Jeżeli po dzisiejszym konkursie Pucharu Świata w Titisee-Neustadt oczekiwaliście wyników zgoła odmiennych od konkursów, które już odbyły się w tym sezonie, to musimy was zmartwić. Na niemieckiej skoczni potwierdziło się wszystko to, co oglądaliśmy wcześniej w Lillehammer, Ruce czy Wiśle. Pius Paschke potwierdził, że jest obecnie najlepszym skoczkiem w stawce. Gregor Deschwanden – że wciąż znajduje się w znakomitej formie. Aleksander Zniszczoł i Paweł Wąsek ponownie pokazali, że są liderami naszej kadry. A Kamil Stoch i Dawid Kubacki, że obecnie są w stanie walczyć co najwyżej o miejsce w drugiej serii. Nie zawsze zresztą skutecznie…
POLACY TAK, JAK OD POCZĄTKU SEZONU
O ile wczorajszy konkurs duetów mógł napawać nas optymizmem, tak dzisiejsze kwalifikacje zasiały ziarno niepewności. No bo tak: w piątek Polska zajęła dopiero szóste miejsce, ale reprezentujący nas Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł osiągnęli indywidualnie odpowiednio 10. i 12. rezultat. Czyli skakali naprawdę solidnie. Jednak dzisiejsze eliminacje do konkursu poszły Biało-Czerwonym słabiutko. W zasadzie jedynym pozytywem dla Polaków było to, że cała piątka je przeszła. Jednak szanujmy się choć trochę jako nacja, która w tym sporcie posiada niemałe tradycje. Nie będziemy się tu cieszyć z tego, że Dawid Kubacki zajął w tej serii 21 miejsce.
A jak podopieczni Thomasa Thurnbichlera (oraz Kamil Stoch, którego prowadzi Michal Doleżal) poradzili sobie w głównych zawodach? Jako pierwszy z naszych na belce pojawił się Jakub Wolny, który skoczył solidne 131 metrów. Dzięki czemu po swojej próbie zajmował dobre drugie miejsce. Oczywiście nie należało się łudzić, że Wolny tę pozycję utrzyma, lecz można było być pewnym, że Polak dziś jeszcze raz zaprezentuje się na skoczni.
Następnym Polakiem w kolejności był Kamil Stoch, który skoczył cztery metry bliżej od młodszego rodaka. 37-latek nie był zadowolony ze swojej próby. I trudno mu się dziwić, bowiem Stoch musiał drżeć o to, czy awansuje do drugiej serii. Ostatecznie Stochowi udało się awansować, lecz obyło się to kosztem między innymi jednego z kolegów z kadry.
Kolejnym był Dawid Kubacki, co do którego mieliśmy spore oczekiwania. W przeszłości skoczek z Nowego Targu aż trzy razy wygrywał w Titisee-Neustadt. Ponadto był najlepszym Polakiem w kwalifikacjach. Rzecz w tym, że w konkursie Dawid skoczył dramatycznie, osiągnął ledwie 119,5 metra. Tym sposobem pogrzebał swoje szanse na awans do drugiej serii. Żal było oglądać powtórki tego fatalnego skoku. Ostatecznie Kubacki zajął w konkursie 37. miejsce.
Na całe szczęście, złego przykładu z bardziej doświadczonego kolegi nie wziął Aleksander Zniszczoł. Zawodnik na co dzień jest związany z Wisłą, więc tydzień temu mógł powiedzieć, że skacze u siebie w domu. Jednak w Titisee-Neustadt także czuł się, jakby skakał na niemieckiej skoczni całe życie. 30-latek poleciał aż na 135 metrów i był naszą największą nadzieją na to, by zostać polskim skoczkiem, który zakończy zawody w czołowej dziesiątce. Niewiele gorzej od Olka spisał się Paweł Wąsek (132,5 metra), więc kolejny raz tych dwóch zawodników pokazało, że są liderami kadry.
Świetny występ Aleksandra Zniszczoła w I serii! 135 metrów i na ten moment pozycja lidera.
Szkoda tylko, że realizator transmisji wybrał przemoc i pokazał próbę Polaka z tej kamery 😅 #TitiseeNeustadt #skijumpingfamily @skijumpingpl pic.twitter.com/gwI58LqdeT
— Adam Bucholz (@Bucholz_Adam) December 14, 2024
W drugiej serii Stoch wreszcie mógł mieć jakieś powody do radości. Kamil skoczył aż 135 metrów, dzięki czemu nieco przesunął się w klasyfikacji. Niemal równie dobrze spisał się Wolny. Jakub wprawdzie wylądował 4,5 metra bliżej od Kamila, lecz wypracowana w pierwszej serii przewaga pozwoliła mu uplasować się w zawodach nad starszym kolegą. Ostatecznie Stoch zajął 24. a Wolny 22. miejsce.
Niestety druga seria przyniosła spadek pozycji Pawła Wąska. 25-latek skoczył poprawnie, bo 132 metry. Jednak najgroźniejsi rywale Polaka skakali ciut dalej, a że w środku stawki było ciasno, to Paweł z 13. lokaty po pierwszej serii spadł ostatecznie o dwie pozycje.
Wreszcie nadeszła pora na Zniszczoła. Polak musiał nieco poczekać na belce, gdyż przed jego skokiem wiatr zaczął nieco mocniej kręcić. To jednak nie zdeprymowało Olka. Kiedy już ruszył z progu, to zdołał poszybować na 135 metrów. Aż szkoda byłoby, gdyby po tak dobrym konkursie 30-latek nie znalazł się w upragnionej dziesiątce. Na szczęście niektórzy rywale po Polaku skakali krócej, i tym sposobem Zniszczoł ostatecznie uplasował się na dziewiątym miejscu! To najlepsza lokata polskiego skoczka w tym sezonie. I zupełnie nie dziwi nas to, że osiągnął ją właśnie Zniszczoł, który od ubiegłego roku jest liderem Polaków.
PASCHKE WCIĄŻ GENIALNY
Obecność Zniszczoła w pierwszej dyszce mogła cieszyć, ale zapewne nie będzie dla was zaskoczeniem informacja, że Biało-Czerwoni nie liczyli się w walce o zwycięstwo w konkursie. O to tradycyjnie już w tym sezonie walczyli przedstawiciele innych nacji.
Jednym z najbardziej godnych zapamiętania momentów pierwszej serii był fatalnie wyglądający upadek Domena Prevca. Słoweniec zaraz po lądowaniu stracił równowagę, przez co fatalnie zarył twarzą o zeskok. Na szczęście Domen szybko wstał i chociaż zrobił to chwiejnym krokiem, to o własnych siłach zdołał opuścić zeskok.
Jednak poza pechową próbą Słoweńca, oglądaliśmy też kilka kapitalnych skoków. Jako pierwszy sygnał do dalekich lotów dał Kristoffer Eriksen Sundal, który poszybował aż 139 metrów. Na odpowiedź konkurencji nie musiał długo czekać, bowiem zaraz po nim 140 metrów osiągnął Andreas Wellinger. Ale prawdziwe show w pierwszej serii zrobił Gregor Deschwanden który skoczył aż 142,5 metra! Wydawało się, że dziś dalej już nie da się skoczyć. Wtedy jednak na skoczni pojawił się nowy idol niemieckich fanów – Pius Paschke. I 34-latek pozamiatał. Poszybował aż na 144 metry i kolejny raz udowodnił, że na początku sezonu jest najlepszym skoczkiem w stawce.
Po tak znakomitym skoku, oraz przy takiej formie, tylko kataklizm mógł odebrać Piusowi zwycięstwo. Pozostawało zatem podziwiać znakomite skoki Niemca i emocjonować tym, o jakie nazwiska uzupełni się reszta podium. Na tym ostatecznie znaleźli się Daniel Tschofenig (skoki na 137,5 i 137 metrów), a także Deschwanden, który do skoku na 142,5 metra z pierwszej serii, dołożył 136,5 w drugiej. Paschke z kolei w wielkim stylu przyklepał wygraną, skacząc 138 metrów.
Naprawdę, Pius obecnie jest wybitnym skoczkiem, który może przełamać blisko 23-letnią niemiecką niemoc w Turnieju Czterech Skoczni i wygrać rozpoczynające się pod koniec roku prestiżowe zawody. Bo jak na razie nie widać po nim najmniejszej oznaki tego, by nagle miał strać genialną formę.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o skokach:
- Marek Rudziński: Jeżeli nie odpowiada mi komentarz, to oglądam bez niego [WYWIAD]
- Wąsek, który się nie boi, wiecznie młody Paschke i zaskoczony Schmitt [REPORTAŻ Z WISŁY]
- Gregor Deschwanden: Na skok Ammana po złoto zawołała mnie mama [WYWIAD]
- Jak Pius Paschke ugotował kamień. “Trener coś w nim widział”