– Jestem szczęśliwy, że moi bliscy, żona i dzieci, to widziały. No jestem wzruszony, po prostu – mówi nam Michał Żyro, który w finale Pucharu Polski pojawił się na boisku i pomógł Wiśle Kraków odwrócić losy dramatycznego meczu z Pogonią. W rozmowie z Weszło napastnik Białej Gwiazdy opisuje kulisy finału, mówi o pełnej dominacji jego drużyny i tłumaczy, dlaczego po ewentualnym awansie do Ekstraklasy w Wiśle nie powinno dojść do zbyt wielu zmian.
Taka była taktyka, żeby zaatakować Pogoń w pierwszej połowie? Mamy wrażenie, że oni byli zaskoczeni aż tak odważną grą Wisły Kraków.
Nie, to jest nasz styl gry. Nie potrafimy grać inaczej. Chcemy prowadzić grę i kreować sytuacje. Nie byłem w ogóle zdziwiony, że znajdujemy te przestrzenie. To był mecz pod naszą kontrolą, rośliśmy z minuty na minutę. Oni jednak strzelili nam naprawdę ładnego gola, po fajnie rozegranej akcji i efektownym uderzeniu. Nie było czego zbierać. Dobrze, że udało nam się otrząsnąć i wyrównać w końcówce. Że była wiara. To się staje już trochę takim naszym DNA.
Był moment, gdy traciłeś już wiarę w to, że wyrównacie?
Straciłem ją delikatnie, gdy Goku nie trafił, bo piłkę wybił z pustej bramki Mariusz Malec. Wtedy pomyślałem: „Kurde, może być ciężko o kolejną taką sytuację”. Ale nastąpił kolejny dar od losu, dzięki naszej determinacji Eneko Satrustegui znalazł się w dobrej sytuacji i zdobyliśmy bramkę na 1:1.
Co powiedział ci trener Albert Rude, gdy wchodziłeś na boisko?
Większość sytuacji, gdy jestem wpuszczany, wygląda tak, że drużyna rywala jest trochę podmęczona i wykorzystuję miejsce za linią obrony. Na początku było trochę spalonych. Próbowałem grać swoje, wykorzystać przestrzenie. Wiedziałem, że Malec gra bardzo wysoko, chciałem szukać jego pleców. Staraliśmy się tak grać, by zrobić użytek z mojego stylu gry.
Jak się gra na Narodowym, w meczu o taką stawkę, jeszcze przy takiej atmosferze na trybunach?
Nie ma nic lepszego. Ten mecz ma dzięki temu olbrzymi prestiż, dwie strony zabijają się o bilety, przygotowują oprawy, tworzą niesamowite widowisko. Rywalizacja ma miejsce nie tylko na boisku, ale i na trybunach. Jeżeli takie mecze będą częściej, to coś niesamowitego. Na meczu byli moi przyjaciele, moja żona. Byli dumni i przeszczęśliwi. Ja również jestem szczęśliwy.
Wy, piłkarze, po meczu wparowaliście dużą grupą na konferencję prasową trenera Rude i padły tam takie słowa: „See you next year”. To zapowiedź tego, że wielka Wisła wraca?
Teraz czekają nas mecze ligowe. Chwilę temu dostałem pytanie, co z Ligą Europy. Trochę abstrakcyjne. Tak, jak mówił prezes Jarosław Królewski, ale również ja, puchar to tylko dodatek. To awans do Ekstraklasy da nam spokój w klubie, który jest bardzo potrzebny. Musimy działać krok po kroku.
Piłkarze Wisły Kraków wbili z szampanem na konferencję prasową.
See you next year, padło. pic.twitter.com/5foUBhLMzc
— Jan Mazurek (@jan_mazi) May 2, 2024
Jak wygrana, odniesiona w takich okolicznościach, może wpłynąć na wasze głowy właśnie teraz, gdy trzeba bić się o baraże i awans w lidze?
Tylko mobilizująco. To nie była przypadkowa wygrana. OK, bramka zdobyta w końcówce jest czymś w rodzaju przypadku, bo to było długie podanie, zgranie, uderzenie, ale całokształt meczu przemawiał na naszą korzyść. Było tak zwłaszcza w pierwszej połowie. W drugiej się rozgrzewałem, więc już tak bardzo nie śledziłem tych wydarzeń. W pierwszej połowie to była pełna dominacja. Słupki, poprzeczki. Byłem dumny z kolegów. Wielu chłopaków nigdy nie grało na takich stadionach, przy takich trybunach. Dla nich to również było wielkie przeżycie.
Według ciebie Wisła z tym składem jest gotowa na Ekstraklasę?
Wyniki w pucharze pokazują, że tak. Ale to ciężkie pytanie. Tu trzeba konsekwencji, ale też dużej kadry. Niemniej wygląda to dobrze. W przypadku awansu według mnie nie powinno być wielu zmian w klubie. Grupa jest skonsolidowana, podążamy wspólnie w jednym kierunku. Założenia, które trenowaliśmy przed meczem, dziś zostały wykonane w stu procentach.
W twojej karierze działy się różne rzeczy. Co czujesz, gdy stoisz tutaj, jako zdobywca Pucharu Polski? Jesteś z siebie dumny?
Bardzo, bardzo… To jest niesamowite. Nigdy nie marzyłem o tym, że coś takiego może się zdarzyć. To mój piąty Puchar Polski. Gdy byłem młodym zawodnikiem, w pierwszych dwóch finałach Pucharu Polski, w barwach Legii, nie zagrałem, ale zdobyłem trofeum jako zawodnik, który występował w poprzednich meczach. Teraz byłem więcej na boisku, zagrałem w finale i przyczyniłem się do zdobycia pucharu. To jest taka esencja futbolu. Jestem szczęśliwy, że moi bliscy – żona i dzieci – to widziały. No jestem wzruszony, po prostu…
ROZMAWIALI: JAKUB RADOMSKI I JAN MAZUREK
WIĘCEJ O FINALE PUCHARU POLSKI NA WESZŁO:
- Wisła Kraków przywraca wiarę w mit o wielkości
- Odwaga Wisły lepsza od zimnej krwi Pogoni
- Wisła z pucharem, Wisła w Europie!
Fot. Newspix.pl