Reklama

PSG dostało po twarzy, ale bitwę wygrało

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

18 grudnia 2024, 23:12 • 3 min czytania 0 komentarzy

Niby Paris Saint-Germain wciąż jest w grze o fazę pucharową Ligi Mistrzów, a w Ligue 1 prowadzi bez nawet jednej porażki. Niby w Paryżu zapewniają, że Luis Enrique jest bezpieczny. Ale jednak trudno pozbyć się wrażenia, że to zapewnienia w stylu tych, które znamy z polskich gabinetów: kiedy jesteś trenerem i prezes mówi, że na pewno cię nie zwolni, możesz sięgać po walizkę.

PSG dostało po twarzy, ale bitwę wygrało

Dlatego hiszpański szkoleniowiec PSG w każdym meczu walczy o życie. W środowy wieczór plany próbował pokrzyżować mu Adi Hütter i jego AS Monaco. Z potyczki na szczycie Ligue 1 zwycięsko wyszli paryżanie, choć nie obyło się bez rannych.

Twarz do wymiany

Po dość żwawym pierwszym kwadransie mieliśmy do czynienia z przymusową przerwą. Na murawie wylądował znokautowany Gianluigi Donnarumma. Wszystko przez Wilfrieda Singo, który przeorał korkami twarz Włocha. Dosłownie przeorał.

Iworyjczyk miał szczęście, że sędzia François Letexier nie podbiegł do monitora. Szczególnie, że już wcześniej zdążył obejrzeć żółtą kartkę. Od 20. minuty Monaco powinno grać w dziesiątkę.

Reklama

Podstawowy bramkarz PSG opuścił murawę z twarzą poharataną bardziej od Popka, między słupkami stanął Matwiej Safonow, a dosłownie chwilę później paryżanie objęli prowadzenie. Do siatki trafił Désiré Doué. Gospodarze jakby jeszcze nie wyszli z letargu po kilkuminutowej przerwie spowodowanej urazem Donnarummy.

Asystę przy golu Doué zanotował Achraf Hakimi. To już piąta asysta Marokańczyka w tym sezonie Ligue 1. Lepszy pod tym względem jest tylko Dilane Bakwa ze Strasburga.

Szybka wymiana

Do przerwy więcej goli nie oglądaliśmy. Na szczęście piłkarze obu ekip zrekompensowali nam to niedługo po powrocie na boisko. Z nawiązką.

Pomiędzy 53. a 64. minutą doszło do szybkiej wymiany ciosów. Najpierw z rzutu karnego wyrównał Eliesse Ben Seghir. Chwilę później na 2:1 podwyższył nieskuteczny wcześniej Breel Embolo. A bramkową serię zakończył Ousmane Dembélé, ponownie doprowadzając do remisu.

Na osobny akapit zasługuje wspomniany rzut karny. Arbiter wskazał na jedenasty metr po zagraniu ręką Marquinhosa. I w tym przypadku, podobnie jak przy znokautowaniu Donnarummy, można było mieć wątpliwości, czy decyzja pana Letexiera była słuszna. Jedną z zagadek, na które już nigdy nie poznamy odpowiedzi, pozostanie pytanie: czy w Monaco działał dziś system VAR?

Reklama

Portugalski joker

Goście ze stolicy nie przejmowali się jednak niesprzyjającymi decyzjami arbitra (w międzyczasie na czerwoną kartkę zasłużył również Lamine Camara), tylko parli po trzy punkty. Luis Enrique próbował pomóc zmianami. Najpierw w bój posłany został Kang-in Lee (zmienił irytującego dziś Bradleya Barcolę), a w 80. minucie na boisku zameldował się Gonçalo Ramos (za zdobywcę pierwszej bramki). I dosłownie trzy minuty później koreańsko-portugalski duet zapewnił paryżanom zwycięstwo. Lee dośrodkował z rzutu rożnego, a Ramos „przybił gwoździa” głową.

W ostatniej z siedmiu doliczonych minut wynik na 4:2 dla PSG ustalił Dembélé. Reprezentant Francji zademonstrował swoją ponadprzeciętną szybkość i eleganckim lobem posłał piłkę nad bezradnym Philippem Köhnem (Radosław Majecki znów pauzował z powodu urazu).

Luis Enrique może odłożyć walizkę do szafy. Przynajmniej do 22 stycznia (i starcia z Manchesterem City o być albo nie być w Lidze Mistrzów) faktycznie powinien pozostać bezpieczny. W Ligue 1 PSG nie zawodzi. 10 punktów przewagi nad drugim Olympique Marsylia i bilans 12-4-0 (bramki: 44:14) robią wrażenie. Dziś paryżanie dodatkowo pokazali charakter, odrabiając straty w drugiej połowie. Chapeau bas!

AS Monaco – Paris Saint-Germain 2:4 (0:1)

  • 0:1 – Doué 24′
  • 1:1 – Ben Seghir 53′ (rzut karny)
  • 2:1 – Embolo 60′
  • 2:2 – Dembélé 64′
  • 2:3 – Ramos 83′
  • 2:4 – Dembélé 90+7′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Komentarze

0 komentarzy

Loading...