Reklama

Jaka tam pogoda u was na górze? Historie sportowych olbrzymów

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

18 września 2024, 12:39 • 9 min czytania 4 komentarze

Jeśli mierzysz przynajmniej 213 cm wzrostu, masz 17 procent na to, że zagrasz w NBA – takie statystyki wędrowały niegdyś po amerykańskich mediach. W sporcie, owszem, warto być wysokim, ale są pewne granice. Historie takie jak Mortezy Mehrzadselakjaniego, drugiego najwyższego człowieka świata, który niedawno zdobył złoty medal igrzysk paralimpijskich, to rzadkość. Jak potoczyły się losy innych olbrzymów w świecie sportu?

Jaka tam pogoda u was na górze? Historie sportowych olbrzymów

Powyższa statystyka została przedstawiona w poprzedniej dekadzie przez Pabla Torre’a, dziennikarza Sports Illustrated. I – co warto podkreślić – dotyczy nie tylko osób mierzących 213 cm wzrostu, ale podchodzących ze Stanów Zjednoczonych i znajdujących się w przedziale wiekowym 20-40 lat (czyli takim, który predysponuje do uprawiania profesjonalnego sportu). Nawet jednak biorąc pod uwagę takie widełki, liczby podane przez Torre’a wciąż robią wrażenie.

Morteza Mehrzadselakjani akurat nigdy w NBA nie zagrał i nie miał na to szans, ale jest najlepszym na świecie zawodnikiem w siatkówce na siedząco. I trudno się temu dziwić, kiedy weźmiemy pod uwagę, że mierzy aż 246 cm wzrostu. Jego zasięg ramion jest czymś, na co rywale kadry Iranu absolutnie nie potrafią odpowiedzieć. Stąd w Paryżu reprezentacja z Bliskiego Wschodu po raz kolejny obroniła tytuł mistrzów paraolimpijskich.

Reprezentacja Iranu w siatkówce na siedząco podczas igrzysk paralimpijskich w Rio de Janeiro. Może was to zaskoczyć: Morteza Mehrzadselakjani to ten drugi od lewej. Fot. Newspix

Reklama

Istnieje pewna granica w warunkach fizycznych, której przekroczenie pozwala robić rzeczy niesłychane i nieosiągalne dla reszty śmiertelników. Kiedy będziesz miał odpowiedni zasięg, zrobisz wsad do kosza, praktycznie nie odrywając się od ziemi. Na stojąco zablokujesz znajdującego się po drugiej stronie siatkarza. Albo wyprowadzisz cios tak, że żadna kontra cię nie dosięgnie.

Inne czynniki (zdrowie, brak koordynacji, a czasem tężyzny fizycznej) sprawiają jednak, że ludzi znacznie przekraczających wspomniane 213 cm wzrostu i odnoszących sukcesy w świecie sportu, znajdziemy bardzo niewielu.

Ej, ile masz wzrostu i czemu nie jesteś na boisku?

Jest jedno miejsce, które jak żadne inne kojarzy się z wysokimi sportowcami. To oczywiście NBA. I choć w obecnych realiach, aby zagrać w najlepszej lidze świata, trzeba czegoś znacznie więcej, niż warunków fizycznych, to warto zaznaczyć, że w przeszłości faktycznie trafiali do niej ludzie, za którymi przemawiały głównie długie kończyny.

Tacy, jak Mark Eaton. To jeden z najlepszych blokujących w historii NBA, uczestnik Meczu Gwiazd, dwukrotny najlepszy obrońca ligi. Sęk jednak w tym, że urodzony w 1957 roku Amerykanin… jako nastolatek w ogóle nie myślał o karierze sportowej. Po skończeniu liceum pracował jako mechanik samochodowy. Z racji jednak, że mierzył aż 224 cm wzrostu, zwracał na siebie uwagę przypadkowych ludzi. I w końcu został dostrzeżony przez Toma Lubina, trenera koszykówki.

Ten przekonał go, że musi spróbować zrobić karierę w tej dyscyplinie. Eaton nie ośmielił się nie zgodzić. I zaczął grać w basket na uczelni. Szło mu średnio, ale za radą legendarnego Wilta Chamberlaina, którego spotkał na miejskim boisku (tak, to prawdziwa historia), postanowił skupić się niemal wyłącznie na defensywie i zbiórkach. Zamiast próbować robić rzeczy, które mu nie wychodzą, po prostu wykorzystywał jak mógł swoje 224 cm i niebotyczny zasięg ramion.

W ten sposób Eaton w końcu, w wieku 25 lat, trafił do NBA. Potencjał dostrzegli w nim Utah Jazz. Od 1982 roku dryblasowi szło już z górki. Spędził w najlepszej lidze świata aż dwanaście sezonów. A co najlepsze: poszedł tym samym w ślady Swena Natera, innego wysokiego młodzieńca, który został wyskautowany przez wspomnianego Lubina (choć co warto zaznaczyć – Nater miał „tylko” 211 cm wzrostu).

Reklama

Inny przykład, w którym warunki fizyczne niejako „wymusiły” karierę koszykarską, dotyczy Manute Bola. To najwyższy zawodnik w historii NBA – mierzący aż 231 cm wzrostu. A zarazem człowiek, który podobno… nie był najbardziej rosłą osobą w swojej rodzinie. Bol pochodził bowiem ze słynnego sudańskiego plemienia Dinka, najwyższej grupy etnicznej Afryki, i jak twierdził: miał pradziadka, który mierzył 7 stóp i 10 cali (239 cm).

Co zapewne was nie dziwi: w czasach nastoletnich Bol nie miał najmniejszego kontaktu z pomarańczową piłką. W 1982 roku przypadkowo trafił na niego jednak Don Feeley, amerykański trener koszykówki, prowadzący obóz sportowy w Sudanie. Przy jego pomocy Manute przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych. Niedługo później miał zostać wybrany w drafcie NBA przez Phoenix Suns, mimo braku jakiekolwiek koszykarskiego doświadczenia.

W drogę weszły jednak kwestie formalne. Okazało się, że Bol nie został zgłoszony do draftu w wyznaczonym terminie, przez co musiał z niego ostatecznie zrezygnować. W międzyczasie Amerykanów zszokowała inna rzecz: Sudańczyk, owszem, miał paszport, ale wynikało z niego, że był 19-latkiem mierzącym… 157 cm. Co ciekawe, przez brak rzetelnych dokumentów prawdziwa data urodzenia Bola nie jest znana do dzisiaj.

W każdym razie: Manute był już w Stanach Zjednoczonych i musiał coś ze sobą zrobić. Stąd zaczął grać w kosza na Uniwersytecie Bridgeport. Jak sobie radził? Bardzo dobrze, choć mówimy też o niskim poziomie – drugiej dywizji uczelnianej koszykówki w USA. Sudańczyk budził w niej niemałe zainteresowanie, ze względu na swój wzrost i – nie oszukujmy – szokująco chudą sylwetkę. Jego drużyna każdy mecz rozgrywała przy wypełnionych po brzegi trybunach, na których mogło zmieścić się niecałe 2 tysiące kibiców.

Po roku spędzonym na uczelni Bol ponownie spróbował załapać się do NBA. I tym razem mu się udało. Został wybrany w drafcie przez Washington Bullets, z wysokim (jak na jego CV) 31. numerem. W kolejnych latach Sudańczyk wykorzystywał swoje kosmiczne warunki fizyczne w podobny sposób jak Eaton. Czyli blokował niebotyczne liczby rzutów. I dopóki nie dopadły go problemy zdrowotne, był całkiem przydatnym zawodnikiem. Choć umiejętności stricte koszykarskie miał bardzo nikłe.

Siatkarze? W sumie kurduple

Czy takie historie jak Eatona oraz Bol mogą mieć miejsce w XXI wieku? Powiemy w ten sposób: jest o nie o wiele trudniej, ale i tak się trafiają. Przywołać możemy przykład Waltera Tavaresa, który w koszykówkę zaczął grać w wieku 17 lat. Wszystko za sprawą niemieckiego turysty, który dostrzegł go w 2009 roku podczas robienia zakupów w Republice Zielonego Przylądka.

Niedługo później ten sam człowiek odezwał się do trenera koszykarskiego z klubu Gran Canarii i powiedział, że znalazł smukłego chłopaka mierzącego 221 cm wzrostu. Tavares został zaproszony na testy do Hiszpanii. I przeszedł je pomyślnie. Okazało się, że bowiem dysponuje nienajgorszą koordynacją ruchową (w jej rozwoju pomogło mu granie w futbol na plaży), a jego wielkie dłonie pozwalają mu chwytać piłkę jak pilot do telewizora.

Z czasem Tavares trafił do NBA, gdzie za wiele nie pograł, ale w końcu zakotwiczył na dłużej w Realu Madryt. I to właśnie w hiszpańskiej drużynie wypracował sobie markę jednego z najlepszych środkowych Euroligi. A zaznaczmy: podobnie jak w przypadku Eatona i Bola wszystko zaczęło się od tego, że nieznajomy rzucił mu: ej, powinieneś grać w koszykówkę!

Inna dyscyplina, która jest w teorii idealna dla takich dryblasów, to oczywiście siatkówka. Ta ma jednak swoje ograniczenia, które sprawiają, że nie trafiają do niej aż tak wysokie osoby jak do basketu. O czym mówimy? Aby odnosić sukcesy w siatkówkę, trzeba jednak choć w najmniejszy sposób próbować grać w obronie, co łączy się z rzucaniem się po parkiecie za piłką.

Swego czasu za najwyższego siatkarza świata uważano Wuttichai Suksarę. Zawodnik z Tajlandii mierzył 224 cm wzrostu i grywał w rodzimej lidze, dopóki nie skończył przed paroma laty kariery. Tę historię możemy jednak bardziej traktować jako ciekawostkę. Bo rzeczywistą karierę zrobili siatkarze już o kilka centymetrów niżsi. Rosjanin Dimitri Muserski (218 cm) w poprzedniej dekadzie był uważany za jednego z najlepszych zawodników na świecie. Bartłomiej Lemański (217 cm) obecnie grywa na niezłym poziomie w PlusLidze, ale w przeszłości zaliczył parę występów w reprezentacji Polski. Renan Buiatti (217 cm) przez jakiś czas występował natomiast w reprezentacji Brazylii.

Bartłomiej Lemański (z numerem 7) podczas tegorocznego Memoriału Arkadiusza Gołasia. Fot. Newspix

Hasło „wysoki siatkarz” może sprawić też, że do głowy przyjdzie wam mierzący 215 cm wzrostu Marcin Nowak. Wielokrotny reprezentant Polski miał długą i owocną karierę, którą zakończył w 2017 roku jako 42-latek. Nie wszyscy wiedzą jednak, że w czasach nastoletnich późniejszy olimpijczyk z Aten miał propozycję… wyjechania do Stanów Zjednoczonych i grania w uczelnianą koszykówkę.

Z racji jednak, że z siatkówką miał więcej wspólnego, postanowił nie rezygnować z bardziej lubianej przez siebie dyscypliny. Tak jak jednak w innych historiach, które wam przybliżyliśmy: same warunki fizyczne wystarczyły Nowakowi, żeby otrzymał naprawdę ciekawe propozycje.

Jak nie sport, to rozrywka

Nie ma co ukrywać, że w pewnym momencie kończy się bycie wysokim mężczyzną, a zaczyna uchodzenie za zjawisko, za którym obraca się co druga osoba spotkana na ulicy. Niestety nie każdy człowiek, który wystaje o parę głów nad resztą, może trafić do świata sportu. Istnieje jednak alternatywna droga, czyli rozrywka.

André René Roussimoff urodził się w 1946 roku i cierpiał na gigantyzm. Stąd rósł nie tylko szybko, ale trudno było przewidzieć, na ilu centymetrach wzrostu w końcu się zatrzyma. Ostatecznie Francuzowi można było wpisać w dokumenty ich 224. Co jednak go jeszcze charakteryzowało: nie należał do chucherek. Ważył tyle, ile dwóch dorosłych facetów o słusznej posturze.

Nic zatem dziwnego, że jako 18-latek Roussimoff zaczął uprawiać zapasy. Jego walki były tak widowiskowe (z oczywistych powodów), że z czasem zaczęły przyciągąć nie tylko miejscowych kibiców, ale i telewizję. Francuz stał się sensacją najpierw w swoim rodzinnym kraju. Potem w Japonii. Aż wreszcie trafił do Stanów Zjednoczonych, w czym pomógł mu słynny promotor Vincent J. McMahon.

Roussimoff zaczął być znany jako „Andre the Giant”. Był jedną z twarzy federacji wrestlingowej WWWF, potem przemianowanej na WWF (aż w końcu oczywiście WWE). Na ringu pojawiał się nieprzerwanie do 1993 roku, kiedy zmarł w śnie przez niewydolność serca. W latach świetności nieobcy był mu też świat filmu, a jego historia jest wspominana do dzisiaj.

Na przestrzeni lat w amerykańskim wrestlingu pojawiały się oczywiście inne postacie, które charakteryzowały kosmiczne warunki fizyczne. Jorge González, znany jako Giant Gonzalez, był nawet wyższy od Andre, bo mierzył 244 cm. Mówimy o Argentyńczyku, który początkowo chciał zrobić karierę w koszykówce, ale przeszkodziły mu w tym poważne kontuzje kolan. Co zresztą ciekawe: w WWE też nie zagrzał długo miejsca. Do dzisiaj jest wspominany jako spory niewypał w ofercie Vince’a McMahona, wieloletniego szefa tej organizacji i syna odkrywcy talentu Roussimoffa.

W tym miejscu możemy wspomnieć, że imponująca postura otworzyła też drzwi do wielkiego wrestlingu Polakowi. Babatunde Aiyegbusi urodził się w Oleśnicy i przez lata grywał w stawiający w Polsce pierwsze kroki futbol amerykański. W połowie poprzedniej dekady spróbował przedostać się do mekki tej dyscypliny, czyli NFL. W 2015 roku był nawet na testach w Minnesocie Vikings – ale ostatecznie nie zdołał przekonać do siebie Amerykanów i stać się częścią tej drużyny.

Babatunde nie zamierzał jednak prędko wracać do Polski. Uznał, że jego warunki fizyczne (206 cm, spora masa mięśniowa) oraz charakter showmana idealnie sprawdzą się w WWE. I miał rację. W amerykańskiej organizacji wrestlingu spędził dobre parę lat, będąc znany jako Dabba-Kato, Babatunde oraz Commander Azeez.

Jak możecie zwrócić uwagę: żaden ze wspomnianych przez nas olbrzymów nie może równać się pod kątem rozmiarów z Mortezem Mehrzadselakjanim. I nic dziwnego. Bo Irańczyk to zdecydowanie najwyższy uczestnik igrzysk (biorąc pod uwagę i olimpijczyków, i paralimpijczyków) w historii. A zarazem jeden z tych sportowców, którego podobnie jak Manute Bola oraz innych wyżej wymienionych, wspominany będzie latami.

Czytaj więcej:

Zdjęcie główne: Walter Tavares. Fot. Newspix

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Łukasz Masłowski w Rakowie? „Nie ma umowy, która nie jest do rozwiązania”

Bartosz Lodko
2
Łukasz Masłowski w Rakowie? „Nie ma umowy, która nie jest do rozwiązania”

Polecane

Komentarze

4 komentarze

Loading...