Reklama

Najlepszy polski trener. Fenomen Macieja Skorży w Japonii [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

17 czerwca 2025, 13:09 • 18 min czytania 44 komentarzy

Jakość, klasa i szacunek. Maciej Skorża w Japonii kojarzy się z każdym tych słów. Nasz trener-pionier, towar eksportowy, najlepszy polski szkoleniowiec na rynku za moment przebije kolejny sufit. Jako pierwszy rodzimy trener w historii poprowadzi zespół w nowych, prestiżowych Klubowych Mistrzostwach Świata. Skąd wziął się jego fenomen, za co kocha go Saitama i jak praca w Urawa Red Diamonds zbliża go do topowych lig w Europie? Oto reportaż, w którym zaglądam za kulisy funkcjonowania polskiego rodzynka w środowisku trenerów wybitnych.

Najlepszy polski trener. Fenomen Macieja Skorży w Japonii [REPORTAŻ]

Na klubowy mundial długo nie wyślemy drużyny. Coraz ciężej też wysłać nam tam piłkarzy. Tym bardziej więc zaskakuje obecność polskiego trenera na piłkarskich salonach, wśród siedemnastu nacji, które mogą się pochwalić wydaniem na świat szkoleniowca wystarczająco dobrego, żeby poprowadzić którykolwiek z 32 zespołów z całego globu.

Można utyskiwać, że nie mówimy o klubie europejskim, lecz sukces Macieja Skorży nie podlega dyskusji. Spora część egzotycznych klubów ma za sterami rodzimego fachowca, stąd wśród trenerów znajdziemy Marokańczyka, Tunezyjczyka, Nowozelandczyka czy Meksykanina. Polska stoi jednak tuż przy Niemczech, Serbii, Rumunii, gdzie klasowych trenerów znajdziemy na pęczki.

Ktoś chciał jednak Polaka. Ktoś, czyli Urawa Red Diamonds. Maciej Skorża spędził tam rok, zaliczył najbardziej wyczerpujący sezon w trenerskiej karierze i sam wywalczył bilet do USA, pokonując w finale azjatyckiej Champions League tamtejszego hegemona, absolutnego faworyta – Al-Hilal. Japończycy go pokochali, próbowali zatrzymać go za wszelką cenę.

Pukając do raju. Maciej Skorża gra o tron w Azji

Reklama

Nie udało się, musiał odpocząć, ale wrócił. Gdy tylko okazało się, że jego następca nie udźwignął ciężaru zadania, włodarze wyciągnęli telefon i momentalnie zadzwonili do Skorży. Cezary Kulesza wymieniając ostatnio szkoleniowców, których widziałby na stanowisku selekcjonera, nawet się o nim nie zająknął, choć podjął próbę ratowania wizerunku i wypuścił cynk, że spróbuje się z trenerem Urawa Reds spotkać.

W Japonii nikt nie popełniłby takiego faux pas, tam Maciej Skorża to synonim jakości. Shinzo Koroki, legenda klubu, stwierdził, że nigdy nie spotkał tak dobrego trenera. Eksperci, kibice wyśpiewują podobne peany. Tak wielkie uwielbienie może zastanawiać, gdy zorientujemy się, że Reds pod wodzą polskiego trenera owszem, wygrali Ligę Mistrzów, lecz:

  • ligę ukończyli poza miejscami gwarantującymi start w pucharach,
  • przegrali finał Pucharu Ligi,
  • na wczesnym etapie odpadli z Pucharu Cesarza,
  • nie wyszli z grupy kolejnej edycji Ligi Mistrzów.

Przed startem Klubowych Mistrzostw Świata zdecydowałem się na kilka międzykontynentalnych rozmów, żeby lepiej zrozumieć fenomen Macieja Skorży w Urawa Red Diamonds.

***

“Trener to gość. W Europie musi się dostosowywać, pasować do profilu i wizji klubu. W Japonii może grać kim chce i jak chce – nikt niczego nie narzuca, nie wymaga. Trener jest odpowiedzialny za wszystko w stu procentach. Dla mnie idealne miejsce do pracy – nie lubię bałaganu, wolę, gdy wszystko jest ułożone pod linijkę”.
Rafał Janas dla TVP Sport

***

Reklama

Maciej Skorża w Urawa Red Diamonds. Jak polski trener pracuje w Japonii?

