Reklama

Paweł Wąsek: Lęk przed skakaniem nigdy do końca nie zniknie [WYWIAD]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

18 stycznia 2025, 09:48 • 8 min czytania 2 komentarze

Był uzależniony od adrenaliny. Gdy Adam Małysz skakał i zwyciężał, kilkuletni Paweł Wąsek w domu wskakiwał na pufę. Miał 13 lat, kiedy pędził na nartach z prędkością 113 km/h. Opanował lęk przed skakaniem, który długo czuł po strasznym wypadku, choć, jak mówi, ten strach w jakiejś formie zawsze będzie obecny. Dziś Wąsek jest liderem kadry skoczków. W rozmowie z Weszło przed konkursami w Zakopanem opowiada o swojej przemianie, kulisach Turnieju Czterech Skoczni i tym, co przede wszystkim dał mu trener Thomas Thurnbichler.

Paweł Wąsek: Lęk przed skakaniem nigdy do końca nie zniknie [WYWIAD]

JAKUB RADOMSKI: Gdyby w Święta Bożego Narodzenia ktoś powiedział ci, że będziesz ósmym skoczkiem Turnieju Czterech Skoczni, jak byś zareagował?

PAWEŁ WĄSEK: Chciałbym w to uwierzyć, ale nie do końca byłbym przekonany. Nie sądziłem, że w turnieju znajdę się aż tak wysoko. Wiedziałem, że skacze mi się dobrze, pewność siebie rośnie. Ale miałem też poczucie, że do tej pierwszej dziesiątki czegoś brakuje.

Był jakiś przełomowy moment?

Pierwszy skok podczas konkursu w Oberstdorfie, gdy rywalizowałem w parze z Karlem Geigerem. Miałem w głowie, że bardzo ciężko będzie mi go pokonać, tymczasem oddałem świetny skok i okazałem się lepszy. Wtedy uwierzyłem, że nawet tacy skoczkowie są jak najbardziej w moim zasięgu.

Reklama

Paweł Wąsek w Oberstdorfie.

W Innsbrucku zająłeś piąte miejsce, a trener Thomas Thurnichler mówił o twoich błędach. Podczas niedawnych mistrzostw Polski oddałeś świetną próbę, na 145 m, ale sam twierdziłeś, że ten skok nie był wcale perfekcyjny. Gdzie masz w tej chwili największe rezerwy?

Myślę, że na progu. To dalej nie jest w pełni ustabilizowane i pojawiają się błędy. Często po przyjeździe na skocznię potrzebuję kilku skoków, żeby wczuć się w rozbieg i wyczuć próg. To jest to, co przede wszystkich chcę teraz poprawić.

Gdy ludzie mówią, że jesteś już gotowy na miejsce na podium w zawodach Pucharu Świata, to pcha cię do przodu, czy raczej jest sporym obciążeniem psychicznym?

Ludzie widzą, że idę do przodu, to dobrze, ale jednocześnie nie ukrywam, że to jest pewne obciążenie. W ubiegłym i obecnym sezonie praktycznie nie odnosiliśmy sukcesów, więc czuć tę wielką chęć fanów, by w końcu jakiś konkurs był udany, zakończony na podium. Na razie to może trochę przeszkadza, ale jednocześnie cieszy mnie takie nastawienie kibiców.

Reklama

Thomasowi Thurnbichlerowi zaufałeś od samego początku?

Tak. Znaleźliśmy fajną wizję i dużo rzeczy zaczęło funkcjonować od razu.

A gdybyś miał wskazać jeden element, w którym Thurnbichler dał ci najwięcej?

Thomas przyszedł do Polski z zupełnie innym, nowym podejściem do skakania. Pomógł mi w wielu aspektach, ale chyba najbardziej jeżeli chodzi o fazę lotu. Byliśmy w tunelu aerodynamicznym i tam wykonałem pracę, która procentowała i do dziś procentuje na skoczni.

Jesteśmy w Zakopanem. To miejsce, które nasuwa skojarzenia z twoimi początkami w Pucharze Świata.

Debiutowałem tutaj w cyklu, ale nie pamiętam dokładnie tamtego konkursu. Lepiej kojarzę późniejszy, w którym wywalczyłem pierwsze punkty Pucharu Świata. To była duża radość i zarazem nabranie przekonania, że stać mnie na plasowanie się w trzydziestce.

Kiedy po świetnym dla ciebie konkursie w Innsbrucku i piątym miejscu rozmawiałeś z dziennikarzami, wspominałeś Niżny Tagił. To był sezon 2020/21, zająłeś tam szóste miejsce w zawodach Pucharu Świata, które przez kilka lat było twoim najlepszym.

Tamten wynik trochę mi ciążył w głowie, bo często ludzie pytali: „Paweł, co jest twoim największym sukcesem?”. No i na papierze wychodziło na to, że właśnie te zawody w Rosji, ale ja miałem w głowie, że tam brakowało wielu czołowych zawodników, a podczas konkursu panowały loteryjne warunki. Zastanawiałem się więc, jak powinienem odpowiedzieć. Zwycięstwo w Pucharze Kontynentalnym w Zakopanem w ubiegłym roku? A może triumf w całym Letnim Grand Prix? Nie umiałem na to jednoznacznie odpowiedzieć. Teraz już nie mam tego dylematu. Mogę mówić o konkursie w Innsbrucku.

Wąsek na skoczni w Innsbrucku. 

Stosunkowo wcześnie, w 2019 roku, było też niespodziewane czwarte miejsce w konkursie Letniego Grand Prix w Hakubie.

To był moment, o którym nie mówi się wiele, a bardzo mnie wzmocnił. Pokazał, że w wieku 20 lat jestem w stanie dobrze skakać na takim poziomie. W Hakubie może nie było najlepszych skoczków świata, ale pojawili się najsilniejsi Japończycy i nie byli wcale dużo lepsi ode mnie. Pomyślałem wtedy: „Może kiedyś będę z nimi walczył jak równy z równym?”.

Zakładam, że oglądałeś serial „Skoczkowie”, dostępny na Prime Video.

Tak, obejrzałem całość.

Podoba ci się?

Bardzo fajny, choć nie ukrywam, że spodziewałem się czegoś więcej. Słyszałem, że materiał miał być bardziej rozległy, w końcu twórcy spędzili z nami naprawdę sporo czasu i nagrali wiele rzeczy. Ale myślę, że to ciekawa produkcja dla kibiców skoków, którzy mogą zobaczyć, jak to wszystko wygląda za kulisami.

Jest tam taka scena z twojego dzieciństwa: masz kilka lat, wskakujesz na mebel. Twój dziadek – Władysław Pytel, były skoczek, a później trener – liczy kolejne metry. Gdy dochodzi do ponad dwustu, zeskakujesz i lądujesz. Często tak się bawiliście?

Za dzieciaka? Co chwilę! Na pewno przy każdym konkursie Pucharu Świata, przy skoku Adama Małysza. Gdy on oddawał swoją próbę, skakałem z nim. Adam puszczał się z belki, a ja w domu przebierałem pozycję najazdową, patrząc na podłogę. Odbijał się? No to wskakiwałem na pufę czy jakieś krzesło.

Były kontuzje?

Co ty. Gdy jesteś dzieckiem, nic się nie dzieje (śmiech). Super były te nasze imitacje. Dobrze to wspominam.

Twój tata, były alpejczyk, nie chciał, żebyś zjeżdżał na nartach, a nie skakał? W jednym z wywiadów, trochę żartem, ale jednak powiedziałeś, że w domu miało miejsce coś na kształt małej wojny między nim a dziadkiem, od lat związanym ze skokami.

Tata zdawał sobie sprawę, że będę skakał. On po prostu chciał, żebym na początku nauczył się jeździć na nartach. Taki był plan na mnie: żebym najpierw opanował narty alpejskie i dopiero później poszedł na skocznię. Myślę, że to zadziałało.

Paweł Wąsek, zdjęcie z 2017 roku. 

Kiedy najszybciej w życiu jechałeś na nartach?

Na pewno na jakimś mamucie. Były sezony, gdy mieliśmy specjalne pomiary, czytniki na nartach. One pokazywały nam wysokość nad bulą, ale też prędkość podczas odbicia i później, przy lądowaniu. Z tego, co kojarzę, kiedy podchodziłem do lądowania, ta prędkość wynosiła ok. 125 km/h. Ale kojarzę też zawody z dzieciństwa. Miałem chyba 13 lat. Odbywały się na stoku i chodziło po prostu o to, żeby rozwinąć największą prędkość. Wtedy rozpędziłem się do 113 km/h.

Zawsze lubiłeś adrenalinę?

Oj tak. Z kolegą biegaliśmy po lesie, skakaliśmy ze schodów. W zasadzie ze wszystkiego, co się dało. Lubiłem też motor. Tata zabierał mnie do Czech, gdzie brałem udział w zawodach motocrossowych dla dzieciaków.

Mam wrażenie, że „Skoczkowie” to serial zrobiony trochę na wzór „Drive to Survive”, produkcji Netflixa, opowiadającej o Formule 1. Porozmawiajmy o wzorcach. Wiem, że uwielbiasz F1, w mieszkaniu masz pokój z wielkim symulatorem wyścigów i ścigasz się z kolegami. Byłeś też kiedyś z innymi skoczkami na Grand Prix Węgier. Masz jakiegoś nieoczywistego idola?

Mam dość oczywistego. Zacząłem bardziej śledzić Formułę 1, gdy Max Verstappen walczył w Lewisem Hamiltonem i pragnął zdobyć swoje pierwsze mistrzostwo świata. Wszyscy mieli dość dominacji Mercedesa i chcieli, żeby coś się w tym światku zmieniło. Nie byłem wyjątkiem, dlatego kibicowałem Verstappenowi. Pamiętam słynne Grand Prix Abu Zabi, wyścig kończący sezon 2021. Verstappen był w klasyfikacji za Hamiltonem, ale wiadomo było, że jeśli wygra wyścig, zostanie mistrzem świata.

Byliśmy wtedy w Klingenthal na zawodach Pucharu Świata. Gdzieś tam zacząłem oglądać wyścig, widziałem, że Lewis go wyprzedza i mu trochę odjeżdża. Później musiałem zaczynać rozgrzewkę, przygotować się do skoku. W pewnym momencie Olek Zniszczoł wraca z szatni serwisowej z nartami. Trenerzy mieli w niej puszczony wyścig w Emiratach. „Ty, coś się tam dzieje” – powiedział Olek. Udało mi się zobaczyć to niesamowite ostatnie okrążenie, na którym Max wyprzedził Lewisa. Strasznie się wtedy cieszyłem.

W skokach idolem długo był Małysz. A później?

Kiedy trafiłem do kadry, a później ona została jeszcze połączona, miałem możliwość trenowania u boku Kamila, Dawida i Piotrka. Wtedy Stoch stał się moim idolem. Obserwowałem go na każdym treningu – co robi, jak się zachowuje, jak minimalizuje stres i przygotowuje się do skoku.

Podium niedawnych mistrzostw Polski. Wąsek w środku, po lewej Kamil Stoch. 

Nie chciałem w tej rozmowie skupiać się na twoim wypadku na skoczni w Wiśle w 2014 roku, po którym długo bałeś się skakać. Ale we wspomnianym serialu mówisz o tym, że dużo, jeżeli chodzi o redukowanie tego napięcia, związanego z tamtym zdarzeniem, dała ci praca z psychologiem. W jaki sposób sprawiła, że te problemy prawie zniknęły?

Mój lęk przed skakaniem nie zniknął i myślę, że nigdy do końca nie zniknie, ale mam dziś dużą świadomość, jak do tego podchodzić. Jestem zupełnie innym skoczkiem, dużo bardziej doświadczonym, z większymi umiejętnościami. Wszystko, co wykonałem w ostatnim czasie, pozwoliło mi dużo bardziej przesunąć barierę strachu.

CZYTAJ TEŻ: PO WYPADKU W WIŚLE CZUŁ LĘK PRZED SKAKANIEM. TERAZ JEST LIDEREM KADRY

Był jakiś konkurs, pewnie na mamuciej skoczni, kiedy poczułeś, że potrafisz panować nad lękiem?

Konkursy w Vikersund, marzec 2023 roku. Osiągnąłem 216,5 m i poczułem, że zaczynam całkowicie bawić się tymi skokami. Chciałem iść na kolejną próbę. Pragnąłem jej. Pomyślałem, że teraz, w końcu, to ja jestem pilotem, a nie moja głowa. Strach oczywiście gdzieś tam w tle był, ale kontrolowany. Poza tym – myślę, że, zwłaszcza na skoczniach mamucich, czuje go wielu zawodników, tylko nie każdy się przyzna. U każdego gdzieś kiełkuje myśl, gdzie jesteśmy, co robimy i jakie mogą być tego konsekwencje.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SKOKACH NARCIARSKICH NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Potencjalny inwestor nie był i nie jest zainteresowany przejęciem Korony Kielce [NEWS]

Szymon Janczyk
1
Potencjalny inwestor nie był i nie jest zainteresowany przejęciem Korony Kielce [NEWS]

Polecane

Ekstraklasa

Potencjalny inwestor nie był i nie jest zainteresowany przejęciem Korony Kielce [NEWS]

Szymon Janczyk
1
Potencjalny inwestor nie był i nie jest zainteresowany przejęciem Korony Kielce [NEWS]
Ekstraklasa

Z czwartego szczebla do Ekstraklasy. Król odchodzi

AbsurDB
14
Z czwartego szczebla do Ekstraklasy. Król odchodzi

Komentarze

2 komentarze

Loading...