Ma zaledwie dwadzieścia lat i debiutuje na igrzyskach. Kiedy przed turniejem zapowiadała, że jedzie do Paryża po medal, wielu traktowało jej słowa ze sporym dystansem. Jej rywalki pewnie nawet cieszyły się z tego, że zamiast uznanej przeciwniczki, boksują z tak niedoświadczoną zawodniczką. Tymczasem ona w każdej walce pokazywała ogromny talent, klasę, umiejętności i – tak, tak – bokserską rutynę. Tym sposobem Szeremeta przełamała polski impas w boksie olimpijskim i zdobyła pierwszy od 32 lat biało-czerwony medal w tej dyscyplinie! I jak zapewnia, jeszcze nie powiedziała w Paryżu ostatniego słowa. 7 sierpnia o 21:46 zawalczy bowiem o finał!
MŁODA, KTÓRA BOKSUJE JAK STARA
Nasze pięściarki nie były rozstawione w swojej kategorii wagowej. Oznaczało to, że Julia Szeremeta (kat. 57 kg), i Elżbieta Wójcik (kat. 75 kg) już od początku turnieju nie będą faworytkami swoich walk. Ale wiecie co? To z kolei znaczyło, że dla każdej z nich pierwsze starcie może być tym najtrudniejszym.
20-letnia Polka w teorii trafiła najlepsze losowanie, bo jej rywalką została Omailyn Carolina Alcala Cegovia. Wenezuelka może nie posiadała na swoim koncie spektakularnych sukcesów. Ale na jej temat do Polski docierały z Paryża niepokojące sygnały. Cegovia na sparingach miała bowiem prezentować się znakomicie. I w walce postawiła Szeremecie twarde warunki. Ale Julia w ogóle się tym nie przejmowała. Boksowała na ogromnym luzie, w pełni potwierdzając słowa trenera kadry Tomasza Dylaka, który przed startem turnieju olimpijskiego mówił nam tak:
– Nie ukrywam, że dla mnie [Julia] to może być czarny koń. Rywalki, które z nią zawalczą, na pewno będą się cieszyć, że trafiły na młodą Polkę, której nie znają. Ale Julka nie boi się totalnie nikogo. Ona wyjdzie na mistrzynię olimpijską i będzie pewna, że tę walkę wygra. Przed nikim nie czuje żadnego respektu ani stresu. To pokazują też sparingi. Na przykład w Asyżu sparowaliśmy z brązową medalistką olimpijską olimpijską, która w Paryżu będzie jedną z faworytek do medali. I w mojej ocenie Julka ten sparing albo minimalnie wygrała, albo zawalczyła na remis.
Możecie pomyśleć, że Dylak chciał nieco zareklamować swoją podopieczną. Ale sama zainteresowana pokazała w następnym pojedynku, że w powyższej opinii nie było cienia przesady. Rywalką Szeremety była Tina Rahimi, Australijka rozstawiona z drugim numerem w tej wadze, a walką z naszą zawodniczką rozpoczynała olimpijskie zmagania. I na niej je zakończyła, bo boksująca w iście kubańskim stylu Szeremeta bezlitośnie wypunktowała bardziej renomowaną pięściarkę. W trzeciej rundzie bezradna Rahimi starała się nawet zachęcić Julię do jakiegoś szalonego zrywu. Zupełnie jakby myślała, że wygrywa ten pojedynek. Albo liczyła na to, że młoda zawodniczka da się ponieść emocjom. Szeremeta natomiast konsekwentnie ją okrążała i kąsała naprzemiennie lewym oraz prawym prostym. To był pokaz umiejętności, ale też bokserskiej dojrzałości Julii.
Wyświetl ten post na Instagramie
MAMY MEDAL!
Ostatnią przeszkodą Szeremety na drodze do olimpijskiego medalu była Ashleyann Lozada. Na papierze zawodniczka gorsza od dwóch poprzednich, z którymi Szeremeta już walczyła w Paryżu. Stąd Julię czekał kolejny egzamin pięściarskiej dojrzałości polegający na zachowaniu odpowiedniej koncentracji z rywalką, która nie wydaje się mocna… aczkolwiek w poprzedniej walce pokonała Karinę Ibragimovą, więc uznaną markę.
Julka na ring wyszła jako druga. Wydawała się wyluzowana, a na jej ustach gościł ogromny uśmiech. Wraz z pierwszym gongiem tradycyjnie ruszyła na rywalkę z opuszczoną gardą, bardzo pracując na nogach. Przed nią jednak stało niełatwe zadanie, bowiem Lozada dysponowała sporym zasięgiem ramion. Ale Julka znakomicie balansowała ciałem, była niczym nieuchwytny cel, wypluwając w stronę rywalki to lewy, to prawy prosty. Ashleyann zaczęła się frustrować, ale co dla nas najistotniejsze – nie mogła nic poradzić na fenomenalny styl Polki!
Kiedy druga runda przebiegła w podobny sposób, stało się jasne, że tylko trzy minuty dzielą nas od końca długie, trzydziestodwuletniej medalowej posuchy w olimpijskim boksie! I owszem, może zawodniczka z Portoryko była agresywniejsza. Bo taka też być musiała, w końcu to ona przegrywała ten pojedynek. Pięściarka z Karaibów prezentowała się lepiej w porównaniu do poprzednich rund. Ale tylko na tyle, że ostatnie starcie zwyciężyła w oczach zaledwie jednego arbitra. Werdykt całego starcia był jednak jednogłośny i oczywisty: Polka zwyciężyła 5:0!
Tym sposobem Julia Szeremeta, zaledwie dwudziestoletnia zawodniczka debiutująca na igrzyskach olimpijskich, pięściarka tak młoda, że nie miała prawa pamiętać ostatniego polskiego medalu igrzysk polskiego boksu, który w 1992 roku wywalczył Wojciech Bartnik, osiągnęła największy sukces w nowożytnej historii polskiego boksu olimpijskiego.
– Przyjechałam tu po medal i jak powiedziałam, tak zrobiłam. Świetnie się tu bawię na ringu, ale się na tym nie zatrzymuję. Idę po złoto! – powiedziała po wywalczeniu medalu pewna siebie Szeremeta na antenie TVP Sport. I wiecie co? Po tym jak pomiędzy linami wygląda Julia, trudno nam jej w to nie uwierzyć.
Szeremeta do półfinałowej walki w kategorii o 57 kg przystąpi 7 sierpnia o godzinie 21:46. Jej rywalką będzie Nesthy Petecio – 32-letnia zawodniczka z Filipin, która w Tokio zdobyła olimpijskie srebro, a pięć lat temu została mistrzynią świata w tej kategorii wagowej. Będzie to więc niezwykle ciężki pojedynek. Ale po tym, co Julia prezentuje na tym turnieju, wcale nie stawialibyśmy jej na straconej pozycji.
WIELKI REWANŻ
Elżbieta Wójcik to bardzo ekstrawertyczna osobowość. Sam trener Dylak, opisując swoją zawodniczkę w kategorii do 75 kilogramów, śmiał się w rozmowie z nami: – Ona jest trochę… niekonwencjonalna. Jeśli ktoś ją pozna, zobaczy jej styl bycia i zachowanie, to w pierwszym momencie może stwierdzić, że u niej psychicznie jest coś nie tak – stąd trudno dziwić się, że kiedy Ela usłyszała, jaką zawodniczkę w pierwszej walce turnieju olimpijskiego przydzielił jej los, po prostu się popłakała.
Z Irlandką Aoife O’Rourke posiadała bowiem katastrofalny bilans zero zwycięstw i cztery porażki. Owszem, wynik ich starcia na igrzyskach europejskich sprzed roku, które O’Rourke wygrała 3:2, uznano za bardzo kontrowersyjną decyzję arbitrów punktowych. Mimo wszystko, Ela mogła się obawiać starcia z bokserką, która zdawała się być jej przekleństwem.
Pierwsza runda istotnie była bardzo nerwowa w wykonaniu Polki. Miała w niej swoje momenty, ale sędziowie ostatecznie uznali, że to Irlandka była lepsza. W przerwie do akcji wkroczył jednak trener Dylak, który w prostych słowach zmotywował Wójcik. – Całe życie trenowałaś po to, żeby teraz, kurwa, rozpierdolić – powiedział 37-latek.
I poskutkowało! Elżbieta zaczęła dyktować warunki walki, boksowała nieco luźniej i tak wygrała rundę numer dwa. W ostatnim starciu obu zawodniczkom brakowało sił. Martwiło to, że Polka przestała pracować na nogach. Ale mimo wszystko Wójcik była znacznie celniejsza w swoich atakach od rywalki. Sędziowie to docenili i tak wielki rewanż Eli na odwiecznej rywalce z Irlandii stał się faktem. Wójcik wygrała pojedynek 3:2! I cóż z tego, że bilans 28-latki z O’Rourke wynosi 1:4? Wygraną na tym najważniejszym olimpijskim ringu zgarnęła nasza rodaczka.
WÓJCIK ODPADŁA PO KONTROWERSJACH
Przeciwniczką 28-latki była Atheyna Bylon. 35-latka z Panamy to bardzo doświadczona zawodniczka, która 10 lat temu zdobywała mistrzostwo świata w kategorii do 69 kilogramów. Ale niech nie wydaje wam się, że Bylon najlepsze czasy ma już za sobą. Dwa lata temu, już w wadze 75 kg, wywalczyła wicemistrzostwo globu. Innymi słowy, to szalenie niebezpieczna zawodniczka. Ale skoro Wójcik dała radę przełamać się z pięściarką wyżej rozstawioną, która w dodatku była jej ringowym koszmarem, to dlaczego miała nie pokonać kolejnej renomowanej rywalki?
Wójcik na ring wyszła z zupełnie inną energią od Szeremety. Owszem, na jej twarzy gościł uśmiech, ale to rzeczywiście był wyraz twarzy, którego na miejscu rywalek byśmy się obawiali.
Już po pierwszym gongu Ela od razu ruszyła na Byron. Owszem, druga z Polek także intensywnie poruszała się na nogach, lecz nie okrążała rywalki. Raczej wykorzystywała swoją mobilność by doskakiwać do rywalki, zadawała krótką serię, po czym znikała z zasięgu ramion pięściarki z Panamy. I za tę taktykę arbitrzy docenili Elę, która pierwsze starcie wygrała 5:0!
W drugiej rundzie Ela też chciała zastosować taką taktykę, ale 35-latka zdawała sobie sprawę z tego, że musi odrobić straty. Starała się wyprzedzać ruchy Polki, ale przede wszystkim wprowadziła wiele brudnego boksu do pojedynku. Tym sposobem wynik walki u czterech z pięciu sędziów się wyrównał. Wójcik musiała się więc skupić i wrócić do dobrego boksu.
Trzecie starcie było pełne emocji, a arbiter ringowa miała mnóstwo uwag do obu zawodniczek. Ela jednak w dalszym ciągu starała się napierać, iść do przodu. Na kilkanaście sekund przed końcem pojedynku Wójcik jednak trafiła kilkoma arcymocnymi uderzeniami – a takie ciosy zawsze robią wrażenie na arbitrach.
Zaczęło się oczekiwanie. Zaczęły się nerwy, co zrobią punktowi.
Niestety, trzech z nich jako lepszą uznało pięściarkę z Panamy.
Wielka szkoda, że tak to wszystko się potoczyło, bo było o krok, by w kilkadziesiąt minut słynna klątwa Bartnika została przełamana podwójnie.
Fot. TVP Sport
Czytaj więcej o igrzyskach: