Reklama

Stefan Kraft. Skromny mistrz, który nie mógł kupić mleka [REPORTAŻ]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

14 stycznia 2025, 13:36 • 11 min czytania 13 komentarzy

Gdy odniósł pierwszy wielki sukces, zaskoczyło go to, co stało się w sklepie. Jest wiernym kibicem Bayernu Monachium i mocno przeżył odejście Roberta Lewandowskiego. Kiedy pierwszy raz stanął na podium zawodów Pucharu Świata, cieszył się podwójnie. Miał swoje powody. Swojej żonie, która jest pielęgniarką, powtarza, że jego praca przy jej zajęciu jest czymś lekkim i przyjemnym. Stefan Kraft przegrał ostatnim skokiem Turniej Czterech Skoczni, ale sytuacja z Bischofshofen wzbudziła kontrowersje. Austriak pozostaje jednak jednym z najwybitniejszych skoczków naszych czasów. W Pucharze Świata ma już więcej zwycięstw niż Adam Małysz i Kamil Stoch. W Zakopanem zrobi wszystko, by wygrać w drużynie oraz indywidualnie. Czy uda mu się w liczbie pucharowych zwycięstw dogonić rekordzistę, Gregora Schlierenzauera?

Stefan Kraft. Skromny mistrz, który nie mógł kupić mleka [REPORTAŻ]

Wydawało się, że musi to wygrać. Że nie ma innej opcji. Że już za minutę zostanie zwycięzcą 73. Turnieju Czterech Skoczni. Ale gdy Stefanowi Kraftowi, prowadzącemu po pierwszej serii konkursu w Bischofshofen, pozostał ostatni skok, wiatr nagle polepszył się, zaczął wiać mocniej pod narty. Jury postanowiło, że musi poczekać. Chodziło o to, żeby czołówka, walcząca o Złotego Orła, miała porównywalne warunki. Kraft stał na górze, marzł. Spiker zawodów na chwilę zamilkł, a z głośników poleciał wielki przebój Eminema „Lose Yourself” – piosenka o wielkiej szansie, którą trzeba wykorzystać. Kamera pokazała stojących pod skocznią rodziców skoczka i jego żonę, Marisę Probst. Kraft jednak tej wielkiej szansy nie wykorzystał. Skoczył za krótko i ostatecznie w całym turnieju zajął dopiero trzecie miejsce: za zwycięzcą Danielem Tschofenigiem i drugim Janem Hoerlem. Gdy lądował, jego żona powiedziała tylko głośne „Nein!”, a rodzice złapali się za głowę. Cała skocznia umilkła, bo takiego rozstrzygnięcia nikt się nie spodziewał.

Kraft po skoku zachowywał się, jakby był wściekły i jednocześnie bezradny. Gdy Tschofenig cieszył się z wygranej, austriacki wielki mistrz siedział i patrzył w dal, jakby ciągle próbował zrozumieć, co naprawdę się stało. Miał pretensje do jury. – Nie jest fajnie czekać na górze w butach narciarskich przez 15 minut. To niekorzystne dla nóg, które muszą mieć wiele energii, a po takim oczekiwaniu ją tracą. Jestem rozczarowany. Potrzebuję kilku dni, by się z tego wszystkiego otrząsnąć – przyznał w rozmowie z dziennikarzami.

Na konferencji prasowej, która zaczęła się 45 minut po ostatnim skoku, siedział jak zbity pies. Był nieobecny. Niby odpowiadał na pytanie, niby próbował żartować sobie z Tschofeniga („Teraz nie będzie mógł się odgonić od mediów”, „Pójdziemy na kolację, ale Daniel za nią płaci”), ale na jego twarzy było widać jeden wielki smutek.

Wiem od najbliższego otoczenia Krafta, że noc po konkursie miał bardzo trudną. Nie mógł spać. Austriacki dziennik „Kleine Zeitung” tak podsumował ten konkurs: „Skoki narciarskie zaczynają mieć twarz Daniela Tschofeniga, ale wiele osób wolało, by ten Turniej Czterech Skoczni wygrał jeszcze Stefan Kraft, który pod wieloma względami na to zasłużył”.

