Bardzo udane mecze przedsezonowe, zdobyte doświadczenie z gry w reprezentacji i zespół, w którym wreszcie pojawili się weterani z prawdziwego zdarzenia (patrzymy na ciebie, Chrisie Paulu). Jest wiele powodów, które sprawiają, że nie możemy doczekać się gry Jeremy’ego Sochana w rozpoczynającym się jutro sezonie NBA. Czy talent Polaka rozbłyśnie w pełni?
Bywa, że przy przejściu z pierwszego na drugi sezon w NBA młodzi koszykarze notują gigantyczny progres. Bywa też, że notują regres (tak zwany “sophomore slump”). Jeremy Sochan nie znalazł się w żadnej z tych grup. Bo jego statystyki w rozgrywkach 2022/2023 oraz 2023/2024 wyglądały niezwykle podobnie.
Co prawda chwaliliśmy Polaka za progres w paru elementach, docenialiśmy jego pojedyncze występy (26 punktów i 18 zbiórek przeciwko Phoenix Suns albo 33 punkty z Atlantą Hawks), ale nie mogliśmy powiedzieć: tak, zrobił wielki krok do przodu. A że wierzymy w talent Sochana, to nie chcemy, aby zatrzymał się na liczbie 11 oczek na mecz.
Czy zatem możemy prognozować, że nadchodzi “nowy”, lepszy Sochan? Na pewno są powody do optymizmu.
Co kluczowe: w ostatnim czasie Polaka omijały problemy zdrowotne. Również istotne jest to, że w okresie letnim złapał nieco doświadczenia z gry w reprezentacji, w nowej dla siebie roli (co u koszykarzy NBA często procentuje). I wreszcie: nierozsądne byłoby przesadnie ufać temu, co działo się w meczach przedsezonowych, ale Jeremy był w pierwszej połowie października wyróżniającym się (a może nawet najlepszym?) zawodnikiem San Antonio Spurs.
Żyje pod koszem
Co o tym świadczy? W trakcie preseason Jeremy zagrał w czterech meczach, w których zdobył kolejno 18, 15, 12 i 9 punktów. W żadnym z tych spotkań nie spędził na boisku więcej niż 28 minut i w żadnym jego skuteczność rzutowa nie spadła poniżej 57%! Polak udanie wypełniał też inne kąciki statystyczne (double-double w meczu z Miami Heat). W kontekście tego, co czeka nas we właściwym sezonie, zwrócić uwagę powinniśmy również na dwie rzeczy.
Po pierwsze, Sochan rzadko rzucał za trzy. Oddał tylko trzy próby zza łuku, z których celna okazała się jedna. Po drugie, zdecydowana większość jego punktów brała się z pomalowanego, czyli spod samego kosza. W momencie, kiedy zakończył swoje występy w rozgrywkach przedsezonowych, miał ich najwięcej spośród wszystkich zawodników NBA – aż 48, przy 44 Jalena Durana, drugiego w tej statystyce. Warto było też spojrzeć na punkty “drugiej szansy”, po ponowieniu akcji – 21-latek zanotował ich 18, najwięcej w Spurs.
Liczby to jedno, ale Sochan zdawał też “test oka”. Grał sporo bez piłki, w odpowiednich momentach ścinając pod kosz i wykorzystując podania kolegów. Był też w stanie przepychać słabszych fizycznie rywali, aby kończyć akcje bliżej obręczy. To wszystko sprawia, że możemy mieć nadzieję na spory progres w porównaniu do poprzednich rozgrywek, w których Jeremy nie błyszczał, jeśli chodzi o skuteczność w pomalowanym.
W przypadku rzutów spod samego kosza – Sochan w poprzednich rozgrywkach kończył ich 57.6%, co jak na mierzącego 206 cm wzrostu skrzydłowego jest co najwyżej przeciętnym wynikiem. Jeszcze słabiej to wyglądało, jeśli chodzi o rzuty z dwutaktu – tylko 48.9% z nich kończyło się punktami Polaka. Gorszą skuteczność w Spurs miał wyłącznie Doug McDermott, który zresztą odszedł z zespołu przed końcem sezonu.
Sochan z preseason to zatem inny Sochan niż w rozgrywkach 2023/2024. Jak wspomnieliśmy, mecze przedsezonowe mogą ostatecznie znaczyć tyle, co nic. Ale na pewno nie obrazilibyśmy się na taką wersję Polaka – dominującego fizycznie, kończącego akcje wsadami, czyhającego na ofensywne zbiórki czy podania kolegów w okolice kosza. 21-latek zdecydowanie ma bowiem warunki fizyczne, aby grać w ten sposób i na bardzo wysokiej skuteczności. Trochę w stylu Aarona Gordona z Denver Nuggets.
Jednoręki bandyta? To przeszłość
W tym wszystkim oczywiście chcemy, aby Jeremy robił dalej postępy strzeleckie. Nie jest w końcu tajemnicą, że we współczesnej NBA zawodnicy, którzy nie grożą rzutem za trzy, nie mają za bardzo prawa bytu (nie licząc środkowych). Sochan i jego trenerzy doskonale o tym wiedzą. Stąd też miała miejsce pewna zmiana.
Polak nie wykonuje już osobistych jedną ręką. Jak dowiedział się dziennikarz Tom Osborn – wszystko w celu ujednolicenia sposobu rzucania, który może pomóc 21-latkowi być skuteczniejszym w trakcie właściwej gry. – Moja forma rzutowa się zmieniła. Razem z Jimmym Baronem dużo nad tym pracowaliśmy. Umieszczam łokieć wyżej, mam trochę wyższą trajektorię rzutu – mówił też Jeremy w trakcie spotkania z mediami.
Oczywiście, z perspektywy zeszłego sezonu jednoręczne wolne okazały się udanym eksperymentem. Jeremy stał się skuteczny na linii osobistych (przekraczając 70 procent skuteczności), ale widocznie doszedł do wniosku, że nie jest to długoterminowe rozwiązanie. I musi iść taką drogą, jak wszyscy inni zawodnicy w lidze.
Czego jeszcze nie zobaczymy w wykonaniu Sochana, a co miało miejsce w poprzednich rozgrywkach? Nie spodziewajmy się Jeremy’ego grającego w roli rozgrywającego. Raz, że pomysł Gregga Popovicha z umieszczeniem Polaka na tej pozycji zebrał bardzo negatywne recenzje, a dwa, że Spurs w okresie letnim nabyli playmakera z prawdziwego zdarzenia. To odsunie naszego reprezentanta od częstszej gry z piłką, ale może mieć też dla niego korzyści – wracając do tego, o czym pisaliśmy wyżej – bo Sochan będzie mógł skupić się na ścinaniu pod kosz i zdobywaniu łatwych punktów. – Czuję się dobrze. Gram na swojej naturalnej pozycji i korzystam z podań obrońców – zdążył już powiedzieć polski koszykarz.
Nowi Spurs, ale o ile lepsi?
Wspomnianym playmakerem jest oczywiście Chris Paul. Jeden z najlepszych rozgrywających w historii NBA, który jednak po nieudanym epizodzie w Golden State Warrios nie był kimś, o kogo zabijały się kluby NBA. W ten sposób 39-latek po raz pierwszy w swojej karierze dołączył do drużyny bez ambicji mistrzowskich. W najbliższych miesiącach (niewykluczone, że w w lutym Spurs się z nim pożegnają, aby mógł powalczyć o tytuł w innej ekipie) będzie miał dwa zadania. Po pierwsze, karmić podaniami rosłego Victora Wembanyamę, bo akurat przegląd pola Paul nadal ma wybitny. A po drugie – dzielić się swoim doświadczeniem z młodszymi kolegami z drużyny.
Na dobrą sprawę Spurs wzmocnił (w ramach transferu DeMara DeRozana) też inny weteran, czyli Harrison Barnes. 32-latek akurat powinien grać w San Antonio trochę dłużej, bo jego kontrakt kończy się w 2026 roku. Co może zaoferować zespołowi Gregga Popovicha? Przede wszystkim umiejętność zdobywania punktów i dostępność – bo w ciągu ostatnich trzech sezonów opuścił zaledwie 5 z 246 spotkań! Możemy też spekulować, że Barnes rozpocznie sezon jako zawodnik pierwszej piątki – co w teorii mogłoby przesunąć na ławkę Sochana, ale stawiamy, że ten los spotka Keldona Johnsona.
Dlaczego tylko stawiamy? Popovich zaznaczył pod koniec września, że nikt (no prawie) nie może być pewny miejsca w podstawowym składzie. – Nie mam pojęcia, kto będzie grał w pierwszej piątce. Myślę, że Victor. A poza tym? Kto do cholery wie. To zależy od nich. Oni mi pokażą – powiedział w swoim stylu 75-letni szkoleniowiec. Po meczu z Miami Heat w poprzednim tygodniu Pop powtórzył swoje słowa, mówiąc, że dalej nie ma “zacementowanej” pierwszej piątki.
O czym jeszcze warto wspomnieć w kontekście Spurs? Wembanyama w porównaniu do poprzedniego sezonu miał zyskać ponad 11 kilogramów. Obecnie jego oficjalna waga wynosi bowiem 235 funtów, czyli w przybliżeniu 107 kilogramów. Jak powiedział Sochan: faktycznie wygląda na większego. To na pewno nie jest dobrą informacją dla rywali Spurs. Właśnie od rozwoju Francuza w dużej mierze zależy zresztą, jak będzie wyglądał sezon “Ostróg”. Jeśli Wemby już teraz wskoczy do ścisłego grona najlepszych graczy w lidze (ESPN umieściło go w swoim rankingu graczy na sezon 2024/2025 na 11. miejscu!), San Antonio raczej nie znajdzie się ponownie w gronie kilku najgorszych zespołów w lidze.
Jedno jest pewne: 20-latek naprawdę pracował nad swoim rozwojem. Przed igrzyskami olimpijskimi miał przez dwa miesiące trenować w San Antonio. Natomiast już po najważniejszej imprezie czterolecia… ponownie wrócił do Teksasu i oddał się treningom na kilka tygodni. W ich czasie m.in. ćwiczył z Jamalem Crawfordem, kultowym graczem NBA, nad umiejętnością kozłowania oraz grą jeden na jednego. – Różnica jest taka, że poprzedni sezon był moim pierwszym doświadczeniem. Biegałem po boisku i grałem nieco spontanicznie. Teraz utniemy trochę błędów, które popełniają młodzi gracze. Trener dał mi rok, żebym zrozumiał swoje mocne i słabe strony. A teraz nadszedł czas, żebym wyznaczał dla siebie standardy – zapowiadał w rozmowie z ESPN widocznie zmotywowany Wembanyama.
Oczywiście – im lepsza postawa Wemby’ego, tym lepiej dla Sochana. Raz, że Francuz ma świetny przegląd pola i już w presezonie znajdował Jeremy’ego pod koszem. A dwa, że nasz koszykarz zwyczajnie może wykorzystywać uwagę, jaką będą poświęcać Victorowi obrońcy drużyn przeciwnych. Osobna sprawa to natomiast postać Paula: on również może pomóc Polakowi.
– Jest w lidze już od jakiegoś czasu. Grał w różnych klubach, z różnymi trenerami. Bardzo dobrze widzi grę – chwalił nowego zawodnika Spurs Sochan. – Kolejną rzeczą, która nam pomaga, jest to, że dużo do nas mówi. Widzi coś i od razu się tym dzieli. Czyta grę, dobrze radzi sobie z zasłonami. Wyprowadź go na czystą pozycję, a on cię znajdzie. To naprawdę świetne. I mówi do nas wszędzie, w trakcie gry, na ławce, w szatni. Dosłownie wszędzie. Bardzo to doceniamy. Przez dwa ostatnie lata nie mieliśmy tak naprawdę żadnych weteranów. Kiedy masz kogoś, kto jest w lidze tak długo i znajdzie się w Galerii Sław, to pomaga to w zrozumieniu gry.
Czego oczekiwać?
Szatnia Spurs jest zgodna: w najbliższych rozgrywkach celem zespołu musi być walka o fazę play-off. Devin Vassell użył nawet stwierdzenia, że to jedyne, o czym myśli. Trzeba jednak zejść na ziemię. W przedsezonowych zapowiedziach próżno szukać prognoz, aby Spurs mieli znaleźć się w gronie ośmiu czy nawet dziesięciu najlepszych drużyn Zachodu. Ba, gorsze od Spurs notowania ekspertów mają tylko Portland Trail Blazers oraz Utah Jazz. To jednak nie do końca świadczy o słabości składu San Antonio, ale o tym, jak utalentowana jest konferencja zachodnia. Porównując natomiast Spurs do Charlotte Hornets, Washington Wizards, Toronto Raptors oraz paru innych wschodnich ekip: trudno nie dostrzec przewagi Sochana i spółki.
Spodziewajmy się zatem, że tym razem Spurs uda się wygrać zdecydowanie więcej meczów niż 22 (liczba z poprzednich rozgrywek). A Sochan? Liczymy na skuteczniejszego, lepiej wykorzystującego swoje atuty Polaka. Mamy nadzieję, że będzie też perfekcyjnie uzupełniał się z Paulem i Wembym. A w dalszej perspektywie trzymamy też kciuki, aby udany sezon 2024/2025 idealnie przygotował Jeremy’ego do pełnienia roli lidera reprezentacji Polski na Eurobaskecie 2025.
Czytaj więcej o NBA:
- Tydzień do startu NBA. Jakie zespoły będą rozdawać karty? [TOP10]
- LeBron i Bronny razem. Początek czegoś wielkiego czy tylko miła historia?
- Chicago nie zapomni Derricka Rose’a
Fot. Newspix.pl