Bohaterem jest Sonny Kittel. Przyjął piłkę, łypnął, huknął i władował sztukę Karabachowi. Daleko jeszcze jakichkolwiek rozstrzygnięć w kwestii awansu do trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów, ale odczuwamy niczym nieskrępowaną satysfakcję, że to nie w Polsce, a w Azerbejdżanie wybrzmiewa gorzkie: Bach, bach…
Raków!
Tak, Raków, a nie Karabach.
Raków – Karabach 3:2. Za polskie grzechy
Dość dziwny był to mecz. Przede wszystkim Mehemmedeliyev w całkiem uprzejmym geście postanowił odwdzięczyć się polskiemu narodowi za grzechy niesławnego Rudki sprzed roku. Przy pierwszym golu złapał się więc pod ramię z Cafarguliyevem i zaplątaniem się w samobója sfinalizował ładną indywidualną akcję Cebuli, zaś przy drugim trafieniu dla gospodarzy po prostu przepuścił lecącą wprost w niego główkę Piaseckiego. Albo krócej: odegrał rolę godną parodysty z Pafos.
Było 2:0.
A za chwilę już 2:2.
Karabach to bowiem wciąż naprawdę mocna ekipa, cokolwiek tzw. eksperci „nieoglądanych meczów” mówiliby o nim przed tym dwumeczem. Gurbanov taktykiem jest świetnym, prowadzi ich twardą ręką, grają ostro, a indywidualności tam nie brakuje, taki Zoubir to niezmiennie postrach polskich klubów. Tak czy inaczej, goście podkręcili tempo, a mistrz Polski kompletnie się zagubił. Bayramov na głowę Xhinhy, błąd w ustawieniu Svarnasa, zrobiło się 2:1. Chwilę później Keyta kiwnął Svarnasa, nastrzelił klatkę piersiową Xhixhy, no i już 2:2.
Drugą z tych bramek Raków wstrzelił sobie właściwie sam. To był mechanizm głupoty: Berggren napędził na skrzydle Carlosa Silvę, ten wycofał piłkę do Papanikolaou, a Grek stracił ją w sposób najdurniejszy, jak się tylko dało. Bach, bach, Karabach – głośniej i głośniej.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Oto Sonny Kittel
Wszystko odmienił Sonny Kittel. Po prawdzie: to uderzenie z dystansu było jedynym udanym zagraniem jego piętnastominutowego debiutu w Rakowie. Ale nikt go z niemrawego kwadransa w obliczu cudownego gola rozliczać przecież nie będzie. On pojawił się w tym klubie właśnie po to, żeby zasypać dziurę po Ivim Lopezie. Być gwiazdorem, który w kluczowym momencie da coś ekstra. Tak jak tu. Lepiej publiczności przedstawić się nie mógł.
Czy Raków zasłużył na to zwycięstwo? I tak, i nie. Nie zdominował Karabachu. Wprost przeciwnie. Kovacević miał dużo szczęścia. Momentami pachniało bolesną lekcją. Ważne: „momentami”. Trzy gole znikąd się nie wzięły. Zwycięstwo zresztą tak samo.
W kontekście rewanżu jednobramkowa zaliczka nic jednak nie znaczy. Rok temu Lech też jechał do Azerbejdżanu z taką przewagą w dwumeczu, a wyjechał po bolesnym laniu. Na wyjeździe trzeba będzie zagrać jeszcze lepiej. Strzelać. Strzelać. Strzelać. Dużo strzelać. I reagować na własne wpadki. A wtedy może uda się już na dobre odczarować klątwę Karabachu.
Raków Częstochowa 3:2 Karabach
55′ sam. Cafarguliyev, 71′ Piasecki, 90′ Kittel – 73′, 75′ Xhixha
Czytaj więcej o Rakowie Częstochowa:
- Łukasz Zwoliński – idealny napastnik Rakowa Częstochowa? Analiza ataku mistrza Polski
- Diwa spod Frankfurtu. Sonny Kittel – wielki talent, który zatrzymały kontuzje
- „Przyjście Gutkovskisa do Daejeon to duże wydarzenie”. Jak się robi transfer do Korei Południowej?
- Trela: Piłkarz od konkretów. Dlaczego transfer Sonny’ego Kittela to hit lata w Ekstraklasie?
- Pestka: Moje odejście z Cracovii to była decyzja klubu. Raków zaufał mi w trudnym momencie
- Arsenić: W szatni nie mówimy o planie minimum, naszym celem jest Liga Mistrzów
- Szwarga: Wywracanie wszystkiego do góry nogami byłoby głupotą || Raport z Arłamowa
Fot. Newspix