Dwaj najstarsi w ekstraklasowej stawce trenerzy spotkali się dziś na ubitej ziemi w Lubinie, gdzie Zagłębie podejmowało drużynę z Zabrza. I przyglądali się naprawdę fajnej grze, choć zadowolony z wyniku może być tylko jeden z nich. Niby Waldemar Fornalik nie powinien dziś płakać po porażce, ale niezła gra rozbudziła niezłe apetyty.
Ostatecznie miny trenerów Fornalika i Urbana oddawały po ostatnim gwizdku sędziego całkiem podobne emocje. Obaj wiedzieli, że stawką spotkania nie były żadne złote kalesony. Ich drużyny spokojnie zakończą sezon w środku stawki – panowie mają już zbyt wielkie doświadczenie, by obawiać się jakiegokolwiek innego scenariusza. Obaj przeżyli już dziesiątki meczów jak ten – fajnych, ale o nic.
Jan Urban umie zrobić jaskółkę
Często narzekamy na poniedziałkowe mecze, ale przecież nie ma w tym przypadku. W mało atrakcyjnym terminie grają zwykle mało atrakcyjne drużyny. Tym fajniej, że dzisiaj dostaliśmy spotkanie dwóch ekip ze środka tabeli, które stojąc naprzeciwko równego sobie rywala, zechciały trochę pograć w piłkę.
Interesujących akcji było zatem całkiem sporo, były też nawet zmarnowane okazje. W pewnym momencie pierwszej połowy Jan Urban był już nawet gotowy do odlotu. Gdy jego zawodnicy zaprzepaścili jedną z szans na gola, zdenerwowany szkoleniowiec zaprezentował nam efektowną jaskółkę.
Jakby chciał pokazać, że skoro on nadal może się tak gimnastykować, to od swoich zawodników wymaga jeszcze więcej. Mówcie co chcecie – podziałało. Ale z opóźnionym zapłonem.
Kurminowski kontra Czyż. Pierwsza krew
Wszystko dlatego, że sprawne wyjście Górnika spod pressingu lubinian zakończyło się stratą i ładnym golem Kurminowskiego. Napastnik Zagłębia skorzystał z prezentu od Kapralika i Czyża – pierwszy podawał, drugi stał jak wryty, gdy wyprzedzał go w walce o piłkę Nalepa. Futbolówka szybko wylądowała pod nogami wspomnianego Kurminowskiego, a ten bardzo ładnie przymierzył i dał gospodarzom prowadzenie. A Jan Urban znów mógł tylko pomachać kończynami.
Jego nerwy całkiem szybko ukoił… Kurminowski. Akcja na 1:1 to kolejny dowód na to, że napastnik pod własną bramką może tylko napytać drużynie biedy. Gracz Zagłębia nie do końca chyba wiedział, co chce zrobić ze spadającą pod jego nogi piłką. Jakby jego głowa zatrzymała się gdzieś w pół drogi pomiędzy przyjęciem a wybiciem.
Dlatego też wyszło z tego przyjęcio-wybicie. A że na wapnie akurat stał Czyż, to Górnik wyrównał stan rywalizacji. Waldemar Fornalik nie podskakiwał i nie wywijał rękami, ale zdziwilibyśmy się, gdyby tak zrobił. W jego stylu było raczej beznamiętne spojrzenie w kierunku boiska.
Ennali znaczy wiatr
W meczu była jeszcze jedna okazja do takiej reakcji, a wszystko dlatego, że po zmianie stron Lawrence Ennali zaczął biegać trochę więcej niż przez pierwsze czterdzieści pięć minut.
I szybciej.
Każdy atak lewym skrzydłem gwarantował nam zamieszanie w polu karnym lub jego okolicach. Lubinianie nie za bardzo mieli sposób na zatrzymanie Niemca, a jego starania wreszcie dały wymierną korzyść. Po jego dobrej akcji piłkę wszerz pola karnego posłał Janza, a gola zdobył niepilnowany przez obrońców Zagłębia Krawczyk.
Ennali nie chciał się jednak zatrzymywać i dalej robił wiatr na połowie rywali. Bartosz Kopacz miał dziś z nim krzyż pański i pewnie będzie musiał po tym meczu porządnie odpocząć.
Czy porażka to taki wielki problem?
Pytamy oczywiście z perspektywy przegranych. Waldemar Fornalik nie przyzna jeszcze tego otwarcie, ale Zagłębie nie jest raczej zagrożone spadkiem. Czy można było ten mecz przegrać? Można było. Czy lubinianie chcieli zdobyć chociaż punkt? Chcieli.
Przez prawie pół godziny dzielnie walczyli o remis, ale Górnik po prostu okazał się odrobinę lepszy. Gra wyglądała natomiast naprawdę dobrze i jeśli drużyny ze środka stawki zawsze grałyby w ten sposób, to Ekstraklasa cieszyłaby się lepszą sławą.
Można by też wtedy odczarować te przeklęte poniedziałkowe mecze…
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Czy Miedź Legnica wciąż jest ciekawym projektem?
- Po wyborach: kibic deklasuje Kotalę, w Zabrzu kończy się carat
- Jak w wyborach samorządowych poszło ludziom polskiej piłki?
Fot. Newspix