Dzieje się w “Weszłopolskich”, bo Jarosławowi Kołakowskiemu przyszło się bronić z zarzutów o omijanie przepisów zakazujących posiadania klubu menedżerom piłkarskim. Jak sobie poradził?
Powiązania Jarosława Kołakowskiego z Arką Gdynia przez lata emocjonowały kibiców klubu z Pomorza. Menedżer publicznie mówił, że nie ma najmniejszego wpływu na klub znajdujący się w rękach jego syna, lecz jego ingerencja zza kulis jednak była widoczna.
– Syn menedżera piłkarskiego nie ma prawa zajmować się klubem? Ma się zająć budowlanką? Mój syn miał takie prawo. A ja mam prawo być jego doradcą. Tu nie ma nic dziwnego. To nie jest ominięcie żadnego przepisu, bo nie mogę posiadać klubu, nie ma nic o kwestiach doradczych – odpowiadał na zarzuty Kołakowski.
– Z Arki Gdynia nie wziąłem ani złotówki. Syn kupił klub i tyle, miał ochotę się u mnie poradzić, to poradził. Gdzie tu ominięcie przepisów? – kontynuował.
Na koniec działacz stwierdził, że jego syn raczej się jeszcze całkowicie z piłki nie wycofał. Menedżer miał jednak duże zarzuty względem świata dziennikarskiego.
– Nie wiem, czy Michał jest zrażony. Młody jest, energię pewnie ma. Ale pewnie byłoby prościej, gdybyście to wy, jako dziennikarze, nagłaśniali sytuacje takie jak spalenie samochodu przez pseudokibiców i je piętnowali. […] Publikowaliście taki tekst? Ja mówię generalnie.
Więcej na Weszło:
- Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków
- Kibice Legii bez zgody na przemarsz w dniu finału Pucharu Polski
- Donald Sterling i LA Clippers. 10 lat od skandalu, który zakończył epokę
Fot. Newspix