W pięciu poprzednich spotkaniach Piast Gliwice odstawiał w obronie kryminał jakby wziął ich w obroty sam Jo Nesbo. Bramki bramkami, ale kto by się z Piastem nie mierzył, mógł liczyć na sytuację za sytuacją. W Radomiu się to nie zmieniło, ale Piastowi znów się upiekło.
Znów, bo Vukoviciowi punktów przecież nie brakuje. Trzy z Koroną, jeden z Lechią, następny z Radomiakiem. Wiadomo, ciułanie, ale jednak ich ciułanie jest w Ekstraklasie istotne. Spójrzmy jednak na sytuacje rywali, dane z Hudl StatsBomb:
- Wjunnyk, xG 0,5 gol
- Mena, xG 0,53 bez bramki
- Mena xG 0,42 bez bramki
- Chłań xG 0,54 bez bramki
- Matuszewski xG 0,54 bez bramki
- Koulouris xG 0,53 gol
- Hansen xG 0,85 gol
- Rondić xG 0,66 gol
Regularne dopuszczanie przeciwników do aż tak dobrych sytuacji (najsłabsza z nich to wciąż 42% szans na bramkę) jest proszeniem się o kłopoty. Nie inaczej było w Radomiu. Gdy tylko dostawca danych wszystko przetworzy i przeliczy, dowiemy się pewnie, że Joao Peglow dopisał do swojego dorobku kolejne fatalne pudło, z kolei Paulo Henrique, uciekając Jakubowi Czerwińskiemu z radaru, doszedł do najlepszej sytuacji w meczu.
Tylko co z tego, skoro Radomiak i tak punkty stracił?
Ekstraklasa. Radomiak Radom — Piast Gliwice 1:1
Stracił, bo jak rzadko kiedy drużyna Bruno Baltazara może powiedzieć: cholera, powinno wyjść inaczej. Żeby jednak wyszło inaczej, wypada mieć na boisku więcej niż kilku zawodników, którym piłka przy nodze nie przeszkadza. Tak, gol dla Piasta padł po stałym fragmencie gry, jednak co go poprzedziło? Raphael Rossi wybił na wiwat, trafiając w głowę rywala. Michał Kaput piłki nie przeciął, nie przejął. Dopiero wtedy doszło do faulu, który dał gościom okazję na dośrodkowanie z dobrej pozycji.
Niepewność w rozegraniu dawała się we znaki wszystkim, zwłaszcza przez pierwsze trzydzieści minut. Tu ktoś się potknął, tam pogubił i Piast bez większego wysiłku zgarniał piłki w okolicach linii środkowej boiska. Ponownie niechlujny był Zie Ouattara, ponownie brakowało człowieka, który w środku poszukałby opcji podania do przodu, zamiast jak najbezpieczniejszej opcji. Dopiero w końcówce Zieloni pozbierali się i mieli kilka zrywów.
Grzesik najpierw dorzucił na głowę Paulo Henrique, potem wypuścił na sam na sam Peglowa, ale dwukrotnie w bramce dobrze spisał się Plach. Pokonał go dopiero kumpel z szatni: Henrique powalczył o piłkę, Bruno Jordao zaprezentował koślawą, ale skuteczną wersję rulety, wreszcie Peglow dograł do Leonardo Rochy. Najlepszy strzelec Ekstraklasy nie powiększył jednak dorobku, bo jego uderzenie przeciął jednak Igor Drapiński.
Piast wycisnął, co się dało
Początkowo najgroźniejszy dla Piasta Gliwice był Maciej Kikolski, który zabierając się do gry nogami, podawał wszędzie, tylko nie tam, gdzie trzeba, ale Aleksandar Vuković po meczu stwierdził, że Piast Gliwice dobrze zareagował i można się z nim zgodzić. Czuć było, że gościom chce się o coś powalczyć, coś wcisnąć. Jakub Czerwiński i stałe fragmenty gry to zawsze połączenie, które brzmi groźnie i tym razem było podobnie. W zamieszaniu obrońca Piasta odnalazł się najlepiej, kopnął, wpadło.
Goście nie za bardzo poszli za ciosem, drugiej takiej okazji już sobie nie stworzyli. Spróbował z dystansu Michał Chrapek, dał Kikolskiemu szansę na paradę na notę, ale nic więcej. Piast wycisnął więc maks z tego, co stworzył. Ma wynik, ma punkty, nie ma co się obrażać. Niedzielne popołudnia bywają dla ekstraklasowiczów mniej przyjemne.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Pół człowiek, pół podanie. Sebastian Kerk dojechał, ale jedzie dalej
- Kozubal i Murawski zasłużyli na powołanie do reprezentacji Polski
fot. Newspix