Reklama

Stipica i uraz szyi. Czy z Chorwatem naprawdę było tak źle?

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

30 sierpnia 2023, 15:37 • 4 min czytania 47 komentarzy

Trzy tygodnie temu, na treningu, po jednym niewyjaśnionym skoku kolegi na moją szyję, przez który prawie moglem zostać sparaliżowany i gdzie moje życie prawie mogle sie skończyć tak, ja go znałem – oto fragment wiadomości opublikowanej przez bramkarza Pogoni Szczecin Dante Stipicę na Instagramie (pisownia oryginalna). W ten sposób Chorwat wyjaśnił, dlaczego właśnie mija miesiąc, odkąd ostatni raz zagrał w Portowcach. Brzmi groźnie, więc postanowiliśmy popytać, co też wydarzyło się w stolicy Pomorza Zachodniego.

Stipica i uraz szyi. Czy z Chorwatem naprawdę było tak źle?

Oto, co udało nam się ustalić.

Dante Stipica – kontuzja

Na jednym z treningów przed rewanżem drugiej rundy eliminacji Ligi Konferencji z Linfield w ferworze walki jeden z zawodników z pola starł się z Dante Stipicą i skoczył mu na plecy (bez złośliwości, zwykłe zagranie, jakich wiele). Doszło do urazu szyi, prędko pojechano z Chorwatem do szpitala i wykonano niezbędne badania, które nie wykazały poważnych problemów. Co prawda miał odpocząć w meczu z ekipą z Belfastu, pojawił się na stadionie przy Twardowskiego w kołnierzu ortopedycznym, ale lekarze nie wykluczali, że dojdzie do siebie na spotkanie kolejnej rundy w Gandawie z Gent, rozgrywane sześć dni później.

Szanse na grę oceniano 50 na 50, dlatego Stipica poleciał z drużyną do Belgii (specjaliści nie widzieli przeciwskazań co do podróży samolotem) i na miejscu miał ocenić, czy będzie w stanie wystąpić. Ostatecznie nie czuł się na siłach, dlatego znowu zagrał Bartosz Klebaniuk, który nie wytrzymał ciśnienia i wydatnie przyczynił się do porażki Pogoni aż 0:5.

Ale następnego i jeszcze kolejnego dnia Stipica normalnie uczestniczył w treningach, bez żadnych ograniczeń. Co więcej – jak słyszymy – był szykowany do występu z Radomiakiem, pięć dni później. W pewnym momencie wydawało się, że Chorwat na pewno wróci do wyjściowej jedenastki, ale zgłosił, że jednak ciągle nie czuje się na siłach.

Reklama

Przeciwko drużynie z Radomia nie wystąpił i do dzisiaj nie wznowił zajęć. Ostatni raz o punkty zagrał 30 lipca z Widzewem Łódź.

Poza zespołem z powodu kłopotów ze zdrowiem nadal znajdują się Benedikt Zech, Marcel Wędrychowski i Dante Stipica” – napisano w klubowym komunikacie z 28 sierpnia.

Trudno powiedzieć, czy będzie gotowy po przerwie na kadrę. Jest poza drużyną od długiego czasu. To Dante sam powinien odpowiedzieć na to pytanie – powiedział dzień później na konferencji prasowej przed zaległą potyczką ze Śląskiem Wrocław trener Jens Gustafsson.

I odpowiedział. Oto oryginalna treść wiadomości opublikowanej przez Stipicę na Instagramie tego samego dnia (w dwóch językach – polskim i angielskim):

Moi przyjaciele i Portowcy, dziękuję bardzo za wsparcie i wiadomości podczas mojego trudnego czasu. Trzy tygodnie temu, na treningu, po jednym niewyjaśnionym skoku kolegi na moją szyję, przez który prawie moglem zostać sparaliżowany i gdzie moje życie prawie mogle sie skończyć tak, ja go znałem, tylko Bóg mnie uratował w tej okropnej sytuacji… po 20 dniach intensywnych terapii, po mojej ciężkiej pracy i ciężkiej pracy naszego personelu medycznego, w końcu powrót do zdrowia idzie w dobrym kierunku. Nie mogę się doczekać wrócić na boisko i świętować z Wami nasze zwycięstwa tak wspaniale, jak zawsze. Do zobaczenia wkrótce... – napisał Chorwat.

Czym zaskoczył… wszystkich w klubie, nawet kolegów z szatni. Wiadomość brzmi bardzo groźnie, jakby faktycznie milimetry dzieliły Stipicę od kalectwa, tymczasem golkiper z pełną intensywnością ćwiczył nazajutrz i dwa dni po laniu od Gentu – 10 i 11 sierpnia, co przecież widzieli wszyscy inni zawodnicy obecni na zajęciach i sztab szkoleniowy (w czwartek trenował z odpowiadającym za bramkarzy Andrzejem Krzyształowiczem, potem w piątek z całą drużyną). A ćwiczył, bo lekarze wydali na to zgodę.

Reklama

To delikatna sprawa. Nikt nie siedzi w głowie Stipicy i nie wie, jak się faktycznie czuje. Dlatego nie naciskano na jego powrót na boisko, mimo że specjaliści dali zielone światło. Stąd lakoniczne komunikaty klubu – nie chciano wywierać presji na Chorwacie i wcale nie była to próba ukrycia poważnych kłopotów zdrowotnych. Wróci, kiedy poczuje, że jest gotowy. I stąd stwierdzenie Gustafssona, że tylko Dante może odpowiedzieć na pytanie, kiedy wróci. Sam musi uznać, że to już, a nie lekarze.

Jeszcze raz – to delikatna sytuacja, bez sensu kwestionować odczucia Stipicy (i my też tego nie robimy), ale zgodnie z naszymi ustaleniami, aż tak poważnie sprawy się nie miały, jak przedstawił to Chorwat. A w każdym razie żadne badania lekarskie tego nie potwierdzały, bo w innym wypadku np. nie byłoby szans na grę z Gent czy trenowanie następnego i kolejnego dnia po spotkaniu.

Na szczęście zdaje się, że golkiper ma się coraz lepiej i jako że chodzi o coś więcej niż sport – zdrowie – to to na końcu jest najważniejsze.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

47 komentarzy

Loading...