Pep Guardiola musiał trochę eksperymentalnie zestawić obronę, ale akurat defensywa dała radę. Jednak z przodu City w derbach Manchesteru nie potrafiło w zasadzie nic wykreować. Po drugiej stronie mieliśmy jednak też pokaz nieudolności ofensywnych piłkarzy. A to Rasmus Hojlund, a to Alejandro Garnacho kopali się w czoło. Mecz United przeciwko City budził spore emocje, ale okazał się przenudnym widowiskiem, w którym nie oglądaliśmy goli. Rubenowi Amorimowi nie udało się trzeci raz w tym sezonie ograć Guardioli.
Pierwsza jako taka okazja City? 39. minuta i strzał z dystansu, w dodatku niecelny. Średnio groźny.
Pierwsze celne uderzenie United? 40. minuta, ale też mówimy o strzale, który raczej nie mógł sprawić większych trudności Edersonowi.
Tak w skrócie wyglądała pierwsza połowa derbów Manchesteru. Miał być wielki mecz, a oglądaliśmy pokaz nieudolności. Nawet ci, którzy w takich sytuacjach lubią mówić o dobrym ustawieniu taktycznym obu drużyn albo o piłkarskich szachach, nie mieliby zbyt wielu argumentów na obronę swojej tezy.
Ruben Amorim mógł trzeci raz w tym sezonie ograć Pepa Guardiolę
Ruben Amorim miał szansę trzeci raz w tym sezonie ograć Pepa Guardiolę. Portugalczyk dokonał tej sztuki jeszcze jako trener Sportingu Lizbona, zwyciężając w listopadzie aż 4:1 w Lidze Mistrzów. Później United wygrali w lidze na wyjeździe 2:1 po dramatycznej końcówce. Dziś drużyna Amorima rozpoczęła mecz lepiej, ale nie kreowała sobie dobrych szans. A to ktoś nie trafił w piłkę, a to widzieliśmy niedokładne ostatnie podanie.
A City? Wydaje się, że Pep Guardiola trochę przekombinował ze składem. W obronie musiał wystawić eksperymentalne zestawienie (od prawej strony mecz zaczęli: Matheus Nunes, Josko Cvardiol, Ruben Dias i Nico O’Reilly), ale oni akurat ze swoich zadań wywiązywali się nieźle. Gorzej było z przodu: goście wymieniali wiele podań, które nie przynosiły żadnego efektu. Brakowało kreacji, elementu zaskoczenia. City było dzisiaj po prostu NUDNE.
Już w pierwszej połowie aż prosiło się o wstawienie na boisko dynamicznego Jeremy’ego Doku. Belg pojawił się, ale dopiero w 58. minucie, zmieniając Phila Fodena, który na początku drugiej połowy zmarnował najlepszą okazję w tym meczu dla City. Szczerze? Foden w formie zachowałby się w tamtej sytuacji dużo lepiej. I byłoby już pewnie 0:1. A tak do końca oglądaliśmy nieśmiałe próby zdobycia bramki w wykonaniu obu drużyn.
Duńczyk i Argentyńczyk zawiedli
Gospodarze mieli dziś w ataku Hojlunda, który ma spory problem z oddawaniem strzałów, nie mówiąc już o trafianiu do siatki. Nieco za nim ustawiony był Garnacho, który tylko potwierdził, że zbyt często bywa na boisku jeźdźcem bez głowy. Dlatego to, że United wykreowało tak mało, w sumie nie może aż tak bardzo dziwić. W 71. minucie strzelał jeszcze Manuel Ugarte, ale piłka poleciała obok bramki. Później mieliśmy jeszcze najlepszą okazję gospodarzy, ale Ederson poradził sobie z uderzeniem innego rezerwowego – Joshuy Zirkzee.
Remis oznacza, że City dalej zajmuje piątą pozycję w tabeli. United natomiast plasują się na 13. miejscu. Fakt, że taka drużyna nie potrafi w tym sezonie wygrać dwóch spotkań ligowych z rzędu (tak, to naprawdę się nie udało) jest niezwykle wymowny. 31 kolejek i tylko 10 zwycięstw, przy 13 porażkach. To naprawdę trudne do zrozumienia.
Manchester United – Manchester City 0:0
Fot. Newspix.pl