Wypalenie. To poczuł Maciej Skorża wraz ze swoim sztabem, gdy kończył się sezon, gdy zbliżała się zima. Ze sporym wyprzedzeniem poinformował władze klubu, że mimo świetnej oferty na stole, kontraktu nie przedłuży. W Polsce kręcono nosem, bo drugi raz kończył pracę sukcesem, po którym nastąpiło odejście w niejasnych okolicznościach. Po mistrzostwie z Lechem Poznań zakomunikował, że musi zrobić sobie przerwę z powodów osobistych. Tym razem chodziło o coś zupełnie innego, lecz odebrano to podobnie, jak kolejne zamieszanie.

Wyczerpanie, bo nawet nie zmęczenie, doskonale zrozumieli jednak w Japonii. W Saitamie dość mieli nawet miejscowi pracusie z ogromnym sztabem. Urawa Reds zagrali pięćdziesiąt osiem spotkań, zaliczając na przestrzeni roku dwie edycje Champions League, dwa krajowe puchary, ligę oraz Klubowe Mistrzostwa Świata w poprzednim, skromniejszym formacie. Do grudniowego turnieju w Arabii Saudyjskiej zawodnicy przystąpili z tak ciężkimi nogami, że piłkarze Al-Ahly po prostu ich zabiegali.

Dla polskiego sztabu było to zetknięcie z czymś nowym. Sama liczba spotkań przytłaczała, tymczasem, gdy dodamy do tego podróże po Japonii (często samolotem) i reszcie kontynentu, wychodzi, że nasi trenerzy niby wykonywali ten sam zawód, ale jednak znacznie odmienny niż w Polsce. Spiąć to wszystko pomagał rozbudowany sztab. Maciej Skorża zabrał ze sobą Rafała Janasa i Wojciecha Makowskiego w roli asystentów, do tego Wojciecha Ignatiuka, eksperta od przygotowania fizycznego. Lokalsi dorzucili dwóch analityków, dwóch kolejnych trenerów przygotowania motorycznego oraz licznych ludzi oddelegowanych do spraw organizacyjnych.

Maciej Skorża i Rafał Janas

Maciej Skorża i Rafał Janas

Praca to jednak w Japonii temat święty. Skrupulatnie zaplanowane treningi, odprawy i analizy sprawiają, że w siedzibie klubu spędzisz ładnych parę godzin. Żadna to wiedza tajemna, opowiadali o tym sami zainteresowani, opowiadali nawet piłkarze, którzy w tamtejszej lidze. Dwunastogodzinny dzień pracy to norma, nawet jeśli z uwagi na natłok spotkań samych treningów nie ma wiele. Brakuje nawet typowego w Polsce mikrocyklu, w którym zaliczasz dwie jednostki w ciągu dnia.

W Japonii trenuje się mocno, intensywnie, ale zwykle rano. Latem nawet o dziewiątej, więc w klubie meldujesz się o poranku. Wszystko musi być zaplanowane i rozpisane co do minuty, taka kultura. Zajęcia poprzedzają liczne odprawy i analizy. Trenerzy dużo czasu poświęcają na rozmowy indywidualne. Dla Macieja Skorży są one bardzo ważne. To doświadczenie, które wyniósł choćby z Arabii Saudyjskiej. Chce być blisko drużyny, zatrzeć różnice kulturowe, więc sam inicjuje wiele konwersacji. Łatwo nie jest, bo miejscowi mają problemy z angielskim. Urawa Reds zatrudnia dwóch tłumaczy, bo przecież trzeba pamiętać o Brazylijczykach.

***

“Kiedy prowadzę część treningu, jeden dwóch tłumaczy przekazuje piłkarzom komunikaty – z angielskiego na japoński. Przekaz trwa dwa razy dłużej. To utrudnienie, a dużo mówi się o zwięzłości przekazu, utrzymywaniu koncentracji piłkarzy. Czasami zastanawiam się, na ile zawodnicy zrozumieli, o co nam chodzi, ale nigdy też nie odczuliśmy, żeby nasze pomysły czy założenia były przez nich nierealizowane, bo tłumacz źle im coś przetłumaczył”.
Wojciech Makowski dla Interii.

***

Powstaje obraz, który podaje w wątpliwość sens powrotu Macieja Skorży do Japonii. Skoro było tak ciężko, to po co drugi raz pakować się w coś takiego? Polski trener miał oferty z lig egzotycznych, był blisko chorwackiego zespołu. Lech Poznań usilnie namawiał go na powrót, odwlekł nawet w czasie zatrudnienie szkoleniowca, żeby tylko dać sobie szansę na ponowną współpracę z człowiekiem, który dla Piotra Rutkowskiego jest wyjątkiem od szerzonego przez niego hasła – „w Polsce nie ma trenerów”.

Skorża, Frederiksen czy ktoś inny? Lech Poznań i poszukiwanie trenera idealnego

Skorża postawił jednak na Japonię i to postawił zdecydowanie. Gdy tylko pojawiła się opcja powrotu, decyzja zapadła bardzo szybko, jakby bez wahania. Podobno – tak mówi się w otoczeniu trenera, który sam rzadko rozmawia z mediami, także dlatego, że Urawa Reds ma rygorystyczne zasady dotyczące takowych wywiadów – dlatego, że naprawdę Saitamę polubił, docenił. Stwierdził, że futbol poszedł w kierunku, w którym gdziekolwiek nie trafi, pracy mniej nie będzie. Zwłaszcza że oferty spływały głównie z Azji.

Japonia stała się niejako jego miejscem na ziemi. Kusili go nawet ligowi rywale Reds, lecz polski trener ceni lojalność. Między innymi dlatego nie podjął nawet tematu pracy w reprezentacji kraju, gdy Cezary Kulesza wybierał następcę Fernando Santosa. Japończycy zawsze byli wobec niego tak uczciwi, że nie mógłby tak po prostu ich zostawić, spalić za sobą mostu. Powrót do Urawa Red Diamonds wydał się opcją idealną.

Tęskniono za jego wynikami i stylem, mimo że kolejny trener postawił mocniejszy akcent na ofensywę. Tęskniono też za nim, jako człowiekiem. On sam miał z kolei w perspektywie Klubowe Mistrzostwa Świata. Rynek wystawowy, ale przede wszystkim naprawdę ciekawą imprezę, na którą sam się dostał. Skonsumowanie wisienki na torcie kusiło bardziej niż można byłoby to sobie wyobrazić. Tak zaczyna się druga część japońskiej opowieści.

Maciej Skorża podczas meczu Urawa Red Diamonds. Na mecze w Saitamie przychodzi średnii 37 tysięcy osób.

Klubowe Mistrzostwa Świata skusiły Macieja Skorżę na powrót. Japonia pomaga Urawa Red Diamonds

Będzie lżej, łatwiej. To myśl, z którą Maciej Skorża i jego sztab przybyli do Saitamy. Raz, że znają już kulturę i tryb pracy w tym klubie. Dwa, że drugi tak intensywny sezon już po prostu się nie trafi. Fakt, ostatnie tygodnie tego nie potwierdzają, bo wyjazd Urawa Reds na klubowy mundial rozstroił sezon ligowy. Gdy inni walczą o tytuł, oni są w USA, więc masę gier trzeba było zagrać awansem. Tygodnie poprzedzające Klubowe Mistrzostwa Świata to istny młyn, już piątego czerwca ruszył na drugą stronę globu.

Japońska federacja uznała jednak Urawa Red Diamonds za swoją dumę i poszła klubowi na rękę w wielu sprawach. Drużyna w najbardziej ekstremalnym wariancie zakręci się koło pięćdziesięciu gier w sezonie, lecz:

  • wystartuje w Pucharze Ligi później niż wszyscy,
  • otrzymała wolny los także w Pucharze Cesarza.

Odeszły także azjatyckie puchary, więc faktycznie – można sobie pozwolić na trochę luzu. Japonię czeka też reorganizacja rozgrywek. Liga przejdzie na system jesień-wiosna, powstanie też liga rezerw, która pozwoli ogrywać zawodników z szerokiej kadry. To też wspomoże sztab, który teraz ma na głowie wszystkich, którzy nie grają, lecz muszą trenować.

Plus, że japoński kult pracy sprawia, że to najprzyjemniejsza robota świata. Koledzy po fachu, którzy żywo interesowali się przygodą Macieja Skorży w Japonii, powtarzają historię o tym, że ci, którzy są daleko od składu, ani myślą o dąsaniu się, fochach, odpuszczaniu. Każdy przychodzi i zasuwa, bo trzeba się szanować i walczyć o swoje.

Trela: Nowe KMŚ. Czy Messi i Trojak przyciągną globalną publikę?

Rodacy Skorży mogą mu zazdrościć także tego, że nie musi się przejmować dziesiątkami spraw, które spędzają sen z oczu zwykłym ligowym trenerom. W Japonii organizacja klubu to podstawa. Siedziba władz klubu znajduje się w osobnym miejscu, zespół ma do dyspozycji własny ośrodek, na uboczu, w nim dwa perfekcyjnie przygotowane przez topowych greenkeeperów boiska, strefę odnowy, siłownię i stołówkę. Każdy aspekt życia klubu ma delegowany dział, w nim odpowiednią liczbę osób, która zadba o najmniejszy detal.

***

“Mamy swoją grupę na Whatsapp, gdzie są wszyscy członkowie sztabu, łącznie ponad 30 osób. Jest z nami również tłumacz, który przekazuje wszystkie informacje, by osoby w sztabie szkoleniowym były doskonale poinformowane o tym, co dzieje się w klubie. Ktoś wybiera się np. na obserwację przeciwnika — od razu pojawia się szczegółowa informacja na ten temat. Często pojawiają się informacje z dopiskiem: “to nie jest jeszcze publicznie ogłoszone, proszę, żebyście zostawili to dla siebie”. W innych krajach przy tak rozbudowanym i licznym sztabie mogę sobie wyobrazić, jak łatwo wyciekałyby takie informacje”.
Wojciech Makowski dla “Przeglądu Sportowego”

***

Pion sportowy dla przykładu nie jest przesadnie rozbudowany. Dyrektor, zastępca, do tego około dziesięciu skautów. Nic, czego nie ma na zachodzie, jednak to wystarczy, żeby wykonywać swoją pracę naprawdę skrupulatnie. Japonia to liga, gdzie obowiązuje limit obcokrajowców, więc każdy z pięciu slotów dla zagranicznych zawodników musi być wykorzystany najlepiej, jak się da. Od tego zwykle zależy powodzenie sezonu. W Urawie Reds jakość zapewniają:

  • Danilo Boza, stoper ściągnięty z brazylijskiej Serie A (Juventude),
  • Marius Hoibraten, stoper, którego Skorża sprowadził podczas pierwszego pobytu w klubie,
  • Samuel Gustafson, defensywny pomocnik, były reprezentant Szwecji,
  • Matheus Sávio, ofensywny zawodnik z sześcioletnim stażem w innym japońskim zespole,
  • Thiago Santana, doświadczony napastnik z trzyletnim stażem w innym japońskim klubie.

Dopisek o tym, kto ile czasu spędził w Japonii, jest istotny. W tamtejszej lidze każdy klub ma pięć miejsc dla obcokrajowców, więc każdy dba o to, żeby ograniczyć ryzyko wpadki do minimum. Stąd lepsze kluby często sięgają po zagranicznych piłkarzy, którzy już sprawdzili się w lidze.

Jose Kante

Maciej Skorża ściągnął do Japonii Jose Kante. Gwinejczyk mógł zostać w Urawa Red Diamonds na dłużej, ale zakończył karierę

Wielu zagranicznych zawodników czuje się przytłoczonych mentalnością oraz podejściem Japończyków – skrytych, mniej emocjonalnych, skrywających i radość, i złość. Wyzwaniem dla trenera jest zarządzanie taką grupą, wyczuwanie nastrojów, nawiązywanie relacji, gdy zaufanie wynikające z bezpośredniego kontaktu zabiera obecność tłumacza. W J1 League ponad połowę zagranicznych piłkarzy stanowią Brazylijczycy. Nieliczne przypadki to jednak piłkarze z hiszpańskojęzycznych krajów Ameryki Południowej, którzy dla odmiany brylują na Bliskim Wschodzie. Wesoła natura południowców nie wytrzymuje zderzenia z kulturą japońską, kluby więc nie ryzykują.

Ciekawy jest jednak przypadek Danilo Bozy, czyli jedynego Brazylijczyka w Reds, dla którego Japonia to coś nowego. Gdy Maciej Skorża trafił do klubu po raz pierwszy, szukał stopera, który uzupełni świetnie wprowadzającego piłkę Alexandra Scholza. Marius Hoibraten z rosnącego w siłę Bodo/Glimt był szybki, silny i pewny. Przy drugim podejściu polski trener zastał odwrotną sytuację – potrzebował partnera dla Hoibratena. Boza ma kapitalne podanie, jest też szybszy od Austriaka, co pozwala Reds ustawiać się wyżej, bez obawy o piłki adresowane za plecy defensorów.

Przypadkiem nie jest też to, że Urawa Reds często stawia na piłkarzy z północy Europy, którzy kulturowo oraz piłkarsko pasują do wymogów zespołu. Samuel Gustafson to pracuś, mrówka, pracuje na wysokiej intensywności. Obok niego biega Kaito Yasui, który jest w czołówce wszelkich zestawień dotyczących pokonanego dystansu. Boza i Hoibraten są tuż obok, Brazylijczyk wykonuje masę sprintów w obronie, dopadając rywala za rywalem.

Intensywność to słowo, które odmieniam przez wszystkie przypadki nie tylko dlatego, że to styl gry, do którego dąży i którego oczekuje Maciej Skorża. Polski trener może i wrócił do tego samego klubu, lecz liga całkiem się zmieniła.

Liga intensywna jak nigdy. Jak Japonia chce przygotować piłkarzy na grę w Europie reformami w lidze?

Japończycy to ludzie planu i pracy, to już wiecie. Nie zdziwi was więc, że tamtejsza federacja przywiązuje dużą wagę do tego, jak uczynić produkt piłkarski z serii japoński piłkarz jeszcze ciekawszym, jeszcze lepiej przystosowanym do przeskoku do Europy – o czym marzy dosłownie każdy – lub nawet do rywalizacji kontynentalnej. Zauważono na przykład, że o ile technika i rozumienie gry stoją na bardzo wysokim poziomie, to problemem jest fizyczność.

***

“Przez cały rok mieliśmy jedną sytuację, że zawodnik się spóźnił na trening. Zaspał, bo telefon go nie obudził, gdyż zapomniał naładować komórkę i w nocy się rozładowała. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, by zawodnik numer 25 w drużynie trenował cały sezon z pełnym zaangażowaniem, by jego praca przyniosła efekty w przyszłości. Są mega profesjonalistami, o północy zawodnicy sami robili sobie regenerację, wchodzili do wanien, by szybciej się zregenerować. Daliśmy piłkarzom dzień wolny po pierwszym meczu finałowym. Zawodnicy przyszli i poprosili o trening. Argumentowali, że dzień wolny nic im nie da”.
Rafał Janas dla “Przeglądu Sportowego”

***

Owoce tamtejszego szkolenia miewają problem z przystosowaniem się do intensywności gry w Europie. Wielu Japończyków wyjeżdża do Belgii, przedsionka Premier League, gdzie mecz pędzi jak szalony, lecz spora część z nich wraca. Nawet w Urawa Reds są takie przypadki. Powodami są problemy z aklimatyzacją oraz problemy z wytrzymałością. Stwierdzono też, że Japonia przegrywa na tle fizycznym z Koreą Południową i innymi rywalami w Azji, więc czas działać.

Plan, który wymyślono, ma sens, ale przede wszystkim imponuje tylko tym, jak go przemyślano. Od obecnego sezonu japońscy sędziowie mają bowiem przykaz z góry, żeby:

  • wyciskać jak największy efektywny czas gry, czyli rzadko przerywać mecze, dbać o płynność gry;
  • tolerować drobniejsze przewinienia i przyzwyczajać piłkarzy do ostrzejszej rywalizacji.

Ci, którzy na japońskim futbolu zjedli zęby, przekonują mnie, że nawet porównanie poprzednich rozgrywek z obecnymi, dokładne prześledzenie spotkań, pozwoli zauważyć diametralną różnicę w podejściu. Efekty są jednak widoczne, bo choć w J1 League jedynym słusznym stylem gry jest ten oparty o pressing, fazy przejściowe i nieustanny atak, liczby wskazują wyraźny wzrost aspektów powiązanych z tempem oraz płynnością spotkania.

Zaawansowane dane fizyczne na przykładzie Urawa Red Diamonds pokazują rozwój w kierunku biegania więcej i lepiej.

  • średni przebiegnięty dystans zespołu w meczu wzrósł o blisko siedem kilometrów w porównaniu z pierwszym sezonem Macieja Skorży (obecnie 118,2)
  • średni przebiegnięty dystans bez piłki wzrósł o ponad cztery kilometry w porównaniu z pierwszym sezonem Skorży i o ponad pięć w porównaniu z poprzednim rokiem (obecnie 37,1)
  • liczba sprintów w meczu wzrosła o ponad dwadzieścia pięć w porównaniu z pierwszym sezonem Skorży i ponad dwadzieścia w porównaniu z poprzednim rokiem (obecnie 147,2)

Skoro gra się dłużej, skoro mecz nie jest rwany, to biega się więcej. Z piłką oraz bez niej, bo wzrosła liczba sprintów zarówno w fazie posiadania, jak i w obronie. Urawa Reds to jeden z najbardziej wybieganych zespołów w stawce. Pod względem pokonanego dystansu chłopcy Skorży są szóści, ale gdy zerkamy na liczbę sprintów – drudzy.

Ciekawe, że w obecnym sezonie najmocniej zwiększyła się liczba sprintów w pierwszej oraz ostatniej tercji boiska, co sugeruje, że gra jest jeszcze bardziej otwarta, bezpośrednia i – co za tym idzie – efektowna. Od znawców ligi słyszę, że regularnie zdarza się, że piłkarze w J1 League biegają po trzynaście kilometrów w meczu. Drużyny potrafią wykręcić ponad 130 kilometrów w meczu. Na każdej pozycji trzeba mieć motoryczne maszyny, bo inaczej przepadniesz.

Ci, którzy śledzą i Ekstraklasę, i ligę japońską, nie mają wątpliwości, że to w Azji gra się intensywniej. Wystarczy spojrzeć na dane, żeby to potwierdzić. Legia Warszawa, która notowała najwięcej sprintów w Polsce (117,97) i o ponad siedem wyprzedzała drugą Koronę, w Japonii byłaby pod tym względem dopiero szesnasta (!). Wspomniany zespół z Kielc, wicelider polskiej stawki, byłby tam… najgorszy. Pod względem samego dystansu takiej przepaści już nie ma, co wyraźnie wskazuje na zawrotne tempo japońskiej ligi.

Konie, wiatraki i jeźdźcy. Jak biegają piłkarze Ekstraklasy?

Japonia chce grać jak Anglia, Hiszpania. Czerpać od najlepszych, robić show. Jednocześnie bardzo mocno ceni się tam organizację gry. Show robił przecież następca i zarazem poprzednik Macieja Skorży – Per-Mathias Hogmo. Norweg chciał strzelać jak najwięcej, nie dbając o to, ile bramek straci. Jego zespół częściej miał piłkę, wymieniał więcej podań, jednak nie znał recepty, którą mieli Polacy. Najpierw obrona, potem atak.

Mecze w Japonii są bowiem jak partie szachów. Każdy chce grać podobnie, lecz mnóstwo czasu poświęca się analizie rywala, szukając wytrychu do jego defensywy. Drużyna w teorii ma swój styl, ale potrafi z meczu na mecz całkowicie zreorganizować np. sposób pressingu.

Maciej Skorża zastał w Saitamie kompletnie inną defensywę. Odeszli dwaj wybitnie broniący boczni obrońcy, odszedł też Scholz. Trener składa więc wszystko od nowa, stąd – oraz z faktu, że na początku dominowały mecze wyjazdowe – maszyna rozkręcała się powoli. Do teraz nie jest to zespół, który broni tak skutecznie, jak za pierwszej kadencji Polaka (wówczas: 0,96 xG rywali/mecz, drugie najniższe w lidze; obecnie: 1,33), lecz poprawa dyscypliny bronienia jest wyraźnie widoczna.

Wygląda to więc bardzo podobnie do pierwszej kadencji, choć ciut inaczej prezentuje się ofensywa. W Japonii królują indywidualności, Urawa Reds je ma – Matheus Sávio lubi zejść po piłkę niżej, kapitalnie drybluje. Przewagę zna kocie robi też Yusuke Matsuo, który niedawno bez powodzenia próbował swoich sił w Westerlo. To ścisła topka sprinterów w lidze. Reszta drugiej linii pracuje na ich magię, dużą uwagę przywiązuje do asekuracji działań ofensywnych piłkarzy.  Skoro żaden rywal nie czeka w niskim czy średnio-niskim bloku, większość zespołu to tak naprawdę piłkarze typu box to box.

***

“Trener Skorża bardzo dobrze zarządza ludźmi. Nie tylko sztabem, ale przede wszystkim piłkarzami. Potrafi złapać z nimi wspólny język. Jego drużyny nie są więc budowane w sposób despotyczny. Słucha tego, co zawodnicy mają do powiedzenia. Wie, że na boisku to oni podejmują decyzje. Ma ogromną wiedzę merytoryczną, wielkie doświadczenie z różnych klubów i krajów. Bardzo przytomnie analizuje grę swojej drużyny i rywali. Potrafi mądrze i na czas zareagować, rozumie niuanse na boisku i poza boiskiem”.
Wojciech Makowski dla Interii

***

Urawa Red Diamonds na Klubowych Mistrzostwach Świata. Okno na Europę, historyczny sukces polskiego trenera

Polski sztab w Urawa Red Diamonds dotyka więc innego piłkarskiego świata. Tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, ile drzwi otwiera udana praca w Japonii. Świat coraz mocniej docenia produkty tamtejszego szkolenia, ich rozumie gry, umiejętności techniczne. Od różnych osób słyszę, że dobitnym przykładem jakości treningu młodzieży jest fakt, że w Ekstraklasie przebijają się nawet zawodnicy z japońskich lig uniwersyteckich, więc de facto z trzeciego, czwartego poziomu.

W środowisku trenerskim da się usłyszeć, że pytani o poziom wyszkolenia Maciej Skorża i spółka zgodnie przyznawali, że Polska może i ma świetną infrastrukturę, ale takich piłkarzy nie produkuje.

Takuto Oshima opowiada o japońskim szkoleniu i piłce uniwersyteckiej

Ange Postecoglou stał się latarnią morską dla każdego trenera, który podejmuje pracę w Japonii. Nawet jeśli Skorży ciężko będzie idealnie odwzorować jego ścieżkę, Klubowe Mistrzostwa Świata to szansa, żeby jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę. Podobnie myślą japońscy piłkarze, którzy traktują wyjazd do USA jak szansę życia, jak potencjalny bilet do europejskiego futbolu.

Nic to, że doświadczenia z przeszłości bywają bolesne. Kto oglądał finał azjatyckiej Champions League, ten wie, że Al-Hilal zepchnął Urawa Reds do głębokiej defensywy. Kto zerknął na rywalizację Macieja Skorży z Manchesterem City, ten widział, jak wiele rozwiązań mają do zaoferowania ci drudzy, o ile długości przerastają rywala. Polak czuł jednak satysfakcję, bo Pep Guardiola doskonale pamięta, jak grał przeciwko jego Wiśle Kraków. Spotkali się znów, było serdecznie, jak na wykładzie u mentora.

Pamiętne zwycięstwo bez większego znaczenia. Jak Skorża pokonał Guardiolę?

Tym razem trzeba szykować się na podobne wykłady. Finalista Ligi Mistrzów – Inter Mediolan – nie zdąży zapomnieć o lekcjach Simone Inzgahiego, więc Urawa Reds trafi na jeden z bardziej poukładanych taktycznie zespołów w Europie. River Plate prowadzi trochę niespełniony, lecz jednak wonderkid argentyńskiej trenerki – Marcelo Gallardo. Wreszcie jest Monterrey z obrzydliwie bogatej ligi meksykańskiej, gdzie z gromadką wybitnych latynoskich piłkarzy. Japoński klub musi odstawać finansowo od każdego z rywali, tam nie ma gwiazd, rozdmuchanych budżetów, ład i skład są priorytetem.

Maciej Skorża

W Japonii oczekiwania nie wykraczają poza ciekawość, którą napędza lekka dezorientacja wywołana nowym formatem mistrzostw. Trzeba jednak pamiętać, że wyjście z grupy podwoi sumę nagród, więc to też nie tak, że można rzucić, że najważniejsze będzie zebranie doświadczenia i wyciągnięcie wniosków na przyszłość. Stąd dłuższy pobyt w USA, na aklimatyzację, stąd rotacje w lidze pod kątem zachowania stabilnego, zdrowego składu, bo każda kontuzja przy tak konkretnym trzonie kadry, brzmi jak katastrofa.

***

“W Urawie spodobała się gra Lecha w mistrzowskim sezonie i tak dotarli do Maćka. Celem minimum zawsze jest walka o czołową trójkę i miejsce w azjatyckich pucharach. Kiedy stało się jasne, że zadanie nie zostanie wypełnione, odezwali się do Maćka. Spieszyli się, póki pozostawał bez pracy”.
Rafał Janas dla TVP Sport

***

Maciej Skorża nie może jednak niczego tym turniejem przegrać. W mieście jest powszechnie szanowany, kibice mają go na sztandarach. Tamtejsi eksperci uważają, że bardzo mądrze zarządza zespołem, że mimo bariery językowej potrafił stworzyć zżyty i zgrany zespół, bezgranicznie kupić szatnię i zyskać zaufanie najlepszych lokalnych zawodników. On osobiście odwzajemnia to uczucie, świetnie się czuje w klubie, docenia warunki, współpracowników. Powrót do Urawa Reds był dla polskiego sztabu w zasadzie jak ponowne odbicie karty w zakładzie po urlopie.

W Stanach Zjednoczonych Urawa Red Diamonds może liczyć na wsparcie kilkutysięcznej grupy kibiców. Fani z Saitamy uchodzą za najlepszych, najbardziej żywiołowych w kraju, tworzą kapitalne spektakle, zdzierają gardła, przemierzają świat. Prawdziwi ultrasi, żadne popierdółki. Ciężko sobie wyobrazić przyjemniejsze okoliczności pracy, kontynuowania kariery. Nawet jeśli słusznie mówi się, że w Japonii jest tylko plan A, bo planu B nikt nie ma, to wygląda na to, że dla Reds planem A jest właśnie polski sztab.

To najlepszy komplement, jaki trenerzy mogą usłyszeć.

WIĘCEJ O MACIEJU SKORŻY NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Demolka. Iga Świątek rozegrała jeden z najbardziej jednostronnych półfinałów ostatnich lat

Sebastian Warzecha
0
Demolka. Iga Świątek rozegrała jeden z najbardziej jednostronnych półfinałów ostatnich lat
Polecane

Iga Świątek już kiedyś wygrała Wimbledon. O największym juniorskim sukcesie Polki

Sebastian Warzecha
1
Iga Świątek już kiedyś wygrała Wimbledon. O największym juniorskim sukcesie Polki
Live

LIVE: Legia wchodzi do gry. Czy będzie tak źle, jak się zapowiada?

Paweł Paczul
10
LIVE: Legia wchodzi do gry. Czy będzie tak źle, jak się zapowiada?

Inne kraje

Komentarze

44 komentarzy

Loading...