Na przestrzeni ostatnich lat wielu polskich zawodników wyfrunęło z Ekstraklasy za niemałe pieniądze do znacznie silniejszych lig. Niektórzy od razu lądowali w najpotężniejszych piłkarsko krajach Starego Kontynentu, inni zadowalali się przeprowadzką do USA, Belgii, Szkocji czy, dajmy na to, transferem do klubu z zaplecza Premier League. Nazwiska szczęśliwców można długo wymieniać: Moder, Kozłowski, Kamiński, Jóźwiak, Gumny, Karbownik, Piątkowski, Marchwiński, Puchacz… Niestety, ale podsumowanie dotychczasowych dokonań całej tej grupy wypada nad wyraz marnie. Część z wymienionych wcześniej zawodników nie tylko nie rozpostarła skrzydeł po opuszczeniu Ekstraklasy, ale wręcz – jak się zdaje – cofnęła się w rozwoju. Ich kariery gwałtownie wyhamowały, zamiast nabrać tempa i rozmachu.
Pokusiliśmy się o podsumowanie wszystkich tych zagranicznych wojaży, biorąc pod lupę Polaków sprzedanych z Ekstraklasy za więcej niż milion euro w latach 2020-2024. Trzymajcie się dzielnie, bo niewesoła to będzie lektura. Czeka was opowieść traktująca głównie o błędnych wyborach, rozczarowujących występach i – przede wszystkim – niekończących się kontuzjach. Promyczków nadziei udało nam się wyłowić naprawdę niewiele.
Kamiński nie robi furory, Skóraś wciąż jest zmiennikiem
Przyjrzyjmy się najpierw Polakom, którzy opuścili Ekstraklasę za – jak na nasze realia oczywiście – duże pieniądze. Czytaj – zapłacono za nich przeszło cztery miliony euro. Będziemy tu bazować na kwotach podawanych przez portal Transfermarkt (przy zastrzeżeniu, że nie zawsze są one trafione w punkt).
Najdrożej sprzedani Polacy z Ekstraklasy w latach 2020-2024:
- (2020) Jakub Moder – Lech Poznań -> Brighton & Hove Albion – 11 milionów euro
- (2022) Kacper Kozłowski – Pogoń Szczecin -> Brighton & Hove Albion – 11 milionów euro
- (2022) Jakub Kamiński – Lech Poznań -> VfL Wolfsburg – 10 milionów euro
- (2020) Radosław Majecki – Legia Warszawa -> AS Monaco – 7 milionów euro
- (2023) Michał Skóraś – Lech Poznań -> Club Brugge – 6 milionów euro
- (2021) Kamil Piątkowski – Raków Częstochowa – RB Salzburg – 6 milionów euro
- (2020) Bartosz Białek – Zagłębie Lubin -> VfL Wolfsburg – 5 milionów euro
- (2023) Maik Nawrocki – Legia Warszawa -> Celtic FC – 5 milionów euro
- (2020) Kamil Jóźwiak – Lech Poznań -> Derby County – 4,3 miliona euro
- (2020) Adam Buksa – Pogoń Szczecin -> New England Revolution – 4,2 miliona euro
Uwagę zwracają rzecz jasna dwa wielkie transfery dokonane na naszym podwórku przez ekipę Brighton. No i z dzisiejszej perspektywy działacze Mew zapewne sądzą, że można było tę kasę zainwestować znacznie lepiej. Kacper Kozłowski w ogóle nie zadebiutował w Premier League. Najpierw wylądował na wypożyczeniu w Belgii, gdzie praktycznie nie pograł, potem spędził dwa lata w Holandii (w sezonie 2023/24 jego Vitesse Arnhem spadło z Eredivisie), aż wreszcie – już na zasadzie transferu definitywnego – oddano go do tureckiego Gaziantepu. Tam 21-latek radzi sobie nieźle i jest jak najbardziej możliwe, że jego kariera powróci już niebawem na odpowiednie tory, ale na ten moment trzeba postawić sprawę jasno – Kozłowski w Brighton został zweryfikowany negatywnie. Anglicy po prostu go odpalili.
Oby mieli czego żałować.
Jakub Moder to nieco inna historia, bo przecież w sezonie 2021/22 były pomocnik Lecha Poznań przebił się do wyjściowego składu Brighton, a jego występy w Premier League były na ogól oceniane umiarkowanie pozytywnie. Niestety później Moder wpadł w spiralę problemów zdrowotnych, z których tak naprawdę do dziś się nie wygrzebał. W poprzednim sezonie sztab szkoleniowy Mew podjął jeszcze pewne próby odgruzowania Polaka, wiosną zapewniono mu nawet sporą porcję minut w pierwszym zespole, ale później Moder został już odstawiony na bocznicę. W bieżącej kampanii rozegrał zaledwie 8 minut w angielskiej ekstraklasie.
Oni pojawili się w reprezentacji u Probierza. Dziś są zakopani w klubach
Im szybciej Moder czmychnie z Brighton, tym lepiej. Wydaje się jednak prawdopodobne, że 25-latek mimo wszystko zakotwiczy w jakimś klubie z topowych europejskich lig. Na pewno jego zagranicznej przygody nie można uznać za całkowicie nieudaną i skazaną na dalsze klęski. Niemniej, na razie nie jest to success story.
Z kolei dla Jakuba Kamińskiego wyjątkowo marnie ułożyły się poprzednie rozgrywki, gdy spędził na boisku ledwie 465 minut w meczach ligowych w barwach Wolfsburga. Obecnie jest lepiej, bo wychowanek Szombierek Bytom i Lecha Poznań zaczął sezon jako podstawowy piłkarz Wilków, ale wydaje się, że trener Ralph Hasenhuttl woli teraz stawiać na inne rozwiązania. Pod koniec roku Kamiński grał już bowiem niewiele, a kilka spotkań spędził w całości na ławce. Jakiś wpływ miały na to problemy zdrowotne, a konkretnie – złamany palec u ręki. – Kuba dobrze sobie radził w sparingach przed sezonem i podobał mi się, grając w obronie. Ma jakość, jeśli chodzi o operowanie piłką. Ale później faktycznie kontuzja pomieszała mu szyki. Pod jego nieobecność zespół się zgrał i teraz ciężko mu wywalczyć powrót do jedenastki. Ale na Kubę można liczyć. Jeżeli wchodzi z ławki to i również nas wzmacnia – przyznał szkoleniowiec Wolfsburga na antenie Viaplay.
Bartosz Białek, który wcześniej trafił do Wolfsburga z Zagłębia Lubin, latem minionego roku po raz trzeci w karierze zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Trzymamy oczywiście za niego kciuki i życzymy powrotu do regularnego grania, ale bądźmy szczerzy – Bundesligi to on raczej nie podbije. Natomiast Maik Nawrocki w sezonie 2024/25 rzadko łapie się nawet na ławkę Celticu Glasgow. Brytyjskie media informowały parę dni temu, że 23-letni stoper został już poinformowany przez trenera Brendana Rodgersa, iż może sobie szukać nowego klubu, ponieważ w ekipie The Bhoys nie ma dla niego miejsca. Transferem zaczyna też pachnąć w przypadku Michała Skórasia, który w bieżącym sezonie znowu musi się godzić z rolą zmiennika w Club Brugge. Piętnaście występów Polaka w lidze belgijskiej na pierwszy rzut oka nie wygląda wcale tak najgorzej, ale prawdę o pozycji Skórasia w drużynie mówi liczba rozegranych w lidze minut – zaledwie 380 – a nie meczów.
Nie za ciekawie potoczył się też losy Kamila Jóźwiaka, który w poprzedniej kampanii spadł z Granadą z hiszpańskiej ekstraklasy, a aktualnie spisuje się dość przeciętnie na poziomie LaLiga 2. “AS” docenił ostatnio zapał byłego piłkarza Lecha do pracy w defensywie, ale jednocześnie hiszpańscy dziennikarze skrytykowali 26-latka za to, jak niewiele ma on do zaoferowania w kreacji. Przewiduje się, że Granada nie przedłuży kontraktu z Jóźwiakiem.
Radosław Majecki po latach przygotowań jest wreszcie bliski umocnienia się w podstawowym składzie AS Monaco, ale przeszkadzają mu w tym cholerne urazy. Były golkiper Legii Warszawa z powodu problemów zdrowotnych przegapił początek bieżącego sezonu, a ostatnio znowu nabawił się kontuzji. A konkurencja nie śpi. Philipp Kohn zebrał sporo komplementów za swoją postawę w niedawnym starciu ekipy z Księstwa z Paris Saint-Germain (inna sprawa, że Monaco przegrało 2:4) i głośno zasugerował, iż liczy na powrót do bramki na stałe. – Każdego dnia staram się poprawiać na treningach. Pokazałem, że można mi ufać – zadeklarował Szwajcar.
Polacy docenieni we Francji. Trójka w znakomitym gronie
Adam Buksa? Cóż, robi naprawdę solidną karierę po wyjeździe z Ekstraklasy. Sporo strzelał za oceanem, ostatnio pozostawił po sobie dobre wspomnienia w Turcji, a w tym sezonie buduje swoją pozycję w duńskim FC Midtjylland. Jednak pewnego poziomu nigdy nie przeskoczył, o czym może świadczyć fakt, że nie udało mu się zaistnieć w RC Lens. Tylko że pobyt reprezentanta Polski w ekipie z północy Francji – rety, który to już przypadek tego typu? – również zakłóciła poważna kontuzja. Zresztą także i Kamil Piątkowski zaczął swoje zagraniczne wojaże od urazów, w tym poważnego uszkodzenia kostki. W efekcie 24-latek nie potrafił początkowo wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie Red Bulla Salzburg i błąkał się po wypożyczeniach. Dopiero w bieżących rozgrywkach Piątkowski regularnie gra w austriackiej ekipie – nie tylko na krajowym podwórku, ale i w Lidze Mistrzów. Choć w grudniu defensor znowu musiał pauzować w wyniku kontuzji.
I to by było na tyle, omówiliśmy wszystkich najdrożej sprzedanych piłkarzy z Ekstraklasy na przestrzeni ostatnich paru lat. Żaden z nich, dosłownie ŻADEN, nie robi furory w którejś z topowych lig Starego Kontynentu. Najbliżej wypracowania sobie mocnej pozycji jest chyba w tej chwili Majecki w Monaco, lepsze i gorsze momenty miewa Kamiński w Wolfsburgu, no i są powody, by wierzyć w odbudowę Modera po odejściu z Brighton. Ale reszta? Jak mawiał klasyk: staniki nie fruwają.
Marchwiński przepadł we Włoszech
No to może wśród zawodników sprzedanych przez polskie kluby za nieco mniejsze kwoty znajdzie się paru takich, którzy zaistnieli na najwyższym, europejskim poziomie? Oto kolejna lista, tym razem obejmująca graczy puszczonych w świat za przeszło dwa miliony euro odstępnego.
- (2020) Patryk Klimala – Jagiellonia Białystok -> Celtic FC – 4 miliony euro
- (2020) Michał Karbownik – Legia Warszawa -> Brighton & Hove Albion – 3,9 miliona euro
- (2020) Jarosław Niezgoda – Legia Warszawa -> Portland Timbers – 3,45 miliona euro
- (2024) Bartosz Slisz – Legia Warszawa ->Atlanta United – 3,2 miliona euro
- (2020) Przemysław Płacheta – Śląsk Wrocław -> Norwich City – 3 miliony euro
- (2023) Mateusz Łęgowski – Pogoń Szczecin -> US Salernitana – 3 miliony euro
- (2024) Filip Marchwiński – Lech Poznań -> US Lecce – 3 miliony euro
- (2021) Tymoteusz Puchacz – Lech Poznań -> Union Berlin – 2,5 miliona euro
- (2021) Adrian Benedyczak – Pogoń Szczecin – Parma Calcio – 2,4 miliona euro
- (2023) Szymon Włodarczyk – Górnik Zabrze -> Sturm Graz – 2,2 miliona euro
Patryk Klimala w ostatnich latach kroczył wyjątkowo krętą drogą – nie sprawdził się w Celticu, wypadł przeciętnie w New York Red Bulls, zahaczył na moment o Izrael, po czym powrócił na krajowe podwórko i… w ekspresowym tempie zapracował na status najgorszego napastnika Ekstraklasy. Obecnie 26-latek w miarę regularnie trafia do siatki w Australii. I niech mu się tam wiedzie, jednak z dyskusji o wielkiej karierze w topowych ligach możemy go z pewnością wykreślić. Podobnie jak Jarosława Niezgodę, który w wieku 29 lat znalazł się bez klubu. Powodem jest, rzecz jasna, kruche zdrowie napastnika.
Michał Karbownik, podobnie jak Kacper Kozłowski, nie podbił angielskich boisk w barwach Brighton i zaczął rajd po wypożyczeniach, zakończony definitywnym transferem do Herthy Berlin. Wydaje się, że 2. Bundesliga to w tej chwili optymalny poziom dla 23-latka. O jakimś wypożyczeniu będzie też chyba musiał pomyśleć Filip Marchwiński, który po transferze do Lecce nie gra właściwie wcale. W bieżącym sezonie udało mu się jak dotąd uzbierać 106 minut we wszystkich rozgrywkach, z czego zaledwie 14 w Serie A. Byłemu graczowi Lecha również dokuczały kontuzje, ale nawet gdy był w pełni sił, to na ogól nie podnosił się z ławki rezerwowych. A zaznaczmy, że Lecce to żadna tam potęga włoskiego futbolu, tylko klub mocno uwikłany w walkę o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Luca Gotti, który prowadził ekipę Lecce do listopada, był dla Marchwińskiego bezlitosny. Otwarcie ocenił 22-latka jako nieprzygotowanego do gry we włoskiej ekstraklasie. Jego następca, Marco Giampaolo, jest najwyraźniej podobnego zdania, choć niedawno docenił Polaka za wytrwałość i podejście do treningów.
Tymoteusz Puchacz lada moment zwiąże się z szóstym klubem po wyjeździe z Poznania w 2021 roku, co już samo w sobie wiele mówi o jego zagranicznej karierze. “Puszka” to swego rodzaju kolekcjoner wspomnień – będąc na wypożyczeniu w Trabzonsporze sięgnął po mistrzostwo Turcji, a w trakcie tymczasowego pobytu w FC Kaiserslautern dotarł do finału Pucharu Niemiec, gdzie jego drużyna przegrała 0:1 z Bayerem Leverkusen. Został też wicemistrzem Grecji z Panathinaikosem. Wkrótce się przekonamy, jaką historię uda mu się napisać w barwach Plymouth Argyle, plasującego się aktualnie na ostatnim miejscu w Championship. Jakaś heroiczna obrona przed degradacją do trzeciej ligi, coś w tym stylu? Tak czy owak, jedno jest pewne – na regularne granie w niemieckiej ekstraklasie Puchacz jest chyba zwyczajnie za cienki w uszach. Wcześniej nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w składzie Unionu Berlin, ostatnio przegrał rywalizację w dołującym Holstein Kiel. Za wysokie progi.
Na zapleczu Premier League odnajdziemy też Przemysława Płachetę, który zimą 2024 roku przeniósł się z Norwich do Swansea, a kilka miesięcy później podpisał kontrakt z Oxford United. Pierwsza część sezonu 2024/25 prawie w całości przepadła mu z powodu kontuzji, lecz ostatnio skrzydłowy trochę się rozkręcił – w starciach z Cardiff, Plymouth i Millwall zapisał na swoim koncie dwa trafienia, dorzucając do tego dwie asysty. Biorąc pod uwagę, że całkowity dorobek 26-latka na angielskich boiskach wynosi obecnie cztery gole i sześć ostatnich podań w 82 występach, no to ta eksplozja formy robi wręcz kolosalne wrażenie.
Mamy problem. Grosicki to wciąż nasz najlepszy skrzydłowy
Adrian Benedyczak zbierał całkiem dobre recenzje za występy w Serie B w barwach Parmy, przyciągając nawet w ten sposób uwagę selekcjonerów seniorskiej reprezentacji Polski, ale po awansie 24-latek nie odgrywa znaczącej roli w zespole ze Stadio Ennio Tardini. Można to jednak tłumaczyć faktem, że pierwsze tygodnie ligowych zmagań stracił z powodu – tak, tak, zgadliście – kontuzji i obecnie znajduje się na etapie odbudowywania optymalnej dyspozycji. Z kolei Mateusz Łęgowski w poprzedniej kampanii otrzymał naprawdę masę szans do zademonstrowania swoich możliwości we włoskiej ekstraklasie. W sumie uzbierało mu się bowiem aż 29 występów (1132 minuty) w Serie A dla Salernitany. Sęk w tym, że jego zespół z hukiem spadł z ligi, a Polak wylądował na wypożyczeniu w szwajcarskim Yverdon-Sport.
A skoro już jesteśmy w Salerno, to wypada też krótko podsumować postawę Szymona Włodarczyka. Rosły napastnik zanotował w 2023 roku znakomite wejście do Sturmu Graz, ale im dalej w las, tym rzadziej trafiał do siatki i tym częściej lądował na ławce rezerwowych. Koniec końców jego ekipie udało się nieoczekiwanie zdetronizować Red Bull Salzburg, ale dla Włodarczyka było to słodko-gorzki triumf, bo po sezonie został wypożyczony (z klauzulą wykupu) właśnie do Salernitany. Po trzynastu seriach spotkań w Serie B polski napastnik ma na swoim koncie jednego gola, a jego drużynie poważnie grozi spadek do trzeciej ligi.
Przygnębiająco się to wszystko układa, przyznajcie sami.
Na tym tle w miarę optymistycznie prezentują się ostatnie miesiące w wykonaniu Bartosza Slisza, który przebił się do wyjściowego składu Atlanta United, a w play-offach MLS dołożył cegiełkę do wyeliminowania Interu Miami z Leo Messim na kierownicy. Choć trzeba rzecz jasna pamiętać, że amerykańskim rozgrywkom wciąż daleko poziomem do topowych europejskich lig. Ale niech tam, nie będziemy się już doszukiwać dziury w całym, by się tak całkiem nie pogrążyć w rozpaczy.
Odstawiony Wieteska, kuriozalne losy Wdowika
Zejdźmy jeszcze półeczkę niżej. Oto polscy piłkarze sprzedani z Ekstraklasy w latach 2020-2024 za więcej niż milion euro według Transfermarkt.
- (2024) Karol Borys – Śląsk Wrocław -> KVC Westerlo – 2 miliony euro
- (2020) Robert Gumny – Lech Poznań -> FC Augsburg – 2 miliony euro
- (2023) Mateusz Praszelik – Śląsk Wrocław -> Hellas Werona – 2 miliony euro
- (2021) Jakub Świerczok – Piast Gliwice -> Nagoya Grampus – 2 miliony euro
- (2024) Bartłomiej Wdowik – Jagiellonia Białystok -> SC Braga – 1,6 miliona euro
- (2024) Dominik Marczuk – Jagiellonia Białystok -> Real Salt Lake – 1,5 miliona euro
- (2021) Karol Fila – Lechia Gdańsk -> RC Strasbourg – 1,5 miliona euro
- (2023) Łukasz Łakomy – Zagłębie Lubin -> BSC Young Boys – 1,4 miliona euro
- (2020) Paweł Bochniewicz – Górnik Zabrze -> SC Heerenveen – 1,4 miliona euro
- (2022) Mateusz Wieteska – Legia Warszawa -> Clermont Foot – 1,3 miliona euro
- (2023) Mateusz Kowalczyk – ŁKS Łódź -> Brondby IF – 1,2 miliona euro
- (2022) Krzysztof Kubica – Górnik Zabrze -> Benevento Calcio – 1,2 miliona euro
Otwierającego zestawienie Karola Borysa można na razie pominąć. 18-latek przebywa na wypożyczeniu w słoweńskim Mariborze, gdzie uczy się seniorskiej piłki. Natomiast Mateusz Kowalczyk właściwie stracił sezon 2023/24 w Brondby i w bieżącej kampanii ogrywa się w barwach GKS-u Katowice. Został nawet powołany na zgrupowanie reprezentacji Polski, ale selekcjoner nie dał mu szansy debiutu. – Bardzo fajnie czuje i rozumie timing, wchodzi w kontakt, to jest dobre i potrzebne w tym rejonie boiska. Potrafi piłkę odebrać, przerwać sytuację, dobrze rozegrać. Dużo widzi. Inteligentny chłopak – chwali swojego podopiecznego trener Rafał Górak.
Bulterier bez twarzy Gattuso. Mateusz Kowalczyk w reprezentacji Polski
Historia przenosin Bartłomieja Wdowika do Bragi należy z pewnością do najbardziej kuriozalnych w najnowszej historii polskiej piłki. Po zaledwie jednym meczu w portugalskim klubie obrońca wylądował bowiem na wypożyczeniu w Hannoverze 96. A spekulowało się nawet o jego natychmiastowym powrocie do Białegostoku. – Nie było mowy, że mogę zostać i rywalizować, nawet z niedużymi szansami, tylko albo pójdę na wypożyczenie, albo po prostu nie będę grał. Mógłbym normalnie trenować, nie groziłby mi jakiś klub kokosa, ale to tyle – opowiadał nam mistrz Polski z 2024 roku. – Trener Daniel Sousa, który objął Bragę w czerwcu, mnie chciał, dlatego zdecydowałem się na ten klub. Sousa jednak został nagle zwolniony po czterech meczach. Z tego, co przekazał mi dyrektor sportowy, nowy trener wolał zawodnika na już, zaadaptowanego z drużyną. Nie uważam, żebym był niezaadaptowany, nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy, ale co mogłem zrobić?
Wdowik w 2. Bundeslidze gra sporo, czy to na lewej obronie, czy to na wahadle. Zawsze to jakaś pociecha, że nie przesiaduje na trybunach. Z kolei jego były kolega z Jagi, Dominik Marczuk, w 2024 roku zdążył zanotować 10 meczów dla Realu Salt Lake City. Dopiero kolejny sezon powie nam więcej o pozycji 21-latka za oceanem.
Mateusz Praszelik nie zaistniał w Hellasie Werona, a obecnie idzie chyba w ślady Tomasza Kupisza, umacniając swój status w Serie B. W sezonie 2023/24 występował na zapleczu włoskiej ekstraklasie w barwach Cosenzy, obecnie jest graczem broniącego się przed spadkiem FC Sudtirol. Mniej szczęścia miał Krzysztof Kubica, który został latem minionego roku wypożyczony z Benevento Calcio do Motoru Lublin. – Było tylko bicie głową w ścianę. O co bym się nie zapytał, to słyszałem, że jestem super chłopak, dobry zawodnik, nie brakuje mi umiejętności, poradziłbym sobie w Serie A, jestem dobrze przygotowany fizycznie. A jak przyszło co do czego, to nie grałem nawet w Serie C… – tak opowiadał Kubica o swojej włoskiej przygodzie na łamach TVP Sport.
Karol Fila? Kontuzje, kontuzje i jeszcze raz kontuzje. W grudniu 2024 roku były obrońca Lechii Gdańsk – obecnie będący piłkarzem belgijskiego FCV Dender EH – ponownie zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Paweł Bochniewicz wraca obecnie do zdrowia po podobnym urazie i przedstawia nawet cały proces rekonwalescencji w formie serialu dokumentalnego. 28-latek zdążył wyrobić sobie całkiem niezłą markę w Eredivisie, ostatecznie w drużynie Heerenveen udało mu się zagrać blisko 120 razy. Nie były to jednak występy na tyle imponujące, by zainteresował się nim Ajax, Feyenoord czy PSV, o transferze do mocniejszej ligi nie wspominając.
Jakub Świerczok nie podbił japońskich boisk, ponieważ karierę zakłóciło mu wykrycie niedozwolonych środków w organizmie. Natomiast Mateusz Wieteska całkowicie przestrzelił z transferem do Cagliari Calcio. We francuskim Clermont Foot były obrońca Legii spisywał się naprawdę nieźle, ale po przenosinach do Italii jest z jego karierą tylko gorzej i gorzej. W sezonie 2024/25 27-latek spędził na boisku ledwie 169 minut w Serie A. Całkowita katastrofa.
No to może chociaż Roberta Gumnego można potraktować jako zawodnika, który spełnił pokładane w nim nadzieje i wywalczył sobie mocną pozycję w jednej z topowych europejskich ligi? Z pozoru tak to właśnie wygląda, bo 26-latek rozegrał aż 100 spotkań dla Augsburga. Problemem była – niestety – jakość tych występów. Niemieccy dziennikarze często wymieniali Gumnego wśród najsłabszych bocznych obrońców w całej lidze. To samo wynikało z not “Kickera”. Radość z regularnych występów Polaka tłumiły więc pomeczowe recenzje, w których Gumny był nieustannie krytykowany. Na dokładkę także i do niego przypałętało się zerwanie więzadeł krzyżowych. – Taka diagnoza to trauma. Nagle dostajesz informację, że przez minimum pół roku nie możesz robić rzeczy, którą lubisz, kochasz i codziennie poświęcasz jej wiele godzin. Jeśli ktoś lub coś ci to nagle zabiera, musi cię to dotknąć. W moim przypadku ważne jest, żeby jak najszybciej zabrać się do pracy, żeby nie roztrząsać tego i nie przejmować się za bardzo całą sytuacją. Wiem, że po prostu efekty same przyjdą – opowiadał nam Gumny.
Gumny: Taka diagnoza to trauma. Wydawało się, że to jakaś drobnostka [WYWIAD]
Robert powrócił na boisko jeszcze w 2024 roku, ale to mogą być jego ostatnie miesiące w Augsburgu z uwagi na wygasający po sezonie kontrakt. – Klub nie podjął jeszcze żadnych rozmów na temat przedłużenia umowy. Augsburg ma jednak pierwszeństwo w rozmowach , więc jeśli się dogadamy, to zostanę – mówimy Gumny.
***
Przeszło trzydziestu zawodników wzięliśmy na tapet w tym artykule. Trzydziestu, którzy odchodzili z Ekstraklasy za ładne sumki i wydawało się, że zagraniczny transfer tylko zdynamizuje ich rozwój. Tymczasem nie ma w tym gronie dosłownie ani jednego gracza, o którym dziś moglibyśmy w euforii napisać: “wow, ale on się rozwija, ale on notuje liczby, ale on demoluje rywali, rośnie nam kolejny Szczęsny/Glik/Krychowiak/Zieliński/Milik”. Przeciwnie, niewielu widać w tym gronie kandydatów, by w jednej z najmocniejszych europejskich lig zanotowali przygodę na poziomie – dajmy na to – Karola Linettego w Serie A czy Jana Bednarka w Premier League.
Marnie to wróży reprezentacji Polski.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wyścig o władzę w PZPN rozpoczęty! Kto stanie do walki z Cezarym Kuleszą?
- Mistrzowie świata z 2006 roku to trenerscy farmazoniarze. Najlepszy pracuje w… Chorwacji
- Czekając na “Here we go”. Komu kończą się kontrakty w 2025 roku?
- Widzew Łódź naprawi transferowy błąd? Stoper szuka nowego klubu
fot. NewsPix.pl