Reklama

Czterokrotna mistrzyni kontra liderka rankingu. Świątek powalczy o finał Roland Garros

Sebastian Warzecha

05 czerwca 2025, 08:22 • 9 min czytania 6 komentarzy

Spotkają się po raz trzynasty w karierze, ale tak długiej przerwy między meczami jeszcze nie miały. Na kolejne starcie Igi Świątek i Aryny Sabalenki czekaliśmy od sierpnia ubiegłego roku. Dziś jedna jest na fali, druga próbuje wygrzebać się z kryzysu. Dlatego zasadne zdaje się pytanie: czy to nadal mecz marzeń? A jeśli tak, to czego powinniśmy się po nim spodziewać?

Czterokrotna mistrzyni kontra liderka rankingu. Świątek powalczy o finał Roland Garros

Iga Świątek znów zagra o finał French Open. Z najmocniejszą rywalką

Reklama

Iga Świątek znów na fali?

Pisaliśmy to już kilkukrotnie, ale powtórzmy – takiego kryzysu w karierze Igi Świątek jeszcze nie było. Od kiedy wygrała Roland Garros 2020 – swój pierwszy zawodowy turniej – nigdy nie czekała aż przez rok na kolejną wygraną. Ba, nawet na kolejny finał. A teraz właśnie tyle wybija. Iga nie grała o żadne trofeum od triumfu w ubiegłorocznym French Open.

To, oczywiście, w pewnym sensie naturalne. Nie da się być na topie niezmiennie. Każdy z największych tenisistów i każda z największych tenisistek przeżywali gorsze okresy. Kwestią najważniejszą pozostawało to, jak szybko i w jakim stylu z nich wychodzili.

W przypadku Igi… trudno powiedzieć, jak będzie. Bo to pierwsza taka sytuacja w jej karierze. Poprzedni, mniejszy kryzys, to rok 2021, ale wtedy nadal grała na niezłym poziomie, a potem przyszła zmiana trenera, która od razu dała efekty, bo z Tomaszem Wiktorowskim zaczęła dominować w sezonie 2022. Teraz kolejna zmiana – na Wima Fissette – natychmiastowych efektów nie dała.

I to zaczynało sprawiać, że wokół Igi unosiło się coraz więcej pytań. Czy zmiana w sztabie była dobrą decyzją? Czy dzieje się coś, o czym Polka nam nie mówi? Czy nie powinna zwolnić kolejnych osób, które z nią współpracują? I tak dalej, i tak dalej.

Roland Garros zdaje się – przynajmniej na moment – uspokajać te nastroje. I jak pisaliśmy już wcześniej – nie chodzi o wynik sam w sobie, bo przecież w tym sezonie to już piąty półfinał Igi (życzymy wszystkim takich kryzysów w pracy), a Polka jest w TOP 4 najlepszych tenisistek tego roku, jeśli o punkty rankingowe chodzi. Jasne, to nie rezultaty na poziomie, do którego nas przyzwyczaiła, ale wciąż wyniki bardzo solidne. Większość zawodniczek na świecie o takich marzy.

Problemem było więc nie to samo w sobie, a jej gra w niektórych spotkaniach. Mnóstwo błędów, gorszych momentów, frustracji, braku odpowiedzi na postawę rywalek. W Paryżu ta odpowiedź była. Był też spokój, umiejętność spowolnienia gry dla swojej korzyści, budowania akcji, przygotowania sobie wymian. To wszystko sprawiło, że Iga wróciła z dalekiej podróży w meczu z Jeleną Rybakiną i potrafiła odeprzeć dobrze grającą Elinę Switolinę.

Jasne, to nadal mała próba. Ledwie pięć meczów. Dlatego spotkanie z Sabalenką naprawdę wiele nam powie, bo nawet porażka może być tu w pełni akceptowalna, jeśli Iga zagra na wysokim poziomie.

Bo przecież – po raz pierwszy od 2020 roku – Polka nie będzie faworytką meczu w Paryżu.

Aryna jest najlepsza

To trochę paradoksalne, bo Aryna Sabalenka zalicza trzeci z rzędu topowy sezon w tourze. W 2023 roku lepsza jednak na przestrzeni całego roku – choć minimalnie – była Iga Świątek. W 2024 w jego pierwszej połowie też, bo fantastycznie grała na mączce. W obu tych przypadkach Sabalenka wygrywała jednak Australian Open (a przed rokiem dołożyła też triumf w Nowym Jorku, którym przypieczętowała ostatecznie fakt objęcia pozycji numer jeden w rankingu WTA).

W tym roku w Australii przegrała. W finale, z Madison Keys.

A jednak to właśnie rok, w którym jest bezapelacyjnie najlepsza. W rankingu Race jej przewaga nad drugą Madison Keys to niemal 2000 punktów. Jako jedyna zawodniczka ma trzy trofea w singlu – dwa rangi WTA 1000, jedno WTA 500. A do tego grała jeszcze w finale Szlema i dwóch innych „tysięczników”. Jest piekielnie regularna, gorszy okres zaliczała właściwie tylko przy okazji turniejów na Bliskim Wschodzie.

Tylko na mączce jej wyniki z tego roku to finał w Stuttgarcie, wygrana w Madrycie, ćwierćfinał w Rzymie (z Qinwen Zheng, którą ograła już jednak w Paryżu) i teraz półfinał Roland Garros. To sezon znakomity, nawet jeśli wyczyny Igi Świątek na tej nawierzchni nieco zakrzywiły nam ostatnio percepcję. Sabalenka na ten moment na dłuższym dystansie po prostu nie ma sobie równych. Mirra Andriejewa, Coco Gauff, nawet Ostapenko czy Zheng potrafiły jej się stawiać w pojedynczych meczach.

Ale nie na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy.

Idze Świątek też się to nie udało, bo przeżywa kryzys. A jeśli chodzi o mecze same w sobie, to… obie nie miały okazji się sprawdzić. W tym sezonie jeszcze ze sobą nie grały, choć w ostatnich trzech latach mierzyły się ze sobą odpowiednio pięć (w 2022 roku) i po trzy razy (w 2023 i 2024). Nie wiemy więc, jak wyglądałoby ich bezpośrednie starcie na ten moment. Przekonamy się dopiero dziś.

A stawka tego meczu dla obu będzie niezwykle wysoka.

Dla jednej świętowanie, dla drugiej rozczarowania

Cztery tytuły w pięć lat, trzy z rzędu. Seria 26 wygranych na kortach Rolanda Garrosa. Drugie miejsce na liście zawodników i zawodniczek, którzy najszybciej w Paryżu doszli do 40 zwycięstw. Iga Świątek potrzebowała na takie osiągnięcie 42 meczów – tylu co Bjoern Borg. Mniej? Wiadomo, tylko Rafa Nadal – 41.

Iga Świątek jest w Paryżu na drodze do zostania największą kobiecą legendą tego turnieju. Bo ogółem wśród legend swoje miejsce już i tak ma.

Ale Roland Garros w tej chwili to coś więcej. Ten turniej jest jej ostatnią ostoją. Od roku nie wygrała nic innego. Przegrywała tam, gdzie zwykle radziła sobie znakomicie – w Rzymie, Stuttgarcie, Indian Wells czy Dausze. Zostało tylko French Open. Turniej, na którym nie przegrała od 2021 roku, gdy ograła ją Maria Sakkari. Miejsce, gdzie wychodziła z sytuacji wręcz beznadziejnych i triumfowała w każdym, choćby najtrudniejszym spotkaniu – jak z Naomi Osaką przed rokiem czy Karoliną Muchovą w finale w 2023 roku.

Równocześnie od lat nie była przed spotkaniem w takiej sytuacji jak w tym roku.

Bo teraz nie będzie faworytką. Ostatni raz, gdy jej się to zdarzyło? Na nasze – 2020 rok i Simona Halep, z którą grała po drodze do tytułu. Można argumentować, że faworytką w finale z tego samego sezonu była Sofia Kenin, ale Świątek grała wtedy na paryskiej mączce fantastycznie i śmiało można było rozkładać te szanse w stosunku 50/50 czy nawet 55/45 dla Igi już przed meczem. Potem – w 2021 roku – faworyzowano ją w każdym starciu. W kolejnych latach również, bo już po prostu nie było innego wyjścia.

Iga ma więc „swój” ostatni turniej, którym może przełamać czarną passę, w drugiej części sezonu raczej takiego jej brakuje. Ma też do obrony trzy lata nieprzerwanych zwycięstw. A Aryna? Ona chciałby po raz pierwszy awansować do finału w Paryżu. Bo akurat ten turniej przynosił jej głównie rozczarowania.

Przez lata nie przeszła nawet przez trzecią rundę. A gdy wreszcie to zrobiła – w 2023 roku – to w kuriozalny wręcz sposób zawaliła półfinał z Karoliną Muchovą. Aryna przegrała wtedy pierwszego seta po tie-breaku, ale drugiego wygrała w ten sam sposób. Trzecia partia? Tam królowała. Przełamała Karolinę na prowadzenia 4:2, potem dołożyła swój serwis. Miała nawet piłkę meczową przy podaniu Czeszki, ale ta fenomenalnie się wybroniła i wygrała gema. Po czym… przełamała Sabalenkę, właściwie bez walki.

Co było dalej? Gem wygrany przez Czeszkę do zera, potem kolejne przełamanie i decydujący gem – znowu do zera. Muchova wyszła ze stanu 2:5 i wygrała ostatniego seta 7:5. A Sabalenka mogła być na siebie wściekła.

Rok 2024 to z kolei porażka z Mirrą Andriejewą na etapie ćwierćfinału. Aryna po raz drugi z rzędu przyjechała do Paryża po wygraniu Roland Garros i dobrych kolejnych miesiącach. Znów się jednak rozczarowała – przegrała z młodą Rosjanką. Usprawiedliwieniem dla niej była choroba, która ją wtedy dopadła. Niemniej, ona sama znów czuła się rozczarowana. Bo na mączce regularnie pokazywała, że jest w stanie rywalizować nawet z Igą Świątek. Ale w Paryżu nie była w stanie dojść do meczu o tytuł i zmierzyć się z Polką.

Teraz ten mecz w końcu będzie miał miejsce. Ale nie będzie starciem o tytuł.

Po raz trzynasty

Dwanaście spotkań rozegrały do tej pory między sobą Iga Świątek i Aryna Sabalenka. Bilans jest korzystny dla Polki – 8:4. Pięciokrotnie w tym czasie mierzyły się w finałach i cztery razy lepsza w nich była Iga. A na etapie półfinałów, tak jak zagrają dzisiaj? Też pięć razy. I w tych meczach jest 3:2 dla Igi. Ich ostatnie starcie – w Cincinatti, w sierpniu ubiegłego roku – to właśnie półfinał.

Wtedy Aryna wygrała bez problemów. Ale to były już zaczątki kryzysu Igi.

Co najciekawsze, w tych dwunastu meczach było do tej pory tylko… jedno spotkanie w Wielkim Szlemie. Na US Open 2022 i to jeden ze wspomnianych półfinałów. Iga przegrała wtedy pierwszego seta, zagrała znakomicie w drugim, a w trzecim początkowo grała gorzej, jednak odrobiła straty i ostatecznie triumfowała. A potem wygrała cały turniej.

Przez dobrze ponad dwa lata unikały się w turniejach wielkoszlemowych. Z prostego powodu – Aryna wkrótce stała się światową dwójką, a potem jedynką. Iga najpierw niezmiennie rankingowi przewodziła, potem spadła za plecy Białorusinki. Żeby walczyć ze sobą, musiałyby wspólnie dojść do finału, a to w Wielkim Szlemie im się jeszcze nie zdarzyło. Teraz Świątek spadła na 5. miejsce i to sprawiło, że wylądowały w tej samej połówce drabinki.

Pytanie więc brzmi: kto wygra to kolejne starcie? A dla kogo trzynastka okaże się pechowa?

Faworytką, jak już pisaliśmy, jest (bo być musi) Sabalenka. Ale Iga ma nieco argumentów po swojej stronie. W Paryżu gra dobrze, stoi za nią historia, jeśli ktoś powinien odczuwać presję, to Aryna – bo ona musi swoje na tych kortach udowodnić. Sabalenka w dodatku gra mocno, owszem, ale nie tak szybko i płasko, jak niektóre tenisistki, z którymi Świątek ma problemy. Z drugiej strony jeśli Białorusinka nie wykorzysta wciąż nie najwyższej formy Igi, to trzeci raz w karierze będzie mogła wiele po Roland Garros sobie wyrzucać.

Obie pozostają w ostatnich latach w dobrych relacjach. Zaczęło się od nagrania wspólnego TikToka, potem pozostały koleżankami. Może nie przyjaciółkami, ale nie ma między nimi wrogości, to raczej pozytywna znajomość. Ale na korcie o jakiejkolwiek sympatii nie będzie mowy. Stawka meczu jest zbyt duża i obie mają swoje powody, by walczyć o wygraną za wszelką cenę. Abstrahując od samego awansu do finału, rzecz jasna.

A która będzie lepsza – przekonamy się dziś od 15:00, gdy wyjdą na kort.

SEBASTIAN WARZECHA

Czytaj więcej o tenisie:

Fot. Newspix

6 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama