Celem Wisły Kraków jest awans do Ekstraklasy. To oczywiste. Sęk w tym, że zespół Radosława Sobolewskiego robi wszystko, żeby sobie utrudnić realizację celu. Nie ma na dobrą sprawę rywala, z którym Biała Gwiazda nie byłaby w stanie stracić punktów. Dowód? A choćby dzisiejszy remis z OSTATNIM w tabeli Chrobrym Głogów. Czy nas ten wynik zdziwił? Nie. Kibiców Wisły też. Żaden wynik nie jest już ich w stanie zdziwić.
Powiedzieć, że Wisła Kraków w tym sezonie nie zachwyca, to jak nic nie powiedzieć. Po pierwszych siedmiu kolejkach miała na koncie zaledwie dziewięć „oczek” i znajdowała się w drugiej części tabeli. Pozycja rozczarowująca, wręcz uwłaczająca. Nie dziwi zatem, że nastroje po tej stronie Krakowa są od dawna podłe. Przecież Biała Gwiazda miała znaleźć się na autostradzie do Ekstraklasy, a wciąż błądzi krętymi objazdami i regularnie zalicza pobocze.
Dlatego dzisiejszy mecz pod żadnym względem nas nie zaskoczył. Wisła ma jak na tę ligę mocną pakę, więc prawie zawsze przeważa. Problemem jest jednak budowanie i finalizowanie akcji. Dziś Biała Gwiazda oddała prawie dwadzieścia strzałów, ale tylko dwa leciały w światło bramki. Mało. Jasne, była jeszcze poprzeczka Kacpra Dudy, więc to już prawie strzał celny, ale to marne pocieszenie.
Z boku wygląda to tak, że każdy w tym zespole gra swoje. Umiejętności indywidualne piłkarzy Wisły sprawiają, że zawsze coś tam się wykreuje, coś tam wywalczy, coś tam strzeli, ale nie wynika to z masterplanu trenera. Wszystko bierze się z intuicji i tego, co potrafią zawodnicy.
Taki Jesus Alfaro zasuwa jak koń na całej szerokości boiska. Villar potrafi się kapitalnie urwać na boku. Kto wie, czy nie jest pod względem najlepszy w lidze. Angel Baena potrafi dobrze dośrodkować. Kacper Duda łata dziury w środku pola i bierze grę na siebie. Wiadomo, że Goku Roman też wiele potrafi, ale wszystko w Wiśle jest oparte na zrywach, momentach i rozpaczliwych wrzutkach.
Dlatego Wisłę można dość łatwo przeczytać. Cofasz się głęboko i obserwujesz walenie głową w mur w wykonaniu Białej Gwiazdy. Chrobry zrobił to znakomicie i dzięki temu wyciągnął dziś remis.
Co więcej, uwypuklił kolejną wadę Wisły, czyli krycie przy stałych fragmentach. Dzięki temu goście szybko wyszli na prowadzenie, bo już w siódmej minucie. Chwilę wcześniej Raton skiksował po podaniu Urygi i był rzut rożny dla Chrobrego. Zatem Wisła zapraszała, żeby zrobić jej kuku. Mucha wrzucił z narożnika a Mikołaj Lebedyński strzelił głową na 1:0.
W ten sposób Wisła kolejny raz przerżnęła nierówną walkę ze stałymi fragmentami gry. To było problemem w zeszłym sezonie, na początku tego i po przerwie na reprezentację wciąż nim jest. Ktoś tu ewidentnie nie odrabia pracy domowej. A na dobrą sprawę nie ma w tym większej filozofii. Trening, trening i jeszcze raz trening.
Jeszcze w pierwszej połowie Wisła Kraków wyrównała. Villar zagrał między obrońców, a bramkarza Chrobrego i Goku Roman z bliska trafił do sieci. Było zatem sporo czasu, żeby skarcić Chrobrego, który do tuzów tej ligi nie należy. Ba, jest czerwoną latarnią rozgrywek. Ale Wisłę Kraków to zadanie przerosło. Nie była w stanie wygrać tego meczu.
Drugiego gola strzeliła, ale sędzia Myć go anulował, bo dopatrzył się przy monitorze ręki Szymona Sobczaka. Skoro jesteśmy przy tym zawodniku, to musimy mu oddać, że piłka go dziś szukała. Natomiast to bardziej ona uderzała Sobczaka, niż Sobczak ją. Ostatecznie oddał więcej strzałów, niż Angel Rodado, który grał od początku (on się kiedyś zakiwa na amen), ale Sobczakowi daleko do goleadora, więc cała para idzie w gwizdek. Z każdym występem jego i Angela Rodado można utwierdzać się w przekonaniu, że Wisła powinna poszukać napastnika typu „szufla”. Coś na wzór Tomasa Pekharta. Niekoniecznie błyskotliwego, ale takiego, który nawet dupą wepchnie piłkę do sieci. Wisła kogoś takiego nie ma. Ale to tylko jeden z wielu problemów tej drużyny.
Dziesięć punktów Wisły po ośmiu kolejkach to nieśmieszny żart. W tym sezonie wygrała tylko z Polonią Warszawa (beniaminek) i Arką Gdynia, która tamtego dnia przegrałaby nawet z Wyspą Wielkanocną. To tylko pokazuje, że Biała Gwiazda popada w przeciętność i brakuje pomysłu na wyprowadzenie jej z kryzysu. Radosław Sobolewski jest zewsząd krytykowany, bo nie daje powodów, by uwierzyć w jego pracę. Podobne wyniki z taką paką byłby w stanie każdy przeciętny trener z tego poziomu ligowego, a Wiśle nie powinno zależy na przeciętności. Prawda?
Dużo rozpisaliśmy się o nieudolności Wisły, ale wypada pochwalić gości. Pod wodzą nowego trenera coś rusza się w głogowskim klubie. Przed przerwą na kadrę Chrobry wygrał GKS-em Tychy. Dziś wywalczył cenny remis z Wisłą. Drużyna Piotra Plewni nie zagrała wielkiego meczu, ale skutecznie się broniła i od czasu do czasu odgryzała. Kapitalnie po wejściu na murawę spisał się Michał Michalec. Zaliczył kilka interwencji ostatniej szansy i utrzymał Chrobrego przy życiu. W ataku Chrobry dużo nie zdziałał, ale gdyby po gapiostwie Colleya Lebedyński lepiej zagrał do Ozimka, mogło się to źle skończyć dla gospodarzy. Niemniej to już za nami. Chrobry dziś zyskał punkt i nieco pewności siebie. Wisła straciła dwa i udowodniła, że z każdym w tej lidze może się potknąć. Każdym.
Wisła Kraków – Chrobry Głogów 1:1 (1:1)
G. Roman 40′ – M. Lebedyński 7′
WIĘCEJ O PIERWSZEJ LIDZE:
- Biliński: To Podbeskidzie zrezygnowało ze mnie, a nie ja z Podbeskidzia
- Gwinejczyk w 1. lidze. Odmówił Wiśle Kraków i trafi do Miedzi
Fot. Newspix.pl