Cezary Kulesza w obszernej rozmowie z Faktem poruszył kilka ważnych wątków. Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej przyznał, że jego zdaniem w sprawie podsłuchów założonych w jego biurze można było zrobić trochę więcej.
Kulesza uważa, że służby mogły poprowadzić śledztwo nieco inaczej: – Nie wiadomo, kto założył ten podsłuch. Albo nie udało się tego ustalić, albo nie było wówczas takiej woli. Podobno były jakieś śladowe odciski, ale nie wiem, czy dostateczne do identyfikacji sprawcy. Z braku dowodów sprawa została umorzona – mówi prezes PZPN i zdradza, jak on spróbowałby rozwiązać taką sprawę: – Może trzeba było to zostawić, zamontować kamerę i poczekać kto przyjdzie. Może wówczas by ktoś wpadł na gorącym uczynku. Wiadomo, że zbyt wiele osób nie miało klucza do tego pomieszczenia. To był bardzo wąski krąg osób – przyznaje Kulesza.
Z drugiej strony prezes zauważa, że cała akcja została przeprowadzona bardzo fachowo: – To było urządzenie bardzo starannie schowane w grzejniku. Trzeba było zdjąć osłonę, żeby je dostrzec. Podsłuch był fachowy, bo przekazywał sygnał drogą radiową do 700 m. Czyli można było na przykład, siedząc w samochodzie obok naszej siedziby słuchać, o czym tutaj się rozmawia. Nawet szept był słyszalny – powiedział w rozmowie z Faktem Cezary Kulesza.
WIĘCEJ O PZPN:
- Kulesza: Już wcześniej dostawałem sugestie, by rozstać się z Kwiatkowskim
- Kulesza: Naprawdę ktoś myśli, że w pracy jestem pijany?
- Plotka i brak zaufania. Wyjaśniamy, dlaczego Jakub Kwiatkowski odchodzi z PZPN
Fot. FotoPyk