Natalia Bukowiecka wróciła z igrzysk olimpijskich w Paryżu jako jedyna polska medalistka w lekkiej atletyce. W biegu na 400 metrów w zeszłym roku poza tym dwukrotnie poprawiła rekord Polski wcześniej należący do Ireny Szewińskiej, została mistrzynią Europy i potwierdziła, że jest biegaczką ze ścisłej światowej czołówki. Na starty indywidualne w tym roku kazała trochę czekać. Ale gdy już pobiegła – w Diamentowej Lidze w Dausze – to okazało się, że było warto. Polka uległa bowiem tylko Salwie Eid Naser.

Natalia Bukowiecka świetnie otworzyła sezon
Bukowiecka i jej trener – Marek Rożej – zapowiadali, że nie planują się w tym sezonie podpalać. Cel jest w końcu właściwie jeden i są nim mistrzostwa świata w Tokio. Wszystko, co po drodze – to tylko przygotowania. Zresztą Natalia tak naprawdę niczego nie musi już nikomu udowadniać. Zrobiła to w ostatnich sezonach, gdy została pierwszą polską sprinterką – bo bieg na 400 metrów jeszcze sprintem jest – od Ireny Szewińskiej z indywidualnymi medalami światowych imprez. A mówiąc dokładniej: od 1976 roku.
Kawał czasu, co? Momentami można wręcz było odnieść wrażenie, że nikt już Szewińskiej nie dorówna. A jednak Natalia zaczęła to robić.
Mimo wszystko w Dausze miała biec rozpoznawczo – zobaczyć, w jakiej jest dyspozycji po długich przygotowaniach do sezonu i przekonać się, jak wypada na tle rywalek. Zwłaszcza tej jak na razie w tym sezonie najlepszej, czyli Salwy Eid Naser, która już z początkiem kwietnia (!) pobiegła fenomenalne 48,67 s i udowodniła, że po kilku dobrych latach i zawieszeniu za unikanie kontroli antydopingowych, wraca do wielkiej formy. Pytanie brzmi: czy nie za wcześnie w perspektywie całego sezonu? Reprezentantka Bahrajnu ewidentnie obrała bowiem inną strategię niż Natalia i od początku biega mocno.
A Polka? Na poziomie, choć jeszcze bez szału. Ale jak na pierwszy start w tym roku – naprawdę zacnie. Pierwszy, dodajmy, indywidualny, bo niedawno Natalia wystartowała w World Relays, które stanowiły kwalifikację dla sztafet do występu w mistrzostwach świata. Tam biegała świetnie i pomogła wprowadzić do Tokio i sztafetę kobiecą (49,34 s – to czas Natalii na ostatniej zmianie), i mikst (50,50 s na drugiej zmianie). Teraz wreszcie przyszło do biegania indywidualnie.
Na filmie poniżej udany finisz Polki.
Czasy umiarkowane (Naser w kwietniu pobiegła 48.67), w Katarze mocno wieje.pic.twitter.com/t6lYSYtyd4 https://t.co/07UaFVzqX2— Athletics News (@Nedops) May 16, 2025
No i wyszło, że tu też są powody do optymizmu. Czas, jak wspomnieliśmy, może nie powalił, ale 50,92 s Natalii to naprawdę dobry rezultat na pierwszy bieg w tym roku. Poza tym ewidentnie było widać, że Bukowiecka spokojnie otworzyła bieg, a przyspieszyła z czasem. I to wystarczyło, by wyprzedzić wszystkie rywalki poza Salwą Eid Naser. Z tyłu znalazła się na przykład Lieke Klaver. No i ten finisz pokazywał, że możliwości sprinterskie u Natalii wciąż są ogromne. Zresztą przyznawała, że w tym sezonie chciałaby się czasem sprawdzić i na 200 metrów. Może faktycznie warto.
W każdym razie: takie otwarcie sezonu nie tylko może, ale wręcz musi napawać optymizmem. I oby kolejne biegi też to zrobiły.
Fot. Newspix