Pewnego razu — było to właśnie w wigilię Bożego Narodzenia — stary Scrooge siedział w swym małym zakładzie przy pracy. Dzień był przejmująco mroźny, wietrzny i mglisty. Ludzie, chodząc po ulicach, chuchali w dłonie, bili rękoma o piersi i silnie uderzali stopami o bruk dla rozgrzania się. Zegary miejskie wybiły dopiero trzecią, a już było zupełnie ciemno. Z zadumy wyrwał go nagle głos mieszkającego piętro wyżej siostrzeńca: — Wesołych Świąt wujaszku! Niech ta nasza kochana Ekstraklasa nigdy się nie zmienia! — rzucił radosny dzieciak, stojąc w progu salonu.
Scrooge skrzywił się tylko, słysząc radosnego brzdąca. Nienawidził tej przaśnej ligi piłkarskiej, w której każdy może przegrać z każdym i pewnie połowa drużyn nie jest w stanie utrzymać się bez dolewania pieniędzy z jego ciężko wypracowanych podatków. Nie zdążył mu nawet nic sensownego odpowiedzieć, bo brykający malec zniknął tak szybko jak tylko się pojawił. Zostawił jednak zgorzkniałego wuja z jego niezbyt pochlebną opinią o polskiej Ekstraklasie:
— Żyję wśród głupców! Ekstraklasa to przecież nic więcej niż wysokie jak cholera opłaty za możliwość oglądania tych ich wszystkich popisów. Z każdym kolejnym sezonem jesteś tylko starszy i nic z tego nie masz. Po 34 kolejkach nie masz nic, żadnego zysku. Każdego, kto życzy mi na Święta radości z obcowania z Ekstraklasą, to trzeba by chyba było utopić w misce z makiełkami! — wymamrotał do siebie w złowrogim, acz krótkim, monologu Scrooge.
Całym sercem nienawidził tego, czym inni tak zachwycali się tydzień w tydzień. A najgorszy był właśnie ten okres świąteczny, kiedy wszyscy opowiadali o transferach, aferach i innych duperelach. Wszystko dlatego, że po prostu — tu Scrooge na samą myśl splunął z obrzydzeniem wprost do pobliskiego kominka — kochali Ekstraklasę i nie mogli się doczekać jej powrotu po zimowej przerwie. Ludzie obrzydliwi, pozbawieni jakiegokolwiek gustu, zrozumienia dla piłki nożnej, półprzestrzeni, atakowania trzeciej tercji i odwróconej piramidy… Mali i śmieszni — taką miał na ich temat opinię Scrooge, gdy tak siedział sobie przy kominku i dłubał coś w komputerze.
Nagle usłyszał jednak jakiś cichy szmer dobiegający do jego uszu z okolic kuchni. — Pewno bzdury jakieś — pomyślał i nie dał się oderwać od excelowych tabelek. Odgłos jednak powtórzył się jeszcze kilka razy i ciekawość pomieszana z frustracją oderwała Scrooge’a od jego zajęć. Poderwał się więc z fotela i mamrocząc pod nosem wymyślne przekleństwa, ruszył zamknąć ten lufcik, przez który wpadał mu do mieszkania zimowy wiatr. Tym bardziej że zimowego wiatru też nienawidził.
To jednak nie był lufcik. W kuchni nad jego niezbyt wyrośniętym sernikiem pochylała się półprzezroczysta istota, która nie raczyła wcześniej zapukać do drzwi. Wyjadała zawartość brytfanki i jeszcze wydłubywała rodzynki, które odkładała w bezładzie na blat. Scrooge zareagował w swoim literackim stylu: — Co do diaska!? — zakrzyknął. Zjawa obróciła się w jego kierunku i zrobiło się jej chyba wyjątkowo głupio, bo otarła swoje krzaczaste wąsy z resztek sera i przemówiła do gospodarza w te słowa:
— Jestem duchem twojej ekstraklasowej przeszłości! Przybyłem przypomnieć ci w te Święta, że ogień tli się w naszych sercach zawsze — nawet wtedy, gdy chcielibyśmy go przytłumić za wszelką cenę. Ściślej więc mówiąc, sprowadza mnie tu pragnienie twojej poprawy. A jeśli ci się to nie podoba…
Scrooge’owi się kompletnie nie podobało. Przestał słuchać, ale nie chciał przerywać temu sernikowemu skrytożercy. Wreszcie zjawa zakończyła patetyczną przemowę i mógł wtrącić swoje trzy grosze: — To jak niby wyobrażasz sobie tę poprawę? — rzucił kpiącym tonem. Zjawa nic mu nie odpowiedziała. Chwyciła go tylko za rękę i jakaś magiczna moc sprawiła, ze przed jego oczami pojawiły się obrazy z przeszłości.
Stary stadion Lecha Poznań przy Bułgarskiej i te mokradła wokół. Albo Ruch grający jeszcze na Cichej, niesamowite!
Zaraz potem urocze obrazki szalejącej w pucharach Dyskobolii, która była chyba jednym z większych zaskoczeń początku wieku.
O i Wisła Cupiała, ależ to hulało, rany! Scrooge oglądał mecze z wypiekami na twarzy.
I jeszcze korupcja, wszystkie te doniesienia medialne, afery. Wtedy to się naprawdę działo, kurde!
Nagle wizja urwała się i Scrooge znowu stał twardo na nogach w swojej własnej kuchni. Po policzku spływała mu łza, ale szybko ją otarł, bo nie chciał okazać swojej słabości przed niematerialnym i niezapowiedzianym gościem.
— Czyż nie było wtedy wspaniale? Czyż nie kochałeś kiedyś Ekstraklasy? Czemu nie kochasz jej teraz Scrooge? — spytał duch.
Gospodarz nie uznawał nostalgii za nic wartego jego uwagi i nie czuł się zbyt komfortowo z momentem swojej słabości sprzed chwili: — To już nie jest ta stara Ekstraklasa. Kiedyś może miała jakiś sens, ale teraz to gówno w papierku od Canal+ i nic nie zmieni mojego zdania. Wychodzą na boisko jacyś zblazowani milionerzy i po prostu kopią balon, a jakaś banda dziennikarzy-idiotów pisze o tym w sieci i podnieca się ich byle pierdnięciem. A tu nawet nie ma czym się podniecać, bo poziom… Nie takiej polskiej piłki chciałem, odejdź już proszę i zostaw mój sernik.
Zjawa pokiwała tylko głową z dezaprobatą i zniknęła, zostawiając po sobie jedynie stos rodzynek. A Scrooge? On też opuścił kuchnię i znów zatopił się w zawiłościach tabeli przestawnej, choć nie było mu dane popracować wystarczająco długo, by ulepić cokolwiek sensownego. Minął najwyżej kwadrans, gdy ze skupienia wyrwał go radosny głos kolejnego ducha:
— Siemanko! Jestem duchem teraźniejszej Ekstraklasy! Słyszałem, że w tym mieszkaniu kryje się dzieciak, który mógłby znów pokochać najlepszą ligę na świecie!
— Nie wiem, czy mam ochotę na te pierdoły, naprawdę.
— Dotknij mojej zwiewnej szaty, a pokażę ci, co tracisz każdego weekendu!
Scrooge nie miał zamiaru dyskutować — zależało mu na tym, żeby jak najszybciej mieć spokój i wrócić do swoich bardzo ważnych zajęć. Nie chciał się już nawet kłócić, bo duch i tak by mu przecież nie dał spokoju. Z drugiej strony, ten mógłby sobie gadać i gadać, a i tak nie byłoby szans na to, że ktokolwiek rozsądny uwierzy w jego odrealnione bajania. Scrooge dotknął jednak szaty i zobaczył, jak z sędzią technicznym kłóci się jakiś dziwny facet z brodą i w czarnej bluzie.
Za chwilę jego oczom ukazała się akcja, w której jeden z napastników kopnął piłkę prosto w kolegę z drużyny i pozbawił go pewnie szans na przekazanie genów jakiemukolwiek potomstwu.
Dalej jakiś przekomiczny samobój, niezłe jaja, serio.
Później trener w bluzie Jagiellonii z uśmiechem Giocondy na twarzy, przeuroczy obrazek.
Z czasem wizje stawały się bardziej wyraziste i zaczęły zmieniać się coraz szybciej. Tak jakby duch teraźniejszej Ekstraklasy chciał mu pokazać jak najwięcej, ale nie chciał też spędzić całej Wigilii u niego w domu.
Jacyś dwaj goście ze znakiem drogowym, o co tu chodzi…
Co robi ten Czech, czemu zakontraktował jakiegoś Eyambę?
No nie, czemu ten miły siwy pan poszedł sobie z Wrocławia?
Po co ten z Górnika tak ich kopie po nogach?
Zaraz, co robią kibice na dachu stadionu Cra…
Wizje skończyły się w momencie, w którym Scrooge zaczął się na poważnie wkręcać w cały ten zagmatwany pokaz slajdów, ale duch wyparował wraz ze swoją wyjątkową prezentacją. — O co tam kurczę chodziło? — zastanawiał się Scrooge, który znów usiadł do komputera, ale już nie miał zamiaru zajmować się pracą. Teraz uruchomił przeglądarkę i wpisał w nią hasło “ekstraklasa dziwne wydarzenia”. Przez kolejne minuty nadrabiał to wszystko, co ominęło go w ostatnim czasie — to już dobre siedem lat jak nie obejrzał ani jednego meczu tej obrzydliwej ligi. Nie znał nawet tego faceta w czapce z daszkiem i okularach, a okazuje się, że on zrobił mistrzostwo Polski! Scrooge szybko chłonął wiedzę, lecz odnawianie starej znajomości z Ekstraklasą przerwało mu pojawienie się trzeciego ducha. Zjawa milczała, a dotychczas zrzędliwy i flegmatyczny Scrooge dał się porwać emocjom. Wyskoczył z fotela i zasypał gościa pytaniami:
— Jesteś duchem przyszłej Ekstraklasy? Powiedz mi, błagam, czy Feio rzuci w kogoś z Legii tacą? Śląsk zleci w końcu z hukiem? Zagłębie znowu będzie ósme, Korona i Piast dostaną pieniądze z miasta, Gong nauczy się grać w piłkę, Raków serio weźmie tego Rochę? Powiedz mi, proszę, proszę!
Duch milczał jednak dalej i mimo gradu pytań nie miał zamiaru odpowiedzieć na żadne. W zamian oferował chyba kolejną wizję, bo wyciągał w kierunku Scrooge’a rękę. Cóż pozostało ożywionemu tak nagle zgorzknialcowi — chciał poznać tę trzecią lekcję, którą miano mu przekazać prosto ze świata snów i zjaw. Chwycił, lecz potem pożałował…
Jego oczom ukazała się Ekstraklasa jak z apokaliptycznego koszmaru. Zapadnięte boiska, garstka kibiców mrucząca pod nosami ciche “Nasi gola”. Piłkarze grający jak za karę, a komentatorzy tak senni, że nie mogliby nawet opowiadać o wyścigach ślimaków. Tu urwana transmisja, tam jakiś zapomniany poniedziałkowy mecz w Mielcu.
— Czemu to tak wygląda? — zapytał ducha Scrooge.
— Widzisz, tak wygląda liga, której nikt nie kocha. Staje się zapomniana, niechciana. Wszyscy mają ją gdzieś i nikt nie czerpie już z niej radości — przemówiła wreszcie zjawa. — Nie ma sensu, żeby istniała; to co widzisz, to ostatni sezon Ekstraklasy.
— To ona może tak zniknąć? — dopytywał z niedowierzaniem wystraszony Scrooge.
— A czemu nie? Przecież jak wszyscy się od niej odwrócą, będą tak na nią marudzić i uznają ją za gówno w papierku od Canal+, to przecież nie będzie sensu dalej tego ciągnąć. A wtedy Ekstraklasa po prostu umrze.
— Tak nie może być! Co muszę zrobić?
Scrooge nie poznał już odpowiedzi na to pytanie, bo duch zniknął w ciemności i zostawił gospodarza domu samego. Zaniepokojonego i smutnego, ale też gotowego do działania. Excel poszedł całkowicie w odstawkę, teraz najważniejszy był już tylko terminarz rundy wiosennej. O proszę! GKS Katowice zagra ze Stalą Mielec, szkoda, że dopiero w ostatni dzień stycznia. Dobrze jednak, że w ogóle…
— Mam trochę czasu, żeby nadrobić wszystkie zaległości. Nie dam jej zginąć — jest może przaśna i często pozbawiona jakiejkolwiek logiki, ale to właśnie czyni ją taką wyjątkową — pomyślał sobie Scrooge.
I wierzcie albo nie — od tego czasu nie było już nikogo, kto tak przykładnie świętowałby każdy dzień z Ekstraklasą, jak on.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!
- Czy Legia kiedyś nie pokłóci się ze swoim trenerem?
- Kozłowski czaruje w Turcji. Niesamowita seria Zawady. Cienizna w TOP5 [STRANIERI]
- Trela: Świetny finisz Bayeru ratuje emocje w Bundeslidze
- Legia do Zielińskiego: zostańmy przyjaciółmi
- Żebrał w fawelach, dziś jest gwiazdą. Niezwykła droga Raphinhi na szczyt
Fot. Newspix
Fragmenty zapożyczone z “Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa w przekładzie nieznanego tłumacza.