Źle się ostatnio dzieje w Zagłębiu Lubin. W Ekstraklasie ekipa “Miedziowych” poległa w starciach z Jagiellonią Białystok i Radomiakiem Radom, a teraz – na dokładkę – odpadła również z Pucharu Polski po porażce 0:1 z Cracovią. Porażce tym bardziej bolesnej, że podopiecznym Waldemara Fornalika przez całe spotkanie nie udało się oddać ani jednego celnego strzału na bramkę “Pasów”, choć zespół z Krakowa w ostatnich tygodniach nie zasłynął przecież żelazną postawą w destrukcji.
Pierwsza połowa spotkania była – trzeba powiedzieć jasno – potwornie nudna. Teoretycznie bliżej wyjścia na prowadzenie było Zagłębie, które co do zasady kontrolowało przebieg widowiska, ale czy możemy podopiecznych Waldemara Fornalika chwalić za kreowanie sobie naprawdę konkretnych sytuacji strzeleckich? No nie. To był zespół “fornalikowy” w najgorszym kontekście tego określenia, czyli – całkowicie bezzębny w okolicach pola karnego przeciwnika. Zagłębie nieźle wyglądało w odbiorze piłki, zupełnie przyzwoicie prezentowało się na wstępnym etapie konstrukcji ataku pozycyjnego, ale cała para szła w gwizdek, gdy trzeba było wpakować się w szesnastkę rywala i oddać groźny strzał albo odnaleźć podaniem lepiej ustawionego partnera. Wtedy goście ekspresowo tracili impet.
Dość powiedzieć, że przed przerwą nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Cracovii. Taka to była ich przewaga.
Weźmy zresztą sytuację z samej końcówki pierwszej odsłony meczu, bo ona była w pewnym sensie symboliczna dla postawy lubinian. Marek Mróz w świetnym stylu wyprowadził kontratak “Miedziowych” – jednego rywala wyprzedził, drugiego ograł, czwartego przepchnął, no i znalazł się w okolicach pola karnego “Pasów”, po czym bardzo przytomnie do grał do wychodzącego na czystą pozycję Tomasza Pieńki. A ten ostatni oczywiście zamiast uderzyć, to zaczął przekładać sobie piłkę z jednej stopy na drugą, kombinować, no i summa summarum z doskonałego kontrataku nie wyszło zupełnie nic.
Odrobinę konkretniejsza w szesnastce rywala była Cracovia, ale – no właśnie – tylko odrobinę. Przede wszystkim jednak ekipa Jacka Zielińskiego dużo rzadziej od Zagłębia znajdowała się w natarciu. Tak naprawdę najwięcej zamieszania pod własną bramką robił niepewny na przedpolu Sokratis Dioudis. Gospodarze niby nastawiali się na kontrataki, lecz na ogół ich próby szybkiego przejścia z obrony do ataku przeobrażały się w bezładną kopaninę w środku pola.
Cracovia stłamsiła Zagłębie
Zdecydowanie lepiej ekipa z Krakowa zaprezentowała się jednak w drugiej połowie meczu. Nadal robiła o wiele więcej zamieszania pod bramką przeciwnika, to po pierwsze, ale dołożyła również do tego dużo większą aktywność w ofensywie. “Pasy” przestały tolerować dostojnie rozgrywane ataki pozycyjne Zagłębia i przejęły niemal pełną kontrolę nad przebiegiem spotkania. Lubinianie przestali istnieć w ataku – po przerwie nie oddali już ani jednego uderzenia na bramkę Cracovii. Choć aż się prosiło, by przetestować czujność Lukasa Hrosso, który gubił się nawet przy dość czytelnych i wysoko zawieszonych dośrodkowaniach.
Waldemar Fornalik próbował reagować, wpuszczał na murawę graczy na co dzień występujących w wyjściowej jedenastce “Miedziowych”, lecz kompletnie nic to nie dało. Zero impulsu. Cracovia, nie grając w sumie nic wielkiego, kompletnie stłamsiła Zagłębie. Wystarczyła większa pazerność, parcie na bramkę.
W 85. minucie gry starania krakowskiej drużyny zostały wreszcie wynagrodzone przez los. 18-letni Kacper Śmiglewski zdecydował się na uderzenie z dystansu, futbolówka odbiła się jeszcze od jednego z defensorów Zagłębia i w konsekwencji wpadła do siatki, kompletnie poza zasięgiem Dioudisa. I właśnie takich niekonwencjonalnych decyzji brakowało dzisiaj “Miedziowym”. Śmiglewski mógł przecież zrobić kółeczko z piłką i zagrać do boku, popisać się pseudo-dojrzałością.
Ale wolał kropnąć z dystansu.
No i zapewnił swojej ekipie – dodajmy: zasłużony – awans do 1/8 finału Pucharu Polski.
Cracovia – Zaglębie Lubin 1:0 (0:0)
Śmiglewski 85′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Największe więzienie świata. Piłkarskie sceny z konfliktu Izraela i Palestyny
- Wróżyli mu gangsterkę w Brazylii, pracuje na transfer w Polsce. Jak Radomiak znalazł Pedro Henrique
- „Bad Boys”. Najbardziej znienawidzeni mistrzowie w dziejach NBA
- Stal Brzeg przeżyła swój pierwszy raz. Bunkrów nie ma, ale też jest fajnie [REPORTAŻ]
Fot. Newspix