Reklama

Jaka brzydka katastrofa

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

11 września 2023, 11:41 • 7 min czytania 99 komentarzy

Zaawansowana matematyka pokazuje, że Polacy mają 21,48% szans na bezpośredni awans na Euro 2024. Z większą wiarą w przyszłość patrzeć mogą nawet w Luksemburgu. Trafili do silnej i wyrównanej grupy z Portugalią, Słowacją, Bośnią i Hercegowiną oraz Islandią, a prawdopodobieństwo ich kwalifikacji na czempionat Starego Kontynentu szacowane są na 28,44%. Tak, to wyjątkowo paskudna katastrofa. 

Jaka brzydka katastrofa

Siedzę w modnej kawiarni na Air Albania Stadium. Albańczycy krew mają gorącą. Jeszcze nie ochłonęli po zwycięstwie nad Polakami. Znajomy dziennikarz z Tirany naigrywa się ze mnie z sadystyczną wręcz satysfakcją. – Postawić ci raki? Musisz przepić ten wpierdol – proponuje. Nie może uwierzyć, że u nas reprezentacja budzi aż tak negatywne emocje. Na raki z winogron jest za wcześnie, choć prezes PZPN pewnie zdziwiłby się, że można tak siedzieć bez niczego. Szczególnie po takim blamażu.

Otrąbili noc

Dochodzi północ. Skrzyżowanie przy Placu Skanderbega.

Gdzie mogę przejść przez ulicę? – pytam policjanta.

Reklama

Nie wiem, to niemożliwe – odpowiada brzuchaty funkcjonariusz.

Ta noc w centrum Tirany przypominała wybuch jakiejś wielkiej narodowej rewolucji albo przynajmniej początek czasu anarchii. Po ulicach pędziły samochody, głównie SUV-y najróżniejszej maści. Pędziły szybko, bardzo szybko, zdecydowanie za szybko. Dziko i niebezpiecznie. Nie zatrzymywały się na żadnych światłach i żadnych przejściach dla pieszych. Ze środka dudniła głośna muzyka. Na wskroś patriotyczna ballada „Mora Fjale”. Trochę podobna do tej, którą Krzesimir Dębski skomponował do filmowego „Ogniem i Mieczem”, tylko z odpowiednią dozą szaleństwa Bałkanów. Tak samo wyglądało to zresztą na Air Albania Stadium.

Wszystkie te samochody niemiłosiernie trąbiły. Cały czas, bez wytchnienia, istna kakofonia. Do tego krzyki absolutnie zafiksowanych na punkcie futbolu i własnego kraju fanatyków zwycięstwa Albanii nad Polską. Robili wszystko, byle było ich widać. Wystawiali głowy i ciała do pasa przez szyby i szyberdachy, stawali nawet na pace aut jadących z zawrotną prędkością. Zabawa, jakby jutra miało nie być.

Ottmar Hitzfeld powiedział kiedyś, że nigdy nie widział bardziej fanatycznych kibiców niż Albańczycy. Pewnie trochę hiperbolizował, skala porównawcza właściwie nie istnieje, polemizowaliby z tym stwierdzeniem w Ameryce Południowej, Turcji, Szkocji, a nawet w Polsce, gdzie doping na Legii, Lechu czy Widzewie potrafi przyprawić o ciarki, ale jakaś prawda w tych słowach Niemca musi być.

Dość powiedzieć, że autokary z przyjezdnymi kibolami „Orłów” dostawały owację na wyjeździe z Tirany. Tifozat Kuq e Zi z Albanii doceniali wsparcie Plisatu z Kosowa, a Pilsat z Kosowa dziękował za gościnność Tifozat Kuq e Zi z Albanii. Tajemnicę tej przyjaźni zawierali w prostym geście skrzyżowanych dłoni: oto dwugłowy orzeł.

Reklama

Polska się rozwija…

Na pomeczowej konferencji prasowej słuchałem Sylvinho. Chwalił swój zespół za posiadanie duszy. Twierdzi, że to ona poniosła Albańczyków. Dla Polaków to czarna magia. Chwilę wcześniej pokłóciłem się z Fernando Santosem.

– Jaki był pomysł taktyczny na mecz z Albanią? Można odnieść wrażenie, że tego pomysłu nie ma w całych eliminacjach do Euro 2024? Mówi pan, że mieliśmy dobre fragmenty, a tak naprawdę zagraliśmy tragicznie. 

– Uważa pan, że przez pierwsze dwadzieścia minut graliśmy źle?

– Przyzwoicie, chyba jednak nie może mówić o dobrych dwudziestu minutach, jeśli po dziewięćdziesięciu było 0:2, a Polska ostatni raz z Albanią przegrała siedemdziesiąt lat temu. 

– Jakie to ma znaczenie, czy to było siedemdziesiąt, czy czterdzieści lat temu?

– Reprezentacja Polski się nie rozwija. 

– Wydaje mi się, że rozmawiamy w różnych językach i nie znajdziemy porozumienia. Nie chcecie rozmawiać o piłce nożnej, taktyce, wydarzeniach boiskowych, dla mnie nie ma to większego sensu.

– Dlatego pytam, w jakich aspektach taktycznych rozwinęła się Polska za pana kadencji?

– Ta drużyna cały czas się rozwija. Do tej pory przeprowadziłem dziesięć treningów. Widzi pan, dziesięć! Tylko dziesięć. To nie jest ani siedem, ani dziewięć miesięcy pracy, a dziesięć treningów. Po prawdzie: reprezentacja Polski znalazła się w momencie wielkiej przemiany. Musi stać się zespołem przyszłościowym. Ten proces trzeba przeprowadzić, rozwinąć kadrę, oczywiście wygrywanie też jest ważne, ale czy ten rozwój się nie dokonuje?

– Nie widać tego. 

– Reprezentacja miała już pewien model gry, a w tym momencie dostosowany jest on do charakterystyki poszczególnych zawodników. Jedni piłkarze mają taki profil, drudzy zupełnie przeciwny, trzeba to jakoś pogodzić. Na tym polega proces: próbowaniu, szukaniu właściwych rozwiązań, wszystko dzieje się krok po kroku. Nic nie zobaczymy, jeśli będziemy na to patrzeć w sposób zakrzywiony i niewłaściwy.

– Ten rozwój odbywa się kosztem braku awansu na Euro 2024, w którym udział bierze pół Europy?

– Nie wiem, nie chcieliśmy tego. To jeszcze się nie dokonało, eliminacje nie są zakończone. Naturalnie aktualnie nie wszystko zależy już tylko od nas, ale mecz Albanii z Czechami może jeszcze sytuację w tabeli odwrócić do góry nogami. Poza tym nie zapominajmy, że możemy zagrać w barażach. Proszę powiedzieć, jakie są sposoby kwalifikacji na ten turniej?

– Rozmawiamy o barażach, o przeróżnych sposobach kwalifikacji, a trafiliśmy do grupy z Czechami, Albanią, Mołdawią i Wyspami Owczymi, gdzie dwie drużyny mogą liczyć na bezpośredni awans na Euro…

– A czy Włosi dostali się na mistrzostwa świata w Katarze? Byli wtedy trzecią drużyną w rankingu FIFA. Taki sposób rozmowy nie ma absolutnie żadnego sensu. Pyta mnie pan, czy myślę o dymisji? Nie myślę.

Po wszystkim pojawiły się głosy, że dyskusja opierała się głównie na krzykactwie i pieniactwie. Wydaje mi się jednak, że po raz pierwszy za dziewięciomiesięcznej kadencji Fernando Santosa zobaczyliśmy selekcjonera reprezentacji Polski, który próbuje przekazać jakąkolwiek ciekawszą myśl niż banał. Do tej pory serwował „nawałkizmy”, podlewane mimiką wyrażającą zgorszenie, zażenowanie, znudzenie lub niechęć. Sprowokowany powiedział znacznie więcej niż ma w zwyczaju.

Santos przekonywał, że rozwija reprezentację Polski. I bronił się, że do tej pory przeprowadził zaledwie dziesięć treningów z kadrą Biało-Czerwonych. Trafnie skomentował to Cezary Kowalski, dziennikarz Polsatu: „Biorąc pod uwagę, że zarabia 760 tysięcy złotych miesięcznie i odliczając z tego, powiedzmy 160 tysięczny miesięcznie na pracę biurową, planowanie, logistykę, obserwacje, i tak dalej, od 25 stycznia zarobił za treningi 4,8 mln. Skoro tylko dziesięć treningów, to wychodzi 480 tysięcy za sztukę”. Można złapać się za głowę, prawda?

Najbardziej dziwią jednak kity o rozwoju. Czy rozwija się drużyna, której jednym z liderów ma być Grzegorz Krychowiak? Czy rozwija się drużyna, która goni wynik 35-letnim Kamilem Grosickim? Czy rozwija się drużyna, o której Wojciech Szczęsny mówi, że „w tym układzie nie widzi większych nadziei”? Nie, nie rozwija się, choćby nawet w najpiękniejszy sposób zakłamywać rzeczywistość. Po ostatnim gwizdku Cezary Kulesza wyglądał na wściekłego. W szatni wygłosił ponoć sztampową formułkę, ale we wtorek w Warszawie ma odbyć się spotkanie, podczas którego rozprawi się z Fernando Santosem.

Brzydka katastrofa

W ostatniej dekadzie żaden selekcjoner reprezentacji Polski nie zaliczył dwóch wpadek w meczach o punkty ze średniakami lub słabeuszami w tak krótkim czasie jak Fernando Santos. Oczywiście: poza wielkimi imprezami, gdzie klęski się przydarzały, ale to jednak inny kaliber wyzwania niż eliminacje, które miały być spacerkiem. Adam Nawałka dostał 0:4 od Danii? Zaraz było 3:0 z Kazachstanem i 6:1 z Armenią. Jerzy Brzęczek przegrał 0:2 ze Słowenią? Tak, ale było to jedyne potknięcie Polaków na drodze do Euro 2020. Paulo Sousa wtopił 1:2 z Węgrami? Uciekł z kraju, i tak, wiem, brzmi to śmiesznie. Czesław Michniewicz dostawał bęcki tylko od znacznie silniejszych: Belgii, Holandii, Francji, Argentyny.

Oczywiście: to nie tylko wina Fernando Santosa. Fatalni są przede wszystkim reprezentanci Polski. Snują się po murawie, jakby na zgrupowania przyjeżdżali za karę, do tego z klubów I ligi, a nie z La Ligi, Serie A czy Bundesligi. Pewnie nie układa im się współpraca z niemówiącym ani po polsku, ani dobrze po angielsku Portugalczykiem, ale czy jest to jakiś argument? Nie, nie jest to żaden argument.

Wzięli winę na siebie.

Powiedzieli, że im wstyd. Nawet Robert Lewandowski przyznał, że zawiódł. Cóż za odmiana. Niczego to jednak w ich ocenie nie zmienia. Przeszli długą drogą od bezradności z Argentyńczykami, Francuzami, Holendrami, Portugalczykami i Włochami do bycia tłem dla Mołdawian i Albańczyków. W eliminacjach do Euro biorą udział pięćdziesiąt trzy drużyny narodowe. Dwadzieścia cztery z nich zagrają w Niemczech. Prawie połowa. I jest duże prawdopodobieństwo, że Polski w tym gronie nie będzie. Jaka to brzydka katastrofa, no naprawdę.

Czytaj więcej o reprezentacji Polski:

Fot. Łączy Nas Piłka/400mm.pl/Własne

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

99 komentarzy

Loading...