Reklama

PZPN wciąż bez mapy. Kulesza przepalił miliony i wciąż szuka trenera na nos

Szymon Janczyk

23 czerwca 2025, 17:44 • 8 min czytania 86 komentarzy

Minęło już pięć lat od momentu, w którym Zbigniew Boniek usłyszał, że jego kaprys — zatrudnienie Jerzego Brzęczka — zmarnował potencjalnie najlepszy okres i pokolenie w najnowszej historii reprezentacji Polski. Czas płynie, zmienił się sternik federacji, lecz nadal bujamy się od kaprysu do kaprysu. Świadczy o tym proces wyboru kolejnego selekcjonera.

PZPN wciąż bez mapy. Kulesza przepalił miliony i wciąż szuka trenera na nos

Armenia, Bośnia i Hercegowina, Kazachstan, Polska. To ekskluzywne grono krajów, które najczęściej w ostatnich latach zmieniają selekcjonerów drużyny narodowej. Polski Związek Piłki Nożnej z niebywałą regularnością funduje nam kolejne szopki krążące wokół tego tematu, co prowadzi do logicznego wniosku — skoro tak, to trenera wybrać nie potrafimy.

Reklama

Nic nie wskazuje jednak na to, że ktokolwiek poszedł po rozum do głowy. PZPN wypuszcza do mediów przecieki, Cezary Kulesza i Łukasz Wachowski udzielają wywiadów, ale wybór następnego selekcjonera wciąż skupia się na tym, komu Cezar(y) pokaże kciuk w górę. I, zupełnie tak, jak w przypadku werdyktów rzymskich władców, decyzja opiera się na tym, jaki nastrój i przeczucie ma prezes federacji, bo mimo prowadzenia relacji na żywo z całego procesu, choćby słowem nie wspomniano o tym, jakich właściwie cech u trenera szukamy.

Cezary Kulesza wybiera selekcjonerów na nos. PZPN przepalił na nich kilka milionów złotych

Wyliczamy więc nazwiska, które ochoczo podrzuca sam prezes związku. Już na wstępie przedstawił kilka opcji, których jedyną wspólną cechą zdaje się być kraj pochodzenia. Zarówno śledząc poprzednie, jak i obecne wybory, ciężko nie odnieść wrażenia, że dla Cezarego Kuleszy paszport trenera to jedyne jasno sprecyzowane kryterium. Złośliwi mogliby powiedzieć, że istotnym probierzem jest także brak sukcesów w Ekstraklasie, na szczęście jednak złośliwy nie jestem.

Ostatnim razem selekcjonera wybieraliśmy spośród dwóch skrajności. Marek Papszun to trener, którego styl opiera się na wysokim pressingu, dużej intensywności, zabezpieczeniu pola karnego. Jest reaktywny, jednak Raków w najlepszej wersji był zespołem, który dzięki skutecznemu wywieraniu presji na rywala, tworzył wiele dogodnych okazji bramkowych, więc mimo wspomnianej reaktywności nie dało się go zapisać do drużyn grających zachowawczą, defensywną piłkę.

Michał Probierz też stawiał na reagowanie na działania przeciwnika, jednak z mniejszym rozmachem. Jego zespół nie musiał odbierać piłki tak wysoko, wyraźnie też dążył do dośrodkowań, opierał się na stałych fragmentach gry. Niezależnie od tego, jak często mówił potem o odwadze, zawsze bliżej było mu do pragmatyzmu.

Całkowicie wierzę Markowi Papszunowi w to, że był jedynie pionkiem w grze Cezarego Kuleszy i został wykorzystany w rozgrywce. Niemniej jeśli przyjmiemy, że na finalnym etapie rekrutacji znalazło się dwóch tak różnych trenerów, mamy dobitny dowód na to, że proces selekcji nie był oparty o pieczołowicie nakreślony plan, wymagania dotyczące gry zespołu i jakąkolwiek głębszą analizę sytuacji. Wybieraliśmy. Kulesza wysłuchał co prawda pomysłów, zobaczył prezentację, ale nie podparł decyzji żadnym twardym, obiektywnym faktem.

Kierował się subiektywną opinią, swoim przeczuciem. Można powiedzieć — nosem. Tymczasem już nawet Janusz Wójcik odkrył, że „na nos, to można sprawdzić, jak kobieta pachnie w przewężeniu”.

Finlandia – inwestycja w analizę danych. Polska – utopiony PZPN Invest

Wójcik to rzecz jasna żaden autorytet w kwestii fachowości czy korzystania z zaawansowanych analiz w futbolu, lecz bon-mot, którym chwalił się na łamach autobiografii, trafnie określa problem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Sam Cezary Kulesza przepalił już kilka milionów złotych na wybór Fernando Santosa i Michała Probierza (powiedzmy, że wybór Czesława Michniewicza to przypadek, który — z racji okoliczności — trzeba traktować nieco inaczej), lecz wciąż nie wpadł na pomysł, żeby przeprowadzić porządny proces rekrutacji.

Fińska federacja, z którą nasz wodzirej mógł ostatnio nawiązać bliższe relacje i podpytać o pomysły (o ile jej prezes zna język polski lub rosyjski) w ostatnich latach zaczęła na przykład inwestować w budowę działu naukowego. Zatrudnili dyrektora działu research & developmentdata engineer, head of performance analyst, analityka danych. Nawiązali współpracę z lokalnym uniwersytetem, utworzyli bazy danych, zaimplementowali różne procesy związane nie tylko z tym, co dzieje się na boisku, lecz z codzienną działalnością związku.

PZPN Invest. Narodziny, życie i śmierć pewnego pomysłu na innowacje

Nie twierdzę, że ich futbol czeka teraz świetlana przyszłość, że to dzięki temu pokonali Polskę, jednak wykonali pewne kroki w kierunku zmiany. Możliwe, że dzięki temu podejmują lepsze decyzje, że za kilka lat obudzą się w lepszym miejscu. Na stronie naszej federacji znajdziemy mnóstwo komisji, poczet prezesów i działaczy, lecz śladu po krokach, jakie podjęli przykładowi Finowie, brak.

Oni przed chwilą wybrali selekcjonera przy wsparciu całej machiny zaawansowanych danych; skorzystali z wiedzy i technologii, które rozwijali. PZPN potrafił co najwyżej utopić projekt PZPN Invest, bo okazało się, że pieniędzy na inwestycje w przyszłość nie ma.

Poważne analizy Cezarego Kuleszy. Prezes PZPN i przesądy ludowe

Nasza federacja chwali się, że stać ją na wykupienie Macieja Skorży z Urawa Red Diamonds i opłacenie jego kontraktu. Koszt takiej operacji przekroczyłby pięć milionów złotych. Jednocześnie Polski Związek Piłki Nożnej nie zainwestował w projekt Młodzieżowca 2.0, który początkowo miał się opierać na znaczącym zwiększeniu puli nagród, co zachęcałoby do trzymania się pierwotnych postanowień tego programu i nierezygnowania z młodzieży lekką ręką, gdy tylko nie będą groziły za to kary. Zamiast tego dostaliśmy potworka, który gwarantuje klubom ochłapy — dziesięć milionów do podziału na osiemnaście drużyn.

Najlepszy polski trener. Fenomen Macieja Skorży w Japonii [REPORTAŻ]

Związek stać więc na to, żeby lekką ręką wydać spore pieniądze na kolejnego selekcjonera, ale o tym, że stać go na inwestycje w przyszłość, nie usłyszymy, o ile nie chodzi o sprawę tak banalną jak siedziba federacji. Pomysły PZPN wciąż krążą wokół spraw doczesnych, błahych.

Skoro nie udało się zbudować własnego działu, który służyłby wiedzą na przykład w temacie wyboru nowego selekcjonera, można skorzystać z doradztwa firm zewnętrznych, specjalistów od rekrutacji właśnie. Analytics FC współpracuje z wieloma podmiotami w zachodnich ligach, zajmuje się między innymi profilowaniem trenerów. Rozsądek sugerowałby, że skoro dotychczasowe metody zawodziły, kończyły się rozczarowaniem, dobrze byłoby przynajmniej rzucić okiem na merytoryczne porównanie dostępnych opcji.

Zamiast tego dostaliśmy festiwal kuleszyzmów w „Przeglądzie Sportowym”.

