Reklama

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB

Autor:AbsurDB

17 grudnia 2024, 18:43 • 7 min czytania 21 komentarzy

Superliga przypomniała, że jeszcze nie umarła. Ogłosił to facet, który stanął w przejściu między toaletą a lodówką i przedstawił system rozgrywek, który stracił wszelkie atuty, jakie mogła mieć dawna Superliga i wygląda na nieporównywalnie nudniejszy niż rozgrywki pod egidą UEFA. Właściwie nikt na nim nie skorzysta, a dla wszystkich – od najbogatszych do najbiedniejszych – byłby on niekorzystny. O co tu zatem chodzi?

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Bernd Reichart, prezes A22 Sports – firmy doradczej, której zadaniem jest promowanie Superligi, przedstawił dziś swoją propozycję formatu nowych rozgrywek. O jej treści przeczytacie poniżej, ale sama forma też jest warta refleksji. Facet ubrany jakby wysiadło mu ogrzewanie w przejściu między toaletą a lodówką przy amatorskim oświetleniu gada przez dwie minuty coś, co nie ma zbyt wiele ładu i składu.

Superliga korzysta z furtki prawnej

Rok temu zapadł niekorzystny dla futbolowych władz wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Dotyczył on reguł, które wymagają wcześniejszej zgody FIFA na jakikolwiek udział klubów w konkurencyjnych rozgrywkach oraz nadużywania pozycji monopolistycznej przez UEFA. Droga od tego rozstrzygnięcia do nowych rozgrywek jest bardzo daleka, aczkolwiek UEFA zmuszona została do stworzenia ścieżki, dzięki której nowe podmioty mogłyby teoretycznie ubiegać się o możliwość stworzenia nowych rozgrywek. Została ona ogłoszona w czerwcu i wymagała między innymi, by każde rozgrywki były otwarte na wszystkie kluby, a udział uzależniony był wyłącznie od kryteriów sportowych oraz dostępna dla zespołów z wszystkich krajów. Był to wielki cios w ideę Superligi, która chciała zapraszać do udziału uczestników według swojego widzimisię.

Reklama

Dziś A22 Sports postanowiła skorzystać z tej ścieżki i rozpocząć ubieganie się o prawo stworzenia nowych rozgrywek. Problem w tym, że dość uczciwe i logiczne wymogi UEFA spowodowały, że proponowana Superliga jest właściwie niemożliwa do przeprowadzenia bez rezygnacji z jej jakichkolwiek przewag konkurencyjnych. Proponowany dziś format odbiega od pierwotnej idei (grania ze sobą meczów przez kilka najbogatszych klubów) tak bardzo, że zmieniono nawet jego nazwę. Teraz brzmi ona Unify League.

Unify League, czyli… pomieszanie z poplątaniem

Składałaby się ona z – uwaga! – aż czterech oddzielnych rozgrywek, a konkretnie lig: Star, Gold, Blue i Union (nie pytajcie, o co chodzi z tym nazewnictwem). Dwie pierwsze liczyłyby po 16 zespołów, a dwie ostatnie po 32. W każdej z nich kluby podzielone zostałyby na grupy ośmiozespołowe, w których każdy grałby z każdym. To największa wada projektu. UEFA poszła krok do przodu i wdrożyła format ligowy, który od tego roku wkradł się w serca wielu kibiców ze względu na dodanie emocji zamiast nudnej fazy grupowej i fakt, że mnóstwo zespołów walczy o coś do ostatniej kolejki. Zespoły grają też z wieloma różnymi przeciwnikami, zamiast wcześniejszego meczu i rewanżu, a jedna wielka wspólna tabela powoduje, że nie tylko każdy punkt, ale nawet każdy gol oznacza przeskoczenie jakiegoś rywala w klasyfikacji i awans do kolejnej rundy albo łatwiejszych rywali w kolejnych fazach pucharowych.

Tymczasem propozycja Unify League oznacza grę ośmiu zespołów w jednej grupie z meczem i rewanżem. W ligach Star i Gold awansują dalej cztery najlepsze zespoły. W takim systemie po np. dwunastu kolejkach lider, a możliwe że także dalsze drużyny, będą miały taką przewagę nad piątym miejscem, że w praktyce nie będą walczyć już o nic. I odwrotnie: zespoły z siódmego czy ósmego miejsca nie będą najczęściej miały realnej szansy na wskoczenie na czwartą lokatę.

Oznacza to mnóstwo meczów o nic. Mało tego – w ligach Blue i Union awansować dalej będą… dwie drużyny z ośmiu. Pół ligi będzie zatem w ostatnich kolejkach walczyć o przysłowiową pietruszkę. O ile jeszcze w pierwotnych propozycjach walczyłyby one o coś – konkretnie o uniknięcie spadku do niższych rozgrywek, o tyle w dzisiejszej wersji kwalifikacja do kolejnego sezonu zależałaby od wyników w ligach krajowych, więc nie byłoby możliwe utrzymanie się np. w lidze Blue dzięki dobrym w niej wynikom. Do tego w fazie pucharowej rozgrywany byłby tylko jeden mecz, bez rewanżu.

Reklama

Kwalifikacje nie do przejścia dla polskich klubów

Co roku zestaw uczestników rozgrywek zmieniałby się na podstawie wyników lig krajowych, a miejsce w kolejnym sezonie gwarantowaliby sobie wyłącznie mistrzowie ligi Star, Gold, Blue i Union. Czym to się różni od obecnego systemu rozgrywek UEFA? Niczym. Różnice są natomiast w kwalifikacjach. O ile dziś do Ligi Mistrzów awansuje z nich siedem zespołów, tak do Star League wchodziliby…. dwaj spośród 47 uczestników eliminacji. Ciekawe, jak wtedy poradziłby sobie mistrz Polski. Oczywiście dominowaliby najbogatsi: trzy najlepsze ligi wypełniłyby… połowę Star League, podczas gdy w Lidze Mistrzów stanowią niewiele ponad jedną trzecią.

W Gold League, będącej odpowiednikiem Ligi Europy, byłoby niewiele lepiej. Zamiast dzisiejszych 19 klubów z eliminacji wchodziłoby ich tylko siedem. Problem w tym, że nie wiadomo jak, bo propozycja w jednym miejscu zakłada, że łącznie uczestników będzie szesnastu, a w innym, że dwunastu. W jednej z tabel klub z kraju z siódmego miejsca w rankingu krajowym ma miejsce w Gold League, a w innym nie ma. Całość wygląda, jakby stworzył ją kompletny amator. System ćwierćfinałów Star League zakłada, że zwycięzca jednej z grup gra z czwartą drużyną drugiej grupy, co jest zrozumiałe. Ale w półfinale mistrz grupy A mierzy się z… wicemistrzem tej samej grupy, zamiast grać z wicemistrzem grupy B.

Jest to system jak z niesławnego eksperymentu Zbigniewa Bońka, gdy ze względu na podział Ekstraklasy od początku na dwie grupy Ruch Chorzów cztery razy w jednym sezonie grał z Amiką Wronki, a ani razu nie mierzył się z Górnikiem Zabrze. Brak w propozycji opisu ewentualnych spadków z eliminacji jednego pucharu do niższego. Gdyby miały one nastąpić, siedemdziesiąt klubów biłoby się o 26 miejsc (dwa razy mniej niż obecnie) w jednym z trzech najważniejszych pucharów. Gdyby natomiast miało ich nie być, brązowy medalista Ekstraklasy miałby większą szansę na grę w Europie niż mistrz Polski. Mało tego: kalendarz eliminacji jest dość absurdalny. Obejmuje mniej terminów, niż musiałoby zostać rozegranych meczów. Albo autorzy tego nie przemyśleli, albo zakładają, że w kwalifikacjach rozgrywany będzie tylko… jeden mecz w danej parze.

Mogło być ciekawie, jest nudno i wtórnie

Pomysłodawcy zatem mieli szansę pójścia swoją drogą: zaproponowania innowacyjnego formatu gwarantującego większe emocje niż wszystkie dotychczasowe, zmiany zasad kwalifikacji, skupienia się na wielu meczach o realną stawkę między najsilniejszymi klubami kontynentu. Wybrali natomiast drogę rozcieńczania swojego projektu, rezygnacji z jego nielicznych zalet, a przede wszystkim: kopiowania gdzie się da istniejących rozwiązań stosowanych przez UEFA. Rozsądnie myślący kibic zada sobie pytanie: skoro ma być jak dotąd, plus pojawi się kilka nowych wad, to właściwie po co coś zmieniać?

To tylko negocjacje, Superligi nie będzie

O ile jeszcze początkowa propozycja Superligi, czyli ciągłych meczów wyłącznie między Realem, City, Juventusem, Barceloną i Arsenalem mogła mieć jakieś znamiona atrakcyjności dla niektórych grup kibiców, tak dzisiejsza wersja traci ostatnie zalety nawet w oczach największych fanów dokopania UEFA. O co więc chodzi? Po co została przestawiona tak nierealna wizja?

Propozycje, które nie powalają na kolana ani włodarzy klubów, ani kibiców, ani telewizji wydają się mieć tylko jeden sens: wykorzystania luki, którą stworzył wyrok TSUE do włożenia kija w mrowisko i wywarcia przez interesariuszy A22 Sports presji na UEFA w celu wymuszenia ustępstw czy to w zakresie okienek międzynarodowych, czy też podziału środków z pul telewizyjnych na rzecz najbogatszych klubów. Na hipokryzję zakrawa fakt, że pomysłodawcy szeroko powołują się na korzyści dla kibiców z ich propozycji oraz solidarność z piłkarzami i najbiedniejszymi, nie podając dokładnie żadnego argumentu, dlaczego ich oferta miałaby być dla nich korzystna poza mniejszą liczbą meczów.

W niczyim interesie nie leży skasowanie obecnych rozgrywek. Wśród wielu niezadowolonych kibiców propozycje zniszczenia UEFY i FIFY trafiają na żyzny grunt. Nie ma co jednak poddawać się populistycznym hasłom. UEFA powiedziała Superlidze “sprawdzam”, a ta jak się okazuje, ma w ręce same blotki. To dopiero jedno z pierwszych rozdań, ale wszystko wskazuje, że jeden z graczy to kompletny amator, który liczy, że coś mu skapnie z puli. Finałem nie będą konkurencyjne rozgrywki, tylko pewnie ustępstwa włodarzy futbolu przy pozostawieniu ram obecnego systemu. Oczywiście jak zwykle nie z korzyścią dla maluczkich, jak polskie kluby.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix, A22 Sports

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Paweł Wojciechowski
0
Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Liga Mistrzów

Hiszpania

Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Paweł Wojciechowski
0
Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Komentarze

21 komentarzy

Loading...