Aż sześć zespołów ma walczyć w tym sezonie o mistrzostwo, ale – aż do starcia Śląska z Pogonią, które właśnie trwa – tylko jeden zagrał w sposób, który jest jednoznaczny z wysłaniem w Polskę sygnału: ludzie, my naprawdę chcemy mieć ten złoty medal i wiemy, jak go zdobyć. Lech i Legia wygrały, ale nie były wcale przekonujące. Raków skompromitował się w Grodzisku Wielkopolskim. Za to w Łodzi odbyło się dziś zajebiste meczycho. Widzew dotrzymywał gościom kroku, ale finalnie pękł. Ofensywa zespołu z Podlasia to – jak na ligowe warunki – prawdziwe zjawisko.
Dyrygował nią dzisiaj Nene. Piłarz ten przedstawił nam się jako specjalista od strzałów z dystansu z lewej nogi, ale z kolejki na kolejkę rozszerza swój wachlarz możliwości. Portugalczyk brał udział przy każdej z trzech bramek. Pierwszy gol? Zagrał na klepkę z Pululu i choć piłka trochę została mu pod nogą, to wyszło idealnie, bo napastnik Jagi zabrał ją spod nóg kolegi i przymierzył po długim. Drugi gol? Perfekcyjna, mięciutka wrzutka nad bramkarzem, tak, by Marczuk wbił do pustaka. Trzeci? Wypatrzył Hansena na skraju pola karnego, asysta trzeciego stopnia.
Mógł mieć jeszcze na swoim koncie rzut karny przy stanie 1:3. Ciekawa to była sytuacja. Nene wygrał pojedynek z Żyro, wpadł pomiędzy niego i Hanouska, przewrócił się – i już tu było niejasne, czy w ogóle mówimy o faulu. Sędzia Lasyk na szczęście nie musiał rozstrzygać tego dylematu, bo wcześniej Marczuk chyba był na spalonym, a później zagrał ręką przy opanowywaniu futbolówki (to już nie chyba, a na pewno). Jedenastka została w efekcie odwołana po przywołaniu arbitra do VAR.
To jeden z tych meczów, po których trzeba chwalić i jednych, i drugich, co zresztą chyba ma odzwierciedlenie w naszych notach. Pierwsze dziesięć minut to istna magia. Gdyby ktoś z jakiegoś powodu planował plebiscyt na najlepsze dziesięć minut w tym sezonie, to nie musi go przeprowadzać, bo zwycięzca jest już z góry znany. Jaga walnęła, Widzew odpowiedział po minucie. Wcześniej setkę miał Imaz, pięknie wybronił Krzywoński, chwilę później przebił go Alomerović, jego zbicie technicznego strzału Alvareza to interwencja do materiałów promocyjnych Canal+. Potem tempo trochę siadło, ale nie ma sensu narzekać – zamiast zawrotnego było po prostu szybkie, a to na ligowych boiskach nie jest wcale norma.
Jagiellonia aż do samego końca jesieni utrzymywała wysokie obroty i widać, że na obozie w Turcji wcale nie zardzewiała. Gra dokładnie tak samo, jak wtedy. Dieguez znowu świetnie wyprowadza piłkę, Wdowik dalej ma tę samą lewą nogę (pięknie rozpoczął akcję przy golu na 2:1!), Marczuk wciąż szaleje na skrzydle, Imaz jest Imazem (dziś 75 gol w Ekstraklasie!), Pululu nie straci ksywy „Czołg”, Hansen nadal posyła groźne piłki. Dla tego ostatniego był to szczególny mecz – pamiętamy, za jakie popychadło uchodziło w Widzewie u Janusza Niedźwiedzia. Były szkoleniowiec RTS-u nazwał go MVP okresu przygotowań, by później nie dać mu pograć ani przez minutę. To był mniej więcej ten poziom wzajemnej niechęci piłkarza i trenera.
Ale Hansen nie trzyma zadry w sercu i jest wdzięczny łódzkim kibicom za wsparcie, o czym mówi w wywiadach. Norweg chyba nie żałuje. Obronił się w Ekstraklasie. Pokazał, że może być nawet jej gwiazdą. Trafił do drużyny, której wszystko żre (no, może poza obroną, ale ofensywa tuszuje te braki). Coś nam się wydaje, że tak rozhulanej Jadze będzie trudniej spuchnąć niż na przykład Śląskowi Wrocław, który jesienią wiele meczów przepychał kolanem. To naprawdę cenna umiejętność, nie deprecjonujemy jej, ale ten rozmach podlaskiego zespołu to – jak wspomnieliśmy – prawdziwe zjawisko. Pamiętamy Lechię Stokowca, która zimowała na czele tabeli, by zająć na koniec trzecie miejsce. To była podobna ekipa, co dzisiejszy WKS. Raczej minimalistyczna i grająca na 1:0, a nie 4:3.
A Jagiellonia właśnie gra na 4:3. Dziś mogła stracić więcej goli. Choćby w końcówce Rondić zmarnował patelnię, gdy obciął się Alomerović. Tak grający Widzew nie powinien mieć problemów z utrzymaniem się w lidze. Tak grająca Jagiellonia to bardzo mocny kandydat do mistrzostwa Polski.
WIĘCEJ O KOLEJCE EKSTRAKLASY:
- Kompromitacja Rakowa. Tak nie da się dogonić mistrzostwa ani pucharów…
- Pierwszy finał dla Rumaka
- Górnikowi niestraszna ruina w strukturach klubu
Fot. FotoPyK