Reklama

Górnikowi niestraszna ruina w strukturach klubu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

10 lutego 2024, 20:17 • 3 min czytania 26 komentarzy

Górnik Zabrze na boisku nie przypomina klubu, w którym nie ma ani prezesa, ani dyrektora sportowego, ani żadnych sensownych struktur, bo karty rozdaje w nim polityczna sekta „carycy” z miejskiego ratusza. Górnik Zabrze na boisku autentycznie przyjemnie się ogląda. 

Górnikowi niestraszna ruina w strukturach klubu

W zimie doszło przy Roosevelta do trzęsienia ziemi. W atmosferze skandalu z pracy zrezygnował niezbyt lotny prezes Adam Matysek. Były rzecznik Konrad Kołakowski relacjonował nam, że już wcześniej klimat w klubie zrobił się tak toksyczny, że aż nie do wytrzymania. Wiceprezes Tomasz Masoń ripostował, że to wszystko kłamstwa i oszczerstwa, ale kto by mu tam wierzył. Jednocześnie w patologiczne zarządzanie Górnikiem otwarcie uderzać zaczął bowiem Lukas Podolski, a swoje dwa grosze dokładał też Jan Urban…

I tak to się kręci.

Od lat.

Jest w tym więc coś niesamowitego, jak dobrze w obliczu tych strukturalnych dysfunkcji i wewnętrznych infekcji Górnik potrafi wyglądać na murawie. Pierwszy dowód z brzegu – trafiony pomysł na załatanie dziury po Daisuke Yokocie, autorze siedmiu goli w rundzie jesiennej, sprzedanym za dwa miliony euro do belgijskiego Gentu. Na prawe skrzydło przesunięty został Adrian Kapralik. Efekt? Dwa gole i asysta.

Reklama

Szczególne ładne było pierwsze trafienie, urwanie się kompletnie zagubionemu Jakubowi Holubkowi i podcinka nad dotąd niepokonanym w tym sezonie Karolem Szymańskim. Zresztą, cała ta akcja oddawała metodyczność Górnika. Rafał Janicki – biło od niego doświadczenie, właściwie ustawiony, wybijający piłkę z linii bramkowej, gdy tylko było trzeba – nie szukał kwadratowych jaj, tylko posłał lagę (niegłupią) na Sebastiana Musiolika, który wygrał pojedynek główkowy z Jakubem Czerwińskim i otworzył Kapralikowi autostradę w pole karne Piasta.

A zresztą, drugi gol to też efekt przemyślanego schematu – Boris Sekulić dośrodkowuje w pole karne, Damian Rasak zgrywa na dalszy słupek, Słowak dopełnia formalności. Na dokładkę zaś odpalił się Podolski. Kapralik wyłożył mu piłkę na dwudziesty piąty metr, Niemiec przyjął lewą nogą i tą samą lewą nogą huknął w swoim stylu. W tym momencie było 3:0. I po meczu.

Piast zaliczył wiosenny falstart. Wydaje się, że Aleksandar Vuković nie trafił ze składem. Bezużyteczny był Serhii Krykun, plątał się Miłosz Szczepański, uwiąd twórczy wciąż przeżywa Damian Kądzior, nic od siebie nie dał Kamil Wilczek. Z pozytywnej strony pokazali się za to rezerwowi, którzy ewidentnie są w lepszej formie niż ich koledzy z pierwszej jedenastki – upierdliwy w pressingu Fabian Piasecki, aktywny Michael Ameyaw i przede wszystkim Jorge Felix, który władował eleganckiego gola głową. Gdy jednak Piasecki, Ameyaw i Felix w samej końcówce na dobre rozruszali ofensywę Piasta, było już zdecydowanie za późno, żeby odwrócić losy tego spotkania.

Górnik pozamiatał. Mimo przeciwności losu. To akurat samo się nasuwa.

Czytaj więcej o Górniku Zabrze

Reklama

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

26 komentarzy

Loading...