Reklama

Skąd aż takie podejście do 32-letniego mistrza?

Nie mógł niczego kupić

Nie pamiętam, ile razy rozmawiałem ze Stefanem. Wiele, może nawet kilkaset. I mogę powiedzieć, że to najbardziej skromna wielka sportowa gwiazda, jaką znam. Wiele osiągnął, ale jego osobowość w ogóle się nie zmieniła. Nigdy mu nie odbiło, wciąż jest takim samym Stefanem. Zaobserwowałem taką scenę w Innsbrucku, podczas obecnego turnieju: większość skoczków po próbach treningowych i kwalifikacjach rzadko zatrzymywała się przy kibicach czy obok spikera. Stefan jednak tam był. Podpisywał autografy, robił sobie selfie z ludźmi i porozmawiał ze spikerem, kilka razy żartując. Jeden z moich kolegów zapytał go: „Po co to wszystko robisz? Przecież nie musisz”. Wiesz, co odpowiedział mu Stefan? Powiedział: „Ci ludzie czekają tu od dawna, niektórzy od sześciu, siedmiu godzin. Jeżeli jesteś dla kogoś wzorem, idolem, jesteś coś winien takim osobom”. Cały Kraft – opowiada w rozmowie z Weszło Christoph Nister, dziennikarz „Kronen Zeitung”.

Marisa to atrakcyjna blondynka. Jest pielęgniarką, pracuje w szpitalu. Jeżeli oglądaliście Turniej Czterech Skoczni, to widzieliście ujęcia jej, stojącej przy skoczni i trzymającej kciuki za ukochanego. Poznali się 12 lat temu. Pomógł fakt, że jej tata przez lata pracował przy kadrze skoczków jako serwismen. – Ze względu na ojca od dziecka interesowałam się skokami narciarskimi. Uprawiałam też różne sporty, m.in. biathlon. Chodziłam na skocznię, fascynowali mnie ci ludzie w powietrzu. Gdy pierwszy raz spotkałam Stefana, pomyślałam, że to miły chłopak. I tyle. Gdy spotkałam go kolejny raz, stwierdziłam już, że jest w nim coś wyjątkowego – mówi nam żona Krafta.

Stefan i Marisa, zdjęcie z 2017 roku.

Reklama

Dla Austriaków Turniej Czterech Skoczni to impreza wyjątkowa. – Uważamy ją za ważniejszą niż igrzyska olimpijskie, naprawdę. Wiesz, ile osób oglądało w telewizji transmisję z Bischofshofen, gdzie trzech naszych rodaków biło się o zwycięstwo? Ponad milion, a Austria ma dziewięć milionów mieszkańców – przekonuje Nister. Widać było to w Innsbrucku, gdzie na trybunach pojawiło się ponad 20 tysięcy ludzi i trwała jedna wielka fiesta. Widać to było też w Bischofshofen. Mniejsze miasteczko, nieco schowane w górach, a na trybunach ponad 14 tysięcy osób. Dlatego nie może dziwić, że wygrana w niemiecko-austriackiej imprezie może wywrócić życie do góry nogami.

Gdy 6 stycznia 2015 roku Kraft triumfował po raz pierwszy i jak dotąd jedyny w Turnieju Czterech Skoczni, nie był jeszcze wielką gwiazdą skoków. Miał na koncie dopiero jedno zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. – To trochę paradoks, ale tamten moment i to, co po nim nastąpiło, wspominam dziś jako jedno z naszych najtrudniejszych doświadczeń. Nie sądziłam, że jedna wygrana może sprawić, że ktoś staje się aż tak sławny. Pamiętam, jak następnego dnia poszliśmy rano do supermarketu NOVA po mleko. Nie dało się go kupić. Co chwilę ktoś podchodził, zagadywał, gratulował, chciał zdjęcie. Ludzie pokazywali nas palcami, kiwali głowami. Zero prywatności. Wybieramy się do hotelu, do spa? To samo. Stefan mówił, że na początku to było dla niego bardzo trudne. Ja też źle to znosiłam. Potrzebowaliśmy czasu, żeby się przyzwyczaić – opowiada nam Marisa.

Kraft, zdjęcie z sezonu 2014/2015 

Chłopak stamtąd

Tak wielka popularność po zwycięstwie w turnieju bierze się również z faktu, że Kraft to chłopak stamtąd. Podchodzi ze Schwarzach im Pongau, miasteczka oddalonego o niecałe 20 minut jazdy pociągiem od Bischofshofen. To ledwie kilka stacji. Gdy dwa dni po konkursie jadę tam i odwiedzam skocznię, na której stawiał pierwsze kroki, spotykam kilku młodych zawodników miejscowego klubu. Pytam ich, jak odbierają wynik turnieju.

Szkoda, że nie wygrał. Moim zdaniem był najlepszy – mówi jeden z nich.

To wielki mistrz i mój największy idol. Tschofenig to przyszłość skoków, ale Stefan to ciągle teraźniejszość – dodaje drugi.

Prawda jest taka, że go oszukali – stwierdza trzeci.

Ciekawe jest to, że nikt nie wspomina o Janie Hoerlu, drugim zawodniku Turnieju Czterech Skoczni. Też podchodzi z tego samego miasteczka, też skakał na tym samym obiekcie. Urodził się nawet w tym samym szpitalu, co Kraft. Ale z drugiej strony – Stefan ma na koncie 45 wygranych w Pucharze Świata, jest pod tym względem trzecim zawodnikiem w historii, za Gregorem Schlierenzauerem (53) i Mattim Nykaenenem (46). A Hoerl odniósł dotąd jedynie pięć takich zwycięstw, mniej niż chociażby Domen Prevc czy Roberto Cecon. I wciąż tak naprawdę niczego poważnego nie wygrał.

Szkoła, do której uczęszczali Kraft i Hoerl.

Widać to również w Sport Mittel Schule w Bischofshofen. To placówka oddalona o ponad kilometr od skoczni, do której uczęszczali drugi i trzeci zawodnik turnieju. Wchodzę do środka i, gdybym tego nie wiedział, pomyślałbym, że jej absolwentem jest tylko Kraft. Na ścianach dwa zdjęcia Stefana – jedno w locie, a drugie, na którym cieszy się ze zwycięstwa. Opisane są jego największe sukcesy. Kraft uczył się w tej szkole w latach 2003-2007. Minęło sporo czasu, nauczycieli, którzy uczyli go, akurat w szkole nie ma, ale małego Stefana pamięta jeden z pracowników administracyjnych.

Grzeczny chłopak, który raczej nie rozrabiał i dobrze się uczył. Nie nazwałbym go błyskotliwym, ale na pewno był inteligentny. Miał jedne z lepszych ocen. Już wtedy inni zazdrościli mu sukcesów sportowych. Świetny wpływ na niego mieli rodzice. To kapitalni ludzie. Pamiętam też, że młody Stefan był trochę zapatrzony w Janne Ahonena i Thomasa Morgensterna – słyszę.

Zdjęcie Krafta w szkole. 

Gdy pytam o tajemnice sukcesów Krafta, Nister też mówi o rodzinie. – Pamiętam sezon 2012/2013 i jego drugi Turniej Czterech Skoczni w karierze. Zajął 23 miejsce w Innsbrucku i już wtedy napisałem artykuł o tym, że rośnie nowa gwiazda austriackich skoków. Niektórzy sugerowali mi, że trochę w nim przesadziłem, ale Stefan dwa dni później sprawił wielką niespodziankę, zajmując trzecie miejsce w Bischoshofen. Kilka lat temu siedzieliśmy w hotelu w Salzburgu. Udzielił mi dużego wywiadu, w którym zaczął mówić o życiu prywatnym. Powiedział mi, że wtedy w Bischofshofen był podwójnie szczęśliwy, bo tego samego dnia pierwszy raz stanął na podium i pierwszy raz pocałowała go Marisa. Pamięta tę datę do dziś. Oni tworzą świetny związek: oboje są dla siebie wielkim wsparciem. Ale nie można też zapominać o rodzicach Stefana, którzy co prawda nie uprawiali sportu na wysokim poziomie, ale gdy zauważyli talent u syna, pchali go w stronę różnych dyscyplin. Kraft grał w piłkę i nawet jako tako sobie radził, ale pewnego dnia kolega zasugerował mu: „Chodź, poskaczesz ze mną na nartach”. Poszedł, spodobało mu się. Jakiś czas później stwierdził, że właśnie na tym się skupi – opisuje dziennikarz.

Bayern kontra Barcelona

Dziś Stefan to trzykrotny zdobywca Kryształowej Kuli za triumf w Pucharze Świata, trzykrotny mistrz świata indywidualnie oraz mistrz świata w lotach (z ubiegłego roku z zawodów w Tauplitz). Jest też rekordzistą świata w długości skoku (253,5 m z 2017 roku z Vikersund). Aż trudno uwierzyć, że tak wybitny skoczek nie ma na koncie żadnego indywidualnego medalu igrzysk olimpijskich. W Pekinie w 2022 roku zgarnął tylko złoto w drużynówce.

Ludzie kojarzą Stefana jako zwycięzcę, ale nie zawsze tak jest. Jego relacja z igrzyskami miałaby status „To skomplikowane”. Pamiętam dobrze okres przed Pekinem. Miał dość poważne problemy z plecami, cierpiał, strasznie to wszystko przeżywał. Musiał brać zastrzyki i odpuszczał ważne konkursy. Słyszałem od osób z jego otoczenia, że ciężko śledziło mu się rywalizację w telewizji. Kiedy zdobył tamten medal z kolegami, bardzo się cieszył, ale sądzę, że ciągle mocno myśli o medalu za rywalizację indywidualną. Gdy niedawno spytałem go, do kiedy chce skakać, odpowiedział: „Dopóki będzie mi to sprawiać przyjemność”. Wiem, że chodzi mu po głowie robienie tego do igrzysk w Cortinie w 2026 roku. Ale nie wykluczam, że Kraft pociągnie jeszcze dłużej – wspomina Nister.

Kraft, zdjęcie z sezonu 2022/2023.

Nigdy nie myślałem, że na tym etapie kariery mogę być tak nerwowy, jak przed tym konkursem. Jak powiedziałem wcześniej, zazwyczaj jestem zrelaksowany i wiem, co mam robić, ale podczas igrzysk w Pekinie byłem naprawdę zestresowany. Medal olimpijski jest wielkim marzeniem każdego zawodnika. Moje wszystkie skoki treningowe były naprawdę dobre, zajmowałem miejsca w czołówce, ale podczas zawodów nie było już tak kolorowo. Konkurs drużynowy był ostatnią okazją do zdobycia medalu. Podium było nie tylko moim wielkim celem, ale i całej drużyny. Przed skokiem w drugiej serii odczuwałem wielkie emocje. Gdy teraz do tego wracam, myślę, że był to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Po zawodach zorganizowaliśmy znakomitą imprezę – tak o drużynówce w Pekinie Kraft opowiadał w październiku 2022 roku Natalii Żaczek z serwisu PS Onet.

Nawet taki zawodnik jak Kraft momentami odczuwa lęk. W wywiadach Austriak czasami przywołuje sytuację z Planicy z marca 2021 roku, kiedy bardzo poważny wypadek miał Daniel Andre Tande i pozostali skoczkowie, nawet ci najlepsi, bali się wykonywać swoje próby. Kraft lęk czuł również na wakacjach. – Gdy byłem na Malediwach i pływałem w morzu, nagle pojawił się koło mnie mały rekin. To jeszcze było w porządku. Niedługo później jednak tuż obok zjawił się większy. Wracając do brzegu, byłem niemal tak szybki, jak Michael Phelps! – to inna jego opowieść z przywoływanej wyżej rozmowy.

Jaki jest Kraft prywatnie, gdy na skoczni zgasną światła i nikt nie nagrywa z nim rozmów? W wolnym czasie często organizują z Marisą spotkania ze znajomymi, z którymi lubią grać w planszówki. Chyba że akurat w telewizji jest jakiś ważny mecz piłkarski. – Stefan uwielbia ten sport. Ma fioła na punkcie Bayernu Monachium i mocno przeżywał odejście z tej drużyny Roberta Lewandowskiego. Ja z kolei kocham FC Barcelonę, dlatego się z tego cieszyłam. Lubię też Red Bull Salzburg, więc, jeżeli się kłócimy, to najczęściej wtedy, gdy te zespoły grają przeciwko sobie – śmieje się Marisa.

Wielkim kibicem Barcelony jest też Michael Hayboeck, z którym Kraft często jest na zgrupowaniach w pokoju. Wiem, że lubią się z tego śmiać – dodaje Nister.

Podczas obecnego turnieju, przed konkursem w Innsbrucku, Kraft spotkał się z dziennikarzami z Polski. – Jestem zadowolony z tego sezonu, bo ostatni miesiąc przed jego początkiem był dla mnie bardzo trudny. Nie miałem żadnych szans na treningach z Danielem i Janem. Oni skakali dużo lepiej. Dopiero w Lillehammer, na śniegu, poczułem, że jestem na podobnym poziomie. Wiedziałem też, co mam robić, żebym sięgał po najwyższe miejsca – opowiadał.

Kraftowi brakuje obecnie tylko jednej wygranej do zrównania się z legendarnym Mattim Nykanenem w liczbie zwycięstw w zawodach Pucharu Świata (46). W Zakopanem, w najbliższy weekend, na wyrównanie tego wyniku będzie miał jedną szansę. W sobotę odbędzie się bowiem konkurs drużynowy, w niedzielę rywalizacja indywidualna. Czy może to zrobić? Z pewnością. W końcu tym sezonie Austriak już siedem razy stawał na podium, a do tego dwukrotnie był czwarty.

Marisa mówi mi, że przez wszystkie lata oglądania startów Stefana wciąż, stojąc pod skocznią, czuje to samo – lęk i nerwy przemieszane z ekscytacją. – Najbardziej przeżywałam jego występ w Planicy w sezonie 2016/2017, gdy pierwszy raz wygrywał Puchar Świata. To były emocje nie do opisania – wspomina. Pytam ja, skąd Kraft ma ciągle w sobie wielką motywację. – Kiedyś rozmawialiśmy i Stefan powiedział mi: „Gdy myślę o twojej pracy pielęgniarki, dochodzę do wniosku, że to bardzo ciężkie i odpowiedzialne. To, co ja robię, wydaje mi się łatwe, lekkie. Jest w moich oczach zabawą. Skoro mam lekko, uwielbiam to, co robię i kocham adrenalinę, to chyba powinienem dalej się tym bawić, mając takie właśnie podejście”. I Stefan to właśnie robi – kończy Marisa.

 

 

 

 

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO

Sebastian Warzecha
0
Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO
Anglia

Z Bundesligi do Premier League. Aston Villa potwierdziła transfer napastnika

Aleksander Rachwał
0
Z Bundesligi do Premier League. Aston Villa potwierdziła transfer napastnika

Polecane

Polecane

Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO

Sebastian Warzecha
0
Zaczęło się katastrofalnie, a potem było już tylko dobrze. Magda Fręch w III rundzie AO

Komentarze

13 komentarzy

Loading...