulgi na końcu, a nawet dwoma. Jean-Pierre Nsame przypomniał sobie, że umie strzelać w gole w najlepszym możliwym momencie, dzięki czemu Legia zremisowała z Banikiem Ostrawa 2:2 i awans do trzeciej rundy kwalifikacji Ligi Europy rozstrzygnie się w Warszawie.

Nsame bohaterem! Legia Warszawa wywozi remis z Ostrawy

Przed spotkaniem fani Legii zwrócili uwagę na obecność w składzie Kacpra Chodyny czy Jana Ziółkowskiego. Brakowało Wahana Biczachczjana oraz Radovana Pankova, a ze względów zdrowotnych wciąż z ławki rezerwowych poczynania kolegów obserwował Claude Goncalves. Rafał Augustyniak zaliczył słodko-gorzki występ, podobnie jak wielu jego kolegów. Banik ostrzeliwał słupek i poprzeczkę, a Legia nie potrafiła wykorzystać kilku innych dogodnych sytuacji. Remis wydaje się sprawiedliwym wynikiem, choć zdecydowanie nie został osiągnięty po bezbarwnej grze.

Reklama

Banik 2:2 Legia – gol Nsame na wagę cennego remisu

Już początek spotkania pokazał legionistom, że w rywalizacji z trzecią drużyną poprzedniego sezonu ligi czeskiej trzeba będzie sprężyć się mocniej niż przeciwko Aktobe. Już w… 26. sekundzie Wojskowych po strzale Erika Prekopa uratowała poprzeczka. Goście próbowali się otrząsnąć, natomiast to napędziło wspieranych dopingiem około 15 tysięcy kibiców gospodarzy. Efekt? Dość szybko po indywidualnej akcji Matej Sin wysłał wykonującego wślizg Augustyniaka na truskawki, przełożył sobie piłkę do lewej nogi i pokonał wychodzącego Kacpra Tobiasza. 21-latek potwierdził nieprzeciętny talent oraz możliwości, które zwróciły uwagę chociażby skautów AZ Alkmaar. Niedługo potem w ekipie Banika doszło do zmiany spowodowanej kontuzją i na boisku pojawił się przebojowy skrzydłowy Ewerton, a więc najskuteczniejszy strzelec drużyny z Ostrawy w poprzednim sezonie. Wydawało się więc, że to może tylko zwiększyć kłopoty Legii, ale właśnie wtedy drużyna Iordanescu zaczynała brać się do pracy.

Sporo przechwytów zaczęli notować Augustyniak z Elitimem, coraz ciekawiej układała się również współpraca na prawej stronie Kapustki z Wszołkiem. To owocowało niezłymi okazjami pod bramką Dominika Holeca, ale szczęściu legionistów w 32. minucie musiał dopomóc sam bramkarz Banika. Fani pamiętający jego występy z Rakowa Częstochowa czy Lecha Poznań nie byli specjalnie w szoku, gdy po strzale Kapustki piłka przełamała jego ręce i wpadła do bramki. Asystą popisał się w tej sytuacji Wszołek, a otwierającym podaniem górą Augustyniak, w pewien sposób odkupujący swoje winy przy straconej bramce.

Kacper Chodyna mógł wygrać Legii mecz

Do końca pierwszej odsłony piłkarze Legii bardzo rzadko opuszczali już połowę Banika i drugi gol dla podopiecznych Iordanescu wisiał w powietrzu. Fani z Warszawy z pewnością unieśli już ręce w geście radości w 45. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Morishity tuż przed bramką znalazł się Chodyna. Piłka była już poza zasięgiem bramkarza, wystarczyło tylko odpowiednio dostawić stopę, ale były zawodnik Zagłębia fatalnie skiksował posyłając piłkę wysoko ponad bramką. Wcześniej prawoskrzydłowy Legii również nie pomagał zespołowi złymi podaniami i wydaje się, że po tym spotkaniu nie poprawił swoich notowań u rumuńskiego trenera. Wojskowi schodzili na przerwę w poczuciu rozżalenia, natomiast przy zachowaniu koncentracji można było mieć nadzieję na zwycięstwo w drugiej połowie.

Chwilę po przerwie widać było w Legii niezłą energię, przy jednym z kontrataków po podaniu Chodyny można było postraszyć Banik. Czesi szybko jednak zrozumieli, że tak grając niewiele osiągną. Już w 54. minucie legioniści znów mieli furę szczęścia. W pole karne wpadł prawy wahadłowy Buchta, który najpierw trafił w nogi Kapuadiego, a później w słupek. Podopieczni Iordanescu znów jednak znaleźli się na debecie niedługo później. Były zawodnik Wisły Kraków, Michal Frydrych uderzył zza pola karnego, piłka odbiła się jeszcze od nogi Kapuadiego i wpadła do bramki. Gracze z Warszawy nie poradzili sobie z pressingiem rywali pod własnym polem karnym, Chodyna nie najlepiej zagrał do Elitima, który stracił piłkę na rzecz strzelca gola.

Wypychany z klubu Nsame uciszył stadion w Ostrawie

Niedługo przed golem na 2:1 dla Banika na boisko wszedł Jean-Pierre Nsame. Budziło to wzmożoną ciekawość choćby z tego względu, że na ławce wciąż pozostawał sporo grający dotychczas Marc Gual. Nikt jednak specjalnych oczekiwań względem Kameruńczyka nie miał. Do tej pory w Legii strzelił tylko dwa gole i to w meczach, gdy prowadzenie było już wysokie. Lato mijało do tej pory pod znakiem dyskusji na temat tego, jak korzystnie się go pozbyć, ale przeciwko Banikowi zaliczył występ, który będzie długo pamiętany. Już po wejściu był aktywny, dwukrotnie szukając okazji do gola w polu karnym, ale kulminacja nastąpiła w 88. minucie. Po dośrodkowaniu Elitima znakomicie wbiegł przed bramkę i strzałem głową pokonał Holeca. VAR wstrzymywał jeszcze pełnię radości, gdyż sędzia sprawdzał, czy nie było w tej sytuacji spalonego, ale nic z tego.

Uśmiechy legionistom mógł z twarzy znów zabrać Michal Frydrych. W doliczonym czasie gry po dośrodkowaniu z rzutu wolnego strzelił bowiem drugiego gola w meczu. Stadion w Ostrawie oszalał, ale okazało się, że tym razem spalony był. Gol nie został uznany, a chwilę potem sędzia zakończył mecz. Remis można uznać za sprawiedliwy, drużyny stworzyły dobry spektakl, a Legia mimo kłopotów pokazała determinację i charakter. Za tydzień w Warszawie zapowiada się więc kolejne ciekawe widowisko.

Banik Ostrawa – Legia Warszawa 2:2 (1:1)

  • 1:0 – Sin 13′
  • 1:1 – Kapustka 32′
  • 2:1 – Frydrych 65′
  • 2:2 – Nsame 88′

fot. FotoPyk

50 komentarzy

Uwielbia sport, czasem nawet próbuje go uprawiać. W przeszłości współtworzył legendarne radio Weszło FM, by potem oddawać się pasji do Premier League na antenie Viaplay. Formaty wideo to jego żywioł, podobnie jak komentowanie meczów, ale korzystanie z języka pisanego również jest mu niestraszne. Wytężone zmysły, wzmożona czujność i mocne zdrowie – te atrybuty przydają mu się zarówno w pracy, jak i życiu codziennym. Żyje nadzieją na lepsze jutro słuchając z zamiłowaniem utworów Andrzeja Zauchy czy Krzysztofa Krawczyka – bo przecież bez przeszłości nie ma przyszłości.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama