Reklama

I’m not interested. Arsenal zanudza wrzutkami

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

06 listopada 2024, 23:04 • 4 min czytania 6 komentarzy

Silny wiatr osiągający w porywach prędkość do 140 km/h. Taka prognoza pogody dla dzisiejszego wieczoru w Mediolanie nikogo by raczej nie zdziwiła, bo Inter i Arsenal potrafią i mogą grać bardzo widowiskowo. Od początku spotkania miały być nastawione na huraganowe ataki. I naprawdę nieźle, z tak zwanym jajem, zaczęli gospodarze, którzy już w drugiej minucie obili poprzeczkę. Szkoda, że potem było już trochę gorzej.

I’m not interested. Arsenal zanudza wrzutkami

Najlepiej ogląda się te mecze, w których oba zespoły są mimo wszystko zainteresowane zwycięstwem. A jeśli w parze z takim nastawieniem idzie też boiskowa jakość i teoretycznie ofensywna taktyka, to już naprawdę nie ma na co narzekać. Nie narzekamy więc, przynajmniej nie za głośno — na Stadio Giuseppe Meazza spełniono dziś wszystkie te warunki.

Po cichu należy dodać jednak, że jeśli w Mediolanie faktycznie wiało, to głównie nudą. Lombardia była dziś jednym ze spokojniejszych regionów w Europie — faktyczne pomiary wiatromierzy wskazywały 2 km/h.

Inter — Arsenal 1:0. Kanonierzy mają sprytny sposób na Europę

Mikel Arteta chyba nie do końca wie, dlaczego jego zespół ma problemy ze strzelaniem goli w fazie ligowej Ligi Mistrzów. Arsenal już od jakiegoś czasu gra w ataku niezbyt przekonująco i swoją ofensywę stara się opierać na wszystkim, byle nie na zdobywaniu adekwatnej do potencjału liczby bramek. Na europejskich boiskach przegina z minimalizmem. Taki Gabriel Martinelli — kiedyś fajny, przebojowy, potrafiący porwać drużynę do boju. Dziś? Trochę już irytujący, nieskuteczny w swoich atakach, trudny do oglądania. Albo Leandro Trossard, który czasem gra fajnie, a czasem gra jak dziś.

Ofensywa Kanonierów cała jakaś taka apatyczna — goście długimi okresami ograniczali się do dośrodkowań w pole karne Interu i ze zdziwieniem odkrywali, że nie przynoszą one większych sukcesów. Trochę tak, jakby ich pomysł na znalezienie drogi do bramki rywali ograniczał się do założenia, skądinąd słusznego, że Yann Sommer ma metr pięćdziesiąt w kapeluszu i na przedpolu będzie grał raczej gorzej niż lepiej.

Reklama

Wszystko fajnie, ale może by tak zaproponować coś więcej niż garść rzutów rożnych i pierdylion wrzutek z okolic pola karnego Interu?

Gol godny tego niemrawego widowiska

Macha łapami Arteta, pokazuje coś swoim piłkarzom jakby nakierowywał na pas startowy wielkiego jak stado słoni boeinga, ale na nic to wszystko. Choć nie tak znowu na nic! W pewnym momencie swojemu trenerowi odmachał chyba jego imiennik – Mikel Merino – który tak niefortunnie uniósł rękę w polu karnym, że aż sprokurował jedenastkę. Tę na gola zamienił niezawodny ze stojącej piłki Calhanoglu i… i tyle. Po co wam więcej? Przecież macie dobrych piłkarzy, szybką grę, kilka fajnych kontrataków i taktyczną wirtuozerię w środku pola.

Gole? A na cholerę wam gole? Coraz bardziej roszczeniowi są ci kibice, naprawdę.

Zamiast goli może być przecież kilkanaście (14) rzutów rożnych Kanonierów, z których zdecydowana większość została wykonana po prostu źle. Jeśli oglądaliśmy dziś maszynę Artety, to Hiszpan złożył chyba z dostępnych pod ręką przypadkowych części lekko pordzewiały miotacz piłek. Coś jak w tym starym programie na Discovery, gdzie drużyny budowały najdziwniejsze maszyny z elementów znalezionych na złomowisku.

Sorry Mikel, tak to wyglądało.

Zieliński rośnie, ale to jeszcze nie to

Wspomnieliśmy już o uderzeniu w poprzeczkę na samym początku meczu. W tej jednej – z niewielu naprawdę wartych odnotowania – akcji palce maczał Piotr Zieliński, który był nawet całkiem widoczny na przestrzeni rozegranych przez niego sześćdziesięciu minut. Mógł mieć też asystę, bo to on dogrywał do Denzela Dumfriesa i gdyby tylko Holender przymierzył nieco niżej, pisalibyśmy o dobrym spotkaniu Polaka.

Reklama

Ostatecznie jednak nie możemy z czystym sumieniem zakomunikować wam, że nasz rodak dał na Stadio Giuseppe Meazza wielki występ. Nastąpił pewien przełom, Zieliński faktycznie zyskał zaufanie trenera Inzaghiego i bez dwóch zdań może liczyć na kolejne szanse w meczach na najwyższym poziomie. To jednak nadal nie są te fajerwerki, których moglibyśmy po reprezentancie Polski oczekiwać. Godna odnotowania jest na pewno jego aktywność w grze obronnej i solidna praca w destrukcji, ale to nie wystarczy, by faktycznie błyszczeć na poziomie Ligi Mistrzów.

Zieliński ewidentnie się rozkręca, lecz jeszcze nie wszedł na swoje najwyższe obroty. Czekamy na więcej, ale już bliżej, niż dalej.

Inter — Arsenal 1:0 (1:0)

  • 1:0 – Calhanoglu 45’+3 (karny)

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

6 komentarzy

Loading...