Uznaję z pełnym przekonaniem, że najlepsze pomysły to te, których mimo upływu lat nie sposób sensownie wytłumaczyć. Opowieść o powstaniu w Mladej Boleslavi czeskiej Aston Villi sprawiła, że za najważniejszy cel wyjazdu na mecz Ligi Konferencji obrałem sobie odwiedziny w zapoconej siłowni i krótki truchcik po zwykłej, tartanowej bieżni. Taka jest siła dobrej opowieści.
Poznawanie kolejnych faktów składających się na bogatą historię mladoboleslavskiego futbolu było dla mnie jak zabawa z pudełkiem czekoladek przywoływanym w popkulturze przez pewnego nałogowego biegacza. Chociaż nie, tu było nawet lepiej! Odkrywałem jakiś zaskakujący drobiazg po to tylko, żeby natrafić na kolejny. Wreszcie całkiem dokładnie zrozumiałem, co mnie w tym wszystkim ciekawi najbardziej – banalna w swojej prostocie potrzeba powołania do życia klubu sportowego, który mógłby się jakoś fajnie nazywać.
U nas bierze się rzeki, jakieś symbole znane ze szlacheckich herbów czy postacie historyczne. Futbolowi zapaleńcy mieszkający w roku 1919 w Mladej Boleslavi nie dość, że chcieli być uznani za nowoczesnych, to jeszcze nie słyszeli nigdy o żadnych prawach autorskich czy nazwach zastrzeżonych. A nawet jeśli przeszło im przez myśl, żeby jednak stworzyć coś całkiem oryginalnego, to szybko zdali sobie sprawę, że mogą mieć to wszystko w pompie. Przecież nikt nie miał zamiaru przyjeżdżać do nich z Anglii, żeby zrobić awanturę o powołanie do życia czeskiej Aston Villi. Klubu znanego dziś jako FK Mlada Boleslav.
Najbanalniejszy powód świata. Protože ano
Tę historię kapitalnie opowiedział Josef Štajner, który dobrze wiedział, że najważniejsza w niej jest futbolowa beztroska, towarzysząca ojcom założycielom SK Aston Villa Mlada Boleslav. Zasłużony lokalny dziennikarz zmarł w roku 2011, ale zdążył zostawić mi trop, którym po prostu musiałem podążyć te trzynaście lat później. Publicysta ubolewał wręcz nad tym, że teraz to już nawet mieszkańcy miasta nie do końca wiedzą, że w przeszłości mieli tu swoją podróbkę angielskiego klubu. Bo że jego żona nie chciała albo nie mogła zapamiętać tych wszystkich piłkarskich ciekawostek – to jeszcze można było przeżyć. Ale żeby tak cała reszta?
Dziedzictwo FK Mlada Boleslav sięga właściwie samego początku XX wieku i tak też utrzymują dziś w klubie – futbol narodził się tu w roku 1902 i basta. Skoro aktualna konstrukcja piłkarskiej reprezentacji miasta to jedna wielka mieszanka wszystkich wcześniejszych projektów o najróżniejszych nazwach, to śmiało można zakładać, że mamy do czynienia z kontynuatorami tradycji narodzonej najwcześniej. A przy okazji także tych wszystkich pozostałych, ze szczególnym uwzględnieniem historii tutejszej Aston Villi.
Dlaczego właściwie grupka Czechów postanowiła zapożyczyć nazwę od jakiegoś angielskiego klubu? I dlaczego akurat od tego? Z pomocą przychodzi Štajner, który załapał się jeszcze na okres istnienia tego niezwykłego tworu. Dziennikarz utrzymywał nawet, że nieformalnie nazwę Aston Villa Mlada Boleslav wykorzystywano już w roku 1905: – Tak nazwali się chłopcy z osiedla Klingera, kiedy postanowili, że założą swój klub piłkarski. Pierwszy mecz rozegrali 24 września 1905 roku i pokonali FK Slavoj 5:3 – czytam w opracowaniu Štajnera. I od razu jestem winien drobne wytłumaczenie jego słów.
Ignaz Klinger był w tamtym czasie tekstylnym potentatem, który marzył o nieskończonym rozszerzaniu swojej działalności. W 1888 roku udało mu się postawić przędzalnię w Mladej Boleslavi i stworzył tym samym wiele dodatkowych miejsc pracy. Zatrudnił w mieście wiele osób i spora część z nich zamieszkała w przyfabrycznym osiedlu potocznie nazywanym osiedlem Klingera. To właśnie tam narodziła się Aston Villa. Przynajmniej czeska.
Przędzalnia Klingera. Dziś na jej miejscu stoją oczywiście biura Škody…
Skąd ta nazwa, skąd taka fascynacja klubem z odległej Anglii? Głowiłem się nad tym bardzo długo, nikt nie był mi w stanie powiedzieć niczego, co mogłoby mnie usatysfakcjonować. Na domiar złego w sieci cisza, a przecież powód jest w każdej opowieści bardzo ważny. Chciałem znać motywacje grupki znajomych, którzy chcieli kopać piłkę akurat pod takim szyldem. Wymyślnego wytłumaczenia szukał też Štajner: – Na osiedlu Klingera wyróżniano pewien niewielki obszar, który nazywano “Na Vile” i który był w tamtym czasie przygotowywany do rozbudowy przestrzeni mieszkalnych dla pracowników przędzalni i ich rodzin. Pomysł na nazwę mógł się zrodzić także stąd – sugerował dziennikarz, by wkrótce przyznać to, z czym i jemu, i mnie trudno było się pogodzić: – Wówczas królowała też w Anglii popularna Aston Villa, która w ciągu siedmiu lat pięciokrotnie została mistrzem kraju…
Mamy to. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zagrał na podwórku meczu Real – Barcelona, Legia – Widzew czy innego głośnego klasyka. Albo chociaż nie udawał, że kopie piłkę w roli jakiegoś bardzo znanego i bardzo dobrego piłkarza. Chłopcy z osiedla Klingera chcieli mieć fajną nazwę i chcieli się poczuć jak futbolowe gwiazdy. Zostali Aston Villą, bo mieli taki kaprys.
Aston Villa może i nie może być Aston Villą
W pewnym momencie uznali, że istnienie ich zespołu należy sformalizować. Rejestrację zlecono jedynemu w paczce znajomych niezdolnemu do kopania piłki panu o swojsko brzmiącym nazwisku – Najmanowi. Ów Najman, jak informuje dosyć dokładnie Štajner, miał poważne problemy z kręgosłupem i o graniu w piłkę nożną mógł tylko pomarzyć. Był jednak jednym z bardziej łebskich w całym towarzystwie i koledzy postanowili wykorzystać jego sprawność intelektualną – to Najman miał oficjalnie powołać do życia klub SK Aston Villa Mlada Boleslav. Początkowo przerosło to nawet jego, bo nie wziął ze sobą żadnych pieniędzy.
– Po pierwszej wizycie w Związku Piłki Nożnej, Najman wrócił z Pragi z niczym. Nie był w stanie zapłacić wpisowego w wysokości 40 czeskich koron. Na domiar złego w związku nie chcieli się zgodzić na rejestrację klubu pod taką nazwą – czytam u Štajnera.
Do drugiego spotkania z działaczami Najman przygotował się o wiele lepiej. Po pierwsze, miał już pieniądze. Po drugie – miał całą garść argumentów za tym, by Aston Villa mogła faktycznie istnieć pod taką właśnie nazwą. Po trzecie, miał chyba dar przekonywania. Do kolegów wrócił z tarczą i obwieścił im wielki sukces. Udało się powołać do życia prawdziwy klub sportowy.
Pierwszym i legendarnym prezesem klubu został Josef Vitek. Rolę trenera przejął bezimienny w źródłach historycznych A. Najman – gdzieś po drodze zgubiono informację, czy to Antonin, czy Adam. Zespół przyjął biało-zielone barwy i znakiem zielonej gwiazdki dosyć wyraźnie odciął się od swojej angielskiej imienniczki. Nie odnosił oczywiście wielkich sukcesów, ale istniał w mieście jako jeden z symboli zamiłowania do sportu.
Drużyna Aston Villi Mlada Boleslav w roku 1926.
I tak sobie ta Aston Villa grała. Aż przyszła wojna i zmusiła piłkarzy do zmiany priorytetów. Hitlerowcy dostawali białej gorączki na widok angielskiej nazwy, więc narzucili Aston Villi swoją wolę i przemianowali klub na Narodni SK Mlada Boleslav. Po upadku III Rzeszy udało się jeszcze wrócić do korzeni, ale porażka Niemców nie przyniosła Czechom pełnej wolności. Wkrótce miała nastać era wszelkich spartaków, lokomotiwów i innych podobnych tworów…
Ostatecznie klub zakończył działalność w roku 1950 i zniknął z czeskiej mapy piłkarskiej. Zostawił jednak po sobie bardzo wyraźne ślady, a tym zdecydowanie najbardziej interesującym jest Astonka.
Dzika Mlada Boleslav. Bieżnie, boiska i przypadkowe włamanie
Poszukiwania Astonki zacząłem od okolic aktualnego stadionu FK Mlada Boleslav. Bo musicie wiedzieć jedną rzecz – na terenach należących dziś do klubu leżą dwa bardzo stare obiekty sportowe. Jeden pełnił w przeszłości rolę stadionu piłkarskiego, ma stare trybuny, charakterystyczny, owalny kształt. Sypie się kompletnie, ale nadal przylega do względnie nowoczesnego obiektu jakim jest Lokotrans Arena, na której swoje mecze rozgrywa zespół z miasta Škody.
Mlada Boleslav uzależniona. Miasto pod samochodową kroplówką [CZYTAJ REPORTAŻ]
Drugi to stadion lekkoatletyczny, też już trochę zaniedbany. To on okazał się najbardziej dziurawym w całym systemie zabezpieczeń wokół obiektów należących do klubu z Mladej Boleslavi. Nie złamałem chyba prawa, bo było otwarte i początkowo nie wiedziałem, że wszystkie te obiekty są ze sobą połączone systemem dziur w płotach i wyłamanych zamków. A tak naprawdę ośmieliło mnie błyszczące na małej trybunie światło oraz jacyś dwaj biegacze, którzy wpadli akurat skorzystać z nieco archaicznej infrastruktury i wieczorem urządzili sobie trening na bieżni. Skoro tam weszli i potem na mój widok nie zareagowali żadnym wrogim okrzykiem, to uznałem, że nie robię nic złego.
Może się wystraszyli, że robię zdjęcia i zaraz ich komuś sprzedam?
Później jednak światło zgasło, ktoś zamknął łańcuchem bramę, przez którą wchodziłem, a obaj fani lekkiej atletyki zmyli się, przechodząc przez płot. Ja zacząłem niby szukać bardziej “grzecznego” wyjścia, ale całkiem przypadkiem zwiedziłem też kawałek stadionu, potem ten stary obiekt obok, a na koniec jeszcze, na jednym z bocznych boisk, obejrzałem fragment treningu piłkarzy, którzy raczej nie wyglądali na juniorów. Nikt mnie nie łapał, nie wyganiał.
Niewiele już zostało ze stadionu znajdującego się na tyłach Lokotrans Areny.
Jakiś miły pan napatoczył się nawet, żeby wskazać mi drogę do wyjścia, gdy powiedziałem mu, zgodnie zresztą z prawdą, że trochę się zgubiłem. – A wie pan może w którą stronę na Astonkę? – zapytałem go przy bramie. Namyślał się tak długo, że już chciałem powtórzyć pytanie łamanym czeskim, ale wtem uniósł rękę i wskazał mi kierunek: – Tam – brzmiał prosty komunikat.
Astonka, czyli cicha bohaterka mieszkańców
Ruszyłem we wskazanym kierunku, ale było już naprawdę późno i nie spodziewałem się raczej żadnego sukcesu. Za takowy uznałbym możliwość skorzystania z infrastruktury, jaką oferuje historyczny obiekt dawnej Aston Villi, bo o to w tym wszystkim chodzi. Mieszkańcy miasta wydają mi się całkiem aktywni – przez dwa wieczory zauważyłem naprawdę sporo osób biegających po mieście i dookoła będących do ich dyspozycji boisk. Bogata historia tutejszych klubów sportowych pomaga w utrzymaniu kultu zdrowego ciała, w którym żyje zdrowy duch. Spotkanie w ciągu dnia jakiegoś gościa z kijem hokejowym to nic nadzwyczajnego, takich jest tu naprawdę sporo. Mają też sekcję unihokeja, stale prowadzą nabory, a z hali słychać po południu bojowe okrzyki.
Krótko mówiąc – dzieje się. To są jednak te bardziej zorganizowane formy aktywności fizycznej. Astonka służy raczej tym, którzy z racji wieku nie mają już, albo jeszcze, szansy na wyczynowe uprawianie sportu. A znajduje się w dosyć cichym osiedlu domków jednorodzinnych, tuż pod wyróżniającym się z tłumu gmachem miejskiej spółki wodociągowej, która jest de facto aktualnym właścicielem kompleksu. Za bardzo nie musi się nim przejmować, bo korzystający z infrastruktury mieszkańcy sami dbają o to, by nie niszczał.
Początkowo trudno mi uwierzyć, że tu faktycznie jest coś wartego uwagi. To w gruncie rzeczy dosyć niepozorna okolica, a historia tutejszego futbolu kryje się za ciągiem garaży. Wcześniej znalazłem w sieci parę fotografii charakterystycznej bramy wejściowej i to jej szukałem – kawał białego prostokąta z podpisem “Astonka”, każdy głupi by znalazł. Moim oczom ukazał się on po przejściu wzdłuż tego nieskończonego szeregu bram w zupełnie różnych kolorach.
To zdjęcie zrobiłem akurat następnego dnia rano, bo wtedy było widać cokolwiek… W tle wspomniany budynek zakładu wodociągów i kanalizacji.
Traf chciał, że akurat drzwi stały przede mną otworem. Nie było sensu się namyślać, postanowiłem sprawdzić, jak służy lokalsom ten spadek po starej Aston Villi. Założenie było takie, że ten akurat stadion będzie kuźnią amatorskiej kultury fizycznej. Pojawiały się nawet pomysły zamienienia boiska piłkarskiego w wymyślny plac zabaw, na którym dzieci nie tylko zjeżdżałyby ze zjeżdżalni, ale przede wszystkim musiałyby pokonywać tory przeszkód, które uczyłyby je ogólnej sprawności. Z tego co widzę, z planów nie wyszło za wiele, bo nadal jest tu pełnowymiarowy plac do gry w piłkę. Jest też miejsce do robienia grilla, pewnie chętniej wykorzystywane w okresie wakacyjnym przez okolicznych mieszkańców. Jest też oczywiście okalająca boisko trzytorowa bieżnia, po której mimo późnej pory i tragicznego oświetlenia też ktoś jeszcze biega. No i jest siłownia, tu mamy teraz największy ruch.
Infrastruktura nie wygląda może imponująco, ale co tam. Po lewej stronie bieżnia i boisko. Po prawej – szatnie i siłownia.
Wychylony z okna sali z ławeczkami do wyciskania na klatę facet około pięćdziesiątki gada sobie po czesku ze wsiadającym na rower kolegą, który przed chwilą skończył biegać. Trochę im przeszkodziłem, ale trzeba było spytać, czy często tu przychodzą: – Jak tylko mam czas – słyszę w odpowiedzi od tego z okna. W środku ćwiczy jeszcze dwóch innych mężczyzn, nawet nie zwrócili na nas uwagi. – Przychodzę tu, żeby się wyciszyć, zrelaksować. Sport to dobry sposób na uspokojenie się po całym dniu pracy – mówi, a za chwilę wtóruje mu kolega biegacz: – Tak, ja właśnie biegam głównie wieczorami, bo mam na to wtedy chociaż chwilę czasu.
Drążę dalej, pytając panów, czy to wszystko wokół odpowiada na ich potrzeby: – Co tu więcej trzeba? Jest sprzęt, jest woda i można się tu umyć. Jest wszystko – zapewnia ten z siłowni, a kolega kiwa tylko głową.
No i jeszcze moment kulminacyjny naszej krótkiej rozmowy – należało ustalić, czy wiedzą, co tu było wcześniej i dlaczego Astonka jest Astonką: – Klub piłkarski, zresztą nadal grają tu ci z młodzieżowych lig. Ja akurat pamiętam o Aston Villi, ale pewnie jestem w mniejszości – mówi ten bardziej barczysty, a biegacz znów tylko potakuje.
Na Astonce niezmiennie rozgrywane są mecze piłkarskie.
Czyli tak – albo naprawdę młodzi, albo ci zbliżający się już do emerytury lub nawet na tej emeryturze będący. To oni najczęściej odwiedzają Astonkę, która ma wszystko, czego im potrzeba. Łącznie z całym kodeksem reguł, których powinni przestrzegać rodzice dopingujący swoje dzieci podczas ich meczów z rówieśnikami. W Polsce gdzieniegdzie też znajdzie się taka tablica, tutaj wisi ona tuż obok wejścia do pierwszej z szatni i wygląda tak:
Nawet jeśli kompletnie nie znacie czeskiego, niektórych zdań chyba nie trzeba tłumaczyć.
Oprócz mieszkańców i wodociągów obiekt pomaga utrzymać, jak to w Mladej Boleslavi, Škoda. Jest oczywiście tabliczka przypominająca o tym, że firma organizuje tu różne turnieje i wykłada pieniądze na tutejszą infrastrukturę.
Czesi starają się doceniać tę historię
Na Astonce dzieje się relatywnie dużo i jeszcze jakiś czas temu odwiedzali ją nawet dawni piłkarze czy działacze historycznego klubu. Na stulecie założenia tutejszej Aston Villi o swoich korzeniach pamiętali także w FK Mlada Boleslav. Z okazji jednego z ligowych meczów zorganizowano nawet małą uroczystość, podczas której wyraźnie podkreślono, że klub jest kontynuatorem tradycji biało-zielonych. Powstała z tej okazji cała kolekcja gadżetów w barwach czeskiej Aston Villi – kubek, szalik i okolicznościowe naklejki. No i istnieje jedna jedyna koszulka wyprodukowana specjalnie na tę okazję.
Stulecie Aston Villi nie było może wyjątkowo huczne, ale było w ogóle, a to już coś.
Ci, którzy mieli okazję widzieć klub w latach jego rozkwitu lub brać udział w spotkaniach Aston Villi Mlada Boleslav, choćby w roli kibiców, są już w bardzo podeszłym wieku. Jeszcze kilka lat temu organizowali sobie co jakiś czas towarzyskie spotkania, a miejscowy klub udostępniał im swoją maleńką restaurację, w której mogli jeść, pić i żartować aż za bardzo się nie zmęczyli. Teraz nie jest już tak kolorowo. Żeby w ogóle móc pamiętać czasy istnienia klubu spod znaku zielonej gwiazdy trzeba by mieć około osiemdziesięciu lat. Żeby zagrać kiedykolwiek dla Aston Villi – pewnie już ponad dziewięćdziesiąt. Zaczyna brakować tych, którzy mogliby opowiadać swoją historię kolejnym pokoleniom, a nikt nie dbał o to, by cała opowieść była spisywana jak najdokładniej.
Dopóki jednak służy mieszkańcom Astonka, dopóty będą oni sobie zadawali pytanie, skąd wzięła się jej dziwna nazwa. A wtedy odkopią to, co odkopałem i ja. Dotrą do opracowań pana Štajnera, dowiedzą się czegoś więcej. Historia nie zginie, choć z czasem przerodzi się pewnie tylko w krótkie wspomnienie:
A wiesz, dlaczego to boisko to Astonka? Widzisz, mieliśmy tu kiedyś w Mladej Boleslavi swoją Aston Villę.
ANTONI FIGLEWICZ Z MLADEJ BOLESLAVI
CZYTAJ WIĘCEJ PRZED MECZEM JAGIELLONII Z MLADĄ BOLESLAVIĄ:
- Mlada Boleslav uzależniona. Miasto pod samochodową kroplówką [REPORTAŻ]
- Trener FK Mlada Boleslav o Jagiellonii: Ciągle strzelają gole! Będziemy musieli bardzo mądrze się bronić
- Siemieniec: To wpisane w ten zawód. choć jest on piękny, to trudny
Fot. Muzeum Mladoboleslavska / FK Mlada Boleslav