Ten sezon w wykonaniu Kamila Majchrzaka? Do pewnego momentu świetny. Polak zaliczył kilka naprawdę dobrych turniejów, a po tym jak wygrał Challengera w Madrycie – w finale pokonując byłego mistrza US Open, Marina Cilicia – wrócił do najlepszej setki rankingu ATP. Ale później przyszło załamanie. Przed Wimbledonem Kamil przegrał siedem meczów z rzędu i na powrót wypadł poza TOP 100. Dlatego w Londynie cudów po nim nie oczekiwaliśmy. A Polak awansował właśnie do trzeciej rundy i wyrównał swoje najlepsze osiągnięcie ze Szlema.

Kamil Majchrzak wyrównał życiówkę
Majchrzak spory talent prezentował jako junior, ale w seniorskim tourze długo nie mógł się przebić. Udało się wreszcie przed pandemią, a po niej – w 2022 roku – wykręcił najlepszy wynik rankingowy, wskakując na 75. miejsce. Jak sam mówił nam w wywiadzie – to był moment, gdy się nakręcał, czuł, że jest w najlepszym momencie kariery. I wtedy przyszła informacja: wykrycie niedozwolonych środków, zawieszenie za doping. Udało mu się udowodnić, że jest niewinny i nie przyjął ich świadomie. Ale co z tego? Zaniedbanie to też powód do zawieszenia.
Ostatecznie stracił z kariery nieco ponad rok. Musiał budować ją potem właściwie od zera. I zbudował.
Po dzisiejszym meczu najpewniej znów wróci do TOP 100 rankingu ATP. Od czasu powrotu po zawieszeniu wygrał trzy turnieje rangi Futures i cztery Challengery. Tak naprawdę brakowało tylko dobrego występu w Szlemie. W zeszłym sezonie dopiero przy okazji US Open mógł zaczepić się o kwalifikacje, ale odpadł w nich w trzeciej, decydującej rundzie. W tym roku zagrał w pierwszych meczach Australian Open i Roland Garros, ale w obu przypadkach przegrał. Aż wreszcie przyszedł Wimbledon.
I losowanie. Może nie fatalne, ale złe. Matteo Berrettini. Piekielnie mocny forehand, piekielnie mocny serwis. Idealne na trawę. Owszem, to nie ten Włoch, który dochodził do finału tej imprezy trzy lata temu, ale jak sam twierdzi – już z uporządkowanym zdrowiem. A jednak Kamil zmusił go do zagrania pięciu setów i… wygrał! Sensacja, bo nigdy nie pokonał wyżej notowanego od Matteo – ATP 35. – rywala. Aż nagle wyciągnął z siebie taki mecz na największym turnieju świata. I pierwszy raz awansował w nim do drugiej rundy.
W niej trafił na Ethana Quinna, zdolnego Amerykanina, ale na pewno nie człowieka, którego musiał się obawiać. Quinn niedawno wskoczył do najlepszej setki rankingu, w tym sezonie wykręca najlepsze wyniki w karierze. Na karku ma już 21 lat, nie jest więc w żadnym razie fenomenem, choć wiadomo – niektórzy zawodnicy rozwijają się później. Na Roland Garros jako kwalifikant potrafił jednak zaskoczyć choćby Grigora Dimitrowa.
Ale na Wimbledonie nie zaskoczył Kamila Majchrzaka.
Bo to od początku był mecz Polaka. Pierwszy set? Bum, 20 minut, 6:1. Właściwie bezdyskusyjna przewaga Kamila, trudno tu coś więcej napisać, bo ten grał swoje. Ale, dodajmy, swoje udoskonalone. Bo po powrocie poszerzył zakres swojej gry – wcześniej opierającej się głównie na defensywie, utrzymywaniu piłki w grze i kontrach, zwłaszcza z backhandu. Dziś częściej chodzi do siatki, gra ofensywniej, odważniej. Na Wimbledonie to się sprawdza i w tym meczu było to widać. Druga partia była bardziej zacięta, ale w sumie… też rozstrzygnęła się szybko. Pierwsze trzy gemy poszły na konto returnujących, a potem przełamań już zabrakło. Kamil miał przewagę i ją wykorzystał, doprowadzając sprawę do końca i to na pewniaka – bo po breaku z początku seta nie dał już nawet kolejnej takiej szansy rywalowi.
Pozostało zamknąć sprawę w trzecim secie. I tu znów Polak ruszył do ataku od samego początku. Przełamał rywala na start, a potem robił swoje. Owszem, w tym secie miał nieco problemów – bronił break pointów przy stanie 2:1, a potem – przy 4:3 – zagrał długiego gema, mimo prowadzenia 40:0. I też musiał się raz wybronić przed przełamaniem. Gdy jednak triumfował w tej małej partii, poszedł za ciosem i nie czekał na swój serwis. Sprawę zamknął przy podaniu rywala, kolejnym breakiem.
Do III rundy awansował w znakomitym stylu, na korcie spędził tylko 95 minut. To jeden z najkrótszych meczów mężczyzn w tegorocznym Wimbledonie. I na pewno krótszy, niż się tego spodziewaliśmy, zwłaszcza po trudnym, wymagającym starciu z Mattteo Berrettinim.
Majchrzak wyrównał tym samym swoją życiówkę. W trzeciej rundzie Szlema był do tej pory tylko raz – na US Open 2019. Wtedy po dwóch maratonach – z Nicolasem Jarrym i Pablo Cuevasem – odprawił go Grigor Dimitrow. Teraz Kamil będzie przed meczem III rundy wypoczęty. A z kim tam zagra? Z lepszym z pary Cristian Garin (ATP 110.) – Arthur Rinderknech (ATP 72.). A więc na pewno rywalem słabszym, niż można byłoby się spodziewać na tym etapie turnieju. Choć i Garin, i Rinderknech bywali w swojej karierze na miejscach wyższych i osiągali sukcesy większe od Kamila.
Ale to nie oznacza, że Polak nie może wygrać i kolejnego spotkania. Może. Już to na tym Wimbledonie pokazał.
Kamil Majchrzak – Ethan Quinn 6:1, 6:4, 6:3
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie:
- Wimbledon nie wybacza. Faworyci odpadają rekordowo
- Iga Świątek i Wimbledon u kobiet, czyli same niewiadome
- Nie bądźcie jak Hubert Hurkacz. Ufajcie lekarzom [KOMENTARZ]
- Wiemy, z kim zagrają Polacy na Wimbledonie! Iga Świątek uniknęła pułapek
- Iga Świątek i rok bez wygranego turnieju. Jak z kryzysami radzili sobie najwięksi?