Tegoroczne mistrzostwa świata w lekkoatletyce rozpoczną się już w sobotę. Polacy – jeśli wierzyć w przewidywania zagranicznych serwisów – liczyć w ciemno mogą na jeden medal, a kilka innych zależeć może od błędów rywali czy odrobiny szczęścia. Nie oznacza to jednak, że w Budapeszcie nie będzie czego oglądać. Oto kilka najciekawszych rywalizacji, które od 19 do 27 sierpnia rozegrają się na Nemzeti Atlétikai Központ lub na ulicach stolicy Węgier.
Sześć mistrzostw vs uzupełnienie kolekcji
To pojedynek dwóch gigantów. Co więcej – obaj są z Polski. Wojciech Nowicki ma na koncie złoto każdej możliwej imprezy… poza mistrzostwami świata. Paweł Fajdek z kolei na MŚ nie przegrał odkąd po raz pierwszy wywalczył na nich złoty medal. A od tego czasu mija już dekada. Faworytem w rywalizacji w Budapeszcie będzie jednak pierwszy z nich.
Ale z drugiej strony rok temu było podobnie. A potem i tak wygrał Fajdek.
W tym roku jednak Nowicki zdaje się nie mieć konkurencji i zwycięstwo kogokolwiek innego trzeba by traktować jak sensację. Na światowych listach sześć z dziesięciu najdalszych rzutów to właśnie wyczyny Polaka. Dwa z pozostałych czterech są z kolei autorstwa Rosjanina i Białorusina, których w Budapeszcie nie obejrzymy. Tak naprawdę do poziomu Wojtka – incydentalnie, ale jednak – dorzucał tylko Rudy Winkler, autor drugiego najlepszego rzutu w tym sezonie (80.88 m).
Tyle że do Nowickiego to wciąż daleko. Ten w najlepszej próbie posłał młot na 81.92 m. W dodatku jako jedyny w tym roku przekraczał granicę osiemdziesięciu metrów więcej niż raz. Wojtek jest regularny, pewny siebie i swoich możliwości. Zresztą nie ma powodu, by nie być. Ten gość nie zszedł jeszcze z podium mistrzowskiej imprezy w seniorskim gronie, a po raz pierwszy na takie wszedł w 2015 roku. Dwa lata temu wygrał w dodatku igrzyska olimpijskie w Tokio. Przerzuca resztę stawki od kilku sezonów.
W dodatku w tym roku jego największy rywal rzuca słabiej.
Paweł Fajdek na listach światowych jest bowiem dopiero dziewiąty (szósty po odliczeniu zawodników z Rosji i Białorusi). Ponadto jego najlepszy rzut (78.10 m) zdaje się być wypadkiem przy pracy, bo druga odległość Fajdka z tego sezonu to 76.50 m. – Szkoda, że nie dwa metry dalej. No ale wreszcie mogłem normalnie potrenować. A jakby było 78,20 m, to miałbym minimum olimpijskie. Może za trzy tygodnie będzie – mówił Fajdek po mistrzostwach Polski, gdzie właśnie przerzucił 78 metrów.
Wiele kryje się jednak w jego słowach o tym, że wreszcie normalnie potrenował. Faktycznie, trwający sezon pod tym względem go nie rozpieszczał. W maju, na koniec okresu przygotowawczego, mówił nam o poprzednich tygodniach tak:
– Ciężka sprawa, bo było dużo chorób. Nie jest to łatwy okres przygotowawczy. Niedługo mamy zaczynać starty, a sporo czasu już straciliśmy. Nie mamy na to jednak wpływu. Choroba dotyka też nas, sportowców, tak jak każdego innego człowieka. Wyleciało kilka tygodni, szkoda, że tak dużo. Mam nadzieję, że nie złapie mnie kolejny wirus, bo dziś też kaszlę. Jakby tak było, to chyba zrezygnuję z przygotowań. (śmiech) Bo mam dość kaszlu, choroby, leżenia w wyrze. To nie jest moje naturalne środowisko, wolę trenować. Niestety jednak, bywa tak, że jak odcina organizm i nie ma energii, to nie da się zrobić treningu.
CZYTAJ TEŻ: FAJDEK: JA NIE PROWOKUJĘ. LUDZIE NIE ROZUMIEJĄ, O CZYM MÓWIĘ [WYWIAD]
Cóż, od mistrzostw Polski Fajdek miał kilka tygodni na zbudowanie formy. I choć w pewnym momencie nawet Wojciech Nowicki zastanawiał się, czy jego kolega i rywal zdoła to zrobić, to jedno jest pewne – mistrza takiego jak Fajdek lekceważyć nie można. Tym bardziej, że Paweł goni za czymś historycznym, czyli wyrównaniem rekordu Serhija Bubki, który jako jedyny lekkoatleta zdobywał sześć złotych medali MŚ w jednej konkurencji.
W Budapeszcie Polak będzie jedną z dwóch osób, która będzie miała na to szansę. Tyle że ta druga nie robi tego bez przerwy. Jej postać prowadzi nas jednak do następnej rywalizacji.
Stany i Jamajka vs reszta świata
To już norma, że na każdej wielkiej lekkoatletycznej imprezie największą uwagę fanów przyciągają sprinty. Walka o tytuł najszybszego mężczyzny i najszybszej kobiety na świecie, niezmiennie rozgrzewa kibiców. Nawet jeśli rekordy świata na setkę w obu tych konkurencjach wydają się być niezagrożone, to jest to po prostu jedno wielkie widowisko. Chwila ciszy, napięcia, wystrzał startera, 10-11 sekund walki z czasem oraz rywalami.
Piękna rzecz. Zwłaszcza, gdy trudno przewidzieć, kto ostatecznie taką rywalizację wygra. A w tym roku w najkrótszych biegach właśnie tak będzie. Choć to niezmiennie walka Jamajki i USA z resztą świata.
W rywalizacji kobiet oczy fanów będą zwrócone przede wszystkim na Shelly-Ann Fraser-Pryce, pięciokrotną mistrzynię globu. Choć na karku ma już 36 lat, to Jamajka nie przestaje zachwycać. Pierwszy tytuł zdobyła w 2009 roku. Od tego czasu finał setki przegrała tylko raz – dwa lata później w Daegu, skończyła wtedy na czwartym miejscu. Potem wygrywała jeszcze w 2013, 2015, 2019 i 2022 roku. W 2017 miała przerwę, była w ciąży.
Gdy wróciła po urodzeniu córki, znów stała się najlepsza. Teraz ma jednak przed sobą może nawet większe wyzwanie – ominęła bowiem część tegorocznej rywalizacji z powodu kontuzji kolana. Ma też na karku 36 lat, a to już – jak na sprinterkę – niezwykle zaawansowany wiek. Shelly-Ann wciąż jest jednak piekielnie szybka. W swoich jedynych startach na setkę w tym roku wykręciła 10.82 i 10.83 s.
Wystarczyło, by na światowych listach być na czwartym miejscu. Szybsze od niej są tylko Marie Josee Ta Lou (10.75 s), Sha’Carri Richardson (10.71 s) i Shericka Jackson (10.65 s). Każda ma swoją motywację, by zdobyć ten tytuł. Shericka chciałaby w końcu na setkę pokonać rodaczkę (rok temu w Eugene była druga). Sha’Carri odzyskała formę po wielu zawirowaniach, związanych choćby z wykryciem marihuany w jej organizmie, i czeka na pierwszy wielki sukces. Marie Josee może przywieźć pierwsze złoto MŚ w lekkoatletyce do ojczyzny, Wybrzeża Kości Słoniowej, w całej jej historii.
– Na mistrzostwa jadę po złoto, wierzę, że mogę je zdobyć. Wiem, że mam mocny finisz, mogę jednak poprawić start. Muszę to zrobić, jeśli chcę osiągnąć swój cel – mówiła Ta Lou. Ona zresztą zdaje sobie sprawę, że to może być jej ostatnia szansa na mistrzostwo. Jest co prawda młodsza od Shelly-Ann, ale ma 34 lata. Jackson (29), a zwłaszcza Sha’Carri (22) są mniej wiekowe i mają więcej czasu w nogach.
Ale za plecami tej czwórki też będzie ciekawie. Aż 24 zawodniczki biegały w tym roku poniżej 11 sekund (w tym Ewa Swoboda). Dziewięć zeszło poniżej 10.90 s. A przy dobrych warunkach z takich wyników można jeszcze zbijać i liczyć na życiówki. Kto wie, może na mistrzostwach czeka nas sensacja?
Ciekawie zapowiada się też rywalizacja u mężczyzn. A to z tego prostego powodu, że od 20 lat czekamy na mistrza spoza Stanów Zjednoczonych lub Jamajki. Niespodziewanie dominację tych dwóch krajów może przerwać Brytyjczyk albo… Kenijczyk. Ten drugi to Ferdinand Omanyala, który wyrósł w ostatnich latach na jednego z najlepszych sprinterów globu (choć warto dodać, że w CV ma już dyskwalifikację za doping).
Omanyala w tej chwili jest drugi na światowych listach z wynikiem 9.84 s. Lepszy, ale tylko o setną sekundy jest wspomniany reprezentant Wielkiej Brytanii, Zharnel Hughes. Trzeba jednak zauważyć, że on najlepszy wynik ustanawiał z wiatrem 1.3 m/s w plecy, a więc takim, który pomagał. Omanyala biegł z wiatrem w twarz (0.5 m/s). W dodatku Kenijczyk pięć razy w tym sezonie biegał poniżej 10 sekund. Hughes… tylko w tym jednym przypadku.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Tej dwójce spróbują postawić się tradycyjni faworyci. Ameryka wystawia przede wszystkim Freda Kerleya (9.88 s, trzeci na listach), obrońcę tytułu mistrza świata, ale też Cravonta Charlestona (9.90 s) czy Christiana Colemana (9.91 s). Choć grono faworytów, co naturalne, jest szersze, to wydaje się jednak, że złoto powinien zgarnąć ktoś z tej piątki.
Jeśli zrobi to Hughes, będzie to piąty złoty krążek dla Glena Millsa, jego obecnego trenera. Jamajczyk do złota prowadził Usaina Bolta (2009, 2013 i 2015) oraz Yohana Blake’a (2011). Teraz jego podopieczny może utrudnić życie jamajskim sprinterom, takim jak Oblique Seville (9.95 s, czwarty na MŚ rok temu). Nie wiadomo za to, czy w Budapeszcie wystartuje Ackeem Blake, obecnie czwarty na światowych listach, ale też… jamajskich zawodach kwalifikacyjnych. Na których do rozdania były trzy miejsca.
Cóż, taki los sportowca.
Młodość vs… młodość
Mało jest konkurencji, w której najstarsza z zawodniczek w TOP 10 światowych list ma… 28 lat. Mało też jest takich, w których liczba kandydatek do medalu zrobiła się aż tak duża. W ostatnim okresie bieg na 400 metrów kobiet przeżywa swój złoty okres. Nawet jeśli do rekordu świata – zresztą wiekowego, to 47.60 s Marity Koch z 1985 roku – wszystkim biegaczkom daleko, to i tak warto doceniać ich wyniki.
W tym roku bowiem aż jedenaście zawodniczek zeszło z czasem poniżej 50 sekund. Dla porównania – w zeszłym sezonie było ich dziewięć, dwa lata temu dwanaście. A wiadomo, że najlepszą formę szykuje się zawsze na imprezę docelową i to tam takich wyników może paść jeszcze więcej. W tym roku są nią mistrzostwa świata.
Dla nas bieg na 400 metrów kobiet jest tym ciekawszy, że po raz pierwszy od dekad mamy w nim zawodniczkę zdolną rywalizować z najlepszymi biegaczkami ze świata. Natalia Kaczmarek na światowych listach zajmuje w tej chwili piąte miejsce z czasem 49.48 s, ale wydaje się, że to nie maksimum jej możliwości. W dodatku w ostatnich miesiącach potrafiła wygrywać w bezpośrednich pojedynkach z najlepszymi biegaczkami, dwa razy z rzędu triumfowała przecież w mityngach Diamentowej Ligi.
Kaczmarek do tegorocznych startów podchodziła rozsądnie. “Ucięła” sezon na hali, zrezygnowała nawet z mistrzostw Europy pod dachem, bo przydarzył jej się drobny uraz, którego nie chciała pogłębić. Skupiła się na stadionie i to dało efekt
– Treningi wskazują, że powinnam znowu pobić życiówkę. Nie wiem, kiedy to nadejdzie, i czy w ogóle się uda. Ale faktycznie: praca, którą wykonuje między zawodami, jest bardzo obiecująca, sygnalizuje coraz lepszą dyspozycję. Nie jestem zatem zaskoczona, że szybciej zaczynam sezon i szybciej biegam w trakcie startów przed imprezą docelową – mówiła nam w czerwcu. A w kolejnych miesiącach faktycznie osiągała najlepsze rezultaty w karierze.
CZYTAJ: NATALIA KACZMAREK: LICZĘ, ŻE ŻYCIOWA FORMA PRZYJDZIE NA PARYŻ [WYWIAD]
Czy to jednak wystarczy do medalu? Trudno orzec. Rywalki ma naprawdę dobre, choć jedna ubyła jej już jakiś czas temu – przerwę macierzyńską ma Shaunae Miller-Uibo, szósta najszybsza biegaczka w historii tego dystansu. Inna z kolei niedawno. Fenomenalnie na płaskich 400 metrach spisywała się bowiem dotychczasowa specjalistka od płotków, Sydney McLaughlin-Levrone, która przewodzi światowym listom (48.74 s) i jest fenomenem biegów na jedno kółko. Jednak kilka dni temu ogłosiła, że z powodu urazu ominie występ na mistrzostwach. Natalia nie będzie też musiała rywalizować z Femke Bol, która z Polkądo tej pory regularnie wygrywała, ale w Budapeszcie skupi się na biegu przez płotki.
W pierwszej części sezonu świetnie (i szybciej od Kaczmarek) oprócz McLaughlin biegały też Marileidy Paulino (48.98 s), Britton Wilson (49.13 s) i Rhasidat Adeleke (49.20 s). Każda jednak najlepsze wyniki osiągała w maju lub czerwcu. Potem było gorzej. Możliwe jednak, że to kwestia rozplanowania treningów i w Budapeszcie znów będą miały znakomitą formę. Zwrócić uwagę warto też na Salwę Eid Naser (49.78 s), mistrzynię świata z 2019 roku, która potem odcierpiała dyskwalifikację za unikanie kontroli antydopingowych, ale w swoim najlepszym biegu w karierze potrafiła osiągnąć czas 48.14 s.
Szybciej biegały tylko Marita Koch i Jarmila Kratochvilova.
Czy Eid Naser wróci do najlepszej formy? Nie wiadomo. Ale jeśli tak, to właściwie każda rywalka może się jej obawiać. Tym bardziej, że to wciąż młoda zawodniczka, rocznik 1998, ten sam co Kaczmarek. Ze światowej czołówki starsze od nich są biegaczki z 1996 roku: Paulino i nie przywoływana jeszcze Gabrielle Thomas, a także najstarsza w tym gronie Shamier Little (1995, ona i Thomas indywidualnie w Budapeszcie nie wystąpią). Młodsze z kolei: McLaughlin-Levrone (1999, jak już wspomnieliśmy – nie pobiegnie w Budapeszcie), Britton Wilson (2000), Rhasidat Adeleke (2002) czy Lieke Klaver (też 1998, ale urodzona w późniejszych miesiącach), a nawet Thalita Diggs, 11. na listach, rocznik 2002.
Wiemy więc jedno – o ile na 100 metrów kobiet rywalizacja może rozstrzygnąć się pomiędzy weterankami, o tyle na dystansie pełnego okrążenia na pewno wygra młodość.
Obecna mistrzyni vs gwiazda ostatnich lat
Faith Kipyegon to fenomen ostatnich miesięcy. Nie to, żeby kenijska lekkoatletka wcześniej była nieznana – to w końcu dwukrotna mistrzyni olimpijska w biegu na 1500 metrów, na tym samym dystansie zostawała też mistrzynią świata w 2017 i 2022 roku. W tym roku pokazała jednak, że może być specjalistką i od dłuższych biegów.
- Rekord świata w biegu na 1500 metrów? 3:49,11 autorstwa Kipyegon. Z tego roku.
- Rekord świata w biegu na milę? 4:07,64 autorstwa Kipyegon. Z tego roku.
- Rekord świata w biegu na 5000 metrów? Pewnie już się domyślacie, ale napiszmy: 14:05,20 autorstwa Kipyegon. Z tego roku.
A przecież Kenijka osiąga to wszystko będąc matką, jej córka przyszła na świat w czerwcu 2018 roku. Faith niemal natychmiastowo wróciła na szczyty biegania – w 2019 roku zdobyła srebro MŚ. – Mam już rekordy świata, ale chcę pobijać kolejne granice i pozostawić po sobie wielkie dziedzictwo na tych dystansach. Kocham ten sport, mam swoje marzenia. Chcę, żeby młodsze biegaczki patrzyły na mnie i wiedziały, że wszystko jest możliwe. Udowodniłam, że po przerwie macierzyńskiej można wrócić mocniejszą – mówiła.
CZYTAJ: TRZY REKORDY ŚWIATA W 50 DNI. FENOMEN FAITH KIPYEGON
Od tego, by osiągać jeszcze większe sukcesy do tej pory powstrzymywała ją głównie obecność Sifan Hassan. Holenderka o etiopskich korzeniach sama była wcześniej takim fenomenem jak Kenijka. Z powodzeniem łączyła trzy dystanse – 1500, 5000 i 10000 metrów. Na igrzyskach w Tokio z każdego przywiozła medal: dwa złota i brąz.
Ostatnio jednak przerzuciła się na jeszcze dłuższe biegi. Spróbowała już nawet swoich sił w maratonie i od razu pierwszy taki start (w Londynie) wygrała, zresztą z bardzo dobrym czasem. Na stadionie już w zeszłym roku było z nią nieco gorzej, na 5000 i 10000 metrów nie stanęła nawet na podium mistrzostw świata. W Budapeszcie raz jeszcze chce jednak spróbować swoich sił na bieżni. I znów powalczyć o hat-tricka.
Przy Kipyegon będzie jej jednak o to trudno.
Na 1500 metrów Faith właściwie nie ma rywalizacji. Kenijka potężnie odstaje reszcie stawki i jeśli tylko zechce, to najpewniej samotnie rozegra bieg, uciekając pozostałym biegaczkom. Reszta w takiej sytuacji będzie bić się o srebro – w tym Hassan, która na tegorocznych listach dopiero na 11. miejscu. Ale taki scenariusz to w sumie… dobra wiadomość dla Sifan. Jeśli w większej grupce wszystko rozegra dobrze (a potrafi to robić), może zgarnąć medal.
5000 metrów? Tam Kipyegon też ucieka, ale nie tak bardzo, więc rywalki mogą z nią powalczyć. O ile pewnie jest w stanie to zrobić, o tyle z powodu mniejszej różnicy i dłuższego dystansu może nie ryzykować samotnego rozwiązywania biegu. A jeśli do gry wejdzie taktyka to kto wie? Hassan swoje potrafi, udowadniała to choćby w Tokio. Umie doskonale rozplanować siły i na finiszu wybrać odpowiedni moment do ataku. Wielokrotnie w ten sposób wygrywała biegi na “piątkę”.
10000 metrów? Tu Sifan z pewnością może powalczyć o złoto, bo nie ma tam Faith (ta zresztą ostatnio mówiła, że jej myśli kierują się raczej w stronę atakowania krótszego dystansu – 800 metrów). Jest za to Gudaf Tsegay, kolejna z fenomenalnych biegaczek. Ale na światowych listach Hassan jest tuż za nią. Choć “tuż” oznacza tu osiem sekund. Jednak na takim dystansie i tego rodzaju różnice da się zniwelować, wcale nie musi to być wyzwanie z gatunku niemożliwych. O trio złotych medali będzie Holenderce już znacznie trudniej. Jednak, jak niedawno zatytułowano tekst o Sifan Hassan na oficjalnym portalu Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego:
If anyone can, Sifan Hassan can.
Lekkoatleci vs granice
Niezmiennie na mistrzostwach świata czeka się też na to, aż ktoś pokusi się o najlepszy rezultat w historii. W Budapeszcie, co naturalne, będą ku temu okazje. Przede wszystkim zwrócić uwagę trzeba na sportowców, którzy rekordy pobijają już od jakiegoś czasu. Z miejsca w oczy rzuca się więc wspomniana Kipyegon, ale też Armand Duplantis w skoku o tyczce, Yulimar Rojas w trójskoku czy Ryan Crouser w pchnięciu kulą.
A czy padną jakieś rekordy, na których pobicie już trochę czekamy?
Odpowiemy: czemu nie? Spore szanse ma choćby Jakob Ingebrigtsen na 1500 metrów, o ile tylko nie będzie to bieg rozgrywany taktycznie (a tak niestety może się stać), a szybki, w którym Norweg będzie walczyć nie tylko o to, by pokonać rywali, ale i Hichama El Guerrouja. Wielki Marokańczyk w 1998 roku wybiegał 3:26.00 i od tamtego czasu nikt tego rezultatu nie poprawił. Ingebrigtsen na razie życiówkę ma o ponad sekundę gorszą, ale zbliża się do wyniku El Guerrouja regularnie.
O pobicie rekordu może też walczyć amerykańska sztafeta 4×400 metrów pań. I gdyby jej się to udało, byłby to historyczny wyczyn. To bowiem jeden z najdłużej utrzymujących się wciąż rekordów w świecie lekkiej atletyki – nie zmienia się od 1988 roku. “Trzymają” go wciąż zawodniczki ze Związku Radzieckiego, a ich czas to 3:15.17. Wynik fenomenalny, bo w XXI wieku najlepszy rezultat to 3:16.85 Amerykanek z Tokio. Wielu dziennikarzy z USA uważa jednak, że od lat nie mieli mocniejszej sztafety niż ta, jaką (potencjalnie) mogą ułożyć w Budapeszcie.
Jeśli warunki i bieżnia będą sprzyjać, a do tego płynnie wyjdą zmiany, to kto wie, jaki rezultat wykręcą Amerykanki.
A skoro o starych rekordach mowa, to na pobicie wciąż czekają też dwa rezultaty Florence Griffith-Joyner. O ile ten na setkę (10.49 s!) jest niezagrożony, o tyle na 200 metrów (21.34 s) przy świetnych warunkach mógłby okazać się do przebicia. Shericka Jackson rok temu w Eugene wybiegała przecież 21.45 s. Z kolei u mężczyzn buńczuczne zapowiedzi o pobiciu rekordy Usaina Bolta (19.19 s) rzuca Noah Lyles. I ma ku temu podstawy. W Eugene biegał 19.31 s, a ogółem w karierze trzy razy schodził poniżej 19.50 s. Bolt zrobił to czterokrotnie. Lylesowi, jeśli będzie w odpowiedniej dyspozycji, potrzeba więc idealnego biegu. Tylko i aż tyle.
Więcej szans na rekordy? Proszę bardzo, aczkolwiek to znów świeże wyniki. Sporo mówi się choćby o biegu na 3000 metrów z przeszkodami. Tam rekordzistą od tego sezonu jest Lameche Girma z czasem 7:52.11. O przebicie tego rezultatu może powalczyć on, ale też Soufiane El Bakkali. Z kolei w chodzie kobiet na 35 kilometrów – a więc stosunkowo nowej konkurencji – o rekord bić się powinny María Pérez i Kimberly García.
Czy na tym ta lista się skończy? Niekoniecznie. Z rekordami jest już tak, że zawsze ktoś może nas zaskoczyć. Choć, niestety, Polaków w tym gronie zapewne nie będzie.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj też: