Niby takie wymyślne rozgrywki, w wymyślnej lokalizacji i o wymyślnej formule, ale futbolowi często wystarczy bardzo niewiele, by wzbudzić spore emocje. Mallorca, co zrozumiałe, skazywana była na pożarcie i miała dziś wyraźnie przegrać z Realem, zapewniając nam przy okazji kolejne El Clasico i wielkie spotkanie Królewskich z czekającą już w finale Superpucharu Hiszpanii Barceloną. Była jednak w stanie długo stawiać opór faworyzowanym podopiecznym Carlo Ancelottiego.
Nie da się ukryć, że Real już od pierwszych minut spotkania wyraźnie zaznaczał swoją dominację. To piłkarze w białych strojach atakowali częściej, zacieklej i stanowili o wiele większe zagrożenie niż ich rywale ze słonecznej wyspy. Wszystkiemu ze względnym spokojem przyglądał się żujący gumę trener Królewskich, który miał prawo wierzyć, że jego zespół tak czy siak wygra i zamelduje się w finale organizowanego w Arabii Saudyjskiej miniturnieju.
Czasem chciałoby się pomyśleć, że pewność siebie w końcu zgubi Real, lecz kompletnie się na to nie zanosi. Los Blancos niezwykle często wygrywają mecze, w których, zdawać by się mogło, muszą się nieźle namęczyć.
Real – Mallorca 3:0. Mbappe pada, a madridistas znów będą narzekać
Prowokujemy tym nagłówkiem, jasne. Pchamy się w gips. Faktem jest jednak, że mecz dwóch hiszpańskich drużyn bez sędziowskiej kontrowersji to jak żołnierz bez karabinu. Raz te decyzje arbitrów z Półwyspu Iberyjskiego są gorsze, innym razem lepsze. Czasem można się z nimi zgodzić, a niekiedy trudno w ogóle zrozumieć, o co im chodziło.
Dziś zarzuty, niektóre słuszne, będzie odpierał pan Ricardo de Burgos Bengoetxea, który za skórę zalazł sympatykom Realu już w dwudziestej minucie rywalizacji. Konsultował swoją decyzję z asystentami VAR, ale nie zdecydował się przyznać Królewskim rzutu karnego po świetnej akcji Kyliana Mbappe. Francuz przebiegł spory kawałek pola karnego, sprytnie omijając nogi atakujących go rywali, lecz w końcu stracił równowagę i upadł. Kontakt z rywalem był, ale karnego, zdaniem arbitra, już nie.
Sama ta jedna sytuacja wystarczyłaby już do pomarudzenia na sędziego de Burgosa i jego współpracowników, tylko że nie to było po pierwszej połowie głównym zmartwieniem sympatyków Realu. Najgorszy był w tym wszystkim wynik, który trzeba było jak najszybciej zmienić.
Do przerwy bez goli. Po przerwie obawy o zdrowie Francuza
Stołeczni podglądani z trybun przez niedawnego kolegę, Karima Benzemę, w drugą część meczu weszli podobnie jak w tę pierwszą – wzięli piłkę i zaczęli atakować. Z dystansu szczęścia spróbował Eduardo Camavinga, znów wyrywał się Mbappe. Niedługo po zmianie stron zamiast gola obejrzeliśmy jednak bardzo niebezpieczną sytuację z udziałem Aureliena Tchouameniego – Francuz zderzył się z jednym z rywali i na chwilę chyba stracił przytomność, bo padł bezwładnie na murawę stadionu w Jeddah.
Wszyscy z niepokojem patrzyli, jak znokautowany przez bark Cyle’a Larina piłkarz Realu dochodzi do siebie, ale wiele wskazuje na to, że na strachu się skończy – Tchouameni opuścił murawę o własnych siłach i chyba w pełni świadomy tego, gdzie się znajduje. Gry oczywiście nie mógł kontynuować i szybko zniknął w szatni, gdzie od razu zaczęto się upewniać, że wszystko z nim w porządku.
Koledzy zajęli się natomiast wygraniem trudnego jak cholera meczu z Mallorką.
Gol imienia najbardziej wymęczonego gola na świecie
Wszystko jak z niezłego filmu akcji podlanego nieco zardzewiałym humorem. W 63. minucie Real ruszył z dynamiczną akcją zapoczątkowaną w środku pola. Mbappe zagrał do Viniciusa, Brazylijczyk popędził pod samą linię końcową i wrzucił w biegu na głowę Rodrygo, który piłkę skierował prosto na słupek. W międzyczasie w bramce Mallorki ustawiło się sześciu (wliczając bramkarza) podopiecznych Jagoby Arrasate, którzy postanowili chyba, że zastosują w tej akcji taktykę muru nie do przebicia.
Piłkę odbitą od słupka zebrał więc Mbappe, którego szybki strzał sparował Dominik Greif. Futbolówka znów jednak wróciła w pole karne, gdzie znalazł się niezawodny w trudnych momentach Jude Bellingham. Anglik musiał jeszcze “przedryblować” Lucasa Vazqueza, ale jakoś znalazł drogę do siatki i tym samym przełamał impas.
🔥 𝐉𝐔𝐃𝐄 𝐁𝐄𝐋𝐋𝐈𝐍𝐆𝐇𝐀𝐌 𝐓𝐑𝐀𝐅𝐈𝐀 𝐃𝐎 𝐒𝐈𝐀𝐓𝐊𝐈! 🔥
Anglik wykorzystał zamieszanie w polu karnym rywala i wpakował piłkę do bramki! ⚽️👏
Real Madryt bliżej finału Superpucharu Hiszpanii! 🏆 #lazabawa🇪🇸 pic.twitter.com/cWmc0VuWAu
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) January 9, 2025
Okazało się, że na Mallorkę jeden gol w zupełności by dziś wystarczył, bo nie była to drużyna zdolna zagrozić bramce Realu. A Królewscy dalej atakowali. W efekcie podwyższyli prowadzenie po samobójczym trafieniu Martina Valjenta i golu Rodrygo na 3:0 w doliczonym czasie gry. Mocny finisz w meczu, który bardzo długo się rozkręcał. I jakby mało było efektów specjalnych, po ostatnim gwizdku sędziego jeszcze efektowna przepychanka między piłkarzami obu zespołów. Samo gęste.
Najważniejszy jest jednak efekt tych prawie stu minut rywalizacji. Real, zgodnie z planem, zameldował się w finale Superpucharu Hiszpanii i w niedzielę będziemy emocjonować się jego starciem z Barceloną. El Clasico i to o trofeum? Nic tylko rezerwować sobie cały wieczór na kolejne emocjonujące starcie odwiecznych rywali.
Real Madryt – RCD Mallorca 3:0 (0:0)
- 1:0 – Bellingham 63′
- 2:0 – Valjent 90’+3 (gol samobójczy)
- 3:0 – Rodrygo 90’+5
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Odstawieni, niechciani, kontuzjowani. Odeszli z Ekstraklasy za wielką kasę, teraz rozczarowują
- To się dzieje naprawdę. Szczęsny jedną nogą w El Clasico
- Nieoficjalnie: Raków ma nowego napastnika!
- Lech, Raków i naparzanka o piłkarzy. Dlaczego Gisli Thordarson wybrał Poznań?
Fot. Newspix