Iga Świątek z Lindą Noskovą spotkała się w tym sezonie już po raz trzeci. Za pierwszym razem górą była Czeszka. Za drugim – w wielkim stylu – Polka. Tym razem znów lepsza okazała się Iga, ale jeśli przypominało to któreś z ich poprzednich spotkań, to zdecydowanie to z Australian Open.
Przede wszystkim – zagrały trzy sety. I dziwne to były sety, dokładnie tak jak i w Australii. Właściwie ani jedna tenisistka nie potrafiła dziś na korcie uzyskać przewagi. Ba, wypadałoby wręcz napisać, że gdy któraś zaliczała serię wygranych punktów czy gemów, to raczej przez to, że rywalka oddawała pola, a nie ze względu na własną znakomitą grę. Jasne, obie potrafiły – bo po prostu mają potrzebne ku temu umiejętności – zagrać znakomite akcje. Ale liczba błędów zdecydowanie przeważała nad wszystkim.
Dziś Iga Świątek i Linda Noskova po prostu walczyły na korcie nie tylko z rywalką, ale i z własną grą.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Cechą mistrzyń jest jednak to, że takie mecze potrafią zapisać na swoje konto. I Idze się to udało. Choć wcale nie zaczęło się dobrze. Albo nie, inaczej: zaczęło się znakomicie. Stosunkowo szybko wypracowane przełamanie dało jej ostatecznie przewagę 5:2 w I secie. Takich Iga nie zwykła marnować, tym razem jednak właśnie to zrobiła. Noskova wygrała trzy kolejne gemy, odrobiła straty. A potem zrobiła to jeszcze raz – w tie-breaku, w którym Świątek miała piłkę na wygranie pierwszej partii, ale minimalnie ją wyrzuciła.
To był trzeci w tym roku tie-break w wykonaniu Igi. Pierwszy przegrany. Na szczęście w kolejnych dwóch setach nie potrzebowała trzynastego gema. Sprawę rozstrzygała bowiem wcześniej.
Ale robiła to w bólach. Po przerwie toaletowej, z której korzystała (swoją drogą kort opuściła z zeszytem, z którym nie rozstaje się w trakcie meczów), grała być może najlepszy tenis w meczu. Przełamała Noskovą już w pierwszym gemie drugiej partii, w dodatku zrobiła to w dobrym stylu. Potem utrzymywała tę przewagę, a przy stanie 3:1 jeszcze ją powiększyła, zapisując na swoim koncie drugiego breaka. Utrzymany serwis dał za to Polce prowadzenie 5:1. I co było dalej?
Down 0-40 when serving for the match…@iga_swiatek pulls off a Kenin hold™️ 💅#MiamiOpen pic.twitter.com/TJ61fPYl05
— wta (@WTA) March 25, 2024
Dalej – bo taki to mecz – były problemy. Świątek przegrała trzy gemy z rzędu, a w czwartym Noskova miała break pointa na 5:5. I wtedy Linda pomogła rywalce. Popełniła trzy błędy z rzędu, a Iga tym samym wygrała seta 6:4. Takim samym wynikiem skończyła się też trzecia partia, choć miała nieco inny przebieg. Przełamanie na korzyść Igi nastąpiło bowiem w piątym secie, po serii pomyłek Czeszki, w tym podwójnym błędzie serwisowym. W kolejnych gemach obie trzymały swoje podania i, co warto podkreślić, Iga robiła to naprawdę pewnie.
A dlaczego warto to podkreślić? Ano dlatego, że gdy serwowała na mecz… to ta pewność się ulotniła. Linda zgarnęła trzy pierwsze punkty w gemie i tym samym miała potrójną okazję na przełamanie Polki. Ale wtedy Iga się skoncentrowała. I najpierw obroniła się forehandem, a potem – dwukrotnie – świetnymi backhandami po przekątnej. Piłkę meczową wypracowała sobie z kolei serwisem. I gdy już do niej doprowadziła, to z miejsca wykorzystała. Odparła ataki Lindy Noskovej, ale też – a może przede wszystkim – poradziła sobie z własną gorszą dyspozycją.
Zajęło jej to 2,5 godziny. A kolejny mecz rozegra już jutro (ok. 2 w nocy polskiego czasu, z kolei ok. 19-20 powinniśmy obejrzeć Huberta Hurkacza), gdy jej rywalką zostanie Jekaterina Aleksandrowa, dla której będzie to piąty mecz ze Świątek. Rosjanka wygrała ich pierwsze spotkanie (ponad trzy lata temu), ale kolejne trzy padły łupem Polki, choć – poza ostatnim, rozegranym w tym roku w Katarze – były naprawdę zacięte.
Fot. WTA
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: