Korona przedłuża swoje szanse na utrzymanie, a było jej o tyle łatwiej, że do Kielc przyjechał Ruch, który w takiej dyspozycji nie ograłby nawet zakonu sióstr Urszulanek.
Wszystko rozbijało się o to, kiedy piłkarze gospodarzy przestaną się wygłupiać i w końcu pokonają Stipicę. Próbowali na wszystkie sposoby, ale źle. Kwiecień po idealnym zagraniu z rzutu rożnego nie trafił w bramkę. Trejo zamiast przyjmować i uderzyć na pustaka, postanowił przyłożyć w pierwszym kontakcie, co oczywiście skończyło się niecelną próbą. Remacle zaś przechodził samego siebie:
– miejsce i czas przed polem karnym: pudło,
– udany drybling w szesnastce: pudło,
– sam na sam ze Stipicą: w Stipicę.
Jeśli musisz wygrać, a pudłujesz tak katastrofalnie, z każdą kolejną próbą możesz być bardziej zdenerwowany, jeszcze mniej precyzyjny i zrobić sobie problem. Wiesz, że czas ucieka nieubłaganie i nawet jeśli jesteś lepszy od rywala, to bez gola usiądziesz obok niego w autobusie do pierwszej ligi.
No, ale gol padł, sympatycznym kolegą okazał się Dadok, który załadował samobója. Nie musiał, ale najwyraźniej stwierdził: my już nie mamy szans, ale wy się bawcie. Miły gest. Natomiast po przerwie wynik ustalił Szykawka i wszyscy w Kielcach odetchnęli. Przynajmniej na chwilę.
To spotkanie trzeba było wygrać, bo jeśli Korona nie pokonałaby tak marnego Ruchu, to już naprawdę trudno byłoby określić z kim ekipa Kuzery chciałaby zwyciężać. Beniaminek był tak pozbawiony jakości, życia, determinacji, że widziano aktywniejsze farfocle na tapczanie.
W pierwszej połowie – zero celnych strzałów. W drugiej – jeden taś-taś od Dadoka i jedna anemiczna próba Novothnego. Wyraźnie było widać różnicę między drużyną, która walczy o życie, a taką, która wie, że w przyszłym sezonie będzie jeździć po Głogowach i Pruszkowach.
Jedyne, co mogło przywrócić Ruch do tego meczu, to głupota Kwietnia. Sorry za bezpośredniość, ale kapitan Korony zachował się jak dureń. Wiedział, że ma żółtą kartkę, a i tak dał się sprowokować rywalowi i wejść w niego ciałem, za co otrzymał drugie napomnienie. Co z tego, że był wcześniej prowokowany? Chłop gra o wszystko, jest kapitanem, a nie zna abecadła. Można mu wybaczyć, że nie umie kopać piłki, nie nauczył się, trudno, ale tutaj nie trzeba było techniki. Wystarczył tylko rozum. A i tego zabrakło.
Natomiast zgodnie z powiedzeniem, że głupi ma szczęście, Kwiecień też miał szczęście, bo ulitował się nad nim… sędzia techniczny. Porozmawiał z arbitrem głównym, że może by Kwietniowi kartki nie dawać, gdyż nie było to takie ostre zagranie. No i Malec odpuścił.
Nie ma większych wątpliwości, że gdyby stawka nie była tak duża, wylot Kwietnia pozostałby w mocy. Sędziowie po prostu wzięli pod uwagę okoliczności i się ulitowali. Ale to nie zmienia faktu, że kapitan dał pretekst, podpalił się i zachował jak junior. To kompromitująca postawa.
Natomiast Korona tym zwycięstwem podłącza do prądu kilka drużyn – gra o utrzymanie jeszcze mocniej nabiera rumieńców. Przed nią wyjazd do Poznania, co normalnie brzmiałoby groźnie, ale przecież Lech jest marny, więc absolutnie nie odbieralibyśmy kielczanom szans na pozostanie w lidze.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Co planuje Zieliński? Jaki pomysł ma Feio? Oto kulisy Legii Warszawa
- Kasparow: Jestem terrorystą, bo walczę ze zbrodniarzem Putinem
- Jakiego trenera szuka Lech Poznań?
Fot. Newspix