Reklama

37 sekund, które wstrząsnęło Paryżem

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

06 listopada 2024, 23:43 • 4 min czytania 1 komentarz

„Spokojnie, w tej fazie nie da się odpaść”. „Słaby ten nowy format, najlepsi nie będą grali na maksa, bo i tak awans mają w kieszeni”. Tak mówili. Tymczasem po trzech kolejkach Ligi Mistrzów, w Paryżu oraz Madrycie spojrzeli w tabelę i doszli do wniosku, że żarty się kończą. Po czym wyszli na boisko i przestrzelili sobie nawzajem kolana. Wróć! Zdawało się, że przestrzelili sobie nawzajem kolana. Okazało się bowiem, że to perfekcyjny blef w wykonaniu partyzantów z Madrytu, którzy obrabowali paryżan z bezcennych punktów w ich własnym domu.

37 sekund, które wstrząsnęło Paryżem

Aby choć minimalnie oddać to, co wydarzyło się w Paryżu w trzeciej z trzech doliczonych przez Szymona Marciniaka minut, musimy rozpisać ją na sekundy.

92:05 – Kang-in Lee strzela z 20. metra. Jan Oblak odbija piłkę przed siebie. Natychmiast dopada do niej Achraf Hakimi, który tym razem próbuje wyłożyć koledze do pustej. Chwilę później Nuno Mendes łapie się za głowę, bo nie sięgnął futbolówki posłanej przez Marokańczyka.

92:28 – Oblak na raty łapie piłkę po rzucie rożnym gospodarzy i dosłownie sekundę później wyrzuca ją na kilkadziesiąt metrów, do czyhającego na połowie Antoine’a Griezmanna.

92:37 – Francuz poczekał na partnerów. Zagrywa piłkę do wbiegającego w pole karne Angela Correi. Argentyńczyk przekłada Kang-ina Lee i oddaje strzał.

Reklama

92:43 – Piłka wpada do siatki po ręce wyciągniętego na murawie Donnarummy. Gem, set, mecz.

37 sekund. Dokładnie tyle minęło od piłki meczowej paryżan do absolutnej ciszy na Parc des Princes. Typowe Atletico: trzy strzały, dwa gole.

Pierwszy raz

W mieście miłości podglądaliśmy dziś randkę w ciemno. Albo raczej, idąc z duchem czasu, odcinek netflixowego „Love is blind: Champions League”. Piłkarze PSG i Atletico stanęli bowiem naprzeciwko siebie po raz pierwszy w historii (letnich romansów podczas turniejów typu Emirates Cup nie liczymy).

Co innego Luis Enrique i Diego Simeone. Trenerzy obu zespołów są rówieśnikami i na piłkarskim szlaku przecinali się wielokrotnie w różnych rolach. Przedmeczowy flirt obfitował w komplementy. Argentyńczyk stwierdził na przykład, że pressing w wykonaniu paryżan niweczy wszelkie plany. Być może właśnie dlatego Atletico absolutnie niczym dziś nie zaskakiwało.

Simeone ustawił jedenastu żołnierzy tuż przed własnym polem karnym. Bramkarz i dziesięciu obrońców w trzech rzędach, które dzieliło zaledwie kilka metrów, mieli jedno proste zadanie. Za sprawą Clementa Lengleta koncertowo spartolili je jeszcze zanim upłynął pierwszy kwadrans.

Reprezentant Francji zamotał się niemiłosiernie i tym samym sprezentował piłkę Ousmane’owi Dembele, który zagrał do Warrena Zaïre-Emery’ego. Osiemnastolatek balansem ciała położył Oblaka, po czym podciął nad nim piłkę z takim luzem, że brakowało jedynie, by zrobił to „krzyżakiem”.

Reklama

Disneyland na 30. metrze

Cztery minuty później goście wyrównali. Okazało się, że wystarczy wyjść za połowę większą liczbą graczy niż jeden. Do siatki trafił Nahuel Molina, który wcześniej zdaniem paryskich kibiców przyjął piłkę przy pomocy ręki. Innego zdania byli Szymon Marciniak i pomagający mu przy VAR-rze Tomasz Kwiatkowski (radzilibyśmy chwilowo nie wchodzić na francuskojęzycznego X).

Po golu na 1:1 coś się zmieniło. Niby goście nadal byli pasywni i skumulowani tuż przed własnym polem karnym. Do 30. metra paryżanie (z blisko 80-procentowym posiadaniem piłki) mogli bawić się, jak dzieciaki w Disneylandzie. Schody zaczynały się dalej. Przez kilkadziesiąt minut gospodarze nie potrafili znaleźć sposobu na szczelną defensywę Atletico, a więcej prezentów nie otrzymali. Wręcz przeciwnie. Samego siebie przechodził podrażniony Oblak, a jeśli już interwencja była fizycznie niemożliwa, to błędnych wyborów dokonywali piłkarze PSG. Powiedzieć o sytuacjach Marquinhosa czy Hakimiego, ze to były „setki”, to nic nie powiedzieć.

A potem zdarzyło się 37 sekund, których przebieg już znacie.

Zamiast dwóch rannych mamy jednego poszkodowanego. Za to ledwo dyszącego. Podopieczni Luisa Enrique nie mogą mówić o udanym rendez-vous. Serio, żarty się kończą. W czterech meczach fazy ligowej Champions League paryżanie uciułali zaledwie cztery punkty i są zdecydowanie najgorszą drużyną znad Sekwany. Obecne 25. miejsce nie da awansu, a w terminarzu czekają: Bayern Monachium (wyjazd), RB Salzburg (wyjazd), Manchester City (dom), VfB Stuttgart (wyjazd). Ciężary, Mesdames et Messieurs.

Paris Saint-Germain – Atletico Madryt 1:2 (1:1)

  • 1:0 – Zaïre-Emery 14’
  • 1:1 – Molina 18’
  • 1:2 – Correa 90+3′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

1 komentarz

Loading...