Jako dziecko uwielbiał horrory. Oglądał je z mamą. Gdy jako zawodnik walczył o powrót na boisko, pomogli mu Robert Lewandowski i kontrowersyjny lekarz Bayernu Monachium. Był zapominalski, zresztą do dzisiaj trochę jest. Uwielbiał żartować, a w swoim popisowym numerze udawał dziennikarza. Dziś Michał Winiarski osiąga wspaniałe wyniki z reprezentacją Niemiec i Aluronem CMC Wartą Zawiercie. W paryskich igrzyskach Niemcy są w ćwierćfinale i nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. – Jest już panem trenerem. Poprowadzenie przez niego Polaków to tylko kwestia czasu – mówi nam Marcin Możdżonek. Inni rozmówcy wypowiadają się w podobnym tonie.
Chciano, by był asystentem Nikoli Grbicia, gdy ten przejął w 2022 roku reprezentację Polski siatkarzy. Z dobrego źródła słyszymy, że Michał Winiarski był pierwszym kandydatem. Otrzymał ofertę, ale odmówił. Wiedział już, że Niemcy widzą go u siebie w roli pierwszego szkoleniowca i trudno mu się dziwić, że wolał pełnić tę rolę.
Dziś Niemcy pod jego wodzą są największą rewelacją paryskich igrzysk w męskiej siatkówce. Nie da się wykluczyć scenariusza, że zajdą w nich dalej, niż Polacy.
***
Obrazek, na którym ma zamknięte oczy i podnosi do góry puchar za mistrzostwo świata w katowickim Spodku, jest znany wielu kibicom siatkówki. Był 2014 rok, a Winiarski pełnił rolę kapitana w drużynie Stephane’a Antigi, która dała Polsce pierwsze mistrzostwo świata od 40 lat. Ale tamten turniej nie był dla niego łatwy. W meczu z Iranem (3:2) poczuł ból, jakby coś mu strzeliło w kręgosłupie. Nie był w stanie dalej grać. Rozpoczęła się walka z czasem, by zdążył chociaż na półfinał przeciwko Niemcom (3:1). Poprosił lekarzy o blokadę i w kanał kręgosłupa wprowadzono mu steryd. W półfinale czuł ból, ale jakoś sobie poradził. W finale przeciwko Brazylii wszystko puściło. Skupił się na grze, a później podniósł w górę trofeum. Ale w kolejnym roku powróciły problemy ze zdrowiem, tym razem z łydką. Naderwał mięsień raz, później drugi. Szukał informacji, kto może mu pomóc i dzięki Robertowi Lewandowskiemu trafił do lekarza Bayernu Monachium, kontrowersyjnego Hansa-Wilhelma Mullera Wohlfahrta. Ten w kilka dni postawił go na nogi, wstrzykując zastrzyki, zawierające… wyciąg z byczej krwi.
Winiarski mówi, że jako zawodnik nigdy nie kalkulował. Najważniejsze było to, co tu i teraz. Jeżeli coś robił, to zawsze na sto procent. To ostatnie charakteryzuje go również jako szkoleniowca. Gdy obejmuje drużynę, daje jej tyle, ile tylko jest w stanie.
„Ta kariera jest nieoczywista”
Marcin Możdżonek, również były kapitan reprezentacji, mówi w rozmowie z Weszło: – Kariera trenerska Michała jest dla mnie… bardzo nieoczywista. To był zakręcony chłopak, zapominający często butów, koszulek. Cały Winiar. Śmialiśmy się z tego często, ale oczywiście wszyscy go lubili, bo nie da się go nie lubić. Przy tym wszystkim był jednak kapitalnym zawodnikiem, to trzeba jasno powiedzieć. Zarażał spokojem, cieszył się dużym autorytetem. Może czasami miał tylko trochę głowę w chmurach. A teraz jest trenerem klubu i reprezentacji, wszystko ma poukładane. I mnie osobiście bardzo miło patrzy się na to, jak z siatkarza bujającego w obłokach stał się profesjonalnym, świetnie zorganizowanym trenerem. A właściwie to panem trenerem, bo tak Michała trzeba już nazywać – komplementuje kolegę Możdżonek.
Michał Winiarski i Roberto Piazza. Fot. Newspix
Pracę trenerską Winiarski rozpoczął w Skrze Bełchatów, gdzie w latach 2017-2019 był asystentem znakomitego włoskiego szkoleniowca, Roberto Piazzy. – Kiedy pojawiłem się w Skrze, Winiar był jeszcze zawodnikiem i w jego głowie już kiełkowała ta myśl, żeby zostać najpierw asystentem, a później pierwszym trenerem. Kończył swoją przygodę na boisku i rozmawiał jeszcze ze mną o byciu rezerwowym, a jednocześnie członkiem sztabu. Powiedziałem mu wtedy: „Nie, Winiar. Musisz podjąć decyzję – albo jedno, albo drugie. Jeśli chcesz dojrzewać jako trener, w mojej ocenie powinieneś skupić się tylko na tym”. No i wybrał. W zasadzie od razu zauważyłem jego ogromny potencjał trenerski. Zapytałem kiedyś Winiara, co sprawiało, że był tak dobrym siatkarzem. Odpowiedział, że miał po prostu satysfakcję z grania na sto procent, na maksimum swoich możliwości. Myślę, że on przeniósł to na ławkę. Podziwiam w nim to, że jest bardzo szczerym gościem – tłumaczy Piazza w rozmowie z Weszło.
Wkręcał kolegów, że dzwoni dziennikarz
Od osób, które zetknęły się z Winiarskim, słyszymy, że jest osobą trochę nieśmiałą, która musi bliżej cię poznać, żeby się otworzyć. Jeśli nie o siatkówce, porozmawiasz z nim o muzyce. Jest fanem „Dżemu”, zna teksty wszystkich utworów tego zespołu, a na swoim weselu nieco przerobił jedną ze swoich ulubionych piosenek i zaśpiewał małżonce: „Dagmaro, moja żono”. Winiarski to też człowiek, który mocno chroni swoją prywatność. W ubiegłym sezonie w barwach Aluronu CMC Zawiercie, klubu, który prowadzi, debiutował w PlusLidze jego 17-letni syn, Oliwier, który jest rozgrywającym. Duże wydarzenie, ale ojciec-trener chciał, by było wokół tego jak najmniej szumu. Kiedy dwa lata temu media poinformowały o poważnej chorobie jego siostry (złośliwy rak piersi), nie odnosił się do tego publicznie, ale jednocześnie bardzo ją wspierał. Ta empatia oraz pomaganie innym są zresztą charakterystyczne w jego rodzinie: wspominana siostra, była siatkarka, udzielała się charytatywnie.
Od innych osób słyszymy, że jak mało kto potrafi zadbać o atmosferę w zespole oraz relacje w grupie. Ale Winiarski-trener na pewno różni się od Winiarskiego-zawodnika. – Gdy razem graliśmy, to był wesołek, żartowniś – mówi nam Możdżonek.
W wywiadzie w książce „Ludzie ze złota” o swoim popisowym numerze, robionym kolegom, Winiarski opowiadał tak: „Krzysiek Ignaczak zadzwonił kiedyś do mnie, podając się za dziennikarza. Spodobał mi się ten numer. Zacząłem dzwonić i wkręcać chłopaków. Zdarzało się, że siedzieliśmy w pokoju w grupie, ja rozmawiałem, a telefon był ustawiony na trybie głośnomówiącym. Na początku zadawałem standardowe pytania, a później zaczynało się wypuszczanie. Pytałem np.: „Czy czuje się pan ojcem zwycięstwa?” „Słyszeliśmy, że jest pan hazardzistą. To prawda?” Albo: „Opowie mi pan o swoich problemach z alkoholem?” Po drugiej stronie wyczuwałem wtedy zakłopotanie, niezręczność. To było najczęściej ostatnie pytanie. Chwilę później mówiłem, że to jednak ja, albo po prostu szedłem do pokoju kolegi, który myślał, że udziela wywiadu dziennikarzowi. Pamiętam, że najczęściej podawałem się za Kamila Drąga, bo on od lat pracuje w „Przeglądzie Sportowym”, więc znają go wszyscy”.
Zapomniał o spotkaniu
Samodzielna praca Winiarskiego w klubie PlusLigi po współpracy z Piazzą była kwestia czasu. Do byłego reprezentanta Polski odezwał się pięć lat temu prezes Trefla Gdańsk, Dariusz Gadomski. Zrobił to, choć słyszał w kuluarach od niektórych osób, że Winiarski raczej nie rokuje jako pierwszy trener, m.in. dlatego, że jest zapominalski.
Jest, to prawda. Gdy w 2019 roku umówił się z dwójką dziennikarzy na wywiad do książki, ci przyjechali do Bełchatowa, ale Winiarskiego nie ma. Mija trochę czasu, dalej nie przyjechał. W końcu dzwonią do niego i ma miejsce taka rozmowa:
– Jesteśmy na miejscu.
– Umówiliśmy się na dzisiaj?
– Tak, na dzisiaj.
– Kurde. A ja właśnie koszę trawę. Jadę do was. Będę za pół godziny.
Przyjechał, przeprosił i poświęcił im ponad dwie godziny. Cały Winiarski.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Ale wróćmy do Gadomskiego, który nie przyjął się tymi głosami. – Miło mnie zaskoczył, oddał się pracy w stu procentach. Nawet bardziej, bo czasami trzeba było go wyrzucać z biura, gdzie potrafił nawet kilka razy oglądać mecz przeciwnika, by znaleźć jakieś jego słabsze strony. Atuty Michała to doświadczenie i doskonała umiejętność czytania gry. On świetnie potrafi ocenić, co rywal zrobi w kolejnej akcji czy akcjach. Często robił zmiany i mówił zawodnikowi: „Idziesz w tę strefę w ciemno, niczym się nie przejmuj.”. Wielokrotnie przynosiło to zamierzony efekt – opowiada nam prezes Trefla.
Pomógł Urbanowiczowi
Gadomski mówi też, że Winiarski dostrzegł spory talent u 18-letniego wówczas środkowego, Karola Urbanowicza. – Michał go trochę ciągnął za uszy. Włożył masę czasu, energii w to, by Karol się rozwinął i był obecnie w tym miejscu, w którym jest – dodaje prezes Trefla.
Urbanowicz latem przenosi się z gdańskiego klubu do ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle, gdzie wszyscy bardzo na niego liczą. – To był mój pierwszy sezon w seniorskiej siatkówce. Tak naprawdę nie wiedziałem do końca, z czym to się je. I myślę, że trener Winiarski był dla mnie w tamtym okresie najlepszym szkoleniowcem, na jakiego mogłem trafić. Bardzo dużo się przy nim nauczyłem, poświęcił mi mnóstwo czasu. Widzieli to też zresztą moi koledzy z drużyny, którzy mówili, żebym doceniał to, z kim pracuję i jakie mam szczęście. Trener Winiarski to autorytet. Wzbudza szacunek, ale płynie od niego też ogrom ambicji. I tę ambicję, walkę o marzenia, zaszczepiał również w nas, swoich zawodnikach. Podobało mi się również jego podejście do samych treningów. Panowała na nich oczywiście dyscyplina, ale było to przeplatane z dobrą zabawą – tłumaczy środkowy w rozmowie z Weszło.
Michał Winiarski jako trener Trefla Gdańsk. Fot. Newspix
Trefl jakiś czas temu należał do czołowych drużyn w Polsce, teraz jest bardziej ligowym średniakiem. Wiadomo było, że Winiarski jest na radarze czołowych drużyn PlusLigi. Ostatecznie ściągnął go w 2022 roku szef Aluronu CMC Warty Zawiercie Kryspin Baran, prywatnie dobry kolega Gadomskiego. W tym samym momencie były reprezentant Polski rozpoczął pracę z reprezentacją Niemiec. – Zatrudnienie Michała było inwestycją, ale dokonaną na bazie obserwacji jego dotychczasowej pracy trenerskiej. Dobrymi wynikami nie jestem zaskoczony, a po prostu utwierdzony w tym, czego się spodziewałem. Natomiast w jakimś stopniu obawiałem się rezultatów przy podwyższeniu poziomu sportowego samych zawodników. Michał poradził sobie jednak bez zarzutu, świetnie pracując również z siatkarzami doświadczonymi i mającymi na koncie sporo sukcesów. Szybko znalazł także i z nimi wspólny język, co zresztą przełożyło się pozytywnie na grę zarówno Warty, jak i reprezentacji Niemiec – mówi nam Baran.
Historyczny Puchar Polski
W sezonie 2022/2023 Aluron zajął czwarte miejsce w lidze, przegrywając rywalizację o brąz z Resovią. Ale w ubiegłych rozgrywkach zespół nie tylko sięgnął po wicemistrzostwo Polski, stawiając się w wielkim finale Jastrzębskiemu Węglowi, ale wywalczył też pierwszy w historii klubu puchar kraju. Dla niektórych osób było to niespodzianką, ale dla tych, którzy dobrze znają potencjał Winiarskiego jako trenera – już niekoniecznie. Fakty są takie, że były kapitan kadry rozwija siatkarsko zarówno swój klub, jak i reprezentację Niemiec.
– Nie sądziłem, że aż tak rozwinie ich kadrę. W ubiegłym sezonie drużyna borykała się z wieloma absencjami, głównie z powodu kontuzji. Nie do końca było wiadomo, kto będzie gotowy w okresie przygotowawczym. Michał oczywiście komplementował niemieckich siatkarzy, mówił dużo o ich jakości, ale był przy tym wszystkim duży znak zapytania właśnie ze względu na sporą liczbę urazów. Teraz może liczyć praktycznie na wszystkich podstawowych reprezentantów i również w tym jest jego zasługa, bo wiem, że mocno pracował z całym sztabem medycznym, by tak to wyglądało – dodaje Baran.
Niemcy Winiarskiego robią furorę od dłuższego czasu. Gdy kilka miesięcy przed igrzyskami jechali na turniej kwalifikacyjny do Brazylii, mało kto dawał im szanse na bezpośredni awans, bo obok gospodarzy imprezy startowali w nim jeszcze Włosi. Tymczasem Niemcy pokonali wszystkich i zapewnili sobie bilet do Paryża. Świetnie w ataku grał Georg Grozer – 39-latek, w Polsce znany z występów w Asseco Resovii Rzeszów, którą w 2012 roku doprowadził do mistrzostwa kraju. Pierwszy mecz igrzysk, przeciwko Japonii? Faworytami są Azjaci. Grozer zaczyna go kapitalnie, później ma problemy, ale wraca do niezłej dyspozycji. W całym spotkaniu zdobywa 15 punktów atakiem, pięć blokiem i cztery asami serwisowymi. Spotkanie z Argentyną, wygrane 3:0? 16 punktów Grozera w trzech setach, przy skuteczności w ataku 11/21. Fajnie tak grać, gdy ma się prawie 40 lat, prawda?
Winiarski pomaga drużynie
Ale obserwując Niemców, widać też, jak wiele drużynie potrafi dać Winiarski. Kiedy w spotkaniu z Japonią w drugim secie Grozer zaczął grać gorzej i nie miał wsparcia ze skrzydeł, Polak wymienił dwóch przyjmujących. Na boisko weszli Moritz Karlitzek i Moritz Reichert. Ten pierwszy był skuteczny z lewego skrzydła, atakując raz siłowo, raz technicznie, co myliło Japończyków, a drugi obronił w czwartym secie piłkę meczową. Karlitzek wydaje się po fazie grupowej kandydatem numer jeden na miano największego odkrycia turnieju.
– Szczerze mówiąc, miałem przeczucie, że z reprezentacją Niemiec mu wyjdzie. U nas w klubie poznał rozgrywającego Lukasa Kampę i potem obaj przekonywali Grozera, że warto jeszcze w tej kadrze pograć. To w sumie jest taki znak charakterystyczny tego zespołu pod wodzą Michała – dwóch bardzo doświadczonych siatkarzy, którzy ciągną cały zespół, dając mu wiele jakości. Pamiętam, że gdy mieliśmy w Gdańsku Kampę i Reicherta, to Michał mówił, że mógłby mieć czternastu Niemców, bo czegokolwiek by im nie powiedział, to pracują na sto procent. Więc chyba sam sobie wykrakał tę pracę z reprezentacją Niemiec – śmieje się Gadomski.
Michał Winiarski w roli szkoleniowca kadry Niemiec. Fot. Newspix
Niemcy w ćwierćfinale wpadli na Francuzów i minimalnie większe szanse na zwycięstwo należy dać gospodarzom. Ale drużyna Winiarskiego ma argumenty, by sprawić niespodziankę. W grupie rozegrała już dwa horrory – jeden wygrany 3:2 z Japonią i drugi przegrany 2:3 z USA. Nie da się wykluczyć, że i tu obejrzymy pięciosetówkę. A jeżeli o horrorach mowa, przypomina nam się historia Winiarskiego z dzieciństwa. Znalazł kiedyś w domu kasetę VHS, na której były dwa filmy: „Rocky” i „Dracula”, jedna ze starszych wersji. Obejrzał ją i pokochał horrory. W rozmowie dla „Ludzi ze złota” mówi: „Horrory oglądałem z mamą. Mówiła, że mamy fajny film w telewizji i później go włączaliśmy. Najgorzej było, gdy zostawałem sam w domu. Skrzypienie podłogi działało mocno na wyobraźnię. Kilka lat później z Grześkiem Kokosińskim. klubowym kolegą z AZS Częstochowa, obejrzeliśmy razem The Ring w japońskiej wersji. Gdy film się skończył i niedługo później w mieszkaniu zadzwonił głośno telefon, aż podskoczyliśmy, byliśmy przerażeni. Musiało upłynąć trochę czasu, nim zaczęliśmy się z tego śmiać”.
***
Nie ma w tej chwili w siatkówce drugiego polskiego trenera, który miałby taką markę na świecie i wynik meczu z Francją niewiele w tej kwestii zmieni. Nikola Grbić przed wylotem na igrzyska przedłużył umowę ze związkiem do igrzysk w Los Angeles w 2028 roku i, nawet gdyby Polakom w Paryżu nie wyszło, bardzo możliwe, że będzie kontynuował pracę. Ale kiedyś odejdzie i, jak znamy życie, federacja poszuka Polaka. Tym bardziej, że kandydat będzie oczywisty. Teraz już w roli pierwszego trenera.
Wtedy, gdy zadzwoni telefon, Winiarski nie zareaguje przerażeniem, a radością.
Gadomski: – Ma wszystko, by w przyszłości być trenerem polskiej kadry. I jestem praktycznie przekonany, że tak się stanie.
Możdżonek: – To tylko kwestia czasu.
JAKUB RADOMSKI, BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix.pl