Mamy kilka wariantów na stole, ale dopuszczamy też możliwość, że pojawi się jakiś trener, o którym nie pomyśleliśmy, i zauroczy nas swoją wizją i wiedzą na temat naszych piłkarzy”.

„Nie możemy sobie pozwolić, że przyjdzie trener z dużym nazwiskiem, który nie zna naszych piłkarzy. Duże nazwisko to nie wszystko. Znajomość naszych piłkarzy jest kluczowa”.

Żaden zagraniczny trener nie da nam gwarancji, że awansujemy na mistrzostwa świata. Gdyby dał nam taką gwarancję, zatrudniam go od razu”.

„Trzeba po prostu pamiętać, że trener nawet z największym nazwiskiem nie daje gwarancji sukcesu i trzeba uwzględnić znacznie więcej kryteriów niż tylko imponujące CV”.

Kulesza vs logika 1:0. Tylko Polak gwarantuje nam awans na mundial!

Zero merytorycznych argumentów, żadnej konkretnej rozmowy o kandydatach. Dyskusja o wyborze selekcjonera w wykonaniu Cezarego Kuleszy wygląda jak przegląd przesądów ludowych. „Obcokrajowiec nie zna piłkarzy, nie zapewni sukcesu” to piłkarska wersja „nie obcinaj kołtuna, bo oślepniesz”.

Dyrektor sportowy PZPN, czyli człowiek-widmo. Gdzie jest Marcin Dorna?

Kulesza zdążył więc wycenić i koszt sprowadzenia Macieja Skorży, i procentowe szanse na taki ruch, i wstępnie nakreślić ramy czasowe. Wciąż jednak nie dowiedzieliśmy się, dlaczego tak naprawdę stawia na tego trenera. Co sprawia, że jest jego priorytetem? Nie to, żebym podważał teraz sens kandydatury radomianina, chciałbym po prostu wiedzieć, jakie są jego atuty, przewagi nad kontrkandydatami, co w ogóle brano pod uwagę, określając, że takiego selekcjonera potrzebuje reprezentacja Polski.

W profesjonalnej organizacji to takie sprawy byłyby roztrząsane, takie informacje byłyby wypuszczane w eter, zamiast plotek o angielskim selekcjonerze, które pozwalają się ogrzać w świetle reflektorów. Zacznijmy jednak od tego, że w profesjonalnej organizacji człowiekiem, który wybiera trenera, nie byłby Cezary Kulesza. I nie chodzi już o to, jakim prezesem związku jest działacz z Podlasia, lecz o to, że zwykle takimi rzeczami zajmuje się dyrektor techniczny czy dyrektor sportowy.

Tymczasem w PZPN twarzą w mediach świeci Kulesza, czasami też Łukasz Wachowski, czyli sekretarz generalny związku. Marcin Dorna, dyrektor sportowy federacji, nie zabiera głosu, nie pojawia się w mediach, niczego nie wyjaśnia. Człowiek-widmo. Nawet, jeśli działa na zapleczu, nawet, jeśli jest zaangażowany w cały proces, to w interesie związku jest nagłośnienie tego i pokazanie, że działa on profesjonalnie, właściwie.

Cezary Kulesza i jego ludzie nie potrafią jednak opowiadać o piłce, tłumaczyć jej w sposób przystający do współczesnych realiów. Nie stawiam tutaj znaku równości pomiędzy tym, co naprawdę o futbolu wiedzą, bo też nie ma co robić z tych ludzi kompletnych wariatów. Kulesza z sukcesami prowadził przecież klub piłkarski, gdyby był kompletnym lunatykiem, który otacza się samymi znajomkami, nie zdołałby zrobić nawet tego.

To, co robisz, liczy się jednak dopiero wtedy, gdy potrafisz to sprzedać. W przypadku Macieja Skorży w teorii ogra się samo, ludzie przyklasną, ucieszą się, bo to po prostu wysokiej klasy fachowiec. Niemniej dobrze byłoby wiedzieć, że leci z nami pilot i za całym tym zamieszaniem kryje się konkretny, szczegółowy i skrojony pod nasze potrzeby plan, który będzie można na bieżąco weryfikować. Czy kiedyś łaskawie doczekamy się takiego minimum przyzwoitości w wykonaniu największej sportowej federacji w Polsce?

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

86 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama