Jeszcze niedawno niektórzy wieszczyli jej kryzys. Straciła pozycję liderki rankingu, nie wygrała US Open, nie zachwyciła w Tokio. Iga Świątek nie potrzebowała jednak dużo czasu, aby przypomnieć wszystkim, jakim jest sportowcem. W turnieju WTA 1000 w Pekinie od początku grała znakomicie. A dziś postawiła kropkę nad i – demolując w finale prestiżowych zawodów Ludmiłę Samsonową.
Czego mogliśmy tak naprawdę spodziewać się po dzisiejszym meczu i rywalce Polki? Cóż, nie ma co ukrywać, że cieszyliśmy się, iż to właśnie Samsonowa awansowała do finału w Pekinie, a nie Jelena Rybakina. Iga z Ludmiłą grała wcześniej dwukrotnie – i dwukrotnie wygrała (w Dubaju i Stuttgarcie). A wiemy, że z Kazaszką jej bilans wygląda już znacznie gorzej.
Inna sprawa, że Samsonowej zdecydowanie nie można było lekceważyć. Mimo stosunkowo niskiego miejsca w rankingu (22.) to bardzo solidna tenisistka, która w swojej karierze wygrała już cztery turnieje rangi WTA. Choć co prawda nigdy tak ważnego, jak ten w Pekinie. Śmiało mogliśmy zatem powiedzieć, że Rosjanka – która wychowała się we Włoszech i w latach 2014-2018 grała nawet pod tamtejszą flagą – stała na krawędzi odniesienia zdecydowanie największego sukcesu w swojej karierze.
Ale czy Iga zamierzała jej sprawy ułatwić? Nic z tych rzeczy.
Numer szesnaście
Nie wszyscy to pamiętają, ale Iga przegrała pierwszy finał w swojej seniorskiej karierze – rozgrywany w 2019 roku z Poloną Hercog. Od tamtego czasu stała się jednak prawdziwą specjalistką od gry w decydujących spotkaniach. Jej finałowy bilans przed dzisiejszym starciem wynosił… 15 wygranych i tylko 4 porażki. To mówiło samo za siebie. Taki pojedynek jak ten w Pekinie z Samsonową nie był dla Igi niczym nowym. Wiedziała, co musi zrobić, aby go wygrać. I od pierwszych piłek realizowała swój plan.
Co to znaczy? Przede wszystkim: Polka ograniczyła wszelkie szaleństwa. Nie grała przesadnie ryzykownie czy w sposób, w którym nie czuje się komfortowo (na przykład często korzystając ze skrótów). Oczywiście była stosunkowo agresywna na korcie, ale jakiekolwiek pomyłki udało jej się ograniczyć do minimum. Ba, mało powiedziane. W pierwszym secie – jeśli wierzyć statystykom – nie popełniła ani jednego błędu własnego! Była niezwykle pewna przy swoich podaniach, a po zmianie serwującej wykorzystywała błędy Samsonowej.
Rosjanka co prawda nieźle rozpoczęła mecz, nie dała się od razu “zepchnąć” i zmusić do odrabiania strat. Ale przy stanie 2:3 została przełamana. I od tamtego momentu (na dobrą sprawę do końca spotkania) nie była w stanie wrócić na wysoki poziom gry. Momentami po prostu “chciała za bardzo”. Na przykład, kiedy starała się błyskawicznie przejmować inicjatywę, grając agresywne returny – co często kończyło się posłaniem piłki w aut.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Tym samym pierwszy set zakończył się wygraną Igi 6:2. A w kolejnym nic się nie zmieniło. Polka wciąż była niezwykle pewna. Może i nie rozrzucała Samsonowej po korcie, ale doskonale wiedziała, że to nie było dzisiaj potrzebne. Na Rosjankę wystarczała w tym meczu po prostu solidność. I tę solidność, a może nawet więcej, Świątek dzisiaj prezentowała. Drugą partię wygrała równie łatwo co poprzednią.
– Dziękuje za wsparcie przez cały tydzień – rozpoczęła swoje przemówienie po zdobyciu tytułu Iga, po czym podkreśliła, że Samsonowa to nie tylko świetna tenisistka, ale bardzo dobra osoba, co jest najważniejsze. Następnie oczywiście skierowała tradycyjne podziękowania w stronę swojego zespołu oraz kibiców, również tych znajdujących się w Pekinie, którzy trzymali za nią kciuki w ostatnich dniach. Nie jest w końcu tajemnicą, że 22-letnia Polka ma za sobą pierwsze “azjatyckie tournee” w karierze. Wcześniej, z powodu m.in. pandemii koronawirusa, nie miała okazji grać w stolicy Chin.
Jeśli chodzi o dzisiejszy triumf: jest on szesnastym w jej karierze w Tourze. Co też ciekawe, w tym sezonie Iga – mimo aż pięciu meczów w przynajmniej półfinale takiego turnieju – nie miała okazji wygrać zawodów rangi WTA 1000. Pozostaje zatem tylko cieszyć się, że się przełamała. A tym samym przypomniała niedowiarkom, że cały czas jest twarzą kobiecego tenisa.
Iga Świątek – Ludmiła Samsonowa 6:2, 6:2
Fot. Newspix.pl