Weekend Grand Prix w Las Vegas rozpoczął się dla Red Bulla i Maxa Verstappena okropnie. Na treningach samochód spod znaku czerwonego byka nie chciał się prowadzić, a mechanicy ratowali sytuację… docinając spoiler bolidu mistrza szlifierką kątową. Jednak Holender dziś nie walczył o zwycięstwo w wyścigu – to zgarnęły Mercedesy. Celem Maxa było utrzymanie przewagi nad Lando Norrisem, co przypieczętowałoby jego mistrzowski tytuł. Dziś perfekcyjnie wykonał to zadanie pokazując, że jest kierowcą kompletnym, najlepszym w obecnej erze Formuły 1. A kto wie, może nawet najlepszym w historii tego sportu.
START DLA MISTRZA
Na starcie na czele stawki znajdowali się George Russell i Carlos Sainz, jednak oczy wszystkich najbardziej skupiały się na trzeciej linii. W niej bowiem obok siebie stali bezpośredni rywale w walce o mistrzostwo świata kierowców: Max Verstappen i Lando Norris. Obrońca tytułu miał przewagę. Znajdował się jedno miejsce przed Brytyjczykiem, a w dodatku Norris startował z brudniejszej części toru.
Po zapaleniu się zielonych świateł status quo został zachowany. Obaj kierowcy utrzymali swoje pozycje, co było gorszą wiadomością dla kierowcy McLarena. By zachować chociaż matematyczne szanse na tytuł, Norris musiał w Las Vegas zdobyć minimum trzy punkty więcej od Holendra.
Kilka kółek później Verstappen uporał się też z jadącym na czwartej pozycji Pierrem Gaslym. Jakby tego było mało, następnie wyprzedził Charlesa Leclerca. Kierowca Ferrari zaliczył fenomenalny start, po którym przesunął się na drugą pozycję. Z czasem jednak jego bolid zachowywał się tak, jakby stracił sporo mocy, co prawdopodobnie było spowodowane błyskawicznym zużyciem opon w bolidzie Monakijczyka.
LAP 8 & 9/50
Sainz has snatched P2 from his team mate Leclerc and Verstappen has snuck through too. He’s up to P3 📸#F1 #LasVegasGP pic.twitter.com/QhTuhCbL7I
— Formula 1 (@F1) November 24, 2024
TAK JEŹDZI KIEROWCA KOMPLETNY
Ale to jeszcze nie wszystko w wykonaniu Maxa. Na dziesiątym kółku (jeszcze) trzykrotny mistrz świata minął Carlosa Sainza i zajmował już drugie miejsce. Do przewodzącego stawce George’a Russella wprawdzie sporo mu brakowało, jednak zarówno kierowca Mercedesa, jak i jego bolid, dziś znakomicie spisywali się na ulicznym torze w Las Vegas. Zresztą to samo można powiedzieć o Lewisie Hamiltonie. Siedmiokrotnemu mistrzowi świata nie wyszły kwalifikacje, przez co startował z dziesiątej pozycji. Konsekwentnie jednak przebijał się na czoło stawki.
Wróćmy do rywalizacji o mistrzowski tytuł. Max dziś w Vegas robił swoje. A jak w tym samym czasie radził sobie Norris? Ano… nijak. Lando długo nie mógł zyskać choć jednej pozycji. Kiedy wreszcie mu się to udało i minął Gasly’ego, to chwilę później jego McLaren zjechał jednak na wymianę opon – podobnie, jak zrobiła to cała czołówka. Lecz o ile Holender nie miał większych kłopotów z tym, by ponownie przecisnąć się przez słabsze bolidy, o tyle kierowcy z Wysp zajęło to nieco więcej czasu.
Ostatecznie po zmianie opon stawka ułożyła się tak, że prowadził świetny Russell. Za nim jechał Verstappen, następnie Sainz i Leclerc w dwóch bolidach Ferrari, po nich Hamilton, a Norris był na szóstej pozycji. Sytuacja dla kierowcy McLarena zrobiła się więc dramatyczna i tylko cud mógł przedłużyć jego szanse na mistrzowski tytuł.
Ale dziś Lando w Las Vegas miałby większe szanse na rozbicie banku w jednym z tamtejszych kasyn, niż wyrwanie Holendrowi tytułu. Jego pomarańczowy bolid na torze był po prostu nijaki. Zaś sam kierowca niby nic nie zawalał, jednak w takiej sytuacji można było oczekiwać, że da od siebie coś ekstra. I to była właśnie ta różnica pomiędzy Norrisem a Verstappenem.
Holender robił swoje. Był przy tym szalenie metodyczny i opanowany. Z jednej strony wykorzystywał każdą sytuację do wyprzedzenia kolejnych rywali. Z drugiej, nie angażował się w starcia, które w kontekście zdobytego mistrzostwa nie miałyby sensu. Kiedy jadąc na drugiej pozycji, w lusterkach zobaczył znacznie szybszego Hamiltona, to oddał mu pozycję. Verstappen podobnie zachował się, gdy zbliżyły się do niego dwa bolidy Ferrari. Wówczas 27-latek prawie bez walki dał się wyprzedzić Sainzowi.
Jednak cóż z tego, że dziś w Las Vegas rządził Mercedes, który za sprawą Russela i Hamiltona zaliczył dublet? Jakie znaczenia miało, że wtedy jeszcze trzykrotny mistrz świata znajdował się pomiędzy dwoma czerwonymi bolidami z włoskiej stajni, a ostatecznie uległ też Leclercowi? Najważniejsze było to, że pod względem taktycznym Verstappen spisał się wyśmienicie. W ani jednym z pięćdziesięciu przejechanych okrążeń nie dał sobie wyrwać przewagi Norrisowi. Dojechał do mety na piątym miejscu, z bardzo bezpiecznym zapasem nad szóstym Lando.
Pushed to the Max. And he still came out on top 👑#F1 #LasVegasGP pic.twitter.com/QrOog7WTBq
— Formula 1 (@F1) November 24, 2024
Max tym samym pokazał, że jest najlepszym kierowcą w stawce. Że nawet nie dysponując najszybszym samochodem, potrafi wycisnąć z niego wszystko. I co najważniejsze – wykonać zadanie. Tak, proszę państwa, jeździ Max Verstappen. Kierowca kompletny.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o Formule 1:
- Adrian Newey. O geniuszu, który widzi powietrze
- Tymek Kucharczyk walczy o Formułę 3. „Motorsportem rządzą pieniądze”
- PZM wspiera Tymka Kucharczyka… duchowo [KOMENTARZ]
- Telefon ratujący karierę i walka o pierwszy zespół. Kim jest Liam Lawson?
- Nie był mistrzem, został legendą. 51 lat od śmierci Francois Ceverta