Reklama

Benfica zapomniała, że jak grasz na 0:0, to przegrywasz 0:1

Aleksander Rachwał

Autor:Aleksander Rachwał

06 listopada 2024, 23:39 • 3 min czytania 1 komentarz

Gdyby przed sezonem ktoś nam powiedział, że do czwartej serii gier Bayern będzie przystępował z niższej pozycji w tabeli niż Benfica, pewnie skwitowalibyśmy to uniesieniem brwi i kiwnięciem z uznaniem głową, bo w końcu Benfica to drużyna, której w Lidze Mistrzów absolutnie nie należy lekceważyć. Jeśli jednak ta sama osoba przekonywałaby nas, że zespoły będzie dzielić różnica 11 miejsc, a Bawarczyków nie będzie nawet w strefie barażowej, wówczas już byśmy nie dowierzali. Dziś do 21:00 była to sama prawda, która jednak po około półtorej godziny wróciła w sferę science-fiction.

Benfica zapomniała, że jak grasz na 0:0, to przegrywasz 0:1

Problemy z metrem w Monachium opóźniły start meczu o kwadrans i można powiedzieć, że podobnie było z piłkarzami Bayernu, którzy przez pierwsze minuty usypiali przeciwnika długim rozgrywaniem piłki. Benfica z kolei szybko ujawniła plan na mecz – niezbyt zaskakujący – polegający na rozstawieniu zasieków we własnej szesnastce i podjęciu heroicznej próby przetrwania bez straty bramki. Zespół Bruno Lage’a nie przyjechał na Allianz Arena, by wymieniać ciosy. Jego orężem na Bawarczyków było dzisiaj ustawianie się, koncentracja, wybijanie rywala z rytmu i skracanie efektywnego czasu gry.

I taka postawa w pierwszej połowie wydawała się całkiem nieźle sprawdzać.

Kane został skutecznie odcięty od podań w polu karnym, ataki Daviesa i Olise’a lewą stroną kompletnie nie przynosiły efektu, parę razy na prawej stronie nieźle pokazał się Laimer, ale i on nie był w stanie przekuć tego w dogodną sytuację do zdobycia gola. Benfica się pilnowała, tylko raz pozwoliła sobie na wyjście większą liczbą graczy i przypłaciła to nadzianiem się na jedyny w pierwszej części szybki atak gospodarzy, choć obyło się wówczas bez konsekwencji.

Po zmianie stron, przez chwilę mogło się wydawać, że skupieni wyłącznie na defensywie goście będą w stanie upolować swoje sytuacje po kontrach, bo Bayern zaczynał coraz mocniej się otwierać w poszukiwaniu gola. Bijący głową w mur gospodarze w końcu jednak znaleźli w nim wyrwę, za co zasługi trzeba przypisać dwóm postaciom. Pierwsza to Vincent Kompany, który dziesięć minut po przerwie zdjął z boiska bezproduktywnego Olise’a i w jego miejsce wprowadził Leroy’a Sane. Druga to właśnie reprezentant Niemiec, którego wejście momentalnie ożywiło poczynania ofensywne Bayernu.

Reklama

To za sprawą skrzydłowego twierdza postawiona w polu karnym przez Benfikę w końcu padła. W 67. minucie Niemiec dośrodkował w pole karne, Kane wygrał pojedynek powietrzny z obrońcą gości i zgrał piłkę do Musiali, który nieupilnowany przez Silvę z bliskiej odległości trącił piłkę głową do siatki. Akcja jak ta wisiała w powietrzu odkąd tylko Niemiec pojawił się na murawie – tempo rozegrania, jakie zaserwowali obrońcom Sane do spółki z Musialą, to było dla ekipy z Lizbony po prostu za dużo.

I na tym emocje właściwie się skończyły. Dostaliśmy odpowiedź na pytanie, czy Benfica wytrzyma przez 90 minut napór Bayernu i cóż, nie wytrzymała. Natomiast strata gola nie zmieniła w żaden sposób obrazu gry – ani nie natchnęła gości do rzucenia wszystkiego na jedną kartę i poszukania wyrównania, ani nie rozwiązała worka z bramkami dla podopiecznych Kompany’ego.

Benfica ani razu nie wygrała do tej pory z Bayernem (9 zwycięstw Bawarczyków, 3 remisy) i dziś ani przez chwilę nie była nawet blisko, aby ten bilans poprawić (chyba, że kolejnym remisem, ale było to dość naiwne założenie). Ekipa z Monachium wraca na właściwe tory i po dwóch porażkach z rzędu dopisuje sobie trzy punkty, które przywracają ich do strefy barażowej.

Bayern Monachium – Benfica 1:0 (0:0)

  • 1:0 – Musiala 67′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Zainteresowany futbolem od kiedy jako 10-latek wziął wolne w szkole żeby zobaczyć pierwszy w życiu mecz reprezentacji Polski na mistrzostwach świata. Na szczęście później zobaczył też Ronaldo wygrywającego mundial, bo mógłby nie zapałać uczuciem do piłki. Niegdyś kibic ligi hiszpańskiej i angielskiej, dziś miłośnik Ekstraklasy i to takiej z gatunku Stal Mielec – Piast Gliwice w poniedziałkowy wieczór.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
3
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Liga Mistrzów

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
3
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Komentarze

1 komentarz

Loading...