Reklama

Trela: Piłkarz od konkretów. Dlaczego transfer Sonny’ego Kittela to hit lata w Ekstraklasie?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

21 lipca 2023, 12:21 • 10 min czytania 68 komentarzy

Jak na ogromne znaczenie, jakie miał dla ofensywy HSV, nowy pomocnik Rakowa Częstochowa często bywał niewidoczny, sprawiał wrażenie schowanego za partnerami, albo nawet niezaangażowanego w mecz. Zwykle czekał na jeden-dwa momenty, w których był w stanie zrobić coś konkretnego, nieszablonowego. W skrótach i zbitkach najlepszych zagrań wygląda więc zazwyczaj znacznie efektowniej niż przy obserwacji przez cały mecz. Mimo to jednak nie są to powody, dla których można by się poważnie obawiać, że hitowy transfer okaże się niewypałem.

Trela: Piłkarz od konkretów. Dlaczego transfer Sonny’ego Kittela to hit lata w Ekstraklasie?

Przyjął piłkę prawą nogą, od razu obracając się w kierunku bramki. Krótko ją poprawił, upewniając się, że mu nie ucieknie, gdy ostatni raz zerknie na ustawienie bramkarza. Ułamek sekundy później odpalił petardę z ponad dwudziestu metrów. Potem jeszcze chwilę śledził, czy odbita od słupka piłka wpadnie do siatki. A następnie eksplodował, kierując energię w stronę trybun. Tak, jakby chciał wszystkim 50 tysiącom ludzi powiedzieć: uwierzcie w cuda.

Sylwetka Sonny’ego Kittela. Ostatni moment chwały

Inaczej niż w przypadku wielu piłkarzy zagranicznych trafiających do polskiej ligi, ostatni moment chwały Sonny’ego Kittela miał miejsce w ostatnim meczu, jaki rozegrał. 5 czerwca w 6. minucie rewanżowego barażu o awans do Bundesligi pomiędzy Hamburgerem SV a Stuttgartem pomocnik gospodarzy jeszcze dał im nadzieję, że trzybramkową stratę z pierwszego meczu jakoś uda się odrobić. Nie udało się. Goście odpowiedzieli na jego piękny strzał z dystansu trzema golami. 31-letni pomocnik pożegnał się z Hamburgiem po czterech latach tak, jak przyzwyczaił: bramką, która ostatecznie nic nie dała. Przecież każdy z sezonów, jakie spędził w HSV, kończył się tak samo – przegraną walką o awans.

Oferta, która nie nadeszła

Jest i był z pewnością szczególnym piłkarzem, który często robił różnicę. To widać po samych jego liczbach – podkreślał Jonas Boldt, dyrektor sportowy HSV, w komunikacie prasowym, w którym II-ligowiec informował o nieprzedłużeniu kontraktu ze swoją gwiazdą ostatnich lat. Sam zawodnik w pożegnaniu z kibicami opublikowanym na Instagramie był mniej dyplomatyczny, a bardziej emocjonalny. Podkreślał, że wyobrażał sobie spędzenie nad Łabą kolejnych lat. Chciał mieć jedynie spokój planowania (czyli dłuższy kontrakt). Oferta jednak nie nadeszła. Zmuszony do oglądania każdego centa klub, wolał nie ryzykować. Wybrał związanie się z 22-letnim Immanuelem Pheraiem, dającym nadzieję przyszłego zarobku.

Reklama

ARSENIĆ: W SZATNI NIE MÓWIMY O PLANIE MINIMUM, NASZYM CELEM JEST LIGA MISTRZÓW [WYWIAD]

Zablokowane transfery

Na odejście Kittela z Hamburga zanosiło się po prawdzie już od roku, gdy planował skonsumować bardzo udany indywidualnie, ale zespołowo przegrany po barażach z Herthą, sezon w 2. Bundeslidze. Był wówczas o krok od przeprowadzki do DC United. W zimie przeszedł już nawet testy medyczne przed transferem do Arabii Saudyjskiej za pół miliona euro. Ruch zablokowało jednak HSV, uzależniając go od znalezienia adekwatnego następcy, co w połowie sezonu nie było proste. Kittel profesjonalnie jeszcze zebrał się do lotu. Wiedząc, że raczej odejdzie, w ostatnich jedenastu występach w hamburskich barwach strzelił sześć goli i zaliczył dwie asysty. W końcówce sezonu znów, jak przez lata, był czołowym piłkarzem ekipy z północy.

Talent zniszczony przez kontuzje

Także dlatego kolejni trenerzy go uwielbiali. Horst Hrubesch, legenda HSV i świetny wychowawca młodzieży, podkreślał, że zarówno jako człowiek, jak i jako piłkarz, to klasa światowa. „Gdyby nie miał tylu kontuzji w karierze, już dawno grałby w reprezentacji. Wielki szacunek dla niego za to, jak wracał po urazach” – mówił. Przy czym były napastnik miał na myśli reprezentację Niemiec, a nie Polski, do której w ostatnich latach pomocnik był przymierzany. Dla Tima Waltera, obecnego trenera HSV, był jednym z ulubionych piłkarzy. Podobnie jak dla Daniela Thioune’a, jego poprzednika. Stefan Leitl, trener, który prowadził go w Ingolstadt, zachwalał natomiast jego umiejętności gry na pozycji ofensywnego pomocnika. „Potrafi zagrać ostatnie podanie, dzięki technice dobrze uwalnia się spod pressingu, ma dobrą wizję gry i jest groźny pod bramką” – charakteryzował nowego gracza Rakowa Częstochowa.

sonny-kittel-sylwetka-historia-rakow-czestochowa-transfer-hit/

Silna pozycja w Niemczech

Biorąc pod uwagę rynek, z jakiego przychodzi, podpisanie przez niego kontraktu z Rakowem to transfer wyjątkowy. Piłkarze o jego pozycji w niemieckim futbolu zwykle nawet nie spoglądali na oferty z Ekstraklasy. Do Polski przychodzili co najwyżej piłkarze, którzy 2. Bundesligi ledwie liznęli, jak Marcos Alvarez, mający za sobą jedną rundę na tym poziomie w barwach w VfL Osnabrueck, zanim podpisał kontrakt z Cracovią. Pozycji, jaką mieli na zapleczu Bundesligi Dennis Thomalla w momencie transferu do Lecha, Afimico Pululu i Arvydas Novikovas przed przeprowadzką do Jagiellonii, czy Antonio Colak przed podpisaniem umowy wypożyczenia z Lechią Gdańsk, też nie da się z tym porównać. Każdy z nich miał mniejsze lub większe przetarcie na tym rynku, ale żaden nie przywoził świeżego doświadczenia 200 meczów w 2. Bundeslidze i jeszcze 60 w najwyższej lidze niemieckiej.

Nawet Mikael Ishak czy Adam Zrelak, którzy przyjeżdżali z Niemiec z przyzwoitym dorobkiem i w Ekstraklasie się obronili, nie mieli tam takiej pozycji, jak Kittel. Liczbą meczów na najwyższych poziomach w Niemczech da się go porównać tylko do Christiana Clemensa, który jednak przyjeżdżał do Polski na poważnym zakręcie kariery, a nie świeżo po rozegraniu niezłego sezonu. Z tej wyliczanki wyłączony jest oczywiście Lukas Podolski. W jego przypadku decydowały jednak względy emocjonalne, a nie sportowe. Naprawdę bardzo trudno znaleźć przypadek podobny do Kittela.

Reklama

Drugi po Draxlerze

Kogo w takim razie pozyskali częstochowianie? To piłkarz, który na początku poprzedniej dekady był uznawany za jeden z największych talentów w Niemczech. Był gwiazdą drużyny juniorów młodszych, która po latach przerwy uczyniła z Eintrachtu Frankfurt mistrza kraju w tej kategorii. W 2011 dostał srebrny medal Fritza Waltera przyznawany największym talentom w danym roczniku, ustępując tylko Julianowi Draxlerowi. Michael Skibbe, ówczesny trener Eintrachtu, nie zamierzał marnować potencjału kreatywnego pomocnika w juniorach czy w rezerwach i już krótko po 17. urodzinach zabrał go na obóz z pierwszym zespołem, a następnie pozwolił zadebiutować w Bundeslidze. W tamtym momencie Kittel był najmłodszym graczem z pola, który zagrał w lidze w barwach Eintrachtu. Dziś zajmuje w tej klasyfikacji drugie miejsce, bo w 2013 roku wyprzedził go Marc Stendera.

Stracone siedem lat i przemiana

Wszystko w jego karierze zaczęło się sypać tuż po osiemnastych urodzinach. Pod koniec debiutanckiego sezonu w Bundeslidze pierwszy raz zerwał więzadła krzyżowe, a jego drużyna w międzyczasie spadła z ligi. Kittel pomógł jej w ponownym awansie, wiosną strzelając trzy gole. Ale sytuacja zdrowotna się nie poprawiła. Uszkodzenie chrząstki i kolejne zerwanie więzadeł zabrały mu kilka lat gry. Pomiędzy 2013 a 2015 rokiem opuścił łącznie 150 spotkań Eintrachtu. Do 24. roku życia, gdy z FC Ingolstadt spadł z Bundesligi, był głównie pacjentem. To jednak w mieście Audi przeszedł przemianę, która umożliwiła mu powrót na dobre tory. Spokojna rehabilitacja, wzmacnianie mięśni i dochodzenie do siebie z dala od łatki wielkiego talentu Eintrachtu, pozwoliły mu wreszcie zyskać coś, co zabrało mu łącznie siedem lat kariery: zdrowie.

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ

Jego przemiana była imponująca. Od sezonu 2017/18 nigdy nie zdarzyło mu się rozegrać mniej niż 31 meczów ligowych. Zawsze rozgrywał w tym czasie grubo ponad dwa tysiące minut. Wtedy też okazało się, że wszystkie zachwyty nad jego umiejętnościami nie były przesadzone. 25, 16, 18, 17, 25, 13 – to jego dorobek w punktacji kanadyjskiej w kolejnych sezonach. Nigdy, od momentu pełnego wyleczenia się, nie zdarzył mu się sezon z jednocyfrową liczbą bramek i asyst. Najsłabszy był ten ostatni. Ale sześć goli i siedem asyst wcale nie brzmi jak dorobek, którego trzeba się wstydzić.

Ulubieniec Radykała

Ostatnie lata Kittel spędził, mierząc się z olbrzymią presją jednego z największych klubów w Niemczech, który na stanowczo zbyt długo utknął w II lidze. Każdy jego domowy mecz obserwowało ponad 50 tysięcy osób. Występował przy tym w jednym z najbardziej charakterystycznych zespołów w kraju pod względem stylu gry. Tim Walter, prowadzący wcześniej rezerwy Bayernu, VfB Stuttgart oraz Holstein Kilonia, uchodzi za jednego z największych radykałów ofensywnej gry w Niemczech. Można go porównać, mając świadomość oczywistych różnic między nimi, do Zdenka Zemana czy Marcelo Bielsy.

„Walterball” opiera się na wysokim pressingu, długim utrzymywaniu się przy piłce, ekstremalnej wymienności pozycji, zagęszczaniu środka pola i bronieniu jeden na jednego. Nie ma więc większego sensu analizowanie, na jakiej pozycji Kittel grał przez ostatnie lata. Nominalnie zwykle był ustawiany na skrzydle, ale nigdy nie było to bieganie od linii do linii i posyłanie wrzutek. Pomocnik z polskimi korzeniami jest w stanie zagrać na wszystkich pozycjach za napastnikiem, a nawet jako środkowy pomocnik.

Dobra gra w gąszczu

Jego spore zaangażowanie w ofensywę widać nie tylko w liczbach bramek i asyst, ale też w wielu innych statystykach ofensywnych WyScouta za poprzedni sezon 2. Bundesligi. Jego wynik bramkowy mógł być bardziej okazały, algorytm wycenił bowiem jego sytuacje na blisko osiem trafień. To potwierdza jednak, że Kittelowi nigdy nie brak umiejętności znalezienia się w odpowiedniej okazji pod bramką rywala. Nowy nabytek mistrzów Polski charakteryzuje się zresztą sporą swobodą znajdowania sobie przestrzeni w gąszczu. Pod względem otrzymywanych podań w tercji ofensywnej był w ścisłej czołówce ligi, a w liczbie kontaktów z piłką w polu karnym na 90 minut w czołowej dwudziestce ligi.

Jakość zagrań

W jego szczegółowych liczbach widać jakość zagrań: trzecią wśród najwyższych celności dośrodkowań w lidze, jedną z największych dokładności prostopadłych podań i aż 83% skuteczności podań zdobywających teren. Charakterystyczna dla platformy WyScout jest statystyka smart passes, czyli „sprytne podania”. Tym mianem określane są nieszablonowe zagrania, delikatne dotknięcia, drobne inteligentne ruchy przynoszące korzyści. Zwykle najlepiej wypadają w niej czołowi technicy danej ligi. Kittel za poprzedni sezon był w niej 12. w 2. Bundeslidze. Pod względem celności tego rodzaju zagrań zajął ósme miejsce. A mowa przecież o dość przeciętnych jak na jego możliwości rozgrywkach.

Kapryśna mowa ciała

Jakie więc są potencjalne wady tego ruchu? Kwestii kontuzji raczej nie ma się co obawiać, bo w ostatnich latach pomocnik był okazem zdrowia i w HSV opuścił z powodu urazów oraz chorób ledwie trzy mecze, a na treningach nie brakowało go nigdy dłużej niż trzy tygodnie. Jeśli coś może pójść nie tak, to kwestia jego dopasowania do systemu Rakowa. Kittel funkcjonował ostatnio w drużynie ekstremalnie ofensywnej, w której i tak cieszył się sporą wolnością.

Częstochowianie tymczasem nawet najlepszych techników w rodzaju Iviego Lopeza starali się jak najmocniej wdrożyć w swoje sztywne ramy. Pilnowali, by zawsze wykonywali odpowiednią pracę bez piłki. Gra w obronie nie jest natomiast wielkim atutem ich nowego pomocnika. Mowa też o piłkarzu, któremu często zarzucano dość kapryśną mowę ciała i problemy z utrzymaniem równej formy. Gdy coś jemu i drużynie nie wychodziło, nawet z trybun czy sprzed ekranu telewizora dało się odczuć jego niezadowolenie. Poza boiskiem rzadko udziela wywiadów i nie błyszczy w mediach. Raczej nie jest typem lidera. Ani w trakcie meczów, ani w szatni.

sonny-kittel-sylwetka-historia-rakow-czestochowa-transfer-hit/

Piłkarz od konkretów

To pośrednio wiąże się pewnie z oczekiwaniami, jakie będą mu towarzyszyć w Częstochowie. Status, z jakim trafia do Ekstraklasy, sprawia, że od początku będzie się od niego oczekiwać fajerwerków. Nie jest to jednak typ piłkarza, który bierze mecz w garść i już go nie wypuszcza, wypełniając obecnością całe boisko. Kittel, jak na ogromne znaczenie, jakie miał dla ofensywy HSV, często bywał niewidoczny. Sprawiał wrażenie schowanego za partnerami, albo nawet niezaangażowanego w mecz. Zwykle czekał na jeden-dwa momenty w meczu, w których był w stanie zrobić coś konkretnego, nieszablonowego. Często ze stałych fragmentów gry, które wykonuje bardzo powtarzalnie.

W skrótach i zbitkach najlepszych zagrań wygląda więc zazwyczaj znacznie efektowniej niż przy obserwacji przez cały mecz. Mimo to jednak nie są to powody, dla których można by się poważnie obawiać, że hitowy transfer okaże się niewypałem. Chodzi jedynie o to, że najefektowniejszym piłkarzami w lidze nadal pewnie będą Josue, Kamil Grosicki czy Lukas Podolski. Ale jest szansa, że Kittel od każdego z nich wykręci lepsze liczby.

Hitowa świeżość wpisów

Byli już w Ekstraklasie i to w ostatnich latach piłkarze o znacznie bardziej efektownym CV niż to Kittela. Więcej meczów od niego w Bundeslidze rozegrał Marco Terrazzino, a więcej płacono za Kennetha Zohore. Najatrakcyjniejsza w życiorysie nowego pomocnika Rakowa Częstochowa jest świeżość jego wpisów. Wszystko, co najlepsze w jego karierze piłkarskiej, zdarzyło się wczoraj, ewentualnie przedwczoraj. By przypomnieć sobie jego dobry mecz na wysokim poziomie, trzeba się cofnąć o miesiąc. Nie jest stary, nie niesie za sobą bagażu kontuzji, nie jest aferzystą, raczej nie przywiezie do klubu nadwagi.

Jak przy każdym transferze, także i tu zawsze coś może pójść nie tak. W momencie dokonywania tego ruchu można jednak mówić o prawdziwym hicie lata. Jeśli dotąd było za taki uznawane ściągnięcie Johna Yeboaha, który trafił do Polski z III-ligowego Duisburga, a przed rokiem miał gorsze liczby w Śląsku Wrocław, niż Kittel w HSV, tym transferem Raków bije wszystko, co zrobił wcześniej, o kilka długości. Choć to tylko drugi poziom rozgrywkowy, ranking Elo mówi, że Hamburger SV wciąż jest aktualnie minimalnie silniejszy niż najmocniejsze polskie kluby. A Sonny Kittel nie był tam nosiwodą.

MICHAŁ TRELA, Canal+ Sport

 

WIĘCEJ O RAKOWIE:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Dziółka: Nie dziwię się, że jako piłkarz częściej siedziałem na ławce niż grałem

Przemysław Michalak
1
Dziółka: Nie dziwię się, że jako piłkarz częściej siedziałem na ławce niż grałem

Ekstraklasa

Komentarze

68 komentarzy

Loading...