Co to był za mecz! Byliśmy właśnie świadkami spotkania z udziałem reprezentacji Polski, które przejdzie do historii – i to nie tylko naszej siatkówki, ale i całego sportu. Wyglądało na to, że już nic nie jest w stanie pomóc drużynie Nikoli Grbicia, a w finale igrzysk zamelduje się zespół USA, tymczasem Biało-Czerwoni odwrócili wszystko na swoją stronę i ostatecznie to my pokonaliśmy rywali 3:2. – Wyszliśmy zwycięską ręką z meczu, kiedy wydawało się, że nie damy rady – mówi nam Daniel Pliński, obecnie trener, a kiedyś znakomity środkowy, który z kadrą zdobył m.in. złoto mistrzostw Europy w 2009 roku.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI: Trudno zebrać myśli po takim meczu, nieprawdopodobny powrót naszych siatkarzy.
DANIEL PLIŃSKI: To było coś naprawdę niesamowitego. Zanosiło się, że będzie 1:3 i zagramy o brązowy medal. Amerykanie mieli mnóstwo szans i ich nie wykorzystali, ale my za to walczyliśmy w każdym momencie i nawet przez chwilę się nie poddaliśmy. Myślę, że spore znaczenie w kontekście całego wyniku miała kontuzja Marcina Janusza. Grzesiu Łomacz dał kapitalną zmianę i najprawdopodobniej, gdyby nie ten uraz, to tej zmiany by w ogóle nie było. Ale to po prostu tak już jest, lepsza drużyna powinna mieć szczęście i to szczęście było dziś po naszej stronie.
Zatem kilka słów o Łomaczu. Świetnie wszedł w czwartym secie, obudził Fornala, w tie-breaku też miał dobre decyzje.
W trzech pierwszych setach Tomek Fornal był trochę schowany, mało atakował. I nasza gra była również bardzo czytelna. Tymczasem po wejściu Grześka mocno się to pozmieniało, a wszystkie strefy zostały uruchomione i już tak łatwo Amerykanie nie mogli ustawić bloku. Ale bohaterem tego czwartego seta, oprócz Łomacza, jest też właśnie Fornal. W pewnym momencie wszedł na niewiarygodny poziom, wszystko kończył, poczuł się pewnie i dodał energii całemu zespołowi. Troszkę przepychanek, małych spięć pod siatką, myślę, że właśnie tego ta drużyna potrzebuje i że w ten sposób złamaliśmy Amerykanów.
Dwoił się i troił również Wilfredo Leon.
Tak, oczywiście. Powtarzałem to już wielokrotnie – jesteśmy obecnie uzależnieni od Leona i gdyby nie jego postawa, to na pewno w tym finale by nas nie było. Niemniej jednak, żeby awansować w takim meczu, na świetnym poziomie muszą zagrać wszyscy. I to dzisiaj zrobiliśmy, a Amerykanie mogą sobie mocno pluć w brodę. Ten mecz się zanosił na 3:1 dla nich, mieli wszystko w swoich rękach, nie wykorzystali tego. A nam dodatkowo dopisało jeszcze szczęście i teraz możemy się z tego wszystkiego po prostu cieszyć.
Martwiliśmy się kontuzją Mateusza Bieńka, ale dzisiaj środek funkcjonował dobrze.
Zdecydowanie tak. Dla mnie szóstkowymi graczami są Bieniu i Kochan, ale trzeba pamiętać, że Huber to jest również kawał gracza. I mamy trzech takich środkowych, że każdy z nich może grać. To dzisiaj się potwierdziło.
Mają do nas pecha w takich meczach Amerykanie. Przypomniał mi się półfinał mistrzostw świata w 2018 roku, gdzie też odwróciliśmy sytuację z 1:2 w setach i wygraliśmy po tie-breaku. A w finale pewna wygrana z Brazylią. Teraz też to doda nam skrzydeł?
Absolutnie. Wyszliśmy zwycięską ręką z meczu, kiedy wydawało się, że nie damy rady. Ta wiara do samego końca, walka, dużo ryzyka na piłkach sytuacyjnych – przede wszystkim u Tomka Fornala – to zadecydowało dzisiaj o wygranej. I wierzę, że po takim spotkaniu poradzimy sobie również w walce o złoty medal igrzysk w Paryżu.
Paweł Zatorski łapie kontuzję i nie możemy go zmienić. Nie powinny się zmienić zasady, by zamiast zespołu 12+1 była po prostu drużyna czternastoosobowa?
Nie ma co za bardzo o tym dyskutować, bo decyzje zostały już podjęte – takie, a nie inne. Oczywiście, lepiej byłoby mieć do dyspozycji czternastkę graczy, bo to już się przecież zmieniło na mistrzostwach świata czy Europy. Na igrzyskach dalej gramy dwunastką i trochę jest to dla mnie niezrozumiałe. Natomiast nie szukałbym tutaj przyczyny złej gry w tym trzecim secie, bo tam po prostu dużo złego się działo w naszej reprezentacji. Przede wszystkim graliśmy zbyt czytelnie.
Pochwaliliśmy, a teraz poszukajmy pola do poprawy. Szwankowała u nas ta zagrywka.
Nie chciałbym po wygranej w takich okolicznościach, po takim zwycięstwie, doszukiwać się tego, co było złe. W porządku, nie szło trochę w tym elemencie, ale co z tego, jeśli w tie-breaku przy stanie 11:10 poszedł Bartek Kurek i wykonał trzy świetne zagrywki. To, swoją drogą, pokazuje niesamowitą odporność psychiczną, ale też sporo mądrości, doświadczenia. I to było to, czego w czwartym secie zdecydowanie Amerykanom zabrakło.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Drugi półfinał, Włochy grają z Francją. Zacznijmy od tych pierwszych – czy w przypadku ewentualnego finału z Italią będzie jeszcze rozpatrywana ta porażka w fazie grupowej?
Kompletnie to wymazujemy. Nie ma to już żadnego znaczenia. Widzieliśmy, co się działo w meczu Włochów z Japonią. Ci drudzy wygrywali 2:0 w setach i mieli 24:21, a i tak przegrali. To moim zdaniem może podbudować reprezentację Włoch zdecydowanie bardziej niż tamta wygrana w ostatnim spotkaniu grupowym z Polską. A my już na pewno tego starcia nie bierzemy pod uwagę.
Na drugim biegunie Francja. Sportowo słabsi od Włochów, ale niesamowicie pomagają im ściany – czy to w postaci publiczności, czy nawet sędziów, jak to miało miejsce w meczu z Niemcami. Jaki to byłby dla nas rywal?
Z całej czwórki, która awansowała do półfinałów, to właśnie Francuzi mają najwięcej problemów z własną grą. Ale są u siebie i z pewnością to ich niesamowicie niesie. W składzie nie brakuje indywidualności, choćby w postaci Earvina N’Gapetha, który jest zawodnikiem nieprawdopodobnym, może odpalić w każdej chwili i zadecydować o wyniku spotkania, zrobić dosłownie wszystko. Włosi będą dziś delikatnym faworytem w starciu z Francuzami, ale myślę, że to też będzie mecz bardzo stykowy i zaważą o rezultacie pojedyncze piłki.
ROZMAWIAŁ BